31 maja 2018

Od Jeanette - Quest #55

   Czego można chcieć od życia więcej, niż lampki wina, miski popcornu i dobrego filmu? Świętego spokoju, co Jeanette również miała zapewnione. W końcu udało jej się wygospodarować trochę czasu tylko dla siebie, aby mogła się zrelaksować przy jakimś klasyku. Ułożyła się w mało przyzwoitej pozycji na kanapie i ziewnęła, przyciągając miskę z przekąskami bliżej siebie, żeby nie musiała dalej sięgać. Była już prawie północ, jednak ruda nie przejmowała się tym i udawała, że wcale nie musi jutro na rano wstać do pracy. Cóż, coś od życia także się jej należy. Wyciszyła telefon, żeby nikt z pracy jej nie gnębił. Jeśli coś jest na tyle ważne, żeby Jean o tym wiedziała, może poczekać do jutra bez większego problemu. Jeśli nie, niech się pierdoli. Miała szczerą nadzieję, że nie będzie to nic ważnego. Przynajmniej nie na tyle, żeby wyleciała z pracy. Ochrzan jeszcze i zniesie, z utratą źródła zarobku będzie już nieco gorzej, żeby nie powiedzieć fatalnie. Odpaliła nagranie z Lśnieniem, na szczęście nie musiała się podnosić z łóżka. Tak tak, oglądanie jak główny bohater powoli popada w szaleństwo było dosyć wdzięcznym zajęciem dla kogoś takiego jak Jeanette. Była pod wrażeniem, jak aktor dobrze odegrał tę rolę, chociaż czasami też się zastanawiała, czy przypadkiem w swoim realnym prywatnym życiu nie ma podobnych problemów. To niemożliwe, żeby tak dobrze tylko grać. Dzisiaj jednak postanowiła odłożyć na bok rozterki Jacka Nicholsona, a zająć się raczej pełnym odmóżdżeniem, żeby zbyt dużo nie myśleć. Uśmiechnęła się do siebie, widząc te lata osiemdziesiąte bijące z wyświetlacza. Tego po prostu nie dało się pomylić z niczym innym. Wiedziała również, że większość współczesnych dzieciaków uznałaby to po prostu za kicz. No cóż, taki klimat. Przecież nie zabroni nikomu mieć własnego zdania na temat kultowego filmu. Wsadziła rękę do miski z popcornem i wsadziła kilka ziarenek do ust. Uwielbiała słone rzeczy. Nie było to zbyt zdrowe, ale co zrobić. Jej styl życia nie był zbyt zdrowy. Od zawsze czuła sympatię do Jacka, sama nie wiedziała czemu. Wydawał jej się przesympatyczny, nawet jeśli był chorym szaleńcem, który miał ochotę wymordować całą swoją rodzinę. W końcu był biedny, ruda suka z całego swojego zimnego serduszka mu współczuła. Pisarz z sukcesami, a dopadł go alkohol i izolacja. Izolacja mogłaby nie być dla mnie taka zła — pomyślała Jean. — W końcu nienawidzę ludzi. Gdyby ich nie było przez kilka miesięcy, nie ucierpiałabym. Pytanie tylko, czy przeprowadziłaby się tam razem z kimś, czy sama jak palec, bo jeszcze jest sprawa, że to tej drugiej osobie by odwaliło i miałaby poważne problemy, żeby przeżyć. A w sumie, komu by się chciało ją zabijać.. Najwyżej zamknęłaby się w spiżarni i tam siedziała, przecież miała jedzenie. I tyle jej właściwie do szczęścia wystarczyło. No dobra, może jeszcze szybki internet, ale przecież w tamtych czasach nie mieli czegoś takiego. Jedzenie musiałoby jej wystarczyć. Zapatrzyła się w ekran niewielkiego telewizorka — w końcu na większy było jej szkoda wydawać — i poczuła, jak oczy jej się powoli zamykają. Nie była nawet w połowie filmu, ale widziała go tyle razy, że właściwie fabułę mogła wyrecytować z pamięci. Nie przeszkadzało jej to się dobrze bawić za każdym razem, kiedy widziała ten film. Niektóre rzeczy po prostu się nie nudzą. Ale mogą znużyć.
    Rudowłosa obudziła się (a przynajmniej wydawało jej się, że się obudziła) w całkiem innym miejscu, niż zasnęła. To wyglądało jak.. hotel? Tak, hotel. Suka zmarszczyła nos, jakby rozpoznając miejsce, w którym była bardzo, bardzo dawno temu. Już chciała się podnieść i iść dalej, jednak usłyszała dźwięk, jakby ktoś upadał. Szybko zwróciła się w tamtą stronę i otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. O cholera. Czarnowłosa kobieta wymachiwała kijem bejsbolowym, tuż przed twarzą — czy to możliwe? — samego Nicholsona, który w tym ujęciu wyglądał jeszcze bardziej przerażająco niż w filmie. Podczas gdy Wendy wymachiwała kijem, Jean podniosła się i machnęła kilka razy rękami, żeby ją zauważyli. Kiedy to nie pomogło, krzyknęła. Ale ani jedno, ani drugie jej nie usłyszało. Uszczypnęła się kilka razy, ale odczuła to, więc nie mogła być duchem. Dziwne — pomyślała, ale nie odezwała się, wiedząc, że to i tak nie przyniesie skutku. Nagle, zupełnie jak w Lśnieniu, mężczyzna oberwał kijem. Jean skrzywiła się, czując głuchy odgłos uderzenia. Odwróciła się dopiero, kiedy usłyszała krzyki kobiety, co oznaczało, że według fabuły filmu teraz powinna przetransportować go do spiżarni. Może tam coś zdziała, może tam ktoś ją zauważy. Wolałaby, żeby to była Wendy. Nie miała ochoty jeszcze umierać. Chciała pomóc Wendy transportować ciało Jacka, ale jakby nie miała racji bytu w tym świecie. Jej ręce nie przeniknęły przez mężczyznę, ale po prostu nic nie pomogły. Czuła dotyk jego koszuli, ale nie mogła go unieść, jakby miała zbyt mało siły. Westchnęła ciężko i po prostu udała się korytarzem, za czarnowłosą, która rozpaczliwie ciągnęła ciało swojego męża po ziemi. Wedle jej oczekiwań, znaleźli się przy spiżarni w niedługim czasie, który jednak zdawał się wlec w nieskończoność, bo wszyscy ją uporczywie ignorowali. Nie odpowiadali na jej pytania, nie zauważali nawet jej obecności. Nie dało nic nawet zagadywanie do Wendy, kiedy została już sama, po zamknięciu Nicholsona w spiżarce. Usiadła więc grzecznie na stołku i po prostu czekała, co się wydarzy, aż w końcu czarnowłosa kobieta zerwała się jak oparzona od drzwi tymczasowego więzienia, po czym wybiegła w popłochu na korytarz. Ruda zawołała głośno "hej, zaczekaj!", ale najwyraźniej także teraz nikt nie miał ochoty za nią latać. Trudno. Wytężyła swoje siły i pobiegła za Wendy, w dobrze znane sobie miejsce, do garażu, gdzie stał śniegołaz. Całe szczęście, że nie rozpędzała się zbyt mocno, bo wpadłaby idealnie w jej plecy, kiedy ta stanęła jak wryta. No tak, w końcu wszystko pod maską było zepsute, wręcz w fatalnym stanie. Suka stanęła obok kobiety. Teraz powinna wrócić do hotelu, ale.. ale tak się nie stało. Drzwi gwałtownie się za nimi zamknęły, zamykając obie dziewczyny w półmroku. Chwila, chwila, przecież tego nie było w filmie! Obróciła się zdezorientowana, szukając jakiegoś racjonalnego wytłumaczenia, dlaczego jest tak, a nie inaczej. I nagle dostrzegła. Parę świecących, żółtych oczu, które zdawały się być coraz bliżej Jeanette..
    I wtedy się obudziła, z krzykiem. Wbijając wzrok w napisy końcowe filmu. Skarciła się w myślach za te idiotyzmy. Jak mogła myśleć, że to się działo naprawdę?!

Quest zaakceptowany

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits