Praktycznie nawet nie zareagowałem na ostrzeżenie Azami dotyczące
tego, że ktoś nas śledzi. Odkąd tylko opuściliśmy tamten ośrodek, niemal
codziennie mieliśmy kogoś na głowie, tak więc takie sytuacje stały się
dla mnie niczym chleb powszedni. Prawda jest bowiem taka, że gdzie byśmy
się nie ruszyli, tam zawsze byli oni — pracujący jako zwykli kierowcy
taksówek, obsługa hotelowa czy też sprzedawca w monopolowym. Ludzie
będący członkami tamtej organizacji, której nie spodobało się zapewne,
że nasza dwójka była odpowiedzialna za kompletne zniszczenie jednego z
ich ośrodków, dodatkowo prowadząc do uszczuplenia ich szeregów zarówno o
kilkudziesięciu pacjentów, jak i wiele więcej pracowników. Dotychczas
starali się nie wchodzić nam zbytnio w drogę, pozostając w ukryciu
najdłużej, jak to tylko było możliwe. Nauczyli się zapewne, że kto zrobi
o jeden krok za dużo w naszą stronę, skończy marnie. Powiedziałbym, że
mogą nawet zapytać się o to swoich kumpli, którzy postanowili sobie z
nami „porozmawiać” podczas naszej podróży z Miami do Tampy. Niestety,
było to poniekąd niemożliwe — chybachyba że posiadają medium umiejące
nawiązywać kontakt z zaświatami. I to w dodatku dość dobre, jeśli weźmie
się pod uwagę fakt, iż wówczas byłem co najmniej wkurwiony na tych
wszystkich pomyleńców, a ich ciał zapewne własna matka nadal nie może
rozpoznać. A raczej tego, co z nich zostało.
- Mówiłem ci
przecież wczoraj wieczorem, krótko przed tym, jak kazałem ci spać. — w
tym momencie zrobiłem pauzę, dając jej w ten sposób do zrozumienia, że
dobrze wiem, iż się mnie nie posłuchała — Jedziemy do gościa, który coś
wie na temat twojego rodzeństwa i innych tego typu ośrodków. Trzeba
wiedzieć, jakie miasta omijać na przyszłość szerokim łukiem.
Ta
nie odpowiedziała zaraz, a mnie przez ciszę panującą w pojeździe
zdawało się, że oprócz mojej osoby nie ma tu nikogo innego.
Wykorzystując zatem fakt, że właśnie dojechaliśmy do skrzyżowania, na
którym niedostosowanie się do znaku stopu groziło przerobieniem auta na
mielonkę, spojrzałem w jej stronę pod pretekstem upewnienia się, czy nic
nie nadjeżdża z prawej strony. Nie trzeba zatem opisywać mojego
zdziwienia, kiedy zamiast zastać siedzącą normalnie na siedzeniu
pasażera dziewczynę, ta opierała się o nie ramieniem, patrząc prosto w
moim kierunku. Nie dałem jednak poznać po sobie tego, jak bardzo ta
sytuacja mi się nie podobała, jak gdyby nigdy nic ponownie sprawdzając
lewą stronę i ruszając z miejsca. Wówczas znów spojrzałem w lusterko, a
widząc w nim dzielnie jadącego za nami, znanego Opla, prychnąłem cicho
pod nosem. Jacy oni przewidywalni.
- A skąd wiesz, że jemu można zaufać? — usłyszałem, na chwilę odrywając wzrok od drogi i spoglądając na Azami.
-
Teraz to już nawet samemu sobie nie można ufać. — wymruczałem, ponownie
skupiając uwagę na kierowaniu — Przez Nowy Jork przewija się wielu
ludzi, a jeszcze więcej robi tam największe głupstwa w życiu. Tom nie
był wyjątkiem: przyszedł o pierwszej w nocy do zakładu, by zakryć tatuaż
z imieniem jego byłej dziewczyny. Jakaś zdrada czy coś, nie wnikałem.
Przy okazji wydało się, że zwykłym człowiekiem to on nie jest. W sumie
ten smród kociej sierści był niemożliwy do zamaskowania. — przerwałem na
chwilę swój bezsensowny monolog, zmuszony do zatrzymania się w korku —
Do czego zmierzam? Zamiast zapłacić, podzielił się ze mną kilkoma
ważnymi informacjami. Kiedyś wyklinałem go za to w trzy diabły, ale
teraz doceniam to, że mi o tym powiedział. Tom podobnie jak my był w
takim ośrodku i również z niego uciekł. Przed tym jednak zdążył zdobyć
wystarczająco dużo informacji, by teraz móc przewidywać ich ruchy. Facet
nienawidzi ich bardziej niż my dwaj razem wzięci, a sama perspektywa
skopania im w jakikolwiek sposób dupska podnieca go bardziej niż pornosy
BDSM. Wybacz. — rzuciłem, wyczuwając wręcz, jak ta się zarumieniła —
Tak więc widzisz... Co jak co, ale ten na 90% nas nie wkopie. A jeśli to
zrobi, to już chyba stracę wiarę w ludzkość.
W tamtym też
momencie ponownie ruszyliśmy, po raz już czwarty z rzędu skręcając w
prawo. Tak, zrobiliśmy jedno wielkie kółko. Tak, doskonale zdawałem
sobie z tego sprawę. Tak, miałem w tym jakiś plan.
- Wydaje mi się, że już przejeżdżaliśmy obok tej kawiarni... — Zaczęła niepewnie dziewczyna, rozglądając się dookoła.
-
Dobrze ci się wydaje. — powiedziałem, a czując na sobie jej wzrok,
dodałem — Odkąd opuściliśmy ulicę, przy której był hotel, ten Opel jest
tuż za nami. Nie okręcaj się, spójrz w boczne lusterko.
Tak
też zrobiła, pochylając się lekko i wiercąc niespokojnie, chcąc zapewne
jak najlepiej widzieć. Powstrzymałem złośliwy komentarz, kiedy zaczęła
majstrować przy ustawieniu lusterka, w wyniku czego nie widziałem już
boku naszego auta, a cały tył tego jadącego obok nas. Zajebiście.
-
Faktycznie, jest tam. — odpowiedziała, znów spoglądając na mnie — Co
teraz robimy? Nie możemy jechać prosto do tego Toma, bo mogą go...
-
Spokojna twa głowa, wiem o tym. — przerwałem jej, znów skręcając, lecz
tym razem w lewo — Dlatego właśnie nadeszła pora na zmianę środka
transportu, a przy okazji pozbycie się tamtych natrętów. A gdzie
najszybciej znaleźć inne auto jak nie tutaj?
Wtedy też Azami zwróciła uwagę na otoczenie, zadając pytanie retoryczne:
- Centrum handlowe?
-
Ty pójdziesz sobie kupić coś ładnego, ja w tym czasie zadzwonię do Toma
i skołuję nowe auto. Masz równą godzinę, inaczej odjadę bez ciebie.
Zaparkowałem
praktycznie na samym środku parkingu, zaraz po zgaszeniu auta wychodząc
na zewnątrz i idąc w stronę bagażnika. Po wyjęciu z niego torby mojej i
Azami, bez słowa skierowałem się w stronę windy prowadzącej z
podziemnego parkingu na górę, do cywilizacji. Po drodze nastąpił
oczywiście podstawowy temat, a mianowicie pieniądze. Na te słowa
westchnąłem cicho, dopiero po znalezieniu wolnej ławki w środku centrum i
położeniu na niej torb, wyciągnąłem z kieszeni portfel, z którego
wyjąłem jeden banknot. Dziewczyna? Brak reakcji. Znów wzdychając,
dołożyłem do niego kolejny. I co? Znów to samo. Kręcąc zatem głową z
dezaprobatą, wyjąłem jeszcze jedną podobiznę Benjamina Franklina,
trzymane banknoty wkładając do kieszeni spodni, a portfel podsuwając
mojej towarzyszce. Tego zabrała od razu, posyłając w moją stronę szeroki
uśmiech. Będę tego żałował.
- Pamiętaj, godzina. — rzuciłem,
siadając między torbami i wyciągając z kieszeni telefon — Inaczej jadę
bez ciebie. No i miło by było, gdyby choć trochę tej kasy zostało.
Byłbym wdzięczny. — widząc, że ta chciała się odezwać, dodałem — I nie,
nigdzie nie idę. Dasz sobie radę sama.
Azami?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!