27 marca 2018

Od Nany C. D. Ruperta

— Pozwól, że wam przerwę. Nano potrzebuje twojej pomocy przy nowym projekcie. — Podskoczyłam, ruszając w kierunku wyjścia. Z jednej strony potrzebowałam powietrza, ochłonięcia od tej całej dzikiej sytuacji, która sprawiała, że kręciło mi się w głowie. Miałam wrażenie, że zaraz pęknie mi łeb, serce biło za szybko i czułam się ponownie jak pierdolone zwierzę w klatce. Jednocześnie czułam sporą ekscytację nowym projektem, na tyle, że wpłynęłam w temat swobodnie, starając się ignorować dyskomfort wynikający z przeszłej sytuacji. Zaczęłam nawijać, zadając standardowo milion pytań na raz. 
— Porozmawiamy o tym przy kolacji. Niedługo Hania kończy lekcję, poczekam na was i pojedziemy razem. — Skinęłam ze zrozumieniem głową, zaczynając mówić o aktualnej maszynie, za którą się zabraliśmy. Starałam się nie wspominać nawet imienia Adama, które jednak czaiło się gdzieś tam na końcu języka. Wtedy poczułam palce na moim ciele, kolejne zresztą tego dnia, które musiały zostawić na mnie siniaki i to zdecydowanie było zbyt dużo. Byłam zła, zmęczona, przestraszona i zgrywałam twardą. A gdzieś tam była schowana Naira, która zwyczajnie w świecie wstydziła się bycia słabą, aż tak zależną od kogoś żeby nie mieć szansy na jakikolwiek sprzeciw. Rupert wciągnął nas do jakiejś pracowni komputerowej, miałam już go opieprzyć za straszenie mnie, gdy przerwał mi swoimi ustami w pół zdania.
— Rupert! Co... — Kurwa. Pierdolę. Spróbowałam się wyrwać, ale zawsze był silniejszy ode mnie. Gdy on trenował sam lub z Hanką, ja siedziałam w pracowni. Raczej nie robiłam żadnej pracy wysiłkowej, na tyle mocnej żeby zainwestować we własne mięśnie, czy sprawność fizyczną. Mężczyzna pociągnął mnie za sobą, całując bez wytchnienia. A ja sama nie wiem, czy miękłam dlatego, że mi się podobało, czy z czystego przerażenia. Szum krwi w uszach, nieprzyjemny głos w głowie mówiący że znowu nie mam wyboru. Czułam się jak pusta lalka, która jest tylko pierdolonym obiektem seksualnym, jakiś pierdolonych mend z okolicy. Zaczynało brakować mi już tchu, mężczyzna nie dawał za wygraną i chyba pierwszy raz od naprawdę dłuższego czasu, poczułam do Ruperta czyste obrzydzenie. Jak mogłam pomyśleć że faktycznie mogłoby coś wyjść? Że w ogóle nie był jaki jak Artur? Pierdolenie o Szopenie. Walenie pięściami niczego nie dało, kopnąć nie było jak a odwracanie głowy kończyło się mocniejszym ściśnięciem ramion, na których jutro pojawią się kolorowe plamy po krwiakach. Rozchyliłam wargi, stwierdzając że skoro są tak podobni, to ta strategia nie powinna być problemem do zrealizowania. Złapał mnie mocniej za biodra, przycisnął do siebie, tylko po to, żeby po chwili splunąć na podłogę krwią, gdy mogłam się już w spokoju wyswobodzić. 
 — Ugryzłaś mnie! — stwierdził, nie wiem czy będąc bardziej zaskoczonym, oburzonym czy rozbawionym. 
 — Jesteś pieprzonym troglodytą, który myśli chujem — wycedziłam zgryźliwie, chociaż w rzeczywistości chciało mi się płakać. — Nie mogę uwierzyć, że myślałam... — przerwałam w pół zdania, prychając furiacko pod nosem. Wiedziałam, że jeżeli zrezygnuję z krzyczenia i wściekłości, to rozpłaczę się, a na to, nie mogłam sobie pozwolić. Nie teraz, nie przed Rupertem który powoli sobie uświadamiał, że chyba nie tędy droga.
— Nana... — zaczął, ale ja naprawdę nie byłam w nastroju do słuchania. 
 — Mam nadzieję, że z tą swoją Violet złapiesz chorobę weneryczną — mruknęłam, najzwyczajniej w świecie zwiewając. Biegłam prosto do mieszkania, zaczynając wszystko pakować w prawie natychmiastowym tempie, praktycznie na opak, bez patrzenia co gdzie wkładam. W tym stanie znalazła mnie Hanka, która zerknęła raz i drugi, na panujący w mieszkaniu bałagan i na moje czerwone z gniewu policzki. Choć rumieńce na ciemnej skórze jak moja, odznaczał się o wiele słabiej, niż zapłakane oczy. W następnej chwili wyleciała jak z bicza strzelił, żeby wrócić po godzinie, przez którą ja miałam czas ochłonąć. Zaczęłam na powrót rozpakowywać i pakować rzeczy, zastanawiając się - co ja tu w ogóle robię? - naprawdę powinnam chyba wysłać Hankę na wieś, do rodziny, może będzie jej tam lepiej. Siedziałam oparta plecami o łóżko, gdy postrzelona Młoda wróciła rozradowana i z dumą oświadczyła...
— Nawrzeszczałam na wujka. — Nie pierdol. Na przekór sytuacji roześmiałam się głośno, zastanawiając się, czy nawrzeszczeć na Hankę już teraz, czy dopiero jutro jak się bardziej uspokoję. Poklepałam zachęcająco miejsce obok siebie, a dziewczynka przysiadła się, przytulając się do mojego boku. 
— Nie chcę wyjeżdżać — mruknęła. — To się nie powtórzy, prawda?
— Wiem, skarbie — mruknęłam łagodnie całując jej włosy i czekając aż zaśnie, zanim przełożyłam ją do łóżka. 
Wizja rozmowy z Rupertem stała się nagląca, zwłaszcza, że nadal nie wiedziałam co wymyśliła Hanka. Chyba dlatego stanęłam przed jego pokojem z przeświadczeniem, że nie zamierzam wrzeszczeć. Cokolwiek zrobiła Hanka, chcę prosto przeprosić za to. Powiedzieć że jest miły, ale jeszcze raz zbliży się do mnie bez mojego pozwolenia, to zamierzam go wykastrować, niezależnie od sytuacji. Już byłam zbyt zmęczona krzykiem, żeby poruszać inne kwestie. Przede wszystkim czułam się zraniona, bo Rupert stał się znajomy, przyjazny, wydawało mi się, że bezpieczny. A teraz na powrót cofałam się bliżej ściany, ograniczałam kontakt fizyczny, czy nawet starałam się już nie przebywać sama w danym pokoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits