27 lutego 2018

Od Nany C.D Ktokolwiek

Było, kurwa, zimno. Burze szalały podobno w całym królestwie, przynajmniej tyle byłam w stanie dowiedzieć się z rozklekotanego telewizora, który szczyt swojej kwiecistej (i elektrycznej) świetności przeżywał z dwadzieścia, może trzydzieści lat temu, jakby widok zza okna i siąpiący przez dach deszcz nie wystarczał. Dzięki wszystkim bóstwom nieba i ziemi, że zdecydowałam się jednak ruszyć kopytami prosto w objęcia Gothorlandu, a nie LorogCity, odcięcie od jedynego dochodu (czyli handlu) w takiej pogodzie musiało być dla ichnich mieszkańców katorgą. Co prawda w naszej obecnej lokalizacji łatwiej było o kłopoty, ale jednocześnie stacjonujące oddziały zapewniały względne poczucie bezpieczeństwa. Osoby nieochipowane nie miały tutaj wstępu, a LarogCity cieszyło się zbyt wielkim poszanowaniem jako główny ośrodek handlu Imperium, za dużo ludzi, za wiele niebezpiecznych ludzi, których nikt nie kontrolował.
Już chyba wolałam tyranię i despotyzm od niepewności dnia codziennego.
Podeszłam do grzejnika, zastanawiając się, co tym razem stało się z ogrzewaniem i jak bardzo zamierzam nienawidzić następnego majsterklepki, który przyjdzie, popatrzy, postuka, wypije kubek czy dwa kawy i stwierdzi, że najlepiej to zmienić mieszkanie.
Jakby w tej dzielnicy ludzie mieli jakiś wybór.
Kopnęłam grzejnik, z irytacją rejestrując, że nawet mój ulubiony sposób naprawiania wszystkiego (zepsuj ponownie, może zacznie działać) zdecydował się wziąć nogi za pas i niczego nie dał. Westchnęłam głośno, zbierając z pobliskiego krzesła kurtkę, żeby już po chwili stać przy drzwiach, ponownie mając te same wątpliwości.
A jakby tak się przenieść...? Mogłabym wziąć dodatkowe zlecenia, odłożyć nieco więcej z pracy w barze, może nawet zadbać nieco bardziej o obecny stan mieszkania, który nie wyglądał zbyt zachęcająco w metrykach sanitarnych, ale z drugiej strony, Mroku szalała już praktycznie wszędzie, Imperium zdawało się być najbezpieczniejszym wyborem.
No i wątpiłam, żeby Robert dał się ochipować, żeby tu za nami przyleźć, a jego sługusów bałam się nieco mniej. Omiotłam mieszkanie wzrokiem, wsłuchując się w nierównomierny, senny oddech, który był doskonale słyszalny przez cieniutkie ściany budynku. Hanka spała spokojnie, choć już wieczorem oczy jej leciały, zaczynała nosem pociągać i nie zdziwiłabym się, gdyby jutro obudziła się z chrypką. Po prostu cudownie.
Wymknęłam się przez drzwi na korytarz, cicho zamykając je za sobą. To będzie długa noc.

x X x

A może jednak nie? Bar nie wyglądał zbyt zachęcająco z zewnątrz, ale płacili barmankom wystarczająco dobrze, żebym mogła wytrzymać w przeładowanej tanimi perfumami atmosferze parę godzin. No i to zawsze było jedno z niewielu miejsc, w których mogłeś dowiedzieć się o ludziach dosłownie wszystkiego. Problemy życiowe? Skarbówka zaszła za skórę? Członek rodziny nie wylewa za kołnierz? Numer karty? No, może to ostatnie zostawało tylko marzeniem, ale człowiek mógł chociaż sobie przez moment podrzemać na jawie między wylewaniem jednego czy drugiego drinka.
Wylewaniem.
Podskoczyłam, odwracając się na jedną z kelnerek, łokciem uderzając w tackę obładowaną szklankami z procentową zawartością. Szkło stłukło się z hukiem o podłogę, przy okazji oblewając resztkami wielokolorowych cieczy jakąś osobę siedzącą tuż przy barze.
— Przepraszam, zaraz wszystko posprzątamy — rzuciłam szybko, bo kłopoty o tej godzinie to był zły pomysł, a szef stawał się powoli cięty na tego rodzaju błędy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits