23 marca 2018

Od Nany, CD Rupert

Tak, nie nadawałam się do walki, zwłaszcza, gdy mój przeciwnik był wielokrotnie silniejszy i sprawniejszy fizycznie, a moja magiczna moc mogła co najwyżej dzięki specyfice Imperium ładnie wyglądać na obrazkach podglądowych.
— Pozwól, że ci coś pokażę — rzucił luźno, na co nie mogłam nie przewrócić oczami.
— Może cię to zdziwić, ale naoglądałam się w swoim życiu ścian różnej maści i choćby najzajebiściej wyglądająca tapeta czy farba nie zmieni mojego zdania! — fuknęłam, robiąc krok jednak w kierunku ściany. Cho#lera jasna, co tu się zaczynało wyprawiać, czy ten facet kompletnie zwariował?
I właśnie wtedy moim oczom ukazało się niebo na ziemi. Przepiękny ciąg maszynerii, niezwykła konstrukcja, która potrafiłaby zadziwić najwybitniejszych techników, aż ślinka ciekła, gdy człowiek spoglądał z bliska na złożony system, napędzający pewnie całą rezydencję. Czym był zasilany, w jaki sposób można było nim kierować? Ruch dłoni wskazywał czujniki, pytanie; rozmieszczone swobodnie w przestrzeni czy może wbudowane w podskórnie? Ręce świerzbiły, żeby zabrać się za klawiaturę, spróbować rozebrać skomplikowany mechanizm, pozwalając sobie zatopić się w kilku godzinach świetnej zabawy.
— Jak widzisz, mała całkiem dobrze dogaduje się ze szczeniakiem. — Przewróciłam oczami, bo byłoby dziwne, gdyby się nie dogadywała. Prosiła mnie o cholernego psa od wieków, a ja doskonale wiedziałam, że przy naszym trybie życia mogłam tylko odmówić.
— Jasne, że fajnie. Tylko nie ty później będziesz musiał tłumaczyć jej, że szczeniaczek musi zostać, a ona musi się obejść bez niego. Nie ty będziesz słuchać płaczu w nocy, bo mały piesek to dla nas za dużo, w momencie kiedy muszę się martwić o to, by ona sama miała co jeść i gdzie spać. Tak w ogóle to genialny pomysł, dać dziewczynce do zabawy pieska i cała tą późniejszą brudną robotę pozostawić matce. Bo czemu by nie. — Wyrzuciłam w końcu z siebie z irytującym stęknięciem na samym końcu, zaczynając się powoli nakręcać.
— Lubię psy, są lojalne i oddane. Zdolne dla swojego pana do największych poświęceń. Tu w rogu siedzi matką tego szczeniaka. — Przełknęłam głośno ślinę, wpatrując się w widoczne na ekranie zwierzę. Nie, nie, nie, błagam, proszę nie.
— Generalnie suki nie są skore do dopuszczania do szczeniąt nieznanych im osobników. Mają parę twarzy. Jedna z nich to twarz matki, która boi się o swoje młode. — Hanka, nie rób tego, nie jesteś głupia, cholera jasna! — Jest jeszcze twarz sługi, który spełni każdy rozkaz swego Pana. — Gwizd. Przysięgam, że to był pierdolony gwizd, od którego jeżyły mi się włosy. Spojrzenie mężczyzny przeniosło się na mnie, gdy sama wciąż wpatrywałam się z zaciśniętymi wargami w psa.
— Od ciebie zależy co będziemy oglądać dalej. — O ty chuju, jeszcze zobaczymy, miałam już coś powiedzieć, ale tylko podskoczyłam nerwowo, gdy drzwi otworzyły się ze stukotem.
—To członkowie mojego zespołu badawczego. Adam i Kurt. Niedawno zleciłem im pracę nam nowym projektem. Niestety w trakcie zdarzył się niewielki wypadek, w efekcie czego doszło do usterki. — A ze mną miało to taki związek jak z koziej dupy...
— Masz półtorej godziny by znaleźć przyczynę. — Serio, jesteś pierdolnięty, koleś, przepraszam ja cię bardzo.
— Chyba sobie kpisz! Mam półtorej godziny na grzebanie w jakimś, jakimś... czymś tam! Czego w ogóle nie znam, ani nie wiem do czego służy i do tego po cholerę ci moja osoba?! skoro masz już tych całych Adamów i Kurtów, którzy sobie najwyraźniej poradzą z całym tym ustrojstwem!!! — zaczęłam wrzeszczeć, bo taka była prawda. Mechanika pozwalała na znajomość ogólnej zasady działania, może nawet byłam w stanie wypatrzeć znajome mechanizmy, ale każde nowe rozwiązanie skutkowało zwolnionym tempem nauki, a w przypadku braku świadomości, jak dana rzecz powinna działać, trudno stwierdzić, że działa niepoprawnie.
— Straciłaś, Nano, cenne 2 minuty. — No co ty nie powiesz... Miałam już coś odwarknąć, ponownie fuknąć, może nawet rzucić się znowu na niego z pięściami, ale Hanka nadal tam była, wystawiona na sukę, która w każdej chwili mogła zanurzyć kły w gardle mojego dziecka. A ja doskonale rozumiałam potrzebę bronienia potomstwa. — Gdybym nie wierzył, że jesteś w stanie to zrobić, nawet bym ci tego nie proponował. Masz w sobie wiedzę i umiejętności które bardzo sobie cenie. Pokaż mi, że się nie myliłem, a skorzystamy na tym wszyscy troje. — Odetchnęłam głęboko, gdy ciepły oddech owiał mój policzek. Troje.
— A jeśli się myliłeś i wcale tego nie potrafię? — prychnęłam, bo nawet jeżeli on wierzył, to ja już zdecydowanie mniej.
— Wtedy będziesz mogła odkryć kolejną z psich twarzy. Minęło 7 minut. Radzę ci zacząć działać i to już. — Pierdolony Rupert, pierdolona praca, pierdolony Robertson. Koniec, absolutny koniec z facetami, wciąganiem się w kabały, pracą na lewo, nic tylko skoczyć z mostu. Narzekałam przy akompaniamencie pomruków ze strony mężczyzn, którzy przedstawiali mi projekt. O dziwo mechanizm nie okazał się szczególnie skomplikowany, prędzej... nazbyt masywny i całkowicie niepotrzebnie udziwniony, gdy optymalizacja nie zajęłaby aż tak dużo czasów czy materiałów. Widać było, że starali się korzystać z najlepszych dostępnych na rynku źródeł i to był ich błąd, bo wtłoczenie nowych, niezbadanych jeszcze technik do projektów tego rodzaju, co najwyżej spowalniało pracę. Od tego były laborki i certyfikaty, żeby kołować bardziej po swojemu, aniżeli wydawać fortunę na rzeczy, których mocy nie potrafiło się wykorzystać.
Jedna śrubka. Wystarczyła jedna śrubka, żeby obsunąć wewnętrzny dysk i spowodować cały ten bałagan.
A potem dalej historia potoczyła się sama.
— Każdej z was należy się nagroda. Od teraz to jej pies i może robić z nim co tylko chce. Będzie ją chronił i nie zrobi jej krzywdy. Zapewniam cię. — Płakałam, dając się bezwiednie pocieszać mężczyźnie, przynajmniej za to wzięłam jego ocieranie moich łez. Nagroda. Jakby to, kur#wa, ponownie wróciło do okresu, o którym chciałam zapomnieć, gdy wszystkie działania należało rozliczyć i nic nie robiono dla samego robienia. Chyba nie płakałam nawet z żalu czy zmęczenia, prędzej z bezsilności, bo zaczynałam rozumieć, że z tej sytuacji nie było i nigdy nie będzie wystarczająco dobrego wyjścia, żebym mogła zabrać Hankę i odciąć się od wszystkiego. — Zapewnię wam ochronę tak długo, jak będziesz u mnie pracować. Potrzebuje kogoś z twoimi zdolnościami. A wy potrzebujecie kogoś, kto zapewni wam ochronę. Pozwól, że coś jeszcze ci pokażę. — Może na krótki moment mogłam udawać, że maska wcale nie opadła i nie rozryczałam się jak głupia przez nowym... szefem? Prześladowcą? Tyranem?
Czas pokaże.
 x X x
— Dobrze się bawisz? — Odskoczyłam, fukając wrogo i upuszczając na ziemie kolejne narzędzia. Odwróciłam się z oburzeniem w kierunku mężczyzny, który raz po raz straszył mnie swoją bliskością. A to głos rozlegał się koło ucha, gdy właściciel przemykał niezauważony korytarzem. A to zwyczajne nachodzenie w środku pracy.
Nadal nie wiedziałem, czym konkretnie jest zainteresowany. Czego oczekuje Czy sprawdza tylko nowy, pracowniczy nabytek, czy po prostu ja nie łapię jakiejś ukrytej w atmosferze puenty, która sprawia, że uśmiecha się za każdym razem w ten wyjątkowy, nieco kąśliwy, ale po prostu rupertowy sposób.
— Oczywiście, że dobrze się bawię, pracuję z imbecylami — poinformowałam go z irytacją, odstawiając zebrane z ziemi narzędzia na stół, zanim ruszyłam w kierunku mężczyzny. Tylko jeden krok, nic szczególnego, ale powoli zaczynałam się przekonywać, że nie mam do czynienia z kolejnym Diabłem w ludzkiej skórze. — Twoi ludzie nie potrafią odróżnić mechanizmu Verxa od schematu Gausta. Czy ty w ogóle wiesz, że jak poprosiłam ich o klucz szczeliniowy, to mi przynieśli nową wiertarkę? — zaczęłam jak zwykle się produkować, zerkając kątem oka na mężczyznę, ale ponownie wycofując się bliżej stołu. Dalej kontynuowałam moje codzienne narzekania, starając się posprzątać po sobie bałagan. — Która godzina? — spytałam w końcu, mrugając na widok podniesionych brwi mężczyzny, który cierpiał moje marudzenie w milczeniu.
— Wieczór — poinformował mnie z rozbawieniem, gdy jak na zawołanie zaburczało mi w brzuchu. Przewróciłam oczami, starając się nie spąsowieć za bardzo, choć na mojej skórze rumieńce i tak nie byłyby aż tak zauważalne. Ruszyliśmy razem korytarzem, raczej bezwiednie, bez chwili zastanowienia, gdy kontynuowałam kolejną z moich tyrad o niczym, a Rupert w milczeniu przewracał oczami i uśmiechał się w ten rozbawiony sposób. Zatrzymałam się na środku korytarza, przed drzwiami prowadzącymi do jadalni, nie wiedząc, gdzie zmierza mężczyzna.
A może to był impuls, żeby złapać go za ramię, delikatnie dotknąć dłonią nadgarstka, sygnalizując chęć faktycznej rozmowy. Nie wiem czy bardziej był zaskoczony dotykiem, faktem, że w ogóle w końcu dotknęłam czy tym, że nagle zamilkłam.
— Dziękuję — rzuciłam. — Za Hankę. Za pracę. No i za całą resztę, wiesz? — dodałam, odsuwając się nieco mocniej po chwili, praktycznie wtapiając się w ścianę, bo to jednak ciągle nie było coś, do czego jestem przyzwyczajona. Przyznać jednak musiałam, nie znajdywałam nic złego w zachowaniu mężczyzny. Pomijając rozpieszczanie i rozpasanie mojej córki do granic możliwości, ale o tym, że nie ma podważać moich zasad jako rodzica mogliśmy porozmawiać później, jak tylko ponownie opierdolę Hankę za ucieczkę z lekcji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits