Dziewczynka. Tak na oko dziesięcioletnia, może trochę młodsza. Malutki, antropomorficzny szczeniaczek pod kolor futra Jean z wyszczerzoną w szerokim uśmiechu mordą. Policjantka uniosła brew zdziwiona i parsknęła, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. To małe stworzenie szatana przytulało się do jej nogi, blokując wszelkie ruchy dziewczyny. Już rozglądała się w poszukiwaniu właściciela zguby, kiedy mały pomiot szatana uśmiechnął się jeszcze bardziej i wypowiedział jedno słowo - "mama". Suka zasyczała, po czym odskoczyła od dziecka jak oparzona i zaczęła szaleńczo machać rękami, żeby zwrócić na siebie uwagę reszty ekipy. Nie było to dla nikogo wielkim zdziwieniem, że nie potrzebowała dużo czasu.
— Kto ją tu wpuścił, debile?! — niemalże krzyknęła, wściekle młócąc powietrze rękami.
— Aspirant Twardowski-Rizzoli, twierdziła, że jest pani jej matką.. — Jeden z oficerów uniósł ręce do góry w obronnym geście.
Rudowłosa opuściła wzrok na tę małą istotkę, która była sprawczynią tego całego zamieszania. Fakt, podobieństwo było uderzające.. ale przecież Jean nie miała dziecka, ba, nie posiadała nawet odpowiednich narządów, aby móc mieć dziecko. Skąd więc..? Wzięła głęboki oddech, żeby się uspokoić. Nie lubiła dzieci, chociaż tak naprawdę bardziej się ich bała. Miała kilka możliwości, żeby roznieść swoje geny dalej w świat, ale każda z nich skończyła się mało przyjemnie dla suki. Nie było opcji, żeby to było jej dziecko. Po prostu nie. Tym razem zwróciła się do tłumu gapiów, którzy oczywiście zdążyli już zrelacjonować całą sytuację.
— Czyje to dziecko? — zapytała tonem, którego nie powstydziłby się żaden agent specjalny. — Czyje to dziecko? — powtórzyła, tym razem bardziej natarczywie, podnosząc dziecko do góry. Dziewczynka wyglądała, jakby nieźle się bawiła.
Nagle przez dziennikarzy przedarł się inny antropomorficzny, na którego dziecko zareagowało entuzjastycznym "tata!". Jeanette fuknęła wściekle, ale oddała mu zgubę. Również z niemałym entuzjazmem. Niech to będzie moje ostatnie spotkanie z dziećmi, mruknęła sama do siebie.
— Kto ją tu wpuścił, debile?! — niemalże krzyknęła, wściekle młócąc powietrze rękami.
— Aspirant Twardowski-Rizzoli, twierdziła, że jest pani jej matką.. — Jeden z oficerów uniósł ręce do góry w obronnym geście.
Rudowłosa opuściła wzrok na tę małą istotkę, która była sprawczynią tego całego zamieszania. Fakt, podobieństwo było uderzające.. ale przecież Jean nie miała dziecka, ba, nie posiadała nawet odpowiednich narządów, aby móc mieć dziecko. Skąd więc..? Wzięła głęboki oddech, żeby się uspokoić. Nie lubiła dzieci, chociaż tak naprawdę bardziej się ich bała. Miała kilka możliwości, żeby roznieść swoje geny dalej w świat, ale każda z nich skończyła się mało przyjemnie dla suki. Nie było opcji, żeby to było jej dziecko. Po prostu nie. Tym razem zwróciła się do tłumu gapiów, którzy oczywiście zdążyli już zrelacjonować całą sytuację.
— Czyje to dziecko? — zapytała tonem, którego nie powstydziłby się żaden agent specjalny. — Czyje to dziecko? — powtórzyła, tym razem bardziej natarczywie, podnosząc dziecko do góry. Dziewczynka wyglądała, jakby nieźle się bawiła.
Nagle przez dziennikarzy przedarł się inny antropomorficzny, na którego dziecko zareagowało entuzjastycznym "tata!". Jeanette fuknęła wściekle, ale oddała mu zgubę. Również z niemałym entuzjazmem. Niech to będzie moje ostatnie spotkanie z dziećmi, mruknęła sama do siebie.
Zaakceptowano
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!