01 stycznia 2018

Od Nataniela [+12]

Słoneczna komnata w posiadłości mojego długoletniego patrona Ruperta, wysoko postawionego urzędnika, znajdowała się w sektorze B. Znudzony i umorusany farbami, trzymałem papieros w dłoni, tępo wpatrzony w unoszący się z niego dym. Dziś był szczególnie długi dzień, jeden z tych których nie da się jakąkolwiek siłą pogonić do przodu. Tykanie zegara, jedynej ozdoby znajdującej się na ścianach tego pomieszczenia, doprowadzało mnie do wewnętrznego obłędu. Niedopałek z wykalkulowaną precyzją zgniotłem w dłoni nie martwiąc się ewentualnymi oparzeniami. Violet, moja obecna modelka leżała w morzu szkarłatu, na samym środku pokoju. Wstałem staranie wyprostowując moje długie nogi, głowę trzymałem opuszczoną na wysokości bioder, brudne i poranione dłonie oparłem na kolanach. Chwilę tak trwałem, próbując zapomnieć o wszystkim, staranie wymazując spod zamkniętych powiek obrazy dnia dzisiejszego. Kiedy się wyprostowałem na całe 192cm byłem gotów z góry ogarnąć cały ten rozpierdol. Całkowicie biały pokój miał dość miejsca by urządzić w nim porządne przyjęcie. Pod ścianami leżały staranie posegregowane obrazy na nową wystawę. Prawą dłonią przetarłem zamglone oko i jednym szarpnięciem pozbyłem się tasiemki utrzymującej moje długie włosy w jako takim porządku. Wokół mnie panował burdel, porozrzucane pędzle walały się wszędzie, odpryski farb zdobiły biel podłogi fantazyjnymi wzorami. Nowe obrazy zagradzały mi drogę do wyjścia. Na lewo od niego stała przeszklona kabina prysznicowa, na prawo duża błękitna komoda. Na dziś już skończyłem. Przynajmniej tu. Leniwie pozbywałem się części mojej garderoby, teraz raczej nadających się jedynie na szmaty, albo i nie. Całkowicie nagi wszedłem pod prysznic, woda zmyła cały syf, pozostawiając niemiłe uczucie ciepła na skórze. Ciuchy na zmianę jak zawsze czekały poskładane w staranną kostkę na komodzie przy drzwiach. Wyszedłem, odpalając kolejną fajkę. Parę głębokich wdechów i wydechów dzieliło mnie od pełnego spokoju. 
- Mam nadzieję że nowe obrazy już wkrótce doczekają się wernisażu? - słodko, lukrowy ton głosu Rupcia nie pasował do jego potężnie zbudowanej sylwetki i pary przenikliwych czarnych oczu. Kiedyś miałem ochotę porządnie go zerżnąć, całą tą jego porośniętą górą mięśni osobę z starannie zaczesanymi do tyłu ciemnymi kłakami sięgającymi prawie jego ramion. Kiedyś. Dziś już wiedziałem, że nie ma gorszego pomysłu od tego. 
- Jeszcze tylko kilka sesji i będzie kompletna- w czasie mojej beznamiętnej wypowiedzi Violet udało się ulotnić z pokoju i dumnie półnagiej przejść korytarzem prowadzącym na górne piętro. Oddałem niedopałek Rupertowi, wiedząc że jeśli rzucę go na podłogę lub zgniotę w dłoni będzie bardzo niezadowolony. Ten przyjął go z nabożną czcią, jakbym wręczał mu pierdolonego Świętego Grala. Zaciągnął się, zaciskając ponętnymi ustami jego koniuszek, dokładnie w tym samym miejscu gdzie przed chwilą były moje wargi. Jego oczy utkwione były w moich, przenikliwe i lekko dwuznaczne, spod na wpół przymkniętych powiek z paletą niemoralnie długich rzęs. Pierdolony Skurwiel wiedział jak ze mną pogrywać. Jak gdyby nigdy nic, sprawdziłem wolną dłonią czy na pewno zabrałem ołówek i szkicownik. Gotowy, ruszyłem w stronę wyjściu, starając się żadną częścią ciała nie dotknąć stojącego przede mną mężczyzny. Schodząc po schodach na dół czułem na plecach czujny wzrok mojego patrona. Posiadłość i wszystko w niej było własnością Rupcia, choć posiadał on swój dom w sektorze A, często wpadał tu aby się z nami zobaczyć. Byliśmy jego Zgrają osobliwości i talentu, zebraną przez Niego w jednym miejscu. Część z nas była tu tyko na chwilę, garstka tak jak ja wpadała od czasu do czasu, a tylko nieliczni tak jak Violet tkwiła tu na stałe. 
- Tylko nie spóźnij się na kolacje - zdołałem usłyszeć z klamką w dłoni. Odwróciłem się powoli, długo patrząc w puste miejsce u szczytu schodów gdzie jeszcze przed chwilą stał. Zapewne teraz był już na wyższym piętrze blisko pokoju Viol. Lekko znudzony dałem nura w świat po drugiej stronie framugi. Ulice sektora B były zadbane, nic dodać, nic ująć. Idąc nimi w górę mijałem znajome twarze, zastanawiałem się czy dziś nie ulotnić się z tego miejsca i poszukać nowych wrażeń, kiedy kątem oka dostrzegłem dość nietypową postać. Oparty plecami o przyuliczne drzewo zacząłem szkicować. 

KTOŚ ?;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits