31 sierpnia 2016

Od Tenebrae c.d Gray

- To ja idę się pakować - powiedziałam i pobiegła na górę.
Co by tu wziąć... na pewno będzie ciepło... no tak...
Pół godziny później miałam walizkę która była trochę przyciężka.
- Już jestem - wykrzyknela gdy zeszłym na dół.
Gray skinął głową i wziął walizki.
- Kochanie co ty tam masz? Kamienie?
- Nie przesadzaj - poczochralam go na co zrobił obrazoną minę.
Na lotnisku byliśmy trochę wcześniej.
Niestety byli tu już dużo rodzin do odprawy.
Jak na mój gust była to banda idiomów i psychopatów a przynajmniej tak się zachowywali. Jakoś udało nam się przeżyć odprawę i bramki. Nie było łatwo.
***
Gdy usiedlismy na miejscach Gray siedział przy oknie a ja na środku. Przy wyjściu siedziała staruszka.
- O witam witam - powiedziała gdy usiadła
Wymienilismy z Grayem znaczące spojrzenia.
- Ooo widzę że razem jesteście. Tak tak wy młodzi to dobrze macie. Gdy ja byłam w waszym wieku nie latalam samolotami. Było to nie do pomyślenia.
Ukrywam twarz w dłoniach.
- Mogłaby pani? Ona ma migreny - powiedział Gray
Uśmiechnęłam się do niego przez palce.
W trakcie lotu przechodziła stewardessa.
- Jesteś głodna? - zapytał
Skinelam głową.
- Dwie kanapki i dwie wody. - powiedział Gray
- Dobrze co do picia?
Nie no to była jakaś paranoja. Kiedy ten lot się skończy?
Gray powoli nie wytrzymał. Oby nie stał się psychopata co nie panuje nad sobą.
- Wodę. Dwie wody - odparł spokojnie.
Dostaliśmy to o co prosilismy.
Miałam dość. Nie dość że jeszcze staruszka cały czas paplała to jeszcze dzieci wrzeszczaly.
***
W końcu po wyczerpującym locie dotarliśmy do hotelu. Poszliśmy obejrzeć pokój i hotel.
Hotel był piękny. Nie wiem gdzie Grayowi udało się go wytrząsnąć.
Gdy weszliśmy do pokoju rzuciłam rzeczy i walnelam się na łóżko.
- Powiem ci ze to było męczące.
- ymm... - wymruczal w moje ramię leżąc obok mnie.
Po chwili zamknęłam oczy i pogrążył się we śnie.
***
Gdy się obudziłam światło wypadało do pokoju a ja leżała na klatce Graya. Nie chciało mi się wstawać...
(Gray?)

Od. Darknessa c.d Prim, Kelley



Mężczyzna był z siebie nad wyraz dumny. i nic dziwnego. Udowodnił tym nadętym prostaczkom ze wsi, że świetnie ma wyczulone zmysły i pomimo przeżytych lat, nie starzeje się. Zamknął powieki i dziewczyny nawet nie zdołały zobaczyć, jak mężczyzna przemienił się w wysokiego basiora z czaszką na łbie. To był dla niego szczęśliwy dzień. Czuł to w kościach. Pan śmierci znowu w grze. Nie zastanawiając się nad niczym wybiegł z chaty, a dziewczyny dopiero po dziesięciu minutach zauważyły jego zniknięcie. Dom był duży, nawet bardzo. Ulice były jak zwykle zapchane taksówkami, a niektórzy przesiedli sie na rowery, aby nie marnować ruchu i swojego czasu, czekając w samochodach. Nowy York był pięknym miastem. Nagle mężczyzna poczuł dobrze znaną mu woń. Pobiegł w tamtym kierunku i ujrzał policję, stojącą nad ciałem jakiegoś biedaka. Ni stąd ni z owąt obok basiora pojawiły się dwie dziewczyny. Wpatrywały się w Darka. Mężczyzna uśmiechnął się i pobiegł z uśmiechem (którego dziewczyny nie widziały przez maskę) do truposza. Policja zauważyła go, ale dzięki Mgle wzięli go jedynie za wychudzonego nienaturalnie kundla. Jakiś facet podszedł do niego i mruknął:
- Spadaj stąd bydlaku!
- Bydlaku?! DO MNIE?! - wrzasnął poirytowany wilk (dla mężczyzna brzmiało to jak głośne szczeknięcie) i skoczył na mężczyznę. Zaczął go szarpać na wszystkie boki.
Powstrzymał go jednak jakiś inny policjant, który wyskoczył z paralizatorem i poraził Darknessa prądem. Poczuł jedynie przyjemne wibracje na ciele. Mężczyzna był zdumiony. Kelley podbiegła do niego i powiedziała:
- Przepraszam bardzo za mojego psa.
To zamurowało Darknessa. PSA?! Jak ona mogła go tak potraktować! No cóż, już wie, kto będzie jego następną ofiarą. Mężczyzna spojrzał na dziewczynę z niemałym zażenowaniem i wypuścił Darknessa. Ten zaczął tylko mocniej warczeć. Primrose spojrzała na martwego mężczyznę i spytała się tylko:
- Co tu się stało?
- Morderstwo. - odpowiedział Darkness i wyszczerzył się. - Mamy wiec zagadkę do rozwiązania!
<Primrose? Kelley? Wybaczcie, że tak krótko. Miałam wenę, ale całą przelałam ;-; >

Od Ishi c.d Enuri

- CO TU SIĘ DO JASNEJ CHOLERY DZIEJE!? – wrzasnęłam na całe gardło. – I gdzie jest Enuri!? – dodałam po chwili. Tak, tutaj działo się coś dziwnego… To nie była prawdziwa rzeczywistość… Mocno wyczuwałam tu magię. Ale jak się wydostać? I na to wygląda, że wylądowałam tu sama…
Ale najbardziej mnie niepokoi, że ta rzeczywistość, jest bardzo podobna do mojej mocy… Ale to niemożliwe! Przecież nie mam mocy… Co tu jest grane…?
Poszłam na górę, tam nikogo nie było… Nic nie było… Z wyjątkiem krwi. Krew otóż była wszędzie. Czułam odór rozkładającego się ciała. To było okropne… A jednak w jakiś sposób… Doskonałe… Huh? Co proszę…? Czyżby to był mój najgorszy koszmar…? To, że będę uśmiechać się na widok krwi… I to że stracę te osoby, które kocham…?
Zeszłam szybko na dół, a Lucasa nie było… Może w ogóle go tu nie ma…? Wyszłam na dwór, a tam żadnej żywej duszy. To co wcześniej miało kolory: kwiaty, drzewa… Wszystko co żyło… Przepadło… Była ciemna pustka… Bez graniczna ciemność, wijąca się po całym zewnętrznym świecie. Co jakiś czas słyszałam czyjeś krzyki. Krzyki, które błagały o ratunek jak i o śmierć.
Poszłam do aktualnego pokoju Enuri mając nadzieje, że chociaż tam coś będzie. Kiedy byłam przed drzwiami, zamknęłam oczy i otworzyłam je. Niestety… Moja nadzieja była zbyteczna… nie było tam nic oprócz jej zakrwawionego plecaka.
Z moich oczu poleciały łzy. Dlaczego ja tu jestem? Dlaczego nie kto inny, tylko ja? W tej chwili byłam bezsilna… Usiadłam zrezygnowana na podłodze i zaczęłam płakać. Jakąś chwilę po tym poczułam na sobie czyjś wzrok. Podniosłam wzrok i ujrzałam czerwoną postać… Nie miała ona jednak oczu. Jednak wciąż czułam na sobie świdrujący i niezręczny wzrok.
- „Ciekawa z Was rodzinka…” – usłyszałam gruby głos. Domyślając się, należał on pewnie do tego osobnika stojącego przede mną.
- Co proszę…? – mruknęłam zaskoczona. Jednak nie usłyszałam odpowiedzi.
- „Najbardziej interesuje mnie ta mała… Jak jej na imię… Enuri, tak…?”
- Nawet jeśli… trzymaj się od niej z daleka! – wrzasnęłam i wstałam zaniepokojona.
- „Myślisz, że takie groźby na mnie podziałają…?” – usłyszałam donośny, szyderczy śmiech.-„Tak, czy inaczej… Żegnam…”
I w tej właśnie chwili, postać rozmyła mi się przed oczami. A następnie rozpłynęła się.
Nie ważne, czy z tego wyjdę, czy nie… Nie ważne czy przeżyję czy zginę… Ważne aby Enuri i Lucas byli bezpieczni…

(Enuś? Z czasem odpisywania nie było tak źle… Prawda?)

Od. Zdrajcy c.d Kasai

Kasai nie była w najlepszym stanie, po krótkiej potyczce z basiorem. A teraz jeszcze pojawili się członkowie tamtej watahy. Już raz próbowali mnie zabić, tak niedawno. Zrobiłam krok głębiej w cień. Przybyszki chyba nawet nie zauważyły, ze tu jestem, bo całą swoją uwagę poświęciły mojej towarzyszce. Stały tak, mierząc się wzrokiem. Dwie watahy, przedzielone niewielkim strumieniem, pełznącym wśród drzew. Spięte. Czujne. Gotowe do walki. Każda ze stron czekała na ruch przeciwnika. Położyłem się w miękkiej trawie, głębszym cieniu, a gdy wstałem i podszedłem nieco bliżej Kasai, dając się zauważyć, byłem już zupełnie inną osobą. Wysoki, choć wychudzony, a z brzucha wystające żebra. Wilcza czaszka, zakrywająca pysk oraz łańcuch na łapie. Bujna grzywa falowała lekko w podmuchu letniego wietrzyku. Wykrzywiłem się w grymasie niezadowolenia i pochyliłem łeb do mojej towarzyszki.
- …ie …steś w st…nie. Cof…j …ię – wymamrotałem, rzucając złowrogie spojrzenia na skamieniałe wadery. Widać Alpha watahy był dość znaną postacią i budzącą raczej powszechny respekt. A może budził go sam rozmiar? Kasai zacisnęła zęby, spoglądając na mnie.
- Co…?
Zrobiłem jeszcze krok na skraj cienia, a z krtani wydobył się głuchy warkot. Nie mogłem być pewny, jednak miałam nadzieję, że w tej chwili moje oczy są czerwone. Członkinie konkurencyjnej watahy zrobiły krok do tyłu. Wymieniły ze sobą dwa zdania i czmychnęły w las. Zamiatając ogonem po glebie i chwiejąc się na łapach odwróciłam się do Kasai.
- …ste..my kwi…a. – Wyszczerzyłem się, chyba dość złowieszczo, i ruszyłem wzdłuż strumienia, powoli tracąc nadprogramową masę. Chwilę później zapadłem się w chłodny mrok, tracąc poczucie rzeczywistości. O tak… tak bardzo byłem zmęczony. Istnienie jest tak wyczerpujące…

Obudził mnie ból. Instynktownie odskoczyłem o krok do tyłu, zaplątując się we własny ogon i przewracając się. Tam, gdzie przed chwilą był mój nos jakiś czas temu musiał zawędrować blask księżyca, bo zwykle jego blade światło nie działa na mnie tak intensywnie. Choć trzeba przyznać, że noc była wyjątkowo jasna. I cicha. W okolicy nie było nikogo, a wartki strumień błyszczał magicznie w nocnym blasku. Co powinno się robić w takich sytuacjach? Pozbierałem się z podłoża i, mimo wszystko trzymając się poza obrębem księżycowego światła, ruszyłem wzdłuż wody.
(Nikt nie będzie mi mówił, jak mam żyć. Ktoś? Coś?)

30 sierpnia 2016

Od. Zary c.d Darkness

Dziewczyna skrzywiła się. Skoczyła zwinnie i usiadła za krzakiem. Zauważyła Jelenia, którego wcześniej nie dostrzegł Darkness. Ustawiła się do skoku. Po około minucie rzuciła się na Jelenia i rozerwała jego ciało. Gdy Wilkobójca wyczuł zapach krwi, skoczył na zdechłego Jelenia i odepchnął Zarę. Zaczął szybko pić krew. Waderze nie spodobało się to. Z całej siły przepchnęła go. Zdozeriontowany Darkness popatrzył na waderę jedzącą Jelenia. Widać było, że basiorowi nie spodobało się to. Z całej siły odepchnął ją, a ta wleciała w krzaki. Szybko wyszła zza krzaków i parsknęła liściami, które miała w pysku. Darkness popatrzył na nią i zaśmiał się pod nosem. Bez słowa Zara rzuciła się na niego. Nie udało jej się to. Postanowiła zjeść to z Wielkim Wilkobójcą, ale czy to byłoby bezpieczne? Podeszła do niego i zaczęła jeść jelonka. Darkoss warknął i wznowił jedzenie.
---
Zara oraz Darkness szli dróżką. Wadera cały czas gadała, natomiast basior tylko przytakiwał.
- I jak? Zaliczyłam ten test ? - zaśmiała się Zara.
Dark cały czas milczał. Dziewczyna niee przejęła się tym, gadała dalej.
- Może przejdziemy się jeszcze do kawiarni? - zapytała Zara.
Darkness tylko przytaknął.
***
Darkoss i Zara byli już w ciałach ludzi. Dziewczyna miała ten sam makijaż i... tamten ,,początkowy" strój. Ten taki czarny, firankowy, odkrywający ciało...
- Czekaj tutaj, idę obsłużyć jakiegoś człowieka, taka praca - uśmiechnęła się dziewczyna.
Mężczyzna spuścił głowę patrząc w stół i odetchnął.
- Albo...zrobię sobie wolne - usiadła obok niego.
Darkness mruknął coś pod nosem, ale trudno było wyczuć co powiedział.
- Wiesz, mógłbyś głośniej? - zapytała starając się miło uśmiechać.
Darkoss znów szepnął coś.
- Nic nie rozumiem - spuściła głowę.
Po chwili do stołu podeszła kelnerka.
- Witam państwa. Co podać? - uśmiechnęła się.
- Ja po proszę cappuccino - mruknął Darkness.
- To samo - powiedziała bezdusznie Zara.
- Dobrze, zaraz przyniosę państwa zamówienie - uśmiechnęła się.
- Dzięki - mruknął mężczyzna.
Zara spojrzała pytająco na Darknessa. Od kilku godzin nie słyszała jego głosu, a teraz odezwał się.
- A jednak potrafisz mówić! - dziewczyna sarkastycznie powiedziała.
- Wiedziałaś, że potrafię - spojrzał na nią skrzywiony.
- Nie zrozumiałeś?
Mężczyzna znów coś powiedział pod nosem, jednak wtedy Zara nie usłyszała go. Po chwili kelnerka przyniosła ich zamówienie. Darkoss szybko zaczął siorbać kawę, tak jak i dziewczyna.
<Darkness? Takie trochę nudne :/>

Od. Kiby c.d Tytanii

***** 2 miesiące wcześniej ****

Kierował mną niepohamowany głód. potrzebowałem ofiary wadery która wykorzystam a potem zjem duszę i następnie serce. Ponieważ jestem wybredny a wadery z naszej watahy nie przykuwały mojej uwagi postanowiłem na jakiś czas się wynieść.
Trafiłem do watahy nieopodal było tutaj sporo ładnych i ciekawych wader upatrzyłem sobie kilka ofiar poznałem Reike,MoonLight oraz Esmene

W ciągu t dwóch miesięcy każda rozkochałem w sobie do szaleństwa potem zaciągałem w "romantyczne" odległe miejsca wykorzystywałem zjadałem duszę i serce a potem zakopywałem zwłoki i brałem się za kolejną i gdy zabiłem trzy robiło się głośno o zaginionych wiec postanowiłem wracać do Watahy Karmazynowej Nocy.

****dzisiejszy ranek*****

Polowałem na kilka Demonów miałem ogromną chęć na zabijanie wpadłem na Haru i na Darknessa trochę poprzeszkadzałem im w działaniu nie wiem tak dla zabawy po czym ruszyłem dalej zobaczyłem waderę "Kto to może być" No tak dwa miesiące mnie nie było i trochę informacji mi poginęło zjawiłem się przed nią .. Uniosła wzrok
-Coś ty za jeden ?
-Hmmm no tak Tytani ..
-Skąd znasz moje imię .. ?
-Znam wszystkich .. i wszystko ..
-Czyżby to Ciebie brakowało przez dwa miesiące ?
-Możliwe-mruknąłem
-Kiba tak ..
-Brawo .. spostrzegawcza jesteś przede mną wyrosła czerwona róża
-O nie ja się nie nabiorę-parsknęła ..
Uśmiechnąłem się tajemniczo
-Co Cię bawi ..
-Nic ..-westchnąłem

<Tytanio, Kiba coś szykuje>


Od. Haru c.d Darkness

Popatrzyłam na Darknessa po czym skinęłam głową wilk wraz ze mną znowu przeszedł na Deltę.
-Musimy się rozejrzeć .. -mruknął
-Ja bym się rozdzieliła
-W razie co wołaj mnie
-Okey
Poszliśmy każde w swoją stronę nie lubię współpracować
Nagle przede mną pojawił się Czarny wilk z biała głową i błękitnymi oczami
patrzył na mnie i za pewne zastanawiał się czy jestem wilkiem czy Demonem.
-Przepość mnie wędrowcu -mruknęłam
On tylko spojrzał i zniknął od razu zobaczyłam ze pojawił się i ruszył za Darknessem
-To głupek
Ruszyłam aby ostrzec Darknessa jednak nie wiedziałam dlaczego jakbym cały czas robiła tą samą czynność czyli wstawałam biegłam i znowu i znowu
-O nie to Iluzja ,, ten wilk na pewno już go dorwał

******nieokreślony czas później*****

Znowu stanął przede mną ten sam wilk nagle Iluzja pękła chciałam rzucić się na niego ale znowu już go nie było za to pojawił się Darkness byłam oszołomiona
-Spotkałaś Kibę ..
-Nie znam go czarny z białą głową ..
-Ciesz się,że udało mi się go przekonać by Cię wypościł ..
-O co chodzi ?
-Jest neutralny nie trzyma niczyjej strony
-Nie można go zabić za to !
-Dobry wojownik i nie szkodliwy czasem się bawi tak jak dzisaj
Westchnęłam ciężko
-Chociaż znalazłeś coś ?

<Darkness>

Katelyn zmienia zdjęcie!

(c) Safiru

Od. Vipera c.d Hikaru

Otworzyłem oczy. Omal podczas snu nie zaplątałem się w te zjebane druty. Jestem medykiem, ale nie oznacza to, że kocham szpitale. Podobnie jak siostra, ja ich nienawidzę. Ale to jej wycieli zdrową nerkę, nie mi. Ups, a jeżeli właśnie zostałem pozbawiony jelita cienkiego? Usłyszałem rozmowę Hikaru i mojego psychicznego ojca. Zaciekawiło mnie to trochę.
- Jajko Fire podrzucił wam..
I to głośne bicie mojego serca. Czemu ja się tak stresowałem? Fire owszem, była dla mnie ważna, ale chyba nie aż tak..Czyżbym obudził w sobie instynkt macierzyński?! Tak, kuźwa, ona się urodziła na moich rękach. No i powiedziała do mnie "Mama".
-...nie kto inny jak ty. - dokończyłem nagle.
Sam nie wiem, czemu to powiedziałem. Wiedziałem. Darkness odwrócił się w moją stronę. Hikaru również. Wyglądali na zdezorientowanych. Idiota. Wtedy mężczyzna ku mojemu przerażeniu, potwierdził każde moje słowo. Powiedział, że ukradł jajko Fire krukonom. Cóż, Mroku ze smokiem byłaby wielkim zagrożeniem.
- A Terror porwał TWOJE małe smoczątko, ponieważ...No cóż, i tu mam dwie teorie: albo ktoś go wynajął, albo smok zrobił to, ponieważ uznał was za zagrożenie dla małej. Podejrzewam też, że został wynajęty, aby was zaatakować, zobaczył Fire, uznał ją za swoją i ją porwał. Nienawidzę tego debila. Jest on trzecim z Najstarszych, czyli najmądrzejszych smoków. Oprócz niego jest jeszcze Tryton i Zguba. Z Trytonem nie wiem, co się stało. Według legendy Terror został zniewolony przez czarnoksiężnika i ma służyć temu, kto uwolni go od poprzedniego właściciela. Było coś podobnego w Harrym Potterze. Coś tam o Czarnej Różdżce. To działa podobnie.
<Hikaru? Cóż, więcej napisać nie zdołałam ;-;.>

Od. Kasai c.d Zdrajca, Dessari, Sagrina

Zdrajca połączył na mnie a Darkness wzrokiem go już zabijał.Podeszłam do basiorów.
- Em... Przepraszam że przeszkadza.
Alfa spojrzał na mnie wyrokiem, który mówił ,, Wynos się bo cię zabiję".
-Przepraszam za niego jest nowy i dopiero się uczy.
-A co mnie to! Przerwał mi posiłek!
-Tak bardzo przepraszam w jego imieniu.
Spojrzałam na Zdrajcę
-A ty co za jego adwokata robisz!?
-Nie, ale wiem że chce do nas dołączyć.
Drark spojrzał na niego, ale w końcu go przyjął. Darkoss już miał odejść, gdy Zdrajca coś pomruczał pod nosem, ja nic nie zrozumiałam, ale Alfa zrozumiał i mał już go zaatakować gdy stanęłam przed nim i przyjęłam atak na siebie. Dostałam od alfy pazurami po pyszczku co skutkowało ze straciłam wzrok w prawym oku.
Przykryłam łapami głowę i skomlałam z bólu co rozwścieczyło Darka.
 -Przestań skiałczec, trzeba było nie wchodzić mi w drogę.
Przestałam skomleć i podniosłam się a z prawego oka leciała krew.
-Przepraszam nie powinnam.
Po wszystkim Alfa se poszedł.
-Ni... ..je..t?
-Em.. nie wszystko gra.
..le..
- No nic, żyje to najważniejsze. Choć pochodzimy se po okolicy.
Ruszyliśmy przed siebie, widocznie na początku chodziłam lekko salonem. Gdy dotarliśmy nad brzeg rzeki obmyłam rany wtedy zdłam sobie sprawę że ktoś naprzeciwko nas stoi ktoś. Gdy podniosłam wzrok okazało się że była to dwie wadery.
-Kim... jeste...ście?
Zapytał Zdrajca co mu akurat wyszło.
-Dessari i Saagrina z Watahy Zahodu.
-Wstaha Zachodu.
Wyszeptałam hmm czyżby WKJN.
-Tak.
(Teraz piszą wadery)

29 sierpnia 2016

Od Amira c.d Prim

Gdy wpakowałem Prim do samochodu z związanymi oczami dopadły mnie wątpliwości. A co jeśli jej się tam nie spodoba? Eh... zacisnąć zęby i odpaliłem silnik. Celowo jechałem jak wariat żeby Prim się nie zorientowana gdzie jedziemy.
W końcu się zatrzymałem.
- Kto ci dał prawo jazdy? - wykrzyknął Prim gdy zgasł silnik.
- Oj tam nie przesadzaj - powiedziałem i dałem jej pstryczka w nos.
Ofuknęła mnie. Zaśmiał się.
Pomogłem jej wysiąść z auta i zdałem opaskę z oczu.
- Ale on śliczny - wykrzyknela i rzuciła mi się na szyję.
Domek przypominał apartamenty z nad morza z ciepłych krajów. Wyglądał bardzo solidnie i nowocześnie. Jedyna różnica w porównaniu z tymi apartamentami np. z Chorwacji była taka ze ten znajdował się na odludziu w lesie. Ale za to w jakim lesie! Pełno tu docierały słońca a około stu metrów od domku było jezioro, w którym można się było kąpać. Oczywiście jedzenie mogliśmy również sami zdobywać. Zadowoleni wzięliśmy walizki i podeszłym do drzwi. Otworzyłem je i wziąłem Prim na ręce.
- Co ty robisz? - zapytała śmiejąc się.
- Tradycja nakazuje by pannę młoda przenieść przez próg.
Zaśmiał a się. Wnioslem nasze walizki na górę.
Zastałem Prim przy kuchni. Złapałem ja w tali i położyłem jej głowę na ramieniu. Po czym zacząłem się kołysac wraz z nią.
Gdy zabrałem ja od kuchni chwilę się opierała ale kiedy włączyłem muzykę zamilkła i zaczęliśmy tańczyć.
Miałem rękę na jej tali a ona na moim ramieniu. Głowę oparła mi na klatce. Zaczęliśmy wirowac po całym salonie.
Po chwili w tańcu zaczęliśmy zwiedzać domek. Poszliśmy do pokoju z łóżkiem małżeńskim. Prim się uśmiechnęła.
Wyszliśmy na dwór i dotamczylismy do jeziora.
- Na trzy - powiedziałem
Chciała zaprotestować.
- Trzy - wykrzyknął em i skoczylem zmieniając się w wilka i ciągnąc Prim za sobą. Wypłynąłem śmiejąc się.
- Amir - wykrzyknela ja musze obiad robić.
Wyszczerzulem się.
- To ci trochę poprzeszkadzam. - powiedziałem i wziąłem ja za reke
Oparlismy się czułam o siebie oddychając głęboko. Po czym się pocalowalismy. Nie chcieliśmy przeszkadzać. Był to namiętny pocałunek.
Gdy skończyliśmy zacząłem dyszec i położyłem się na wodzie.
- Muszę iść zrobić coś na ząb bo robię się głodna - powiedziała i pocalowalismy mnie na pożegnanie.
Obiecałem że zaraz przyjdę.
Ten pocałunek znaczył dla mnie nie tylko miłość ale też inna rzecz... po raz pierwszy uświadomiłem że byłem gotowy... chciałem mieć potomka już się tak nie boję. Ale stwierdziłem że przecież to nie jest już teraz konieczne. Ale przynajmniej nie mam już strachu.
Wyszedłem z wody i stwierdziłem że pójdę pozwiedzać las. Zamieniłem się w wilka by poczuć ta atmosferę. I zacząłem biec.
Czułem wiatr w sierści i tą adrenalinę wypełniającą moje ciało. Nie wiedziałem gdzie biegnę. Nie miało to dla mnie znaczenia. Wiedziałem że muszę biec. Gdy poczułem zapach zwierzyny przystanalem i rozejrzał się. Zobaczyłem... nie to nie możliwe po konie mieliśmy pojechać jutro ale może to nie będzie konieczne... na polanie pasło się stadko dzikich koni. Najbardziej mnie zauroczyl czarny ogier z jedną skarpetką był masywny i stanowczy.
Po chwili odłączył się od swojego stada. To jest okazja. Pomyślałem. Podkładlem się do niego i gdy zamieniłem się w człowieka wyjąłem line z kieszeni. Sporządziłem lasso i zarzuciłem na szyję zwierzęcia. Po czym na niego wskoczylem.
Nigdy dotąd nie ujezdzalem konia ale powiem że było to nie lada wyzwanie. Kon wiezgal rżał i był nieustanny. Na szczęście nie miałem problemu z jazda na oklep. Po chwili koń zaczął się uspokajac wiedząc że nic już nie wskura. Pogłaskalen go i zapewniam że ze mną nic mu nie grozi. Dobrze ze zwierzęta były do mnie dobrze nastawione.
Nazwę go...  Midori
Zadowolony z mojego nowego przyjaciela zrobiłem prowizoryczna uprząż z liny i przywiązalem go do drzewa. Zastanawiałem się czy już wracać...
Nie.... chociaż zrobiłem się głodny. No trudno można zapolowac.
Zanim się zamieniłem w wilka doszedłem trochę od konia.
Zacząłem weszyc. Poczułem zapach królika. Lepsze to niż nic. Zmierzyłem się do skoku i dorwalem skubańca. Zacząłem się zajadac. Gdy skończyłem umylem się ale nie zauważyłem małej plamki krwi na bucie.
Nie chciałem jechać na koniu ale jesteśmy musiałem. Chciałem jeszcze raz poczuć ta wolność. No cóż jutro też jest dzień...
Gdy dotarłem do domu Prim akurat miała mnie wołać. Miałem rozczochrane wlosy i rozgrzane ciało a mój wzrok iskrzyl. Czułem wolność. I miłość zarazem...
Uśmiechnął się do oniemialej Prim. Wiedziałem że czekają mnie pytania i opowiedzenie o wszystkim.
(Prim?)

Od Graya c.d Tene

Szczerze mówiąc, w tym basenie mógłbym siedzieć wieki. Ale niestety, chlor w basenie źle wpływał na moje włosy. Ale nie zwracałem zbytnio na to uwagi. Ponownie pocałowałem Tene.
- Jesteś moja… - wyszeptałem jej do ucha i przytuliłem mocniej. Staliśmy jeszcze tak długo, aż nie przyszedł ten wścibski kocur.
- Jak małe dzieci… - Ice mruknęła przyglądając się nam. Westchnąłem i niestety musieliśmy wyjść.
- To ja się idę pakować… - Tene uśmiechnęła się i poszła do domu.
Ja odprowadziłem ją wzrokiem i usiadłem na trawie.
- Chyba mnie ze sobą zabierzecie… Prawda…? – Ice zaczęła się do mnie łasić.
- C-co proszę…? – zapytałem zdziwiony.
- Słyszałeś! – prychnęła.
- Kotów nie można wpuszczać na pokład… - chciałem jej wytłumaczyć lecz się nie dało.
- Do torby mnie wsadzisz… - mruknęła i odeszła. Do… torby…? Kot w torbie…? Hyh. Nie jestem pewien. Oj, przecież nic jej się nie stanie jak zostanie sama przez jakiś czas…
Nie zwróciłem nawet uwagi, że byłem już suchy. Tylko gorzej z włosami. Naturalnie są miękkie, lśniące… A po chlorze… chropowate… i takie… nijakie… No takie dziwne…
Po chwili poczułem, że czymś oberwałem. Obok mnie leżała szczotka.
- UCZESZ TE KUDŁY BO WYGLĄDASZ GORZEJ OD TWOJEGO OJCA! – usłyszałem krzyk naburmuszonej Ice. No miłe to nie było. Ale niestety… Mam takiego wrednego kota.
Uczesałem włosy i jakoś było lepiej. Wtedy zobaczyłem, że Tene była już gotowa.
Wstałem, przyniosłem swoją walizkę i otworzyłem auto. Podniosłem walizkę Tene i delikatnie się zachwiałem.
- Ym… Skarbie…? Kamienie masz w tej walizce…? – mruknąłem kiedy udało mi się włożyć ją do auta.
- Nie przesadzaj… - poczochrała mnie po głowie i usiadła do auta. Uśmiechnąłem się i zrobiłem to samo.
- No to jedziemy… - powiedziałem i włączyłem silnik.
***
Auto zostawiłem na parkingu i po chwili byliśmy już na hali odlotów. Musieliśmy trochę poczekać, ponieważ byliśmy przed czasem, i tak właśnie zebrało się kilka rodzin, które zapewnie, lecą tym samym samolotem.
Gwar, krzyki dzieci, śmiechy… Przez to rozbolała mnie głowa. Już się boję co będzie w samolocie… TOŻ TO SĄ PSYCHICZNI LUDZIE!
***
Zajęliśmy swoje miejsce w samolocie. I oczywiście nie myliłem się, to są psychopaci…
( Tene? Przepraszam, że takie słabe i krótkie ;_;)

Kiba aktualizuje profil i zdjęcie!


Od. Zdrajcy c.d Kasai

- K…m on …st? – spytałem, pochylając głowę w kierunku ziemi i wpatrując się w basiora. Kasai przestąpiła z łapy na łapę, po czym, jak zauważyłem kątem oka, figlarnie uśmiechnęła się do mnie.
- Pewien bardzo ciekawy wilk. Jak chcesz wiedzieć, to może podejdź i go o to zapytaj. Ale ostrzegam – tu ściszyła głos do teatralnego szeptu i nachyliła się nad moim uchem – to bardzo niebezpieczny osobnik i jeśli go obrazisz twoje wnętrzności mogą wylądować na kilku sąsiednich drzewach.
Spuściłem głowę na pierś, zawieszając na chwilę uwagę na wnętrznościach.
- …acz…j wi…eć ska…ć.. – wymamrotałem, zawracając pysk na waderę.
- Nie rozumiem. – Wilczyca zmarszczyła brwi. W odpowiedzi na to tylko pokręciłem głową. W tej chwili dochodzenie do porozumienia z waderą nie było moim priorytetem. Niebezpieczny.
Skulony w typowy dla mnie sposób, pomagający zachować specyficzną stabilność przeszedłem przez cień, by znaleźć się w plamie mroku przed nieznajomym basiorem. Usiadłem pół metra od zwłok i wyginając swoje ciało na kształt sinusoidy, by zrównoważyć przechylenie głowy i uszu na bok, zaczęłem intensywnie wpatrywać się w Niebezpiecznego.
Basior łypnął na mnie spode łba, a było to spojrzenie z rodzaju „Teraz się posilam, smarkaczu”. Przeniosłem więc wzrok na truchło dawnego napastnika. Samo truchło okazało się równie interesujące co basior, a wręcz… bardziej. Niespodziewanie rzuciłem się na zwłoki, przenosząc je spod łap zaskoczonego tak zuchwałością wielkiego wilka, do cienia kilkanaście metrów dalej. Przez olbrzymią dziurę w szczątkach na trawę posypały się resztki wnętrza stworzenia. Odskoczyłem gwałtownie od zwłok i przyczaiłem się pół metra od kawałków ciała. Dziwnych kawałków ciała. Wyciągnąłem łapę i ostrożnie trąciłem nią miękką materię. Zareagowała jak galareta. Zadrżała delikatnie, a do mojej łapy przylepiła się czerwona ciecz.
- Co ty wyprawiasz, dziecko? – warknął olbrzymi wilk idąc w moim kierunku. W jego oczach malowało się niezmierzone okrucieństwo, połączone z zimnym błyskiem pewności siebie i własnej mocy. Zbliżał się powoli, lecz nieubłaganie. – Czy nikt ci nie powiedział, jak należy traktować swojego przywódcę? Swoją Alphę, swojego Pana i Władcę?
Alpha. Wyglądał na takiego. Rzuciłem z roztargnieniem spojrzenie na Kasai, która wyglądała, jakby jakiś wyjątkowo śmieszny żart właśnie przed sekundą wymknął się jej spod kontroli i teraz zbierała w sobie cały animusz, by wrócić go na właściwe tory.
- T... …est …awdzi…e? – spytałem, tracąc nagle zainteresowanie zbliżającym się realnym zagrożeniem i płynnie przewracając się na dokładnie przeciwną stronę truchła, niż stał obecnie Alpha.
- Co ty tam mamroczesz? Czyżbyś już zaczynał błagać o litość, nędzniku? – Olbrzym stanął niemal nade mną, gdyż przy jego rozmiarach bariera ciała poległego wilka nie była niczym specjalnie spektakularnym.
- …iało – zwróciłem uwagę na interesujący mnie problem. - …awdzi…e? Pra…i…e?
(Kasai? Darkness? Mam nadzieję, że przynajmniej w 3% zrozumieliście, co mały psychol chciał wam przekazać)

Od. Shiry c.d Viper

Dziewczyna popatrzyła na Vipera. Wiedziała, że chłopak gdzieś ją zabierze jednak nie wiedziała do końca gdzie. Nie słyszała kto dzwonił i co powiedział. W końcu postanowiła zapytać:
- Kto to był?
- To Anubis - mój młodszy brat. - uśmiechnął się lekko.
Shira wciąż czuła się jak...Hmm... odrzucona dziewczyna... Z jednej strony lubiła Vipera, ale teraz straciła do niego zaufanie. Po chwili Percy ruszył w nieznaną Shirze drogę. Dziewczyna szybkim krokiem ruszyła za nim. Szli krotko.
---
Viper szybko otworzył drzwi i wszedł do domu. Shira stanęła przed drzwiami. Chłopak spojrzał na nią.
- No chodź - pokazał jej ręka żeby weszła.
Shira weszła niepewnie do mieszkania.
- Viper! - odezwał się jak wiadomo młodszy brat Percy'ego.
- Cześć - mruknął Percy.
- A to kto? - zapytał Anubis wpatrując się w Shirę.
- Jestem Shira, znajoma Vipera - uśmiechnęła się.
Chwilę nikt się nie odzywał. Trwał niezręczny moment. Dziewczyna postanowiła przerwać tę ciszę:
- Too...po co tu przyszliśmy...?
<Viper? Brak weny>

Tytania zmienia wygląd!

[Art by Argona Ryuketsu only for Tyks/Fragonia]
Kochana moja, i jeszcze dedykację dała! To anioł, nie Zdrajca <3 Moim zdaniem wilk jest po prostu BOSKI *^* A spróbujcie mi go tylko podpierdzielić x3

Od Primrose c.d Amir

- A co ty na to żeby wybrać się do jakiegoś domku w lesie? Będziemy jeździć konno, strzelać z łuku i robić różne inne rzeczy? – zapytał po chwili.
Zamyśliłam się. Domek w… lesie…? Właśnie, las! Miejsce, którego nienawidzę, które potępiam bardziej od słońca. Miejsce, gdzie czają się najgorsze owady świata, krwiożercze pająki, zabójcze kleszcze i mali krwiopijcy – komary.
Ale pomimo, tych okropności, ten pomysł wcale nie jest zły… Spędzić miesiąc w małym domu w lesie… Pomijając, że domek może zostać pożarty przez korniki, i zawalić się nam na głowę… Ale cóż, taki jest ten okropny świat. Nie myśląc nad czarnymi scenariuszami, które mogą nas popędzić do grobu…
- Świetny pomysł… - uśmiechnęłam się. Wow, pierwszy raz tak krótko zajęło mi podjęcie decyzji! Normalnie trwało by to z 3 godziny, a ty tylko 3 minuty! Dobra, te komary niech już mnie pożrą! Kupię raida i będzie po sprawie.
- To idę się spakować! – klasnęłam w dłonie, pocałowałam Amira, i pobiegłam na górę. Ten zdezorientowany, jedynie odprowadził mnie wzrokiem i także poszedł się pakować.
Otworzyłam szafę i wyjęłam walizkę wielkości krzesła… No, ale mniejszej nie miałam… Cóż ja poradzę!? No to tak, teraz jest ta najgorsza chwila…
- AMIR!!! – wrzasnęłam zrezygnowana. Po chwili podszedł do mnie z pytającym spojrzeniem. – Jak myślisz…? Lepiej wziąć czarne czy szare rurki, bo nie mogę się zdecydować…
Widać było, że chłopak był trochę zdziwiony moim pytaniem.
- Hym… Wiesz… -złapał się za kark. – Moim zdaniem we wszystkim ci ładnie… - uśmiechnął się.
Uśmiechnęłam się na ten komplement.
- Jednak wezmę obie pary… - mruknęłam i włożyłam spodnie do walizki.
3 godz. później…
- Prim… Nie chcę cię popędzać… Ale długo jeszcze…? – Amir co chwilę zaglądał mi przez ramię, czy już skończyłam.
- Hym…? A tak, jeszcze chwilkę… - mruknęłam, zbyt pochłonięta myśleniem, czy będzie ciepło, czy nie…? Wziąć krótkie spodenki, czy nie…? Wziąć koszulę w kratkę, czy nie…? Dobra! To dla mnie za dużo! Biorę wszystko! Wrzuciłam wszystko do walizki i odetchnęłam z ulgą.
- No! W końcu! – uśmiechnęłam się i wzięłam do ręki walizkę. Ale nie była wcale taka ciężka… Wcale…
Wyszłam przed dom i usiadłam na walizce.
- No, a teraz… - powiedział Amir i zawinął mi chustę na oczy.
- Ej, tak się nie umawialiśmy! – mruknęłam i próbowałam wstać. – Ciemno… - mruknęłam i próbowałam iść po omacku do auta.
- O to chodzi… - Amir szepnął mi do ucha tym jego namiętnym głosem... I stawiam stówę, że na pewno na jego twarzy malował się uśmiech.
Zrobiłam minę obrażonego dziecka, ale szczerze mówiąc podobało mi się to…
Po chwili Amir wziął mnie za rękę, i poprowadził auta. Usiadłam wygodnie na siedzeniu i podałam mu kluczyki.
- Mam nadzieję, że nas nie pozabijasz… -uśmiechnęłam się złośliwie.
- Spróbuję… - powiedział i włączył silnik.
Godzinę później.
- KTO CI DAŁ PRAWO JAZDY!? – wrzasnęłam trzymając się kurczowo jego prawej ręki.
- Nie jest tak źle… - mruknął zatrzymując się gwałtownie. – Jesteśmy na miejscu… - powiedział zadowolony, a ja z ulgą wypuściłam powietrze. Cudem wyszłam z auta i od razu poczułam uderzający zapach lasu.
Usłyszałam ,że Amir podchodzi to mnie powoli. Pocałował mnie i zdjął chustę. Odsunął się i…
…Zaparło mi dech w piersiach.
- Śliczny… - mruknęłam i rzuciłam się mu na szyję.
( Amir? )



Od. Tsube'a c.d Zoe

Zoe szybko zasnęła. Ja też postanowiłem położyć się obok niej i zasnąć.
---
Gdy obudziłem się Zoe robiła już śniadanie.
- Cześć kochanie - przywitała mnie.
Podeszłem do niej i pocałowałem ją.
- Hejka - uśmiechnąłem się. - Kocham Cię. - powiedziałem.
- Ja ciebie też.
Na śniadanie były naleśniki. Szybko jednak zjedliśmy. Mimo ostatniego słowa jakie wypowiedziała Zoe, nie poszliśmy do kawiarni. Wiedziałem że Zoe to ta jedyna.
- Zoe, my... chodzimy? - zapytałem nie pewnie.
- T-tak, a raczej łączy nas coś więcej, przynajmniej dla mnie - uśmiechnęła się.
- Może obejrzymy jakiś film? - zapytałem.
- Z przyjemnością. - pocałowała mnie.
Oboje położyliśmy się na łóżku. Włączyłem telewizor. Leciał tam bardzo romantyczny film, ale niestety nudny. Przelaczylem na serial komediowy. Ten to był fajny.
- Hahaha! - zaczęła śmiać się Zoe.
- Zawsze się śmiejesz na takich filmach? - zapytałem.
- Nie - rzekła - To jest naprawdę zabawne!
---
Zoe już spała. Ja także byłem śpiący. Była godzina 22:06. Wyłączyłem telewizor i zasnąłem.
---
Oboje szybko wstaliśmy i poszliśmy na plażę. Było tam wiele osób. Zoe rozłożyła koc i usiadła na nim. Postanowiła się po opalać.
- No chodź popływać! - złapałem ją za rękę.
- Nieee - opierała się. - Wolę opalać się.
- Czemu? - zapytałem.
- Bo lubię - uśmiechnęła się.
Ciągnąłem ją za rękę, jednak ona ciągle opierała się. Ludzie patrzyli na nas że zdziwieniem. W końcu wyciągnąłem Zoe i podniosłem ją. Szybko wrzuciłem ją do wody. Dziewczyna zanurkowała i wynurzyla się.
<Zoeeee? Sorry, że tak długo, ale miałam problemy...>

Od. Rosie c.d Primrose

- Nie, nie! - zawołała trochę przestraszona kelnerka. - Zamawiaj ile chcesz. - mruknęła.
- Dobrze... - Prim spojrzała na nią groźnie.  - I mnie nie popędzaj, bo to się dla Ciebie źle skończy - warknęła.
Rosie zaśmiała się cicho. Ta sytuacja śmieszyła ją, ale była dalej oszołomiona tą sytuacją z Adrianem. Możliwe iż będzie przeżywać więcej takich pokręconych przygód. Prim zamawiała jeszcze baaardzo długo, a gdy kelnerka popędzała ją, ta wrzeszczała na nią że ją zabije. Dziewczyna przyglądała się stolikowi. Nie było widać czy stół był drewniany czy raczej jakiś inny. To zbyt mądre dla niej. Nigdy nie umiała rozróżniać stołów. Postanowiła więc popatrzeć na krzesło. To, na którym zawsze siedziała było drewniane i niewygodne, ale teraz to nowe krzesło było inne. Rosie nie umiała też rozróżniać krzeseł. Spojrzała na zegarek, minęła już...GODZINA?!
- Kobieto, wybierz coś wreszcie - mruknęła.
- T-ty mnie popędzasz? - Prim popatrzyła na Rosie morderczo.
- Jeśli chcesz wybierać godzinami, to tak. - Nie popędzaj mnie, dziecko. - warknęła. - Ale ile można coś wybierać? - mruknęła.
- Dziewczęta, nie kłóćcie się - wtrąciła się kelnerka.
- Ty, babo się nie odzywaj - warknęła Rosie.
- Jakby co, już wybrałam - mruknęła Prim.
Kelnerka popatrzyła na  zamówienia zapisane w notatniku. Po chwili odeszła.
- Widzisz jaka tu jest obsługa, mnie nie obsłużyła - szepnęła Rosie.
- No widzisz, takie życie... - mruknęła Primrose.
***
Po równej godzinie kelnerki przyniosły zamówienia Prim. Było tego dużo ...
<Prim? Słabo wyszło, ale mam pomysł na następne opko ^^>

28 sierpnia 2016

Od. Darknessa c.d Zara

- Proszę? - mruknęła cicho dziewczyna.
- Ładny masz makijaż. No ile razy mam to powtarzać? - warknął trochę zniecierpliwiony Darkness.
Dziewczyna westchnęła zniecierpliwiona i fuknęła coś do Darka. Ten jednak nie wzruszył się ani trochę, bo nie należał do faceta, który się wszystkim przejmuje. Skoro dziewczyna była wilkiem, ten musiał zobaczyć, jak sobie radzi w takich rzeczach jak polowanie. Chciał ją więc zaciągnąć do lasu. Zara wyglądała trochę tak, jakby zaraz miała się rozryczeć. Dzisiaj nie była już taka pewna siebie.
- Masz ochotę przejść się w jakieś zaciszne miejsce? - zapytał mężczyzna i trochę się rozluźnił.
Zarze widocznie poprawił się humor. Uśmiechnęła się do Darka i wybiegła od razu na dwór. Była szybka. Zaimponowała mu. Ciekawe tylko, czy wiedziała, że posiada jakieś nadnaturalne zdolności.
***
Spacer zawsze poprawiał samopoczucie Wilkobójcy. Owszem, nie był to atak terrorystyczny na kaplicę, ale też było całkiem przyjemnie. Poznali się z Zarą trochę bardziej. Co prawda, on prawie nic nie gadał, a ona robiła wręcz przeciwnie, ale nie było to w tej chwili istotne. Szedł cierpliwie, a kiedy wreszcie weszli do lasu, Wilkobójca spojrzał na nią i powiedział śmiertelnie poważnie:
- Pokaż, co potrafisz.
<Zara?>

Od. Syriusza

"Jeszcze jeden łyczek alkoholu" - pomyślał chłopak i sięgnął po następny kieliszek czystej, polskiej wódki. Co za dużo, to nie zdrowo, ale alkohol potrafił uśmierzyć ból, zwłaszcza po ostatnim. Wywalili chłopaka, i to na zbity pysk. Nie był alkoholikiem. Starał się ograniczać napoje z dużą ilością procentów. Dzisiaj jednak mógł sobie na to jeden raz pozwolić. Jeden, jedyny raz. Do pokoju weszła wysoka trzynastolatka, w każdym razie jak na swój wiek wysoka, ubrana w piżamę. Była dopiero dwudziesta pierwsza, ale Fragonia należała do osób przystosowanych do wczesnego kładzenia się do łóżka. Niedługo zaczynał się rok szkolny, Syriusz więc starał się zrozumieć dziewczynę. Młoda podeszła do niego i jednym szybkim ruchem ręki zgarnęła za stołu butelkę, w której znajdowało się jeszcze trzydzieści mililitrów wódki. Wylała wszystko do zlewu. Zniesmaczony mężczyzna spojrzał na nią i powiedział spokojnym głosem:
- Jestem dorosły. Mam prawo..
- Ale nie w mojej obecności.
To nie było w porządku. Nie dla mężczyzny. Nie chciał się jednak kłócić z niepełnoletnią dziewczynką o alkohol. Miał jeszcze resztki godności. Przynajmniej do póki był trzeźwy.
***
Nazajutrz opuścił z samego rana mieszkanie rodzinki Rivers. Nie pożegnał się z Fragonią. Mieli już wszystko dokładnie przeanalizowane. Ona miała mu dostarczać informacje, a on jej. Zostawił na stolę kilka instrukcji dla młodej lwicy. Dziewczyna naprawdę była dla niego jedynym pocieszeniem w tej całej sytuacji. Wygnanie. Znowu. Chłopak nie potrafił znaleźć sobie miejsca na tym "tybecie". No cóż. Życie jest trudne. Chłopak nagle przystanął. Ulice były jak zwykle pełne ludzi, ale miał dziwne wrażenie, że ktoś go obserwuje. Zaczął niespodziewanie biec. Kiedy jednak oglądnął się do tyłu, wpadł na jakąś osobę.
- Przepraszam. - warknął i otrzepał sie z kurzu.
<Ktoś? Nie chciało mi się pisać XP>

Od Hikaru c.d Lucas

Gdy Lucas pilnował mięsa, ja wymknęłam się do salonu być podpierniczyć co nieco kupionych przez Ishi ciasteczek, które mi naprawdę zasmakowały. Ledwo przełknęłam pierwsze, usłyszałam paniczny krzyk Lucasa, a po chwili poczułam swąd spalenizny. Wbiegłam do kuchni z bojowym okrzykiem.
- Jeśli spaliłeś cokolwiek z jedzenia, to gwarantuje, że Cię zabiję.
Ledwo jednak w kuchni się pojawiłam, stanęłam w progu z wybałuszonymi gałami i otwartą ze zdziwienia gębą. Z mięsa został pył. Kluski w garnku stojącym na palniku obok kipiały i co chwila, któraś wypadała na zewnątrz, sos pryskał na wszystkie strony skutkiem czego ściany, podłoga, cała kuchnia, ja i Lucas byliśmy czerwoni. Zwieńczeniem rej masakry był ogień, który już prawie doszczętnie spalił patelnie z mięsem i był w trakcie roznoszenia się po całym pomieszczeniu.
- COŚ TY NAROBIŁ?! - wrzasnęłam i rzuciłam się na niego z chochlą leżącą na blacie. - A ZAPOWIADAŁO SIĘ TAKIE DOBRE JEDZONKO.
Chłopak uniknął uderzenia w głowę I odskoczył w stronę lodówki.
- Jak możesz teraz martwić się o jedzenie, skoro KUCHNIA NAM PŁONIE! - Spojrzał na chohlę, którą trzymałam w ręce. - I zabierz to cholerstwo ode mnie!
Mimo wszystko dalej zbliżałam się do chłopaka z zamiarem wydłubania mi oczu. Bo to był mój pierwszy raz, kiedy nie zdemolowałam własnej kuchni. Ale jak widać nie tylko ja,nie mam talentu do gotowania. Różnica jednak jest taka, że Lucas właśnie podpalił kuchnie, a ja najwyżej musiałam odmalowywać ściany. No, teraz Ishi też musiała, bo jej kuchnia była czerwona. Lucas nie miał już gdzie uciekać, za plecami miał ścianę. Ku mojemu zdziwieniu-wlazł na lodówkę.
Nie ważne ile razy próbowałam go dosięgnąć-jestem kurduplem i raczej już nie urosnę, a chochla była ciut za krótka.
- Złaź! Zatłukę cię!
Lucas trzymał się kurczowo brzegów lodówki.
Wreszcie zmieniłam taktykę, wybiegłam na klatkę schodową i po chwili wróciłam do płonącej kuchni z gaśnicą. Przycisnęłam coś i nagle Lucas zmienił się w puchatego bałwana. Biała piana pokryła jednocześnie kuchnie, gasząc w ten sposób ogień.
- Musimy tu posprzątać, bo Ishi mnie stąd wyrzuci — stwierdził po chwili Lucas, gdy już odgarnął pianę z twarzy.
- Mmm, ale ja to bym jednak wolała coś zjeść — mruknęłam i szarpnęłam za drzwiczki lodówki.
Tą się zatrzęsła i Lucas wylądował na ziemi.
- Mogłabyś zacząć myśleć głową, a nie brzuchem?! - prychnął wściekły. - I nie wyjadaj mi zapasów!
Wyjęłam z lodówki jabłko i ugryzłam je. Rozejrzałam się po kuchni, o ile tak można było nazwać to pobojowisko.
- Czym to u myjemy? Domestosem?
- Chcesz mi płynem do mycia kibli kuchnie wysmarować?!
- Hmm, a może lepiej najpierw zabarykadować się przed Ishi? - zastanawiałam się.
W tym czasie Lucas przyciągnął mop i zaczął zbierać pianę.
- A ty spróbuj zmyć te plamy ze ścian — polecił mi, rzucając w moim kierunku wilgotną ścierkę.
Od razu mu wytłumaczyłam, że takie coś nie zejdzie, a ściany trzeba będzie odmalowywać.
- A ty to niby skąd wiesz? - mruknął podejrzliwie.
- Z własnego doświadczenia.
Lucas wyjrzał przez okno i nagle zbladł.
- Ishi wraca — powiedział z przerażeniem.
Oboje rzuciliśmy robotę i zabraliśmy się za szukanie kryjówek. W kuchni nie było czego szukać, w salonie też niewiele opcji. Wpadłam do łazienki, wpakowałam się pod prysznic i modliłam się, żeby Ishya tu nie zajrzała. Ciekawe gdzie wlazł Lucas.
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, kroki i przeraźliwy krzyk Ishi.
- LUCAAAS, JAK CIĘ ZNAJDĘ, TO CI NOGI Z TYŁKA POWYRYWAM.
Kilka chwil później można było usłyszeć krzyk Lucasa. Boże miej go w opiece. Nagle chłopak wpadł do łazienki i wskoczył pod prysznic. Tuż za nim pojawiła się Ishi, w jednej chwili osłupiała.
- CZEMU ONA SIEDZI POD PRYSZNICEM?!
<Lucas?>

Od Kano c.d Moon

Nie chciałem jej aż tak urazić. Gdy tylko Moon zniknęła w swoim pokoju, ja zostałem sam w salonie. Raczej dyplomatą nie byłem, więc wolałem nie denerwować Moon jeszcze bardziej. Jednak czymś musiałem się zająć. Czym by tu się zająć, czym by tu się... ooo... GARAŻ. Otworzyłem drzwi a moim oczom ukazało się sporych rozmiarów pomieszczenie. Nie zdążyłem się dobrze przyjęć, kiedy od tyłu skoczyła nanieść Moon i wyciągnęła mnie z pomieszczenia. Musiała mieć niezły słuch, jeśli usłyszała, jak otwieram tu drzwi.
- Mówiłam coś! Do garażu nie wolno!
- Pff, mamy tu tak gnić i nic nie robić? - zapytałem znudzony.
- A co innego masz zamiar robić?
- Mmm, byłaś kiedyś w salonie gier?
Dziewczyna pokręciła przecząco głową.
- Jakoś nie było okazji.
- Świetnie.
Zacząłem przeszukiwać wszystkie kieszenie w poszukiwaniu drobniaków, których w rezultacie znalazłem dość sporo. Wsiedliśmy do samochodu. Tym razem, po długich namowach, to ja usiadłem za kierownicą.
- Tylko nas nie zabij — mruknęła Moon przed odjazdem.
Ruszyłem dość szybko i prawie w ogóle nie zwalniałem. Na dziewczynie jednak nie wywarło to większego wrażenia, wyglądała na przyzwyczajoną do takich prędkości.
Do pierwszego lepszego salonu z grami dotarliśmy w kwadrans, po drodze o mało nie robiliśmy się o latarnie, jednak przeżyliśmy. W salonie panował półmrok. Część automatów stała samotnie, część była okupowana przez rzeszę nerdów.
- Do wyboru, do koloru! - zamaszystym ruchem ręki ogarnąłem cały lokal.
<Moon? Coś nie miałam pomysłu na to opowiadanie, więc wyszło krótkie i mało ciekawe, przynajmniej moim zdaniem>

Od Hikaru c.d Viper'a

Siłą wyciągnęłam Darknessa na korytarz. Ojczulek Vipera, zamiast zająć się synem, zaczął dobierać się do szafek z lekami i w ostatniej chwili udało mi się powstrzymać go od podpierniczenia kilku strzykawek. Na korytarzu nie było prawie nikogo.
- Co dokładnie tam się stało? - zapytał zaciekawiony Dark, kiedy tylko upewnił się, że nikt nas nie słyszy.
- To był wielki smok. Bydle wysokości dwóch pięter co najmniej! - zaczęłam żywo gestykulować — nazywał się Terror i rzeczywiście, był w cholerę straszny!
Darkness skrzywił się, gdy usłyszał imię smoka. Czyżby go znał? Heh, to, że go znał, było prawie pewne, ten stary pierdziel znał już chyba wszystkie istoty we wszystkich wymiarach. Dark wyglądał na zamyślonego i wielce niezadowolonego.
- Porwał Fire — dodałam po chwili.
Darkness spojrzał na mnie zdziwiony.
- Kogo niby?
- Fire, towarzysza, a właściwie towarzyszkę Vipera - zaczęłam mu tłumaczyć. - Jest smokiem, jednak potrafi przybrać ludzką formę.
- Smokiem? Skąd wy wytrzasnęliście smoka?!
- Ktoś nam podrzucił smocze jajko.
- Kto? - dociekał Dark.
- O MATKO, NIE WIEM, CO TO, PRZESŁUCHANIE?! - krzyknęła niezadowolona.
- To wszystko bardzo zagmatwane — stwierdził po chwili Dark. - Twoim zadaniem będzie odnalezienie Fire.
Spojrzałam na niego z otwartą gębą i wytrzeszczem. Ja?! Ja kontra smok?!
- Ja też muszę coś załatwić. Przyprowadź ją tu do mnie, jednak dopilnuj by Terror cię nie odnalazł.
Odwrócił się na pięcie i opuścił szpital. Stałam tak osłupiała przez dłuższą chwilę przetwarzając to, co powiedział mi Dark. Wreszcie jednak szok minął, a ja za zaczęłam zastanawiać się nad jakimś sensownym planem. Po chwili namysłu wparowałam do pokoju Vipera. Siedział pod kołdrą, wystawiał tylko nos, pewnie po to, by jakoś oddychać. Ściągnęłam z niego nakrycie.
- Wstawaj leniu. Aż taki martwy to nie jesteś.
W odpowiedzi Viper jedynie jęknął i legł plackiem na materacu.
Świetnie. Czyli zostałam sama. Na pewno w pojedynkę uda mi się pokonać wielgachnego smoka.
~~~
Nieśmiało zapukałam w drzwi. Po kilku sekundach otworzył mi Anubis i spojrzał na mnie lekko zdziwiony. W ręce trzymał nadgryzioną kanapkę.
- Coś się stało? - mruknął.
- Potrzebuje jakiejś książki o smokach. Masz coś takiego, prawda? Twój paranormalny ojczulek na pewno coś tu kiedyś przytachał.
Chłopak wziął kolejnego gryza kanapki i zniknął w głębi mieszkania. Po kilku minutach wrócił, trzymając pod pachą obszerną księgę oprawioną w skórę. Kartki były stare, pożółkłe i gdzieniegdzie naderwane. Podziękowałam, pożegnałam się i pobiegła do taksówki, którą tu przyjechałam. Kierowca czekał na mnie, a gdy spostrzegł wielką księgę, nieco się zdziwił. Zawiózł mnie pod dom. Gdy już znalazłam się w moim mieszkaniu, zaczęłam prędko przeglądać książkę, w celu odnalezienia czegoś o Terrorze. Znalazłam. Był prawie na końcu. Poświęcono mu prawie dziesięć stron. Gdy skończyłam, byłam zawiedziona. Terror zamieszkiwał obcy wymiar. Owszem, można go było przyzwać odpowiednim zaklęciem, jednak Fire prawdopodobnie by się z nim nie pojawiła. Niezadowolona odłożyłam księgę na stół. Postanowiłam się przejść. Na dworze znów zaczynało kropić, więc wzięłam parasol. Mój spacer okazał się dość długi, bo spod mieszkania doczłapałam aż do szpitala. Na dworze zaczęła się istna ulewa, kiedy tylko weszłam do dużego budynku. Minęłam recepcje i poczekalnię i udałam się w stronę pokoju Vipera. Ledwo tylko tam weszłam, tuż za mną pojawił się Darkness.
- Już wiem, kto podrzucił wam jajko z Fire! I wiem też, czemu została porwana!
<Viper? Pomysłu zbytnio nie miałam>

Amir i Tene aktualiuzują formularze!

27 sierpnia 2016

Od Lucasa c.d Hikaru

- KTO. ZBIŁ. MÓJ. KUBEK?! LUCAS, KTOŚ TU DZISIAJ POŻAŁUJE! – Ishi wrzasnęła tak głośno, że aż przeszły mnie ciarki. Tak, zrobiłem się jeszcze bledszy, ale nie odpuszczę tak łatwo!
- I ZNOWU PIŁEŚ!?
- NIE JA! TO ONA MNIE ZMUSIŁA! – pokazałem palcem, na zdezorientowaną Hikaru. – A SAMA MIAŁA TAKIEGO KACA…!
- CICHAJ TAM! KTO ZBIŁ KUBEK!? – warknęła spoglądając to na mnie to na Hikaru.
Delikatnie wycofałem się zostawiając Hikaru, na polu widzenia Ishi.
- Ona tego nie zrobiła… - mruknęła i spojrzała na mnie zabójczym wzrokiem.
Padłem na kolana i zacząłem się kłaniać.
- Ja przepraszam! Nie chciałem! Wybacz, wybacz! – wrzeszczałem błagając ją o życie.
Ishi dosłownie świdrowała mnie wzrokiem. Szczerze mówiąc byłem gotowy na śmierć. A morderstwo w jej wykonaniu jest naprawdę okropne i brutalne. Myśląc co może mnie spotkać, po moich plecach przeszły lodowate dreszcze. I ta cisza…
W końcu Ishya wzięła w rękę obcas… Wzięła obcas i…
…Założyła go… W tym czasie odetchnąłem z ulgą…
- Idę do sklepu… - mruknęła a po chwili dodała: - W torbie są twoje ciastka, znalazłam ostatnie dwa pudełka… - zamknęła zrezygnowana drzwi.
Kiedy tylko Hikaru usłyszała trzask zamykanych drzwi pobiegła zobaczyć zakupy.
- Wiesz co…? Głodna jestem… - mruknęła przeszukując siatki.
- Na mnie nie licz… - mruknąłem wzruszając ramionami.
- No, ale weź… - zaczęła mi marudzić.
Pokręciłem głową. Tak, naprawdę, szybciej puszczę ten dom z dymem, niż cokolwiek zrobię.
- Burak… - mruknęła i zaczęła wyjmować produkty.
- Chyba nie powiesz, że chcesz coś ugotować…? – mruknąłem zaglądając jej przez ramię.
Dziewczyna w odpowiedzi kiwnęła głową. Już się boję, co z tego będzie. Nie żebym wątpił w jej talent kulinarny… Ale nie sądzę aby to było zjadliwe…
Ja w tym czasie usiadłem na kanapie i zajadałem się w najlepsze ciastkami. Powoli czułem zapach mięsa… A może to były pomidory…?
Zajrzałem chwilowo do kuchni. A tam…
- BOŻE! NIE NAUCZYLI CIĘ W DOMU SPRZĄTAĆ!? – wrzasnąłem widząc całą kuchnię w makaronie, pomidorach i w mielonym mięsie.
- Co!? To ty myślisz, że to takie łatwe!? – wrzasnęła, rzucając we mnie garnkiem. I znając mnie… Nie zauważyłem go i nim oberwałem, następnie nastała ciemna ciemność.
***
- WSTAWAJ, DURNIU! OD SAMEGO OBERWANIA GARNKIEM, TRACISZ PRZYTOMNOŚĆ!? – czułem na twarzy coś mokrego…
- Mamusiu… Czy to ty…? – mruknąłem uśmiechnięty.
- NIE! TWÓJ NAJGORSZY KOSZMAR!
- Putin, który wyjada mi ciastka…?! – otworzyłem oczy i ujrzałem Hikaru siedzącą na mnie okrakiem, która biła mnie po twarzy mokrą szmatą. – WEŹ SIĘ KOBIETO! ROZUMIEM, ŻE NA MNIE LECISZ, ALE AŻ TAK!? – wrzasnąłem i wstałem jak poparzony.
- W twoich snach… - prychnęła. – Mięso mi tu pilnuj, aby się nie sfajczyło… - mruknęła i poszła. Ja zgodnie z poleceniem, podszedłem do patelni.
No i, że to była płyta dotykowa, przez przypadek łokciem nacisnąłem na maksymalny ogień. Zapatrzyłem się w okno, prościej mówiąc – lag mózgu. Następnie poczułem zapach spalenizny. Spojrzałem na patelnie, a ta cała w ogniu.
Wziąłem w rękę pierwsze lepsze. Myśląc, że to woda, wlałem to coś do patelni. Jednak niestety… Byłą to oliwa… A chyba każdy wie, co się dzieje kiedy doda się oliwy do ognia… Takim o to sposobem, ogień był jeszcze większy…
- HIKARUUUUU!!! PALI SIĘ!!!
( Hikaruuu? )


Od Urtear c.d Max

Max wywalił się o mój niezawodny stolik. Kiwnęłam głową w stronę Igneela, na znak, że może robić z nim to co chce. Igneel uśmiechnął się i podszedł do przerażonego Maxia. No i znając zboczenie Igneela – zaczął się do niego dobierać.
- „Ło boże! YAOI NA ŻYWO!” – pomyślałam i zaczęłam szukać aparatu. W końcu go znalazłam, uśmiechnęłam się i usiadłam na kanapie…
- Awww! Nie dość, że mogę napisać o was yaoi, to mogę to nagrać! – krzyknęłam cała zadowolona.
- Wypad zboku! SIO MI TU! – Max próbował zwalić z siebie Igneela, lecz w jego sytuacji było ty niemożliwe. Teraz wie na własnej skórze , jak ja się czułam, kiedy Igneela się do mnie dobierał…
- Dobra, Igneel, teraz wiesz… Spróbuj ściągnąć mu bluzę, ale wiesz… Tak z uczuciem i namiętnością! To będzie świetne ujęcie! – podsunęłam Igneelowi pomysł, po czym na jego twarzy pojawił się jeszcze bardziej pedofilski uśmieszek.
- CO!? NIE! NIE POZWALAM! WYPAD OD MOJEJ BLUZY! – krzyczał, jakby obrywali go ze skóry.
Po tym jednak odwrócił się tak, że był nad nim. Taki obrót spraw? No problem!
- Max! Pamiętaj, że Igneel jest prawiczkiem! – krzyknęłam, ale chyba mnie nie usłyszał… Jednak później Max zwiał. – EJ WRACAJ! – warknęłam niezadowolona. Po chwili Igneel do mnie podszedł, z wielkim bananem na twarzy.
- CZEGO SIĘ SZCZERZYSZ!? – warknęłam i zdzieliłam go po głowie. – Było szybciej zdjąć mu bluzkę i przejść do konkretów! A byłby tak świetny materiał… Ale nawet nie źle się spisałeś… - mruknęłam i podałam mu kamerę.
- Ale i tak mu nie odpuszczę… - uśmiechnął się.
- Wiem, wiem, ja się już tym zajmę… - mruknęłam zadowolona.
Szybko pobiegłam do mojego pokoju i zaczęłam śmiać się jak opętana. Szczerze mówiąc bardzo ciężko było mi się nie śmiać, przy tej gejowskiej scence…
- A potem jego mina kiedy zwiewał… - zamilkłam i zerwałam się jak poparzona. – IGNEEL!
Po chwili ten cholerny przydupas był w moim pokoju.
- Gdzie jest Max? – zapytałam ciut zaniepokojona… On wzruszył ramionami.
- Oh, widzę, że aż śmierdzi od ciebie entuzjazmem… Dobra, umawiamy się tak… Jeśli znajdziesz go pierwszy w którymś z pokoi wołasz mnie, zamykasz drzwi i robisz z nim co chcesz… - uśmiechnęłam się chytrze.
- TAK JEST! – krzyknął i wybiegł z pokoju. Ja także wyszłam z niego. No cóż… Byłby chyba trochę zły, gdyby go Igneel znalazł, więc muszę znaleźć go szybciej.
***
- I co, znalazłaś? – zapytał ciut smutny Igneel, siedzący na kanapie.
- Nie… - mruknęłam. – Na pewno wszystkie przeszukałeś? – zapytałam, na co Igneel kiwnął głową.
- Wszystkie oprócz TEGO…
Na słowo „TEGO” wstałam przestraszona. No chyba mi nie powiecie, że wszedł do TEGO pokoju!? Do TEGO gdzie nawet Igneel nie może włazić.
- Zaraz wracam… A kiedy go znajdę, nie waż się wchodzić do pokoju! – warknęłam i szybko pobiegłam na górę.
Zatrzymałam się przed drzwiami, na których wielkimi literami było napisane „WSTĘP WZBORNIONY! WSTĘP TYLKO DLA UR! WCHODZĄC RYZYKUJESZ WŁASNYM ŻYCIEM!” – tak, to był mój pokój z bielizną. Niestety długa historia, ale musiałam zrobić oddzielny pokój na ciuchy i na bieliznę, ponieważ Igneel, jeden raz buchnął mi stanik i no…
Zamknęłam oczy i delikatnie otworzyłam drzwi. Weszłam do środka, modląc się, że go tam nie znajdę. Otworzyłam oczy i…
… Max grzebał mi w szufladach…
- HENTAI! JESZCZE CI MAŁO!? WBIJASZ MI DO ŁAZIENKI A TERAZ TU!? – warknęłam cała czerwona, ze złości, jak i ze wstydu.
Max przestraszony odwrócił głowę, i o mało nie zemdlał. Był blady jak trup.
- Urtear… T-to nie tak jak myślisz! – powiedział dość cichym głosem.
(Max…? Sry, ale musiałam to zrobić c: )

Uwaga!

Będę szczera: nie należę do osób cierpliwych i nie chciało mi się czekać aż na event, więc remonty zaczęłam już DZISIAJ. Niektóre zakładki mogą nie działać, inne będą zamknięte, ale nie na długo. Wszelkie błędy po aktualizacji proszę zgłaszać do mnie, a ja je na pewno poprawię!
~Tyks

26 sierpnia 2016

Od Prim c.d Rosie

Usłyszałam straszliwy odgłos budzika.
- Już wstaję… - burknęłam, a jednocześnie trzepnęłam budzik, który następnie spadł na podłogę i się roztrzaskał. – Kurde, znowu to samo…
Wstałam i chwiejnymi krokami poszłam do łazienki, wzięłam szczotkę, a następnie zeszłam na dół. Usiadłam przy stole i zaczęłam wgapiać się w blat. Wtedy dopiero zobaczyłam jak bardzo był drewniany…
- Jak coś drewno-podobnego może, być tak dobrą imitacją drewna…! Magia! – mruknęłam.
Bez celu wstałam, i zaczęłam chodzić bez celu po całym domu.
- A no właśnie… - mruknęłam, kiedy na myśl przyszedł mi pewien pomysł… Iść do tej nowo otwartej kawiarni…
Wstałam i poszłam… gdzieś…
***
Wyszłam na dwór, świeże powietrze i słońce, którego nienawidzę.
I tak szłam spokojnie przez tą „piękną” pogodę, aż poczułam „delikatne” szturchnięcie w okolicy brzucha. Spojrzałam w dół, a następnie mój wzrok napotkał się, ze wzrokiem małej dziewczynki? Już było blisko, abym zrobiła jej taki opierdziel… Ale jakoś się opanowałam… Po chwili trochę sobie pogadałyśmy, aż usłyszałyśmy krzyk.
Znając moja ciekawość, miałam nieodpartą ochotę zobaczyć co się dzieje. Kiedy byłam w miejscu zamieszania, zaraz obok pojawiła się Rosie… Okazało się… że to była krowa.
Ludzie panikowali, jakby nie wiadomo co się stało! KTO NORMALNY BOI SIĘ KROWY!?
No cóż, było trzeba skorzystać z okazji i zrobić sobie z krową zdjęcie… Ale niestety, mój jakże wspaniały plan nie wypalił…
Następnie zamieszania było jeszcze więcej. Kto normalny wzywa straż pożarną i policję, tylko dlatego, bo na wolności jest krowa? Cóż, dawno takiej głupoty nie widziałam.
Ale to co zobaczyłam na końcu rozwaliło system… Facet w spódniczce mini, z krzywymi nogami, i raperską czapką, wsiadł na ową krowę… I pobiegli w stronę słońca! ~ Rozpędzeni prosto w stronę słońca, zatraceni w sobie tak bez końca! ~ (nie lubię jej, ale mi się tak skojarzyło ;-;)
- Idziemy na kawę? – mruknęłam do obok stojącej Rosie. Dziewczyna kiwnęła głową, ale widząc, że idę do kawiarni, na rogu- pokręciła głową. Posłałam jej pytające spojrzenie.
- Tam jest okropna obsługa… Czekałam 3 godz. aż kelnerka podejdzie…
Wzruszyłam ramionami i weszłam do budynku.
Usiadłam przy stole, a Rosie obok mnie… Wzięłam do ręki kartę i zaczęłam się zastanawiać co zamówić…
- Cappuccino… Czy może Latte…? – mruknęłam do siebie zastanawiając się, która lepsza. W końcu wybrałam… Znaczy nic nie wybrałam, bo nie mogłam się zdecydować… Cóż siedziałyśmy sobie z Rosie z jakieś 30 minut? I kelnerka nie przyszła. Zaczęłam się rozglądać, w poszukiwaniu, choć jeden osoby, która jest obsługiwana, lecz wszyscy mieli już swoje zamówienia… 
Wstałam i podeszłam do lady.
- Przepraszam… Ale widać, że naprawdę Pani się nudzi… - powiedziałam, ze sztucznym uśmiechem i próbowałam być jak najbardziej miła.
- Dobra, nie przeszkadzaj… - kelnera mruknęła, i pomachała mi na do widzenia. Oj, teraz to sobie nagrabiła.
- Nie przeszkadzaj!? NIE PRZESZKADZAJ!? OJ NAPRAWDĘ PRZEPRASZAM! NIE CHCIAŁAM! – zaczęłam wrzeszczeć na cały głos. – NAPRAWDĘ!? CO TY SE MYŚLISZ?! ŻE MOŻESZ SOBIE BEZCZYNNIE SIEDZIEĆ I PATRZEĆ!? RUSZAJ MI TU D*PĘ I DO PRACY!!! ALE JUŻ!
Kelnerka fuknęła i podeszła do stolika Rosie. Uśmiechnęłam się i usiadłam na swoim miejscu.
- Co podać…? – mruknęła i wyjęła notesik.
- Ja poproszę… - zaczęłam…
Godzinę później…
- Nie, nie, nie! Jednak koktajl mango! A może jednak nie… Mrożona herbata! Nie… Latte wygląda smakowicie… Ale lepiej wygląda Cappuccino…
- Jezu kobieto zdecyduj się w końcu…
- Co proszę? Popędzasz mnie tak…? – wstałam i spojrzałam na nią morderczym wzrokiem.
( Rosie? Przepraszam, że takie słabe ;-;)





Heyo

Długo nad tym myślałam i już sama nie wiem. Są szabloniarze, którzy mają o niebo lepsze szablony, niż ja. Zobaczyłam dzisiaj szablony na Panda Graphic (za dużo tam animowców mają, muszę iść się leczyć, bo za dużo widziałam, oj za dużo. Widziałam dwóch śliniących się do siebie gei, a szkoła dzisiaj była o lesbijkach. HELOU, CZY TYLKO JA WIDZĘ, ŻE COŚ Z TYMI LUDŹMI JEST NIE TAK?!) Widziałam te szablony i uświadomiłam sobie...jakie ja mam słabe prace. Patrzyłam na to wszystko z podziwem i nie małą zazdrością. Boże, WKJN zasługuje na coś więcej, niż moje amatorskie nagłówki i mój prosty css. Stworzyłam ankietę. Póki co, szablon pozostanie ten, ale po WAW (czyt. Wielka Aktualizacja Watahy) zostanie NA STÓWĘ ZMIENIONY. To jednak od was będzie zależeć, czy wolicie moje, czy profesjonalne.
Link do tej wielkiej szabloniarni >> Klikaj!

Od Max’a cd. Urtear

Czemu ja jestem taki ułomny?! Jak zwykle sprawiam same kłopoty. Ja chciałem się tylko schować przed tym padalcem...
Siedziałem przed drzwiami odwrócony do Ur plecami. Ciekawe za jak wielkiego zboczeńca mnie uważa.
-Prz-przepraszam…-rzekłem.
-HENTAI!-wręcz krzyczała zbulwersowana dziewczyna. Lecz przecież ja nie chciałem tu być! To przez Igneela…
-Ur, to może weź ręcznik i no wiesz…-mówiłem nie pewnie.
-NIE WYJDĘ Z TEJ WANNY!!!-wkurzyła się jeszcze bardziej.
-Ale…
-NIE!!!-byłem już cicho. Siedziałem po turecku i uderzałem głową w drzwi. Pomyślałem, aby uciec przez okno, ale Ur by raczej się nie zgodziła. Naszą jedyną nadzieją był ON. Tak. On czyli Igneel. Pomyśleć ,że zaczęło się na tym, że się śpieszyłem w pewne miejsce ,a teraz co? Siedzę w jednej łazience z nagim wampirem.
-Trzeba czekać na Igneela…-rzuciłem cicho.
-Ten szczur?!- gdy to powiedziała, cicho parsknąłem śmiechem-No co?!
-Po prostu nie mogę gdy go wyzywasz…-chwile konwersowaliśmy, sytuacja była dość napięta, ale jakoś udało nam się chociaż chwile porozmawiać. Nagle usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi.
-Igneel wrócił…
-Wołaj go!-‘’warknęła’’ do mnie. A ja zacząłem walić pięściami w drzwi i wołać go. Dzięki Bogu usłyszał. Szybko znalazł się pod łazienką.
-IGNEEL! ODTWÓRZ DRZWI! JESTEŚMY ZAMKNIĘCI!-mówiłem do niego przez ‘drewno’.
-Oj, Maxiu, ale jak mam je otworzyć?-mówił śmiejąc się. Wtedy Urtear wydarła się i zaczęła go wyzywać po japońsku.
-Dobra idę po śrubokręt…-rzekł od niechcenia. ZBAWIENIE NASTAŁO! Po jakiejś chwili było słychać jak próbuję rozwalić zamek. Opornie mu to szło. Chwila…jeśli by otworzył drzwi zobaczył by Ur…
-Stój! Rozwal drzwi, ale ich nie otwieraj! Sam wyjdę!- Igneel rozdupiał zamek dalej. Złapałem za klamkę i kazałem się mu odsunąć, albo chociaż zamknąć oczy. Delikatnie otwierałem drzwi, aby były uchylone na jak najmniejszą szerokość, po czym wyszedłem z łazienki na czworaka. Zamknąłem za sobą wejście do łazienki i wstałem. Igneel się na mnie patrzył tym swoim pedofilskim wzrokiem.
-Dzięki, ale sobie nie myśl zboczeńcu.
-He,he.
***
Siedziałem z nim w salonie. Ur wróciła już ‘’ogarnięta’’. Cała kipiała złością. Szybkim tempem poszła do kuchni i wróciła…z nożem…
-Em…Ur, ale spokojnie-wystraszyłem się ,ale starałem się nie dać tego po sobie poznać.
-Zrobiłeś to specjalnie…ty…hentai!-nie spodziewałem się tego, ale chciała się na mnie rzucić z nożem. Aaaaa, naprawdę powinienem spierdzielić z tego domu już dawno. Zacząłem uciekać przed wkurzoną Ur. Ale oczywiście coś musiało stanąć na drodze mojemu szczęściu…STOLIK. Ten nikczemny mebel, znów rujnuje mi wszystko. Od dziś nienawidzę stołów. Są one okropne i zawsze wszystko niszczą! Jak nie uderzysz się o niego, to kurde i tak ci wszystko zrujnuje. Założę się, że to właśnie szatan stworzył owe narzędzie. Dobra nie ważne nic nie mówiłem. Wylądowałem na tym stole. I co się stało? Igneel! Tak ten zboczeniec zaczął się do mnie dobierać. Oni chyba się dogadali wcześniej. Ur odłożyła nóż I chwyciła aparat (który nie wiadomo kurna jak był pod jej ręką…NO JAK?!) po czym zaczęła to nagrywać.
-Awww! Nie dość ,że mogę napisać o was yaoi to mogę to nagrać!- i jak ja miałem się poczuć w tej sytuacji?
-Wypad zboku!- próbowałem zwalić z siebie Igneela. Ten jego perfidny uśmiech…PROSZĘ ZABIJCIE MNIE. PROSZĘ!
-Dobra Igneel teraz tak wiesz, spróbuj ściągnąć mu bluzę, to będzie świetne ujęcie!- rzekła Ur. NO TO JUŻ SZCZYT.
-CO?! NIE! TY TEŻ?! TO ZMOWA?!- I w tym momencie spadłem razem z nim na podłogę, a Urtear cieszyła się jeszcze bardziej-O NIE WYPAD OD MOJEJ BLUZY!
-He,he- zrobił tą swoją minę. Byłem nad nim. O Boże jak to musiało pedalsko wyglądać. Udało mi się wyrwać. Szybko podniosłem się na nogi. Przy czym ‘przypadkowo’ nadepnąłem ba Igneela.
-Ej! WRACAJ!- krzyczała nie zadowolona Ur. Zacząłem uciekać. To chyba był już zwyczaj w tym domie. Widziałem pierwsze lepsze drzwi i wbiegłem do środka. Zamknąłem je na kluczyk, który akurat był w zamku. Odsapnąłem z ulgą. Chwila właściwie co to za pokój? Nie wiem, ale ważne jest to, że nie ma tu tej glizdy jaką jest Igneel…

(Ur? Hue,hue gdzie znajduje się Max? ;D )

25 sierpnia 2016

Od. Vipera c.d Shira


Była za blisko. Chłopak to czuł. Nie wiedział, czy tego chce. Kiedy dziewczyna zamknęła oczy, ten odwrócił głowę. Po chwili powiedział:
- Gorąco się zrobiło, co nie?
Dziewczyna otworzyła oczy i zrobiła skwaszoną minę. Viper dął jej tym do myślenia, że nic z tego nie wyniknie. Do oczu napłynęły jej łzy. Nie chciała się rozklejać przy Percy'm, więc powiedziała tylko:
- Tak. Ty z Accelią. Wiem.
Chłopak tylko przewrócił oczami. Accelia? Sam już nie wiedział, czy tego naprawdę chciał. Dziewczyna zaczynała go już powoli wkurzać, zwłaszcza latając z tą swoją kosą. Owszem, była atrakcyjna, ale sam nie wiedział. Był teraz w cholernej rozterce. Ostatnio przestał uganiać się za dziewczynami jak kiedyś. Skupił się na jednym celu: na wygranej w igrzyskach. Tylko na tym mu teraz zależało. Wiedział, jaką cenę będzie musiał zapłacić, jeżeli przegra, lub się podda. Spojrzał na Shirę i powiedział spokojnym głosem:
- Ona mnie nic nie obchodzi. Nie mam dziewczyny. Nie zamierzał na razie o tym myśleć. Odkąd okazało się, że jestem wilkiem, nie myślę już o tym. Mam ważniejsze sprawy na głowie.
Dziewczyna jakby odetchnęła z ulgą. Miała teraz pewność, że nie ma konkurencji. Przynajmniej do czasu. ciszę przerwała komórka chłopaka. Ten skrzywił się i odebrał połączenie, ale jakby od niechcenia. W słuchawce odezwał się Anubis:
- Przyjdź do domu. Mam coś dla ciebie.
Po chwili czternastolatek się rozłączył. Viper spojrzał na Shirę, a ta uśmiechnęła się. Wiedziała, że chłopak zamierza ją gdzieś zabrać.

<Shira? Przepraszam, słabo wyszło. W dodatku cały czas przekładałam ;/>

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits