Niedługo po tym, jak dziewczyna poszła się zdrzemnąć, w powietrzu
rozniósł się odgłos uderzenia w dzwon. Dla każdego, kto kiedykolwiek
podróżował już takimi statkami, dźwięk ten oznaczał jedno: żarełko.
Niestety, jeżeli ktoś oczekiwał uczty godnej króla, musiał się poważnie
zawieść — każdy pasażer otrzymał bowiem ten sam, skromny posiłek. Zawsze
jednak lepsze to niż nic. Nie chcąc zajmować miejsca w i tak już
ciasnym pomieszczeniu robiącym za jadalnię, wyszedłem na zewnątrz, z
prowiantem w rękach zmierzając w stronę rufy statku. Tam przysiadłem na
niedawno umytym przez marynarzy pokładzie, opierając plecami o burtę. W
ten oto sposób ukryłem się przed chłodnymi porywami wiatru, a jedynie od
czasu do czasu pojedynczy podmuch sięgający mojej czupryny świadczył o
tym, iż statek jest w ruchu. Zanim jednak zabrałem się za konsumpcję, na
pokładzie rozległ się niewyobrażalny hałas. Dopiero po dłuższej chwili
zdałem sobie sprawę z tego, iż było to połączenie raniącego wręcz słuch
bicie dzwonu oraz krzyków marynarzy. Z początku nie rozumiałem, o co w
tym wszystkim chodzi. Dopiero w momencie, kiedy tuż nad moją głową
usłyszałem świst przecinanego powietrza, a po podniesieniu wzroku
zauważyłem wbity w drewnianą rufę harpun, zrozumiałem, co tak naprawdę
się dzieje. Piraci. W sumie, jeśli dłużej się zastanowić, nie było to
wcale takie niespodziewane. Według najnowszych statystyk niemal 20%
kursów nie kończy się pomyślnie głównie dlatego, że to właśnie ci
złodzieje atakują statki... Czekajcie, o czym ja tak właściwie teraz
myślę? Powinienem był skupić się na chwili obecnej, podczas której
statek nieprzyjaciół wyłonił się z gęstych chmur, ukazując cały swój
majestat. Był on z pewnością większy od tego, którym my podróżowaliśmy, a
zarazem sprawiał wrażenie lepiej skonstruowanego oraz przystosowanego
do dalszych podróży. Różnice takie mógłbym wymieniać bez końca, lecz
teraz naprawdę miałem ważniejsze rzeczy na głowie niż opis środka
transportu wrogów. Kiedy bowiem piraci napadają na jakikolwiek statek,
ich zamiarem z pewnością nie jest pogawędka przy herbatce i ciastku. Nie
chcąc zatem mieć większych problemów, — już widzę reakcję Darknessa na
wieść, że Vipera wykończyła banda brodatych dziadków, kiedy ja byłem w
pobliżu — czym prędzej postanowiłem go odnaleźć. Porzucając swoje
dotychczasowe miejsce, pobiegłem na drugą stronę łodzi. Kiedy jednak
znalazłem się w miejscu, w którym powinien być chłopak, jego oczywiście
tam nie było. Ja to mam szczęście. Zgadując, iż najprawdopodobniej
znajdę go teraz gdzieś w pobliżu kajut, bez chwili zawahania ruszyłem w
tamtym kierunku, co po pojawieniu się na statku grabieżców było
nadzwyczaj trudne. Każdy z nich miał bowiem jeden, a właściwie to dwa
cele: zabrać jak najwięcej i zabić jak najwięcej. I tak się jakoś
zdarzyło, że ja również stałem się jednym z celów. A ponieważ nie miałem
najmniejszej ochoty robić za karmę dla rybek, ponowne dotarcie na przód
łodzi zajęło mi trochę czasu. Koniec końców, pozostawiając za sobą
kilka nieprzytomnych ciał, dotarłem do miejsca, z którego zacząłem
poszukiwania syna Alphy. Widząc bowiem całkowicie opustoszałe kajuty
doszedłem do wniosku, że szybciej znalazłbym tam jakiegoś trupa niż
żywego człowieka. A nie wiem jak inni, ale ja wolałem być myśli, iż
Viper wciąż żyje. W przeciwnym wypadku ja sam mogę również odstrzelić
sobie łeb. Na szczęście moje plany dotyczące samobójstwa dość szybko
zostały odłożone na później, gdyż pośród tłumu walczących usłyszałem
jego głos, będący tak jakby połączeniem słynnego słowiańskiego wkurwu,
jak i lekkiego zmęczenia. Spojrzałem w tamtą stronę, a widząc wciąż
żywego chłopaka uspokoiłem się nieco. Ta dwójka z nim walcząca nie mogła
bowiem stanowić większego zagrożenia, jeśli poza jednym przeciwnikiem
nagle pojawił się drugi. Niestety, nie zdążyłem nawet zrobić kroku w
jego stronę, kiedy wykrzyknięte przez kogoś imię Vipera rozkojarzyło
zarówno jego samego, jak i mnie. Dopiero wówczas zdałem sobie sprawę z
tego, że razem z nami na statku znajdowała się również Tyks, o której
prawdę powiedziawszy kompletnie zapomniałem. Zerknąłem w stronę, z
której dobiegł mnie jej głos. Dziewczyna zapewne nie zdawała sobie
sprawy z mojej obecności, wzrok wbijając wręcz w postać bruneta. Ten
natomiast, w wyniku chwilowego odwrócenia uwagi, dostał dość mocne
bęcki. Nieprzytomny, przeniesiony został na statek nieprzyjaciół, a
nasza towarzyszka otoczona przez gang spasionych świętych Mikołajów.
Widząc taką sytuację, w myślach pozwoliłem sobie na solidne
przekleństwo. Teraz, zamiast pomóc jednemu, muszę wyciągnąć z tego bagna
dwójkę ludzi, w tym jednego nieprzytomnego. Już chyba gorzej być nie
mogło.
A jednak. Zaledwie chwilę po tym, jak młody Rivers
znalazł się na drugiej łodzi, piraci zaczęli opuszczać nasz statek.
Oznaczać to mogło mniej więcej tyle, że niebawem znikną z pola widzenia,
a razem z nimi wszelka wieść o synu Wilkobójcy. W takiej sytuacji każdy
przydupas Darknessa z pewnością od razu rzuciłby mu się na ratunek, za
nic mając małe szanse powodzenia w starciu z całą załogą grabieżców,
lecz ja, zamiast od razu pobiec w kierunku burty, pewnym siebie krokiem
podszedłem do uwięzionej między trzeba starymi dziadami Tyks. Tam poszło
dość gładko — wystarczyło bowiem jednego z nich uderzyć w potylicę
rękojeścią trzymanego przeze mnie noża, a drugiego najzwyczajniej w
świecie w twarz z pięści. Niestety, podczas gdy ten pierwszy padł jak
trup na pokład, dla jego towarzysza mój cios nie zrobił wrażenia
większego niż tylko wywołanie wściekłości. Ignorując jego jakże waleczny
okrzyk bojowy, rozprawiłem się z nim dość szybko. Głuchy łoskot
zderzenia nieprzytomnego ciała z deskami rozległ się niemal jednocześnie
w dwóch miejscach naraz, co oznaczało, iż Tyks również rozprawiła się
ze swoim przeciwnikiem. I tak jak się tego spodziewałem, w następnej
sekundzie ruszyła w kierunku burty, do której jeszcze chwilę temu
przyczepione były liny statku wrogów. Nim jednak zdążyła zrobić zaledwie
kilka kroków, niezbyt delikatnie popchnąłem ją w drugą stronę, koniec
końców praktycznie ciągnąc ją w stronę kajut. Ta natomiast, jak już
chyba na nią przystało, zaczęła rzucać różne obelgi pod moim adresem,
próbując się jednocześnie wyrwać. Przestała dopiero wówczas, gdy
nakazałem jej zrobić głęboki wdech, a cień rzucany przez ścianki statku
zamienił się w ten na łodzi piratów, oddalonej już od naszej o ładny
kawałek drogi.
Po opadnięciu mgły niemal natychmiast wzrokiem
odnaleźliśmy wciąż nieprzytomnego bruneta, który już związany, oparty
był o niemały stos beczek złupionych z naszego statku. Wokół niego
kłębili się zadowoleni z nowych łupów piraci, rozprawiający o jakimś
okupie. I chociaż wiedziałem, że to bardzo zły pomysł, nie widziałem
innego wyjścia z tej sytuacji:
- Odwrócę ich uwagę. — rzuciłem
do dziewczyny, kontynuując bez sprawdzenia, czy w ogóle mnie słucha —
Znam gości, miałem już z nimi na pieńku kilka razy, więc i oni chętnie
sobie ze mną pogadają. Ty uwolnij Vipera.
Nie czekając na jej
reakcję, ponownie pozwoliłem otoczyć się czarnej mgle, by zaledwie
sekundę później przechadzać się wręcz spacerowym krokiem po pokładzie, z
dala od kryjówki Tyks i miejsca, w którym znajduje się chłopak.
Oczywiście zostałem dość szybko zauważony, a wszelkie przekleństwa pod
moim adresem potwierdziły jedynie moje przypuszczenia, iż zostałem
rozpoznany. Teraz pozostało już tylko uciekać oraz modlić się, by
dziewczyna zdążyła wykonać swoje zadanie przed powrotem tego całego
rozwrzeszczanego tłumu, który najchętniej widziałby moją głowę nabitą na
kij.
Trzeba być bowiem niedorzecznie głupim, by oszukiwać i okradać piratów. Witam w moim świecie.
Tyks? ...
Punkty: 1143
Punkty: 1143
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!