14 stycznia 2018

Od Maeve C.D Somin

On był cudny… Stary pierdziel okazał się bardziej żwawy niż mi się wydawało. Przegryzłam wargę wyglądając zza jednej z dziur w drzwiach. Pierwszy raz czułam ogromną ciekawość. Bardzo szybko poleciałam do łazienki i tam się calutka umyłam. Ubrałam coś czystego, a potem postanowiłam ruszyć tropem mężczyzny. Wzięłam kilkanaście ostrzy i całą resztę, która była mi potrzebna. Kilka malutkich fiolek z trucizną do broni. Biorąc głęboki wdech, ruszyłam za Sominem. Czułam jego zapach. Mój nosek działał bardzo dobrze, więc nie miałam z tym problemu. Z początku postanowiłam biec jak najszybciej. Lepiej było z początku podgonić, niż potem się męczyć z ponownym namierzeniem tropu. Wiedziałam mniej więcej gdzie, a raczej gdzie powinien iść. Tak więc nadal kroczyłam jego krokami. Jasne było, że na pewno nie dogonię go tak czy inaczej. Poza tym, wyszłabym na jakąś stalkerkę. W sumie jestem nią, skoro śledzę Somina. Ale to tylko dlatego, że coś mi nie grało. Jakoś… Tak dziwnie. Poruszałam się bezszelestnie, czasami będąc zmuszona do biegów i skoków po gałęziach, bo podejrzanie dużo ludzi łaziło tymi drogami. Wbrew temu, że niby nie jestem rozpoznawalna, wolałam nie ryzykować. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a ja zbliżałam się powolutku do celu mojej drogi. Czułam zmęczenie, ale to dlatego, że ani na chwilę nie zatrzymałam się. Jednak musiałam odpocząć. Może miałam siły, ale lepiej było też zostawić ich choć odrobinkę na czarną godzinę. Klepnęłam w najbardziej zacienionym miejscu i przymknęłam oczy. Ziewnęłam przeciągle, a po chwili odleciałam w krainę snu. Dobrze, że miałam lekki sen. Dzięki temu na pewno jest choć trochę bezpieczniej spać na zewnątrz… Moja pobudka, była wtedy, kiedy jeszcze słońce nie zdążyło wychylić choćby jednego promyczka zza horyzontu. Przetarłam zmęczone oczka, a potem znowu biegiem ruszyłam w stronę mego celu.
---
Widziałam je już… Aztarat City. Obrzydliwe miejsce, pełne innych osób. Plułam na towarzystwo, bo wolałam siedzieć sama. Wskoczyłam na dachy, a dzięki płaszczu nocy, byłam niewidoczna. Jedyne co, to moje żółte oczy, ale to najmniejszy problem. Kiedy sobie zwiedzałam, powoli nadchodził świt. W jednym z okien, dojrzałam Somina, który na dłoniach miał dziecko. Z zaskoczeniem przegryzłam wargę. Złapałam leżący obok mojej stopy kamyczek, który ledwo co ważył. Zbliżyłam się lekko do okna, aby zmniejszyć zasięg, ale być też na widoku. Rzuciłam nim, trafiając idealnie. Mężczyzna spojrzał w moim kierunku, a ja piorunując go spojrzeniem, dałam mu pewien znak, który z pewnością zrozumiał… Kciuk zbliżyłam do szyi i przejechałam nim poziomą linią wzdłuż. Nadal tak stałam patrząc na to z bólem… Przegryzłam wargę, a potem wskoczyłam na parapet. Złapałam za okno i je otworzyłam. Weszłam do środka i popatrzyłam na Somina.
- Czyli byłam jedynie zabaweczką? Hm… Co bym z tobą zrobiła? - zapytałam, siadając na framudze i podrzucając ostrze do góry.
<Somin?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits