23 marca 2018

Od Artura, CD Jeanette

Wyschnięte studnie nigdy nie znajdowały się wysoko na liście moich rzeczy do zbadania, ale w końcu musiał być ten pierwszy raz. To właściwie był czysty przypadek, że paskudny kamyk zrządzeniem losu wylądował na mojej drodze, karząc mnie wędrówką przez nieskończenie długi korytarz wgłąb ziemi. Teraz już miałem pewność, że magia zaczynała działać, skoro tego rodzaju artefakty i pułapki funkcjonowały bez większej ilości błędów. Ciekawe, ciekawe, nie powiem.

— Co, do cholerstwa? — rzuciłem, wypadając w końcu na ziemię, zastanawiając się, gdzie mnie wywiało. Rozejrzałem się wokoło, dostrzegając tylko ruiny spalonych domów, z których większość obrosła już dawno bluszczem i resztą mało sensownej roślinności, tworząc prawdziwie dziki krajobraz, do którego od czasu do czasu miewałem słabość. Ta żądza pierwotności, dziki zew natury przywoływał wspomnienia i nie miałem żadnych złudzeń, że własnie sam znalazłem się w jednym.

Obiekty wyostrzały się dopiero, gdy znalazły się pod ostrzałem mojego spojrzenia, cała reszta stanowiła migoczącą masę płynnych elementów, które zmieniały swoją formę i barwę. Wyglądało na to, że znalazłem się w opuszczonym już dawno wspomnieniu, które ktoś zaklął w studziennej wodzie.
I nagle pojawiły się duchy. Stosy, setki dziwnych i dziwniejszych wrażeń wyraźnie napływały w moim kierunku, stanowiąc rozmazany krajobraz pełen wszystkiego, ale nic nie przyjmowało określonej formy. Zalewały mnie wrażenia, wspomnienia, miałem przez moment nawet głupie uczucie, że coś wyżera mój mózg od środka, gdy magia staje się całkowicie bezsensowna. Prowadzony ścieżką wspomnień jak na sznurku udałem się prosto w głąb tej całej magicznej herezji.

— Gdzie mnie prowadzicie? — spytałem postacie, zastanawiając się, ile są tutaj warte moje moce. Wysłałem na próbę wiązkę promieniowania, ale zgodnie z założeniem, nie byłem w stanie wpłynąć na świat wewnątrz czyjejś głowy. A to wszystko czaiło się między sobą, gdy pojawiały się kolejne mary. Wspomnienia zaczęły na siebie nachodzić, pojawiały się obrazy ofiar, kolejne rany niczym stygmaty wypalały swoją obecność na przezroczystych skórach. Doskonale znałem te znaki, kolejne twarze, które przewijały się wykrzywione jak w krzywym zwierciadle. Kto by pomyślał, żeby ta sprawa była związana pewnie w jakiś sposób z kilkoma poprzednimi akcjami. Pomyślmy, w jaki sposób najlepiej byłoby wszystko rozwiązać i wrócić z powrotem do mojej rzeczywistości?

Zajebać, zawsze najlepsze wyjście. Wyprostowałem się, pstrykając palcami i przywołując magię.

Dawno nie bawiłem się tak dobrze.
x X x



Pojawiało się coraz więcej zleceń, zwłaszcza, że jednak nieco w tej pierdolonej studni przesiedziałem i mogłem śmiało założyć, że należało podgonić z robotą. W końcu po kilku tygodniach znalazłem chwilę wytęsknienia, żeby zanurzyć się w papierkowych rozważaniach, sprawdzając, czy na pewno wszystko gra.

I oczywiście, kurwa, nie grało.

Zerknąłem z irytacją na rozpiskę i kartę danych o Urlichu, który do tej pory zalegał z opłaceniem zarówno swego rodzaju podatku, jak i parę przysług wykorzystał na boku, ewidentnie zapominając, że zlecenia powinno się wykonywać natychmiast i w dodatku zwracać zaległe wynagrodzenie w postaci porażki. Nie mówiąc o tym, że tym razem chodziło o przesyłkę, która miała dojść do mnie osobiście. A może jednak zamiast wybrać się na targ niewolników, warto upomnieć się o rekompensatę? Jak było tej smarkatej, którą Urlich się zabawiał? Julia? Jenny? Jean?

Warto złożyć jej wizytę.



x X x
Siedziałem w fotelu, trzymając w dłoniach otwartą jedną z książek dziewczyny, przynajmniej gust miała dobry, popijając mocną, czarną kawę, oczekując przyjścia mojej rekompensaty, planując kolejne posunięcia, gdy właśnie zaskrzypiały drzwi wejściowe.

<QUEST DO AKCEPTACJI>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits