Było, kurwa, zimno. Burze szalały podobno w całym królestwie, przynajmniej tyle byłam w stanie dowiedzieć się z rozklekotanego telewizora, który szczyt swojej kwiecistej (i elektrycznej) świetności przeżywał z dwadzieścia, może trzydzieści lat temu, jakby widok zza okna i siąpiący przez dach deszcz nie wystarczał. Dzięki wszystkim bóstwom nieba i ziemi, że zdecydowałam się jednak ruszyć kopytami prosto w objęcia Gothorlandu, a nie LorogCity, odcięcie od jedynego dochodu (czyli handlu) w takiej pogodzie musiało być dla ichnich mieszkańców katorgą. Co prawda w naszej obecnej lokalizacji łatwiej było o kłopoty, ale jednocześnie stacjonujące oddziały zapewniały względne poczucie bezpieczeństwa. Osoby nieochipowane nie miały tutaj wstępu, a LarogCity cieszyło się zbyt wielkim poszanowaniem jako główny ośrodek handlu Imperium, za dużo ludzi, za wiele niebezpiecznych ludzi, których nikt nie kontrolował.
Już chyba wolałam tyranię i despotyzm od niepewności dnia codziennego.
Podeszłam do grzejnika, zastanawiając się, co tym razem stało się z ogrzewaniem i jak bardzo zamierzam nienawidzić następnego majsterklepki, który przyjdzie, popatrzy, postuka, wypije kubek czy dwa kawy i stwierdzi, że najlepiej to zmienić mieszkanie.
Jakby w tej dzielnicy ludzie mieli jakiś wybór.
Kopnęłam grzejnik, z irytacją rejestrując, że nawet mój ulubiony sposób naprawiania wszystkiego (zepsuj ponownie, może zacznie działać) zdecydował się wziąć nogi za pas i niczego nie dał. Westchnęłam głośno, zbierając z pobliskiego krzesła kurtkę, żeby już po chwili stać przy drzwiach, ponownie mając te same wątpliwości.
A jakby tak się przenieść...? Mogłabym wziąć dodatkowe zlecenia, odłożyć nieco więcej z pracy w barze, może nawet zadbać nieco bardziej o obecny stan mieszkania, który nie wyglądał zbyt zachęcająco w metrykach sanitarnych, ale z drugiej strony, Mroku szalała już praktycznie wszędzie, Imperium zdawało się być najbezpieczniejszym wyborem.
No i wątpiłam, żeby Robert dał się ochipować, żeby tu za nami przyleźć, a jego sługusów bałam się nieco mniej. Omiotłam mieszkanie wzrokiem, wsłuchując się w nierównomierny, senny oddech, który był doskonale słyszalny przez cieniutkie ściany budynku. Hanka spała spokojnie, choć już wieczorem oczy jej leciały, zaczynała nosem pociągać i nie zdziwiłabym się, gdyby jutro obudziła się z chrypką. Po prostu cudownie.
Wymknęłam się przez drzwi na korytarz, cicho zamykając je za sobą. To będzie długa noc.
Już chyba wolałam tyranię i despotyzm od niepewności dnia codziennego.
Podeszłam do grzejnika, zastanawiając się, co tym razem stało się z ogrzewaniem i jak bardzo zamierzam nienawidzić następnego majsterklepki, który przyjdzie, popatrzy, postuka, wypije kubek czy dwa kawy i stwierdzi, że najlepiej to zmienić mieszkanie.
Jakby w tej dzielnicy ludzie mieli jakiś wybór.
Kopnęłam grzejnik, z irytacją rejestrując, że nawet mój ulubiony sposób naprawiania wszystkiego (zepsuj ponownie, może zacznie działać) zdecydował się wziąć nogi za pas i niczego nie dał. Westchnęłam głośno, zbierając z pobliskiego krzesła kurtkę, żeby już po chwili stać przy drzwiach, ponownie mając te same wątpliwości.
A jakby tak się przenieść...? Mogłabym wziąć dodatkowe zlecenia, odłożyć nieco więcej z pracy w barze, może nawet zadbać nieco bardziej o obecny stan mieszkania, który nie wyglądał zbyt zachęcająco w metrykach sanitarnych, ale z drugiej strony, Mroku szalała już praktycznie wszędzie, Imperium zdawało się być najbezpieczniejszym wyborem.
No i wątpiłam, żeby Robert dał się ochipować, żeby tu za nami przyleźć, a jego sługusów bałam się nieco mniej. Omiotłam mieszkanie wzrokiem, wsłuchując się w nierównomierny, senny oddech, który był doskonale słyszalny przez cieniutkie ściany budynku. Hanka spała spokojnie, choć już wieczorem oczy jej leciały, zaczynała nosem pociągać i nie zdziwiłabym się, gdyby jutro obudziła się z chrypką. Po prostu cudownie.
Wymknęłam się przez drzwi na korytarz, cicho zamykając je za sobą. To będzie długa noc.
x X x
Wylewaniem.
Podskoczyłam, odwracając się na jedną z kelnerek, łokciem uderzając w tackę obładowaną szklankami z procentową zawartością. Szkło stłukło się z hukiem o podłogę, przy okazji oblewając resztkami wielokolorowych cieczy jakąś osobę siedzącą tuż przy barze.
— Przepraszam, zaraz wszystko posprzątamy — rzuciłam szybko, bo kłopoty o tej godzinie to był zły pomysł, a szef stawał się powoli cięty na tego rodzaju błędy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!