05 marca 2018

Od Nataniela C. D. Dorina, Florence



Byłem gotowy na kolejny poranek zaczynający się od niespokojnego oddechu i prysznica by pozbyć się lepkości potu na skórze. Nie pamiętam co mi się śni i czego się tak panicznie boję. Odkąd opuściłem zamek nie mogę pozbyć się tego nocnego koszmaru, powracającego noc w noc.
Dziś było jednak inaczej niż zwykle. Koc leżał zapomniany na podłodze, chwytając się jednym rogiem brzegu łóżka, jakby resztkami sił próbował ratować swoją dotychczasową pozycję. Pod moją głową znajdowało się niewątpliwie męskie ramię. Jasna skóra nabrała ciepłej barwy w płomieniach poranka wkradającego się przez odsłonięte okna. Z wolna wracały do mnie wydarzenia z nocy. W moje nozdrza uderzył ostry zapach Rina, czułem jego poranną erekcje na swoich pośladkach i dole pleców. Jedną ręką obejmował mnie w pasie a jego dłoń znajdowała się na moim brzuchu. Wraz z każdym oddechem  lekko szorstkie palce ocierały się o moją skórę. Starałem się nie oddychać, przyśpieszony puls dudnił mi w uszach. Przymknąłem oczy akceptując jego nieuniknioną bliskość i własną słabość. Rozkoszowałem się teraz każda z mijających sekund. Nasze serca biły w jednakowym rytmie. Mój oddech zwolnił. Poranek pełen ciepłego światła i spokoju wewnątrz mnie, chłonąłem niczym dziecko te nowe dla mnie uczucia.
 Musiałem znów zapaść w sen bez snów. Obudziłem się grubo po dziewiątej otulony kocem i sam. Mój radar szybko złapał obecność Dorina na dole. Zaciekawiony i głodny  z uśmiechem wyskoczyłem z łóżka zakładając koszulkę i szlafrok. Na korytarzu zatrzymałem się przed drzwiami ma Perle. Zapukałem i czekałem na jakąkolwiek odpowiedz, która nie nadeszła. Miło mieć tak twardy sen, pomyślałem wchodząc do jej pokoju. Spała na brzuchu przykryta jakby od niechcenia. Jedna noga wystawała ukazując delikatną stopę, perfekcyjnie zarysowana łydkę i kawałek kremowego uda. Włosy tworzyły artystyczny nieład w którym tonęła jej drobna twarz. Uniosłem jedną brew, jeśli mnie wzrok nie mylił moja modelka spała nago jak niemowlę. Delikatnie przysiadłem na brzegu łóżka tuż przy jej biodrze i dwóch wzgórkach wyraźnie zarysowanej pupy. Z szerokim uśmiechem wędrowałem czubkami palców po delikatnej skórze karku.  W odpowiedzi usłyszałem ciche mruczenie, lekko zagłuszone przez miękkość poduszki.
– Wstawaj ma petite… – nachyliłem się nad jej uchem prawie dotykając go swoimi wargami - albo zły wilk zje sam  – moja dłoń wędrowała niżej po wklęśnięciu kręgosłupa pomiędzy łopatkami – całe, pyszne – czułem jak wygina się pod moją dłonią – śniadanie. – skończyłem moją wędrówkę na lędźwiach w miejscu w którym zaczynała się granica kołdry. Zamruczała jeszcze dwa razy, tym razem głośniej, jakby w ramach protestu. Cicho się zaśmiałem z tego niemądrego kociaka.
– Masz jeszcze trzy minuty aby wstać samej – zdjąłem szlafrok kładąc go przy niej. Nie omieszkała spróbować zabić mnie wzrokiem – albo tak kompletnie nagusieńką zniosę cię na dół – w ramach pojednania złożyłem na jej czułku delikatny pocałunek i ruszyłem w stronę wyjścia. Wstanie i ubranie się w mój szlafrok zajęło jej całe siedem wdzięcznych minut. W ciągu których poznałem całą gamę nowych przekleństw, czekając po drugiej stronie drzwi.
– co na śniadanie? – spytała przecierając wciąż sennie powieki.
– o ile mnie węch nie myli jajecznica – podałem jej ramię i tak zeszliśmy na dół.
Dopiero po chwili dotarła do mnie moja własna głupota. Jedno spojrzenie spode łba Rina na nasza dójkę podziałało na mnie jak kubeł zimnej wody. No tak, przecież Rin nie wie że nie interesują mnie kobiety. Chciało mi się jednocześnie śmiać i płakać z obecnej sytuacji.
– Zrobiłem jajecznicę, jeśli macie ochotę – rzucił w stronę naszej dwójki. Westchnąłem mimochodem pozbywając się całej energii zgromadzonej tego poranka.
– Dorin, pozwól że przedstawię Ci moją nową modelkę i naszą nową współlokatorkę Florence. Ma Perle to mój asystent i jednocześnie obrońca – puściłem perskie oko w jego stronę – Dorin – Nieśpiesznie podali sobie dłonie taksując się nawzajem. Zakryłem dłonią usta patrząc z boku na kobietę rano odziana tylko w mój szlafrok i mężczyznę z którym spędziłem większość nocy i poranka. Poczucie humoru jeszcze mnie nie opuściło jak widzę.
– jemy? – przerwał cisze Rin. Ruchem dłoni wskazałem miejsce Florence i odsunąłem jej krzesło. Sam siadłem bliżej uosobienia męskiej furii która szybko i sprawnie nałożyła nam smacznie wyglądającą i pachnącą jajecznicę. Jedliśmy w ciszy. Jajecznica była wyborna jednak to nie dlatego każde z nas starało się jak najszybciej zakończyć posiłek. Atmosferę panującą przy stole była tak gęsta że można  było ciąć ją nożem do steków, przy użyciu znacznej ilości siły. Skończyliśmy prawie równocześnie.
– Zrobię  herbaty – zaproponowałem, jednocześnie z Rina „posprzątam” i Reny „skoczę się przebrać”. Każde z nas ruszyło wykonać swoje zadanie. W kuchni czułem wyraźnie niezadowolenie Rina teraz lekko przytłumione, ale stukotu mytych przez niego naczyń nie dało się zamaskować, nawet lekkim zamieszaniem jakie tworzyłem szukając herbaty po szafkach.
– na dole po prawej – usłyszałem z boku cichą podpowiedz mojego asystenta. Faktycznie znalazłem w wskazanej przez niego szafce moje ulubione zielsko. Filiżanki znajdowały się w szafce obok, ale nie mogłem sobie odmówić lekkiego, niby przypadkowego kontaktu z rozgrzanym,  prawie parującym ciałem mężczyzny. Wybrałem więc parę kubków znajdujących się nad zlewem. Próbując ich dosięgnąć oparłem swoje ciało o jego plecy. Czułem na skórze pod koszulką jego napinające się mięśnie i do moich uszu nie dochodził już żaden stukot. Naparłem mocniej pochylając twarz do jego ramienia rysującego się pod materiałem cienkiej koszulki. Mięśnie tworzyły ponętne łuki i wcięcia w których chciałem zanurzyć usta i zęby. W kuchni było słychać tylko szum wody i nasze oddechy. Moje dłonie opadały coraz niżej i niżej  dopóki nie znalazły się po obu bokach jego głowy, zamykając go w klatce utworzonej z mojego ciała. Spodziewałem się protestu, strzału w ryj, czegokolwiek, ale nie że nieśmiało i niespiesznie obróci się w moją stronę wpatrzony w podłogę. Oddychający moim niespokojnym rytmem, na granicy.
Nie byłem pewny czy mogę, czy chce poruszyć się o krok do przodu. Pozwoliłem prowadzić się instynktowi. Moja dłoń objęła jego lekko szorstki policzek podnosząc jego twarz i usta bliżej moich, nieśpiesznie tak aby dać nam obydwóm czas na ucieczkę, czy chociaż nieśmiały protest, nic takiego jednak nie nastąpiło. Poczekałem aż złote kocie oczy spojrzą wprost w moje. Jak na zwolnionym filmie jego powieki  unosiły się błądząc wzrokiem po całej długości mojego ciała. Palił mnie tym spojrzeniem, rozpalając mnie coraz bardziej. Opierał się przed spojrzeniem mi w oczy. Mocno więc naparłem ciałem na niego tak aby poczuł jak na mnie działa. Lekki szok czy zdziwienie zrobiło swoje i mogłem cieszyć się jego stu procentową uwagą. Więcej nie było mi trzeba wbiłem wygłodniałe usta w jego wargi, przytrzymując jego twarz w dłoniach. Kiedy lekko się rozluźnił spróbowałem językiem jego wnętrza. Czas i przestrzeń przestały istnieć, liczył się tylko płynny żar płynący z jego ciała do moich żył. Lubiłem być zdobywany, podrywany, nawet czasem przymuszany. Przy Rinie odkrywałem własne zaborcze Ja. To moja ręka zdobywała kolejne terytorium jego ciała badając je z pasją i zachłannością. To moje oczy zdzierały z niego ciuchy, szarpiąc je na bladej i ciepłej skórze. To moje ciało napierało, nadawało rytm i stawiało granice przynależności. Mój świat stał się biały i złoty, rozpływający się w żarze naszych ciał. Coś we mnie przeskoczyło, jakaś klapka dotychczas zamknięta i niedostępna nawet dla mnie. Czułem wyraźniej niż kiedykolwiek moje smocze pochodzenie które kazało mi oddać się w posiadanie temu mężczyźnie i zabrać równie wiele w zamian. Nie było to nic związanego z cielesnym pożądaniem. To moje jestestwo rwało się ku niemu tak jakbym był stworzony właśnie dla niego. Smok wewnątrz mnie rwał się ku niemu, człowiek trwał w lekkim szoku, natomiast wilk szarpał pazurami próbując wyrwać się ze wszystkiego co próbowało nas spętać. Nadmiar uczuć, zamęt i lekki strach na który było już chyba za późno, wszystko to przerwał huk wybijanej przez granat dymny szyby. Zdołałem jeszcze tylko obrócić Rina tak by osłonic go przed odłamkami szkła. Chwile potem słychać było strzały. Rin pociągnął moje ciało wraz ze swoim na ziemie próbując tym samym uniknąć kul. Po paru sekundach zapanowała cisza. Białowłosy poderwał się spode mnie i chciał już pognać za uciekającymi. Zatrzymałem go chwytając za kostkę, prawie powalając go tym na śliskie od mojej krwi kuchenne kafelki. Dym drażnił oczy uniemożliwiając nam ocenę sytuacji.
 – jesteś ranny!? – musiałem wiedzieć .
–nie, nie jestem. A jak ty…? – przerwał w pół pytania natrafiając dłonią na lepką wilgoć
– to dobrze, a teraz zanieś mnie do pracowni i zostaw samego – mówiłem przez zęby. Pomimo bólu byłem spokojny bo mojemu złotookiemu nic nie było. Wiedziałem że chciał coś powiedzieć ale posłuchał mnie bez protestu. Dla niego również priorytetem było wydostanie się z zadymionej kuchni. Uwieszony jego ranienia wszedłem na piętro gdzie stała zaniepokojona Florence.
 –Na litość boska co tu się dzieje?! – zamilkła widząc mnie.
 –przynieś jakieś ręczniki i ciepłą wodę. Szybko! –huknął Rin wyrywając ją z miejsca. Wkroczyliśmy do pracownie gdzie położył mnie ostrożnie na niewielkiej kanapie.
– a teraz wyjdź i nie wchodź dopóki Cię nie zawołam – mówiłem z trudem. Ból był spory i zaczął zwyciężać adrenalinę płynącą w moich żyłach
– nie sądzę aby był to dobry pomysł – jego głos był stanowczy i wiedziałem że łatwo nie ustąpi.
– Po prostu wyjdź! Proszę… – dodałem już ciszej. Niechętnie posłuchał mojego polecenia, zamierzając pewnie skompletować po drodze potrzebne do opatrzenia mnie rzeczy. Gdy tylko zamknął za sobą drzwi rozpocząłem przemianę. Moje ciało nie mieściło się już na kanapie i z cichym łoskotem rosło na podłodze zmieniając swój kształt. W tej formie łatwiej i szybciej było mi pozbyć się kul i przyśpieszyć gojenie.
Wstydziłem się jednak swojej drugiej formy. Wciąż widziałem siebie wychudzonego i przytwierdzonego do ścian pokoju łańcuchami, poranionego i ociekającego spermą, dobrze mogłem się sobie wtedy przyjrzeć w ścianach z luster.
Drzwi pracowni otworzyły się zastając mnie w prawie końcówce przemiany, poranionego i zatrzymanego w świecie dawnego koszmaru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits