24 marca 2018

Od Artura C.D Persefona (Quest #5)

Eliksiry stanowiły ważną rzecz w moim życiu, nawet jeżeli nie byłem w stanie żadnego wykonać poprawnie, nawet jeżeli Leonard ślęczał mi nad głową godzinami, linijką uderzając w moje dłonie, gdy zauważał brak skupienia nad kociołkiem. Zwykł nawet mawiać, że są osoby, które prawnie powinny mieć zabronione wykonywanie niektórych czynności, a w moim przypadku zdecydowanie byłaby to sztuka alchemiczna. Nienawidziliśmy się z wzajemnością, ja i te dzikie deski do krojenia, różne typy noży, które na raz zdawały się stawać w moich dłoniach właściwie nie do użytku. Krojone elementy były za małe, za duże, kostka nigdy nie taka jak trzeba, czas uciekał, a pilnowany zegar gonił. W teorii robiłem wszystko zgodnie z przepisem, ale właśnie to czyniło mnie jedynie odtworzycielem kolejnych przepisów, a nie racjonalnie myślącym twórcą nowych, dopiero to drugie nadawało się na rangę prawdziwego alchemika.
Dlatego tym bardziej poczułem się wkurwiony, widząc, jak moja skóra zaczyna szarzeć. Oczywiście, że ktoś dodał mi czegoś do jedzenia, chyba powinienem powrócić do nawyku utrzymywania niewolników, których jedynym zadaniem byłoby testowanie moich posiłków. A może pora wynająć do pracy niziołka jako kucharza? Wrodzony honor smakoszy i kucharzy uniemożliwiał im dodawanie czegokolwiek złego do jedzenia, ale z drugiej strony ciągle zostawała droga z kuchni do podania na stół.
Pomyślmy, przeanalizujmy fakty. Nic mnie raczej nie bolało, szara skóra nie powinna być reakcją alergiczną na cokolwiek, więc otrucie pozostało ostatnią możliwą opcją. Nie byłem tylko jeszcze pewny kto i z jakiego powodu chciałby na mnie wpłynąć, gdy ewidentnie nie użył śmiercionośnej substancji, inaczej padłbym jak długi już w chwilę temu w jadalni.
Uniosłem dłoń, przywołując machnięciem do siebie jedną ze stojących pod ścianą niewolnic. Wszystkie wyglądały podobnie, z włosami związanymi w ciasny warkocz, ubrane w lekkie, szare tuniki do kolan z rękawami sięgającymi do łokcia i niebieskimi chodakami na nogach, które delikatnie stukały w trakcie chodzenia o podłogę. Idealny, harmoniczny dźwięk napawał mnie satysfakcją, bo oto udało mi się stworzyć coś prawie perfekcyjnego, gdzie każdy kolejny krok prezentował odpowiednią postawę dziewczyny. Celine miała siedemnaście lat, rude włosy, brązowe oczy i została praktycznie uratowana z Targu Niewolników, gdzie najwięcej oferujący wcześniej kupiec planował umieścić jeszcze trzynastoletnie dziecko w domu publicznym. Na to pozwolić sobie nie mogłem, bo choć do ludzi nie miałem żadnych pozytywnych uczuć, tak dzieci wywoływały we mnie bezwarunkowy odruch czystej łagodności.
Ostatecznie widziałem w nich samego siebie, zależnego od cudzych potrzeb i ambicji, wychowanego twardą ręką, gdzie popełniane błędy nigdy nie były moimi błędami. Może dlatego wykupiłem ją z kpiną, umieściłem u siebie w głównej rezydencji, gdzie służyła jako jedna z pokojówek, do czasu, aż wyrosła wystarczająco, żeby zagrzać mi łóżko.
— Usiądź — mruknąłem, zanim opadła swobodnie na moje kolana, siadając okrakiem i dłońmi dotykając szarych plam na skórze. O jej wyjątkowym darze leczenia dowiedziałem się dużo później, gdy w trakcie jednej z kar samoczynnie uleczyła się nawet bez swojej świadomości, co uznałem za niezwykle przydatne, gdy nauczyła się leczyć również inne osoby. Dłonie zaczęły świecić delikatnym, szarym blaskiem, gdy pochłaniały zanieczyszczenia, filtrując krew z trutki.
Skończyła, pochylając nieco bardziej głowę, jakby doskonale wiedząc, do czego powinno teraz dojść, zanim odsunąłem ją jednym, szybkim ruchem, pozwalając jej wstać. Zdziwiona zamrugała ze zdezorientowaniem, wpatrując się w mój zadowolony uśmiech.
Normalnie posiliłbym się nią i jej energią, ale była leczenie i ta ją już zmęczyło, a zasługiwała na nagrodę, prawda?
— Czego byś chciała? — spytałem, pochylając się w jej kierunku, gdy tylko odwróciła lękliwie wzrok.
— Wyjść.
To akurat mogłem załatwić.

x X x

Celine uwielbiała powieści detektywistyczne i kryminały, w istocie była jedną z niewielu osób, z którymi mogłem na ich temat porozmawiać. Za dobre zachowanie otrzymywała dostęp do mojej biblioteki, za złe karałem ją dodatkowo brakiem książek przez dany okres czasu, oprócz kar stricte fizycznych.
Ubrana dla niepoznaki w ubrania lepszej maści, typowe dla niewolników w Imperium, niebieskoszarą, długą tunikę do kostek, nieco lepsze sandały, ale głowę trzymała nisko, choć po tym charakterystycznym zafascynowaniu widocznemu w oczach, mogłem stwierdzić, że cieszy się z małej wycieczki. Jak już miałem wystarczająco dobry dzień na rozdawanie przywilejów, zdecydowałem się na miłą knajpkę z wieczorem kryminalnym, gdzie ludzie łączyli się w drużyny i zespołowo starali się rozwiązać przedstawione na rzutniku i opisywane przez prowadzącego zagadki.
Zamówiłem nam coś do jedzenia i picia, w spokoju razem z Celine zapisując się jako jeden z uczestniczących w walce zespołów.
Czy spotkamy odpowiedniego przeciwnika?

Akceptacja
Słowa: 714
Nagroda: 300 monet, 200 punktów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits