— Nano, pies ma jej nie odstępować na krok, po to jej go
dałem. Jesteście pod moim dachem i obiecałem że zapewnię wam bezpieczeństwo i
to robię. — Westchnęłam ciężko, czując gorzki posmak w ustach, bo to było
znajome. Miłe. Naprawdę cudownie było czuć, że ktoś o to dziecko dba, opiekuje
się nim i robi to z własnej woli, ale już raz mi się wydawało, że trafiłam
idealnie, w odpowiednią osobę, która potrafiła zdzierżyć, że Hanka nie jest
jego dzieckiem, przyjąć rolę miłego wujka i po prostu z nami być. A aktualnie
dziecko popadało w każdą relację noszącą znamiona ojcowatości, jaką mogła sobie
zapewnić i to była moja wina, o czym doskonale wiedziałam, ale bałam się przyznać,
że w ogóle się boję. Że to znowu się powtórzy, że Hanka przyjdzie z płaczem,
szramą od obrączki, naszej obrączki, na policzku, siniakami na ramionach i
będzie łkała bez sensu, pocierając bolący od lania tyłek. Nigdy więcej. — Hance
przyda się znajomość samoobrony. Niczego więcej jej nie uczę, nie zachęcam jej
do zabijania, czy stosowania przemocy. Lekcje i wycieczki, wiedza to broń,
Nano, i sama doskonale o tym wiesz.
A potem Rupert zaczynał podsypiać, pojawiła się ponownie
kobieta w przezroczystym ubraniu i miałam ochotę ponownie warknąć, że czego się
w końcu spodziewałam, że ta mała scenka pod drzwiami jadalni nie miała żadnego
znaczenia. I pewnie to była prawda.
Szybka rozmowa z Hanką, która chciała już iść spać, zmęczona
wszystkim, nadal lekko chora i z obolałą głową, pewnie ponownie jakąś infekcję
złapała. To była bardzo długa rozmowa, tłumacząca różnice między Rupertem,
Roberstonem a kimkolwiek innym, dogłębnie omawiająca, dlaczego Hannah powinna
zrozumieć, że wszyscy mają inne życie.
Pytała o ojca, zgodnie z prawdą odparłam, że nie żyje, bo
przecież wcale nie kłamałam, prawda? Jedyny list z domu, otrzymany niedługo po
moim ślubie dosyć wyraźnie głosił, że większość osób w naszej wiosce, razem z
moim niedoszłym amantem, pomarło na zarazę.
Jakoś nie czułam się dzięki temu lepiej, widząc jak Hanka
odwraca wzrok, nie chcąc pokazać, że zaczyna płakać. To zdecydowanie nie było
na moje nerwy, utulenie jej do snu potrwało wieki, a mi serce się krajało, że
rozwalam idealną, dziecięcą iluzję cudownego świata. Znalazła się w końcu w
pałacu, z własnym psem, który spał w rogu łóżka, nabyła coś w rodzaju ojca i
wszyscy wokół obdarowywali ją swoim zainteresowaniem. Za wyjątkiem mnie, bo
zaszywałam się w laboratorium, muszę spędzać z nią więcej czasu.
Siedziałam w fotelu, pijąc bursztynowy trunek, bo jednak
Rupert również uznał, że mamy niedokończoną rozmowę.
— Jeśli chciałeś zostać sam ze swoją — zaczęłam, ale nie
pozwolił mi skończyć.
— Rozważałem to, co mówiłaś mi wcześniej. Ty jesteś matką i
musisz sama podejmować decyzje zgodne z...matczynym instynktem. — Wstrzymałam
się z piciem, bacznie obserwując mężczyznę.
— Dziękuję że w końcu dostrzegłeś moją osobę w tym
wszystkim. — Parsknęłam, w pamięci mając łzy Hanki.
Dalsza wypowiedź mężczyzny zaskoczyła mnie, to mało
powiedziane, ale czaiła się w niej jedna rzecz, której szukałam od początku.
Wybór. Miałam wybór? W końcu? Przedstawiał się oczywiście, budynek pracowniczy
nie brzmiał źle, otoczenie innych ludzi raczej dobrze zrobiłoby na moje nerwy,
a może ktoś jeszcze będzie miał dzieci w wieku Hanki. Rezydencja do mnie nie
przemawiała i tak zbytnio rozpuściła się ostatnio, zapominając, że te piękne
miejsca są tylko tymczasowe.
Prywatne lekcje mogłam zdzierżyć, w okolicy raczej nie było
publicznej szkoły, a samoobrona... Skinęłam głową, z niewiadomych dla mnie
przyczyn Rupert również wydawał się szaleć na punkcie Hanki, prawie tak bardzo,
jak ona na jego, a to nie powinno się skończyć niczym złym, prawda?
Gdzieś tam jednak była niewypowiedziana historia, jakiś
gorzki posmak w słowach mężczyzny, może dlatego wstałam, ruszając ku niemu
nieco pewniej niż zwykle.
— Dziękuję — powtórzyłam szczerze, uśmiechając się
niepewnie. — I przepraszam, że na ciebie naskoczyłam, ale ostatnia osoba, która
traktowała Hankę w ten sposób sprawiła, że wróciła cała w siniakach. Dom
pracowniczy brzmi dobrze, lekcje samoobrony też. –
A potem złożyłam delikatny pocałunek na jego policzku,
powtarzając gest Hanki z obiadu, zanim oddaliłam się dwa kroki w tył, nadal
będąc pochylona nieco w kierunku mężczyzny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!