07 grudnia 2017

Od Alexa C.D Tyks

Niedługo po tym, jak dziewczyna poszła się zdrzemnąć, w powietrzu rozniósł się odgłos uderzenia w dzwon. Dla każdego, kto kiedykolwiek podróżował już takimi statkami, dźwięk ten oznaczał jedno: żarełko. Niestety, jeżeli ktoś oczekiwał uczty godnej króla, musiał się poważnie zawieść — każdy pasażer otrzymał bowiem ten sam, skromny posiłek. Zawsze jednak lepsze to niż nic. Nie chcąc zajmować miejsca w i tak już ciasnym pomieszczeniu robiącym za jadalnię, wyszedłem na zewnątrz, z prowiantem w rękach zmierzając w stronę rufy statku. Tam przysiadłem na niedawno umytym przez marynarzy pokładzie, opierając plecami o burtę. W ten oto sposób ukryłem się przed chłodnymi porywami wiatru, a jedynie od czasu do czasu pojedynczy podmuch sięgający mojej czupryny świadczył o tym, iż statek jest w ruchu. Zanim jednak zabrałem się za konsumpcję, na pokładzie rozległ się niewyobrażalny hałas. Dopiero po dłuższej chwili zdałem sobie sprawę z tego, iż było to połączenie raniącego wręcz słuch bicie dzwonu oraz krzyków marynarzy. Z początku nie rozumiałem, o co w tym wszystkim chodzi. Dopiero w momencie, kiedy tuż nad moją głową usłyszałem świst przecinanego powietrza, a po podniesieniu wzroku zauważyłem wbity w drewnianą rufę harpun, zrozumiałem, co tak naprawdę się dzieje. Piraci. W sumie, jeśli dłużej się zastanowić, nie było to wcale takie niespodziewane. Według najnowszych statystyk niemal 20% kursów nie kończy się pomyślnie głównie dlatego, że to właśnie ci złodzieje atakują statki... Czekajcie, o czym ja tak właściwie teraz myślę? Powinienem był skupić się na chwili obecnej, podczas której statek nieprzyjaciół wyłonił się z gęstych chmur, ukazując cały swój majestat. Był on z pewnością większy od tego, którym my podróżowaliśmy, a zarazem sprawiał wrażenie lepiej skonstruowanego oraz przystosowanego do dalszych podróży. Różnice takie mógłbym wymieniać bez końca, lecz teraz naprawdę miałem ważniejsze rzeczy na głowie niż opis środka transportu wrogów. Kiedy bowiem piraci napadają na jakikolwiek statek, ich zamiarem z pewnością nie jest pogawędka przy herbatce i ciastku. Nie chcąc zatem mieć większych problemów, — już widzę reakcję Darknessa na wieść, że Vipera wykończyła banda brodatych dziadków, kiedy ja byłem w pobliżu — czym prędzej postanowiłem go odnaleźć. Porzucając swoje dotychczasowe miejsce, pobiegłem na drugą stronę łodzi. Kiedy jednak znalazłem się w miejscu, w którym powinien być chłopak, jego oczywiście tam nie było. Ja to mam szczęście. Zgadując, iż najprawdopodobniej znajdę go teraz gdzieś w pobliżu kajut, bez chwili zawahania ruszyłem w tamtym kierunku, co po pojawieniu się na statku grabieżców było nadzwyczaj trudne. Każdy z nich miał bowiem jeden, a właściwie to dwa cele: zabrać jak najwięcej i zabić jak najwięcej. I tak się jakoś zdarzyło, że ja również stałem się jednym z celów. A ponieważ nie miałem najmniejszej ochoty robić za karmę dla rybek, ponowne dotarcie na przód łodzi zajęło mi trochę czasu. Koniec końców, pozostawiając za sobą kilka nieprzytomnych ciał, dotarłem do miejsca, z którego zacząłem poszukiwania syna Alphy. Widząc bowiem całkowicie opustoszałe kajuty doszedłem do wniosku, że szybciej znalazłbym tam jakiegoś trupa niż żywego człowieka. A nie wiem jak inni, ale ja wolałem być myśli, iż Viper wciąż żyje. W przeciwnym wypadku ja sam mogę również odstrzelić sobie łeb. Na szczęście moje plany dotyczące samobójstwa dość szybko zostały odłożone na później, gdyż pośród tłumu walczących usłyszałem jego głos, będący tak jakby połączeniem słynnego słowiańskiego wkurwu, jak i lekkiego zmęczenia. Spojrzałem w tamtą stronę, a widząc wciąż żywego chłopaka uspokoiłem się nieco. Ta dwójka z nim walcząca nie mogła bowiem stanowić większego zagrożenia, jeśli poza jednym przeciwnikiem nagle pojawił się drugi. Niestety, nie zdążyłem nawet zrobić kroku w jego stronę, kiedy wykrzyknięte przez kogoś imię Vipera rozkojarzyło zarówno jego samego, jak i mnie. Dopiero wówczas zdałem sobie sprawę z tego, że razem z nami na statku znajdowała się również Tyks, o której prawdę powiedziawszy kompletnie zapomniałem. Zerknąłem w stronę, z której dobiegł mnie jej głos. Dziewczyna zapewne nie zdawała sobie sprawy z mojej obecności, wzrok wbijając wręcz w postać bruneta. Ten natomiast, w wyniku chwilowego odwrócenia uwagi, dostał dość mocne bęcki. Nieprzytomny, przeniesiony został na statek nieprzyjaciół, a nasza towarzyszka otoczona przez gang spasionych świętych Mikołajów. Widząc taką sytuację, w myślach pozwoliłem sobie na solidne przekleństwo. Teraz, zamiast pomóc jednemu, muszę wyciągnąć z tego bagna dwójkę ludzi, w tym jednego nieprzytomnego. Już chyba gorzej być nie mogło.
A jednak. Zaledwie chwilę po tym, jak młody Rivers znalazł się na drugiej łodzi, piraci zaczęli opuszczać nasz statek. Oznaczać to mogło mniej więcej tyle, że niebawem znikną z pola widzenia, a razem z nimi wszelka wieść o synu Wilkobójcy. W takiej sytuacji każdy przydupas Darknessa z pewnością od razu rzuciłby mu się na ratunek, za nic mając małe szanse powodzenia w starciu z całą załogą grabieżców, lecz ja, zamiast od razu pobiec w kierunku burty, pewnym siebie krokiem podszedłem do uwięzionej między trzeba starymi dziadami Tyks. Tam poszło dość gładko — wystarczyło bowiem jednego z nich uderzyć w potylicę rękojeścią trzymanego przeze mnie noża, a drugiego najzwyczajniej w świecie w twarz z pięści. Niestety, podczas gdy ten pierwszy padł jak trup na pokład, dla jego towarzysza mój cios nie zrobił wrażenia większego niż tylko wywołanie wściekłości. Ignorując jego jakże waleczny okrzyk bojowy, rozprawiłem się z nim dość szybko. Głuchy łoskot zderzenia nieprzytomnego ciała z deskami rozległ się niemal jednocześnie w dwóch miejscach naraz, co oznaczało, iż Tyks również rozprawiła się ze swoim przeciwnikiem. I tak jak się tego spodziewałem, w następnej sekundzie ruszyła w kierunku burty, do której jeszcze chwilę temu przyczepione były liny statku wrogów. Nim jednak zdążyła zrobić zaledwie kilka kroków, niezbyt delikatnie popchnąłem ją w drugą stronę, koniec końców praktycznie ciągnąc ją w stronę kajut. Ta natomiast, jak już chyba na nią przystało, zaczęła rzucać różne obelgi pod moim adresem, próbując się jednocześnie wyrwać. Przestała dopiero wówczas, gdy nakazałem jej zrobić głęboki wdech, a cień rzucany przez ścianki statku zamienił się w ten na łodzi piratów, oddalonej już od naszej o ładny kawałek drogi.
Po opadnięciu mgły niemal natychmiast wzrokiem odnaleźliśmy wciąż nieprzytomnego bruneta, który już związany, oparty był o niemały stos beczek złupionych z naszego statku. Wokół niego kłębili się zadowoleni z nowych łupów piraci, rozprawiający o jakimś okupie. I chociaż wiedziałem, że to bardzo zły pomysł, nie widziałem innego wyjścia z tej sytuacji:
- Odwrócę ich uwagę. — rzuciłem do dziewczyny, kontynuując bez sprawdzenia, czy w ogóle mnie słucha — Znam gości, miałem już z nimi na pieńku kilka razy, więc i oni chętnie sobie ze mną pogadają. Ty uwolnij Vipera.
Nie czekając na jej reakcję, ponownie pozwoliłem otoczyć się czarnej mgle, by zaledwie sekundę później przechadzać się wręcz spacerowym krokiem po pokładzie, z dala od kryjówki Tyks i miejsca, w którym znajduje się chłopak. Oczywiście zostałem dość szybko zauważony, a wszelkie przekleństwa pod moim adresem potwierdziły jedynie moje przypuszczenia, iż zostałem rozpoznany. Teraz pozostało już tylko uciekać oraz modlić się, by dziewczyna zdążyła wykonać swoje zadanie przed powrotem tego całego rozwrzeszczanego tłumu, który najchętniej widziałby moją głowę nabitą na kij.
Trzeba być bowiem niedorzecznie głupim, by oszukiwać i okradać piratów. Witam w moim świecie.

Tyks? ...

Punkty: 1143

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits