Chyba każdy, kto stałby z boku i przyglądał się całej tej sytuacji,
która niedawno miała miejsce, z całą pewnością byłby w stanie zająć
moje miejsce. Już nawet nie chodzi o to, że Azami nagle zdała sobie
sprawę z tego, iż jej największym marzeniem jest zemsta na oprawcach jej
rodzeństwa, przez co była w stanie wybić niemal połowę ludności Stanów
Zjednoczonych. Mało interesuje mnie także fakt, że po raz kolejny
zabrała mi moją moc, za co normalnie obdarzyłbym ją taką wiązanką łaciny
oraz wyzwisk, że można by było zrobić z tego pomniejszy słownik.
Bardziej interesowało mnie jednak to, co zrobiła, kiedy mówiłem jej, aby
mnie zabiła. Oczywiste było, iż blefowałem — co jak co, ale myślałem,
że wówczas posłucha zdrowego rozsądku i się uspokoi. Jakież zatem było
moje zdziwienie, kiedy ta mnie puściła, spełniając tym samym moją
prośbę. Nie powiem, zazwyczaj mam głęboko gdzieś, czy wrócę do domu w
jednym kawałku, czy też trafię prosto do zakładu pogrzebowego. Tym razem
jednak wolałem tę pierwszą opcję, w której to miałem jakiekolwiek
szanse na przekonanie dziewczyny do zaprzestania udawania jednego z
czterech Jeźdźców Apokalipsy. Nie chciałem przecież, żeby wykopano mnie z
mojej wymarzonej posady na jej rzecz. Co jak co, ale ja też lubię
czasem postraszyć ludzi śmiercią. Wracając do tematu. Sama chciała,
żebym zginął, czego dowodem był właśnie tamten gest. Jak zatem
wytłumaczyć to, że zanim zdążyłem spotkać się z ziemią — do czego
oczywiście by nie doszło: moc teleportacji się kłania — poczułem silne
szarpnięcie za ramiona, ratujące mnie w ten sposób od upadku z około 200
metrów. I tutaj właśnie mój mózg się przegrzewa od natłoku myśli.
Najpierw chciała mnie zabić, następnie ratuje, a jakby tego było mało,
zaraz po tym zabiera moc i sama próbuje się spalić żywcem... Coś mi się
wydaje, że wolałbym chyba samodzielnie zbudować wehikuł czasu, niż
zrozumieć tę kobietę. Albo po prostu powinienem był zacząć szukać
poradnika pod tytułem "Instrukcja zachowania wobec NICH". Na eBayu chyba
coś znajdę. Teraz jednak nie mam na to czasu, gdyż trzymam właśnie
łokieć ledwo powstrzymującej się od rozklejenia Azami, patrzącej na mnie
z wyczekiwaniem po tym, jak wypowiedziałem jej imię. Szkoda tylko, że
najpierw to zrobiłem, a dopiero później pomyślałem, co tak w ogóle
chciałbym jej powiedzieć. Jak można się oczywiście spodziewać, w głowie
miałem kompletną pustkę, przez którą cisza panująca między nami była
jeszcze bardziej denerwująca. Kolejny dowód na to, że najpierw robię — w
tym przypadku mówię — a dopiero potem myślę. Bo co ja mam jej niby
powiedzieć?
- Azami... — Zacząłem i podobnie jak wtedy zaciąłem się właśnie na tym jednym wyrazie.
Ta
natomiast cały czas nie spuszczała ze mnie wzroku, a ja niemal
wyczuwałem, jakby czekała na jakiś ochrzan ode mnie czy też gorzką
prawdę. Byłbym w stanie to zrobić? Pewnie tak, a nawet z przyjemnością. A
zrobię to? Dobre pytanie.
- Azami... — dobra, muszę
przestać, bo to wygląda tak, jakbym się jąkał — Co się z tobą dzieje?
Masz jakieś rozdwojenie jaźni czy jak? Raz zdajesz się nie być w stanie
skrzywdzić nawet muchy, a zaledwie dzień później mordujesz z zimną krwią
tyłu ludzi. Nie to, że tego nie popieram, bo sam lepszy tam, w Miami,
nie byłem. — dodałem w ramach wyjaśnień oraz upewnienia co do tego, aby
jakieś głupie myśli nie przyszły jej do głowy — Po prostu... To nie jest
normalne, żeby ktoś tak nagle obudził się i doszedł do wniosku, że chce
zgładzić całe rodziny odpowiedzialne za krzywdę swojego rodzeństwa.
Przecież...
- Nie jest normalne?! — wykrzyczała, próbując się
wyrwać, lecz nie pozwoliłem jej na to — Nie jest normalne to, że
chciałam zemsty na kimś, kto wyrządził krzywdę mojemu rodzeństwu?! Ty
weź się czasem zastanów co gadasz, bo nie wiesz, jak to jest!
Brawo.
Trafiła w najgorszy z możliwych punktów, jakie tylko mogła. Punkt,
którego poruszenie przez kogokolwiek powodowało reakcję łańcuchową, na
której końcu moja pięść lądowała na twarzy tamtego wścibskiego
człowieka. Temat, którego najchętniej nigdy bym nie poruszał, a który
znów został wyciągnięty na światło dzienne. Odruchowo zacisnąłem dłonie w
pięści, a ponieważ jedna z nich trzymała rękę dziewczyny, ona również
poczuła wzbierający we mnie gniew:
- A tu cię zaskoczę. —
praktycznie wysyczałem, patrząc w jej stronę — Ja też miałem rodzeństwo,
które dość się nacierpiało. Znam ich oprawców, dokładnie wiem, gdzie
mieszkają oni oraz ich rodziny, a jednak ich nie zabiłem. Codziennie
żyję ze świadomością, że te kanalie jak gdyby nigdy nic wciąż chodzą
sobie po świecie, być może właśnie w tym momencie się śmiejąc albo
wspominając z kpiną moich bliskich, którzy już tego robić nie mogą. Ale
nadal ich nie zabiję, nawet jeśli zemsta aż zżerałaby mnie od środka. Bo
coś komuś obiecałem. — na chwilę przerwałem, puszczając jej rękę — Więc
jeśli jeszcze kiedykolwiek przyjdzie ci do głowy, że moje życie było
zawsze kolorowe i nie wiem, jak to jest, przemyśl to dobrze z pięć razy,
bo możesz się nieźle pomylić.
Po tych słowach kompletnie
przeszła mi ochota na dalszą rozmowę z nią. Po części nawet zacząłem
żałować, że w ogóle się odezwałem, gdyż dla mnie samego ta gadka była
pozbawiona większego sensu. Dlatego też nie czekając na jej reakcję na
moje durne żale, odwróciłem się do niej plecami i ruszyłem powolnym
krokiem przed siebie, rzucając w jej kierunku:
- Mogę ich
zobaczyć? — wyraźnie wyczuwając jej zdezorientowanie, dodałem —
Chciałbym poznać osoby, dla których nadstawiałem swój własny tyłek.
Chyba mam do tego prawo, prawda?
Azami? Chyba nie tego się spodziewałaś, ale innego pomysłu nie było
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!