04 stycznia 2018

OD Ravenis: "Misja: Gwiazdkowe morderstwo" cz. III

Nigdy nie poczujesz smaku zwycięstwa, póki nie poznasz smaku porażki...
Nie masz pojęcia, nigdy nie będziesz wiedział, jak smakuje zwycięstwo, póki nie poczujesz tego, co ja. Czym tak naprawdę jest zwycięstwo, bez porażki? Nawet ja tego nie wiem... Ale wiem jedno.
Nigdy nie zrozumiesz jak to jest. Udawać, że zawsze, wszystko jest okey, ale tak naprawdę, nikt nie ma pojęcia, jak bardzo jesteś przerażony. Kiedy masz wrażenie, że masz wszystko, pielęgnujesz to, dbasz, ale i tak, znajdzie się ktoś, kto pociągnie za spust.
To jest... Ciężko do określić.
To tak jakbyś krzyczał, lecz nikt tego nie słyszał. Czujesz się, zagubiony... To jest, jakbyś próbował być szczęśliwy, ale tak naprawdę, tylko oszukujesz samego siebie, łudząc się, że to możliwe. Nigdy nie zrozumiesz jak to boli. Gdy słyszysz pana śmierci, ale zamiast zabić Ciebie, zabija ci kogoś bliskiego. Potem tylko się okłamujesz, że wszystko będzie dobrze, że uratujesz ci bliską osobę, a tak naprawdę, tylko kłamiesz, by jakoś ukoić ból w twoim sercu. A potem... Patrzysz na jego śmierć, gdy ci umiera w twoich ramionach.
...
Nie zrozumiesz jak to boli. Nie zrozumiesz, jakie to uczucie, gdy tracisz jedną z bratnich dusz, przez jedną kulę postrzałową, a potem i tak Cię muszą trzymać, byś się nie wyrwał i nie pobiegł do martwego ciała, wciąż się łudząc, że jednak przeżyje. Że nie możesz w ten sposób stracić przyjaciela. A potem zadajesz sobie pytanie, co może myśleć rodzina takiej osoby. A potem odczuwasz Twojego przyjaciela - samotność. Tylko on ci towarzyszy przez całą drogę.
Nie zrozumiesz... Nie zrozumiesz moich słów.
Póki nie przeżyjesz tego, co ja.


*****
Staliśmy nad deszczem, byliśmy podczas pogrzebu mojego przyjaciela. Ryuaki był dzielnym człowiekiem... Obok mnie, stał jego narzeczony, cały we łzach. Nigdy nie chciał jego śmierci, a przynajmniej tak wyglądał. Byłam zbyt zmęczona na to, żeby cokolwiek zrobić. Używać mocy, czy...
Wzięłam głęboki wdech i stałam przed jego grobem. Johnatan, spojrzał na mnie i zacisnął rękę na parasolce. Stracił kogoś bliskiego, czuł to, co ja, kiedy traciłam mojego partnera.
- Ravenis... Mogę zostać sam...?
Jego drżący głos, był dziwny, ale zrozumiałam jego prośbę. Odeszłam, idąc do swojego auta. Wsiadłam do auta i tam uderzyłam w kierownicę. Musiałam tą sprawę rozwiązać. Teraz, albo wcale.


*****

Siedziałam przy swoim biurku, patrząc w jeden punkt. Wciąż miałam przed oczami wizję, gdy Ryuaki, upadał na ziemię. Zacisnęłam ręce w pięści. Zawiodłam go, zawiodłam wszystkich jego bliskich, zawiodłam samą siebie. Wielokrotnie mnie prosili o to, bym wzięła urlop, ale nie mogłam. Nie teraz, kiedy zabili mi mojego najlepszego przyjaciela. Już drugi raz straciłam mi bliską osobę...
Po długim siedzeniu i gapieniu się w jeden punkt, odgarnęłam wszystkie papiery, agresywnie tak, że upadły na ziemię. Walnęłam ręką o stół. Po chwili usłyszałam pukanie. Pokręciłam głową i się wyprostowałam, układając mocami wszystkie papiery.
- Proszę.
Do mojego gabinetu, weszła moja jedna z pracownic. Miała w ręce wyniki jakiś badań. Czułam od niej strach. W sumie, nie dziwie jej się.
- Panno Darkline... Znaleźliśmy kulę w ciele pana Firengam. Zidentyfikowaliśmy broń i znaleźliśmy właściciela takiej broni. - kobieta mi podała papiery, a ja mocami zaczęłam je przeglądać. Tak to już jest... Próbuje być inna, ale wszyscy za to cierpią swoim życiem. Nie mogę się z nikim związać, bo zaraz umrze, zniknie... Przepadnie. Straciłam partnera, straciłam teraz kogoś, kto mi... Uratował nie raz życie. Bo jako jedyni, widzieli we mnie coś więcej niż odwagę i zimną krew. Strach...
- Panno Drakline? - kobiecy głos mnie wytrącił z moich myśli. Spojrzałam na nazwisko. Doskonale znałam tego człowieka.
- To jest pewne? - zapytałam, podnosząc na brunetkę wzrok. Ta przytaknęła.
- Sprawdziliśmy 5 razy. A czemu Pani pyta?
- Bo to jest równocześnie i jeden z najlepszych lekarzy, jakich znam.

******

Była chyba czwarta, kiedy udało mi się podejrzanego ściągnąć na przesłuchanie. Weszłam do pokoju z papierami i usiadłam przed nim.
- A więc tak to się kończy, Panie Hawk. Nasza znajomość, kończy się w tym miejscu - siedziałam naprzeciw niego, a ten uniósł brew.
- Nic na mnie nie masz.
- Udowodnić Ci? Co robiłeś wczoraj o 17:32?
- Byłem na operacji.
- Bullshit. - powiedziałam oschle, a ten uniósł brew. - poszłam do twojego szpitala z nakazem, za pomocą którego, otrzymałam listę. Dostałam zezwolenie na skopiowanie - przysunęłam mu listę - powiedz mi, o której się tam podpisałeś?
Mężczyzna milczał. Uniósł na mnie wzrok.
- Żądam adwokata.
- Jasne, czemu nie. Damy ci adwokata, zobaczymy co powie, gdy zarejestrowana broń na twoje nazwisko została użyta do morderstwa I JESZCZE OKŁAMAŁEŚ MNIE, ŻE BYŁEŚ WTEDY PODCZAS OPERACJI! - Walnęłam ręką w stół i wstałam. Ten skrzyżował ręce - umówmy się tak. Zdradzisz mi wszystko na temat tego strzału, a w zamian będę łaskawsza, wobec twojego sądu. 
- Czemu mam ci wierzyć? 
- Bo wiem, że dostałeś zlecenie i samoistnie byś tego nie zrobił. Jestem wyrozumiała.
Mężczyzna patrzył na mnie swoim wzrokiem, jakby próbował mnie przejrzeć. Miałam dobrą maskę, nic nie mógł zobaczyć. Usiadłam i ułożyłam ręce w wieżyczkę. Mężczyzna wziął głęboki wdech.
- Nie przedstawił się. Jedynie do mnie zadzwonił i powiedział, że mam zabić kogoś z nazwiskiem Firengam. Miałem zabić Ciebie, ale zgaduję, że nie o Ciebie chodziło.
Teraz byłam pewna, że miał zabić Ryuaki'ego. Tylko, kto by chciał jego śmierci? Najpierw Elizabeth, potem Ryuaki...
Wstałam i wyszłam z sali przesłuchań.

******

Weszłam do swojego gabinetu, rzucając torbę na kanapę. Usiadłam przed biurkiem i wyjęłam nagranie. Zamknęłam oczy i zaczęłam się wsłuchiwać.
- Przysięgam, jak zaczniecie mi się tam bzykać, wywalę was do bagażnika - trzaskanie drzwiami.
- To co... Zaczynamy?
- Johny! - Ryuaki zaczął się śmiać - Słuchaj. Elizabeth została zabita. Wiesz coś na ten temat? 
- Ryu, wiesz, że ja nie mieszam się w wasze sprawy.
- Johny... Byłeś tam. Znowu Cię przyłapali na sprzedaży cocainy.

Zatrzymałam nagranie. Czyli Ryuaki wiedział, że on to sprzedaję... Hah, zrobiłabym pewnie to samo. Puściłam dalej kasetę.

- Wiem, jestem nieostrożny..
- Po co tam wchodziłeś?! 
- Szukałem czegoś.
- Czego? Johnatan, muszę widzieć.
- szukałem towaru. Podobno zostawili mi tutaj zapłatę, za zdobycie broni.
- Jakiej broni?
- Jakiś karabin.
- Komu?
- Yyy... Nie wiem. Nie przedstawił się. Mówił, że musi dokończyć robotę z Panną Darkline. A właśnie, jak wam się wiedzie?
- A co? Zazdrosny?
- Bardzo! Haha!
- John, kocham Ciebie i ty-- czekaj... Ktoś tam jest... O NIE... RAVENIS!
Przerwanie nagrania.

A więc... Johnatan... 
Wstałam i zaczęłam porządkować tablice. 
Mowa o jednej osobie. Kimś, kto mnie znał, kto znał Elizabeth i znał Ryuaki'ego. Przyczepiłam na tablicę szkic ręki, zdjęcie Johnatana i moje, Elizabeth i Somina.
- Czyli... Dowodem zbrodni, jest ten karabin... Tylko gdzie on...
W tym momencie mnie olśniło.
- Czegoś szukał... Cocaina, znał... Każdego z nas. 
Uniosłam wzrok na zdjęcie Johnatana. Zobaczyłam jego rękę z pierścionkiem.
Ten sam pierścionek co...
- AMANDA! - wybiegłam z gabinetu - NIECH NIKT NIE OTWIERA ULICY BREAKTOWN! 
- Dlaczego?!
- JOHNATAN JEST GŁÓWNYM PODEJRZANYM! JADĘ PO NIEGO!
Wsiadłam do samochodu i pojechałam do jego domu. Johnatan miał motyw, od zawsze był o mnie zazdrosny, że spędzam z Ryuaki tyle czasu. To byłby motyw. Kiedyś Elizabeth i Ryuaki, byli parą... Karabin miał, ale go zgubił... On kłamał. 
Zacisnęłam gaz i pojechałam pod jego dom. W tym momencie, usłyszałam dzwonek telefonu. Odebrałam.
- Tak słucham? - nic mi nie odpowiadało. - Kim jesteś? - rozłączył się. Spojrzałam na godzinę. 6:59. Dokładnie taka sama godzina, co zawsze.
Nie czas na rozmyślanie, po co do mnie tak dzwoni i kto tak do mnie tak wydzwania.
Teraz jest ważne to, by mi nie uciekł podejrzany.

C.D.N

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits