27 marca 2018

Od Jeanette - Quest #43

   Kto wymyślił tę pojebaną pogodę? Naciągnęłam kaptur mocniej na głowę, ale wiatr nadal wiał mi po pysku. Padało i wiało, jakby się ktoś powiesił. Było już ciemno, około dwudziestej trzeciej. Mimo tego, w tym chorym mieście wręcz roiło się od ludzi i innych pokurwów w pięciu smakach, a także od samochodów i innych środków transportu. Miałam już wystarczająco skopany dzień i stanowczo nie potrzebowałam, aby ktoś jeszcze bardziej się do tego przyczyniał. Neony uderzały mnie po oczach, a do domu jeszcze długa droga. Nie wiem, czemu nie zdecydowałam się wziąć swojego samochodu, naprawdę nie wiem. Skręciłam w boczną, mniej uczęszczaną uliczkę, po drodze oczywiście wpadając w kałużę. Z moich ust posypała się barwna wiązanka. Dobrze, że nie było tu żadnego dziecka, które mogłoby się tego nauczyć. Przeklęłam też, kiedy z kieszeni wypadła mi zapalniczka. Prosto w kałużę, bo jakżeby inaczej. Schyliłam się, żeby ją podnieść. A potem poczułam na sobie czyjś wzrok. Burknęłam, żeby ktokolwiek to jest się odwalił, ale nic takiego się nie stało. Moje spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem małego, czarnego kundelka.
 — Wystraszyłeś mnie, stary. — powiedziałam, podchodząc do niego. — Gdzie jest twój właściciel, co? Chodź tu..
 Kundelek zamerdał ogonem i zbliżył się, a ja chwyciłam go za obrożę i przyciągnęłam bliżej. Na szczęście miał adresówkę. Aha, Nero.. Jest i jego zamieszkanie. I było to całkiem niedaleko. Nie zaszkodzi się przejść i wykorzystać tym samym limit dobrych uczynków dla innych ludzi na co najmniej kilka lat. Wzięłam więc małego marudera pod rękę i poszłam dalej, w krótkim czasie znajdując się przy osiedlu szeregowców. Na adresówce był dokładny adres, więc wiedziałam pod które podwórko podejść. Załomotałam w drzwi, nie odstawiając jednak pieska na ziemię. Otworzył mi jakiś chłopak. Jego twarz od razu się rozjaśniła na widok czworonoga. Uśmiechnął się szeroko i wziął go ode mnie, a czarny kundelek polizał go po twarzy.
 — Dziękuję. — powiedział po chwili, patrząc na mnie. — Wejdziesz do środka? Na herbatę? Na dworze musi być zimno..
 — Jest. — przerwałam mu. Chłopak może i wygląda sympatycznie, ale ludziom nie warto ufać. — Ale już pójdę, dzięki za propozycję. Uważaj na niego następnym razem.
 — Oczywiście, będę. — skinął głową. — Na pewno nie zostaniesz? — Krytycznym wzrokiem spojrzał na moje lekkie ciuchy. Za lekkie jak na tę pogodę.
 — Nie nie, dziękuję. — wycofałam się i schowałam ręce do kieszeni. — Muszę już iść. Do widzenia.
Zanim chłopak zdążył cokolwiek powiedzieć, odwróciłam się i odeszłam z tego miejsca, zarzucając kaptur na głowę. Tak, zdecydowanie, limit dobrych uczynków wyczerpany na kilka najbliższych lat.

Zaakceptowano

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits