28 maja 2018

"Wyprawa" od Nataniela do Dorina.

- Jesteśmy już na miejscu? - księżniczka obudziła się w chwili w której zgasił silnik. Podróż trwała coś koło 6 godzin więc Nat nie marzył o niczym innym jak o rozprostowaniu swoich długich kończyn. Miał czas napatrzeć się na śpiącego słodko Rina, który w podróży zachowywał się jak dziecko. Małe rozkoszne dziecko z tymi jego lekko zarumienionymi od snu policzkami. Musiał oderwać od niego pełne głodu spojrzenie i zająć czymś ręce.
- Jeszcze nie. Auto musi tu zostać, więc resztę trasy pokonamy pieszo. - widział lekko niezadowoloną minę basiora. Jak na tak pracowitą mróweczkę nie cieszył się zbytnio na większą aktywność fizyczną. Nat zaśmiał się pod nosem rzucając mu jego torbę.
- Mogę Cię zapewnić że nie pożałujesz tych paru godzin marszu kiedy dotrzemy już na miejsce. -
- Paru godzin? marszu... -
Widać było że nie marzyło mu się brnąć przez parę godzin przez las i to pod górę. Nataniel wskazał dłonią na szczyt widoczny spomiędzy koron drzew.
- Musimy dojść jeszcze dziś prawie na sam szczyt. Tam będziemy mogli spędzić spokojnie noc. Zostało jeszcze parę godzin do zmierzchu więc powinniśmy dać radę. Po drodze mamy tylko dwa góra trzy postoje. -
Basior westchnął przeciągle, ale założył posłusznie torbę na ramię.
- Prowadź więc. -
Ruszyli zostawiając auto na polanie. Trasa nie należała do najłatwiejszych, przez las nie przebiegała żadna ścieżka. Wkrótce zostali wchłonięci przez soczystą zieleń. W środku było znacznie ciemniej i duszniej. Poszycie gdzieniegdzie było jeszcze wilgotne co znaczyło że niedawno musiało padać. Buty grzęzły im od czasu do czasu w rozmokłej ziemi. Nieźle się napocili a wciąż nie dotarli jeszcze nawet od połowy trasy.
- Często tutaj przyjeżdżasz? - zdyszany głos przerwał ciszę.
- Niezbyt. Kiedyś potrafiłem znikać tu na kilka miesięcy. Ale teraz nie potrzebuje już przebywać tutaj aż tak długo i często. - Rin zatrzymał się w miejscu patrząc z zaciekawieniem.
- To jakieś specjalne miejsce? -
- Można tak powiedzieć. - Nataniel uśmiechnął się do niego promiennie jednocześnie ocierając pot z czoła. Wziął łyk wody i podał butelkę towarzyszowi. - gdy byłem młodszy przypadkowo leciałem przez ten teren, nie wiedząc samemu gdzie chce się udać i w jakim celu. Chciałem po prostu lecieć tak długo dopóki starczy mi sił i po prostu w końcu paść wycieńczony na ziemie. Tak spadłem w sam środek tego lasu. Byłem zbyt wycieńczony by udać się dalej, więc zostałem tu. Przy okazji odkryłem kilka wyjątkowych miejsc. Jedno z nich jest już niedaleko, więc ruszajmy dalej. Na miejscu zrobimy sobie dłuższy postój. - Wiedziałem że chce mi zadać jeszcze parę pytań, ale ostatecznie zamilkł i szedł dalej trochę bardziej ochoczo niż wcześniej.
Półgodziny później dotarliśmy na miejsce.
- To tutaj? -
- Tak, to tutaj.- zapadła chwila długiej ciszy w czasie której Dorin lustrował okolice, coraz bardziej tracąc niedawno zdobyty entuzjazm.
- Nie obraź się, ale co jest takiego niezwykłego w leśnej polance? - Nataniel słysząc to złapał towarzysza za rękę i pociągnął go lekko w górę ,w głąb polanki porośniętej niskimi drzewkami, kwiatami i krzakami leśnych jeżyn. Po środku znajdowało się coś jakby niewielkie jeziorko.
- A teraz spójrz pod stopy. - Nat odgarnął butem grudkę ziemi pokazując Rinowi że pod nimi znajduje się pień drzewa, o średnicy zbliżonej do średniej wielkości stadionu. Na jego gładko uciętej powierzchni rosły inne rośliny. To co początkowo wyglądało jak jeziorko okazało się być dołkiem w którym niegdyś musiały zebrać się soki drzewa. Obecnie twarda żywica tworzyła jakimś cudem krystalicznie czystą, złotą powierzchnie, przez którą było widać dno.
-  Niezwykłe jak duże musiało być to drzewo kiedy jeszcze żyło i ciekawe kto ściął tego kolosa tak równiutko. Teraz już rozumiesz dlaczego to nie jest zwykła leśna polanka. - Rin tylko kiwnął głową dalej wpatrując się w bursztynowe jeziorko.
Na miejscu nazbierali leśnych owoców i zrobili sobie przerwę. Musieli jednak wkrótce pożegnać się z tym miejscem i ruszyć dalej. Byli już lekko spóźnieni, słońce chyliło się coraz niżej na horyzoncie.
- Resztę miejsc pokażę Ci w najbliższym czasie. Jeśli nie chcemy spędzić nocy na zewnątrz musimy przyśpieszyć i zrezygnować z dłuższych postoi. -
Dalsza droga była o tyle łatwiejsza że prowadziła przez kamieniste podłoże jednak nachylenie było na tyle ostre gdzieniegdzie że musieli wspomagać się dłońmi by wspiąć się wyżej. ?Przy samym miejscu docelowym spadek nieco malał i prowadził do wejścia do jaskini.
- Zapraszam. - mężczyzna wykonał gest dłonią jakby zapraszał właśnie gościa do wnętrza swego domostwa. Po części była to prawda, Nat uważał to miejsce za swój dom i azyl.
Wewnątrz jaskini znajdowało się kilka odnóg. Jedna prowadziła do miejsca w którym mieli spędzić noc. Miejsce to miało lekko ciepłe ściany jakby nagrzane od słońca. Rin słyszał w ich wnętrzu lekki szum wody. Obydwoje byli już mocno zmęczeni.
- Zanim położymy się spać należałoby się trochę odświeżyć. - Nat zaprowadził basiora w głąb krętym korytarzem do miejsca w którym do sporego zagłębienia spływała ze ścian ciepła parująca woda. Pomieszczenie miało lekką wyrwę u samego szczytu, przez które sączyło się do wnętrza miękkie światło księżyca. Odbijając się w tafli wody, tworzyło ruchome poświaty na ścianach.
- Jeśli chcesz możesz pierwszy się odświeżyć. - odwrócił się planując co jeszcze musi zrobić. - ja w tym czasie - urwał czując smukłe dłonie na swoim przedramieniu. Stał posłusznie w miejscu czekając na słowa czy jakiś gest swego towarzysza.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits