27 marca 2018

Od Ruperta C. D. Nany

Warga krwawiła i to obficie. Dzięki temu był w stanie na powrót myśleć trzeźwo. Czerwona płachta zazdrości opadła ciężko, zostawiając go kompletnie zażenowanego swoim zachowaniem. Nana wybiegła i wiedział że gonienie jej nic im nie da. Bardziej niż cokolwiek innego potrzebowali teraz chwili aby ochłonąć. Przeczesał włosy dłońmi, na chwilę zamykając oczy. Rozmyślał kiedy się tak zmienił, kiedy stał się tak cholernie niecierpliwy?. Przy Tess był zawsze opanowany, obchodził się z nią jak z porcelanową lalką i nie ogarniała go taka ślepa żądza, jaką czuł przy Nanie. Pomimo krwawiącej wargi nadał czuł słodycz jej ust. Może nawet byłby zadowolony z tego powodu, gdyby nie wyrzuty sumienia. Wiedział, że zawalił na całej linii.
W drodze do rezydencji wysłał Viol wiadomość. Zdarzył się umyć i przebrać, gdy do pokoju wkroczyła wojowniczo nastawiona Hania.
— Co się stało mamie?! — czyli było gorzej niż myślał, skoro młoda była aż tak roztrzęsiona. Dawno już, w czasie treningów przekazał jej, że w razie jakichkolwiek kłopotów ma się udać wprost do niego. Niestety kłopotem okazał się on sam. Rupert przykucnął przy młodej. Mówił powoli i spokojnie.
— Wystraszyłem Twoją mamę, ale więcej już tego nie zrobię. Obiecuję Ci. — zakończył czując jeszcze większy ciężar na swoich barkach.
— Nie wierze Ci! zawsze wszyscy obiecujecie że mama nie będzie już płakać, a później robicie to samo — młoda była dzielna, zaciskała pięści ale nie uroniła ani jednej łzy. Stał przed nim mały wojownik broniący kogoś dla siebie bliskiego. Niestety miła racje, raz już sobie obiecywał że da Nanie czas i nie dotrzymał słowa.
— Tym razem możesz być pewna, że nic takiego się nie powtórzy. — Tego jednego był pewien. Hania przez chwile stała patrząc na niego twardo aż w końcu...
— Tobie wierze. Dbaj o mamę, ona jest czasem denerwująca i za dużo gada i często mówi "Nie"...ale jest Kochana i za dużo już płakała. — wiedział już o tym doskonale sam. Skinął tylko głową i wstał widząc w drzwiach Viol. 
— Dziękuję za rady. Dzisiaj chyba nie ma sensu trenować. Pora abyś wróciła do mamy, bo pewnie martwi się o to gdzie jesteś. — Mała zgodziła się z nim wychodząc. Wysłał za nią Viol aby upewniła się że mała bezpiecznie trafiła do matki. Miał dla niej co prawda inne zadanie, ale równie dobrze może poradzić sobie z nim sam. Wychodząc wysłał wiadomość.

Viol patrzyła jak młoda znika w drzwiach prowadzących do mieszkania w którym obecnie przebywała wraz z matką. Sama nie wiedziała, co ma sądzić o kobiecie która pojawiła się nagle w rezydencji z dzieckiem. Dała jej czas i sposobność wracając na swoje piętro w kamienicy. Coś chyba jednak nie szło tak jak sobie to zakładała. Rupert był rozdrażniony i nieobecny. Kobieta płakała, a dziecko niedawno klejące się do niego teraz krzyczało. Musiała wszystko na nowo przeanalizować. Gdzieś popełniła błąd, który trzeba naprawić. Dostała wiadomość. Rupert zdecydował że sam wykona zadanie. Nie podobał jej się ten pomysł, za bardzo był rozkojarzony, a sam obiekt nie wydawał się być kimś z kim pójdzie łatwo. Nie śpiesząc się wróciła do pustej rezydencji, czekając i analizując. 
Nana minęła służbę kierując się w stronę pokoju Ruperta. Nie pytała nawet czy jest. Najwidoczniej uważała za coś oczywistego o tej porze jego w nim obecność. Viol patrzyła uważnie jak przystaje przed drzwiami łapiąc kilka oddechów, zanim podniosła dłoń aby zapukać.
— Nie ma go. — Kobieta podskoczyła. Łatwo było ją wystraszyć.
— Aha, w takim razie wpadnę kiedy indziej — odwróciła się gotowa wyjść, jednak coś zatrzymało ją w miejscu. — A tak dokładnie to kim właściwie jesteś? jego sekretarką? — 
— Jestem robotem który ma mu służyć — odpowiedziała zgodnie z prawdą.
— Nie rozśmieszaj mnie, mogłabyś wymyślać lepszą... —  Nana zamarła widząc ją zdejmującą płat skóry z piersi. Viol potrzebowała więcej danych o kobiecie aby dokończyć analizę a do tego potrzebna była szczerość.
 — Choć nie do końca można mnie nazwać robotem, wiele z moich części jest ludzkich i należało do panny Tess.
 — ...Do kogo przepraszam? — Viol wiedziała że ryzykuje odsłaniając wszystkie karty przed kobietą. No cóż najwyżej jeśli coś się nie uda po prostu będzie musiała się jej pozbyć. Choć na to pewnie nie pozwoli jej Rupert. Coś w każdym razie musi zrobić bo wszystko zmierzało ku jednemu. Kolejnej śmierci na którą nie mogła pozwolić, nie w momencie kiedy kobieta dała jej nadzieję na uratowanie Ruperta.
— Wygodniej będzie nam chyba w salonie. — Czekała je długa rozmowa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits