24 marca 2018

Od Nany, CD Ruperta

— Nano, pies ma jej nie odstępować na krok, po to jej go dałem. Jesteście pod moim dachem i obiecałem że zapewnię wam bezpieczeństwo i to robię. — Westchnęłam ciężko, czując gorzki posmak w ustach, bo to było znajome. Miłe. Naprawdę cudownie było czuć, że ktoś o to dziecko dba, opiekuje się nim i robi to z własnej woli, ale już raz mi się wydawało, że trafiłam idealnie, w odpowiednią osobę, która potrafiła zdzierżyć, że Hanka nie jest jego dzieckiem, przyjąć rolę miłego wujka i po prostu z nami być. A aktualnie dziecko popadało w każdą relację noszącą znamiona ojcowatości, jaką mogła sobie zapewnić i to była moja wina, o czym doskonale wiedziałam, ale bałam się przyznać, że w ogóle się boję. Że to znowu się powtórzy, że Hanka przyjdzie z płaczem, szramą od obrączki, naszej obrączki, na policzku, siniakami na ramionach i będzie łkała bez sensu, pocierając bolący od lania tyłek. Nigdy więcej. — Hance przyda się znajomość samoobrony. Niczego więcej jej nie uczę, nie zachęcam jej do zabijania, czy stosowania przemocy. Lekcje i wycieczki, wiedza to broń, Nano, i sama doskonale o tym wiesz.
A potem Rupert zaczynał podsypiać, pojawiła się ponownie kobieta w przezroczystym ubraniu i miałam ochotę ponownie warknąć, że czego się w końcu spodziewałam, że ta mała scenka pod drzwiami jadalni nie miała żadnego znaczenia. I pewnie to była prawda. 
Szybka rozmowa z Hanką, która chciała już iść spać, zmęczona wszystkim, nadal lekko chora i z obolałą głową, pewnie ponownie jakąś infekcję złapała. To była bardzo długa rozmowa, tłumacząca różnice między Rupertem, Roberstonem a kimkolwiek innym, dogłębnie omawiająca, dlaczego Hannah powinna zrozumieć, że wszyscy mają inne życie. 
Pytała o ojca, zgodnie z prawdą odparłam, że nie żyje, bo przecież wcale nie kłamałam, prawda? Jedyny list z domu, otrzymany niedługo po moim ślubie dosyć wyraźnie głosił, że większość osób w naszej wiosce, razem z moim niedoszłym amantem, pomarło na zarazę. 
Jakoś nie czułam się dzięki temu lepiej, widząc jak Hanka odwraca wzrok, nie chcąc pokazać, że zaczyna płakać. To zdecydowanie nie było na moje nerwy, utulenie jej do snu potrwało wieki, a mi serce się krajało, że rozwalam idealną, dziecięcą iluzję cudownego świata. Znalazła się w końcu w pałacu, z własnym psem, który spał w rogu łóżka, nabyła coś w rodzaju ojca i wszyscy wokół obdarowywali ją swoim zainteresowaniem. Za wyjątkiem mnie, bo zaszywałam się w laboratorium, muszę spędzać z nią więcej czasu. 
Siedziałam w fotelu, pijąc bursztynowy trunek, bo jednak Rupert również uznał, że mamy niedokończoną rozmowę.
— Jeśli chciałeś zostać sam ze swoją — zaczęłam, ale nie pozwolił mi skończyć. 
— Rozważałem to, co mówiłaś mi wcześniej. Ty jesteś matką i musisz sama podejmować decyzje zgodne z...matczynym instynktem. — Wstrzymałam się z piciem, bacznie obserwując mężczyznę. 
— Dziękuję że w końcu dostrzegłeś moją osobę w tym wszystkim. — Parsknęłam, w pamięci mając łzy Hanki. 
Dalsza wypowiedź mężczyzny zaskoczyła mnie, to mało powiedziane, ale czaiła się w niej jedna rzecz, której szukałam od początku. Wybór. Miałam wybór? W końcu? Przedstawiał się oczywiście, budynek pracowniczy nie brzmiał źle, otoczenie innych ludzi raczej dobrze zrobiłoby na moje nerwy, a może ktoś jeszcze będzie miał dzieci w wieku Hanki. Rezydencja do mnie nie przemawiała i tak zbytnio rozpuściła się ostatnio, zapominając, że te piękne miejsca są tylko tymczasowe. 
Prywatne lekcje mogłam zdzierżyć, w okolicy raczej nie było publicznej szkoły, a samoobrona... Skinęłam głową, z niewiadomych dla mnie przyczyn Rupert również wydawał się szaleć na punkcie Hanki, prawie tak bardzo, jak ona na jego, a to nie powinno się skończyć niczym złym, prawda? 
Gdzieś tam jednak była niewypowiedziana historia, jakiś gorzki posmak w słowach mężczyzny, może dlatego wstałam, ruszając ku niemu nieco pewniej niż zwykle. 
— Dziękuję — powtórzyłam szczerze, uśmiechając się niepewnie. — I przepraszam, że na ciebie naskoczyłam, ale ostatnia osoba, która traktowała Hankę w ten sposób sprawiła, że wróciła cała w siniakach. Dom pracowniczy brzmi dobrze, lekcje samoobrony też. –
A potem złożyłam delikatny pocałunek na jego policzku, powtarzając gest Hanki z obiadu, zanim oddaliłam się dwa kroki w tył, nadal będąc pochylona nieco w kierunku mężczyzny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits