Z niemal anielską cierpliwością czekałem, aż przesławetna pani Tyks
zaszczyci mnie swoją obecnością, w duchu licząc na jej jak najszybsze
pojawienie się wraz z synem Wilkobójcy, który to już ładne pół godziny
temu poszedł jej szukać. Dobrze, że poszliśmy do portu o wiele
wcześniej, chcąc załatwić wszystkie sprawy dotyczące podróży z
wyprzedzeniem niż na ostatnią chwilę. W przeciwnym wypadku nie
opuścilibyśmy wyspy dzisiaj, a najwcześniej jutro po południu. W sumie,
jeśli dziewczyna dalej będzie się tak ociągać, być może nie znajdziemy
się w labiryncie nawet przed gwiazdką albo i 4 lipca. Nie mam bowiem
najmniejszego zamiaru robić z siebie durnia, prosząc o wstrzymanie z
odbiciem od brzegu w celu poczekania na dwójkę pasażerów, którzy rzekomo
mają zaraz się zjawić, w praktyce zaś mogący byś nawet gdzieś na drugim
końcu wyspy. Ta myśl nie dawała mi spokoju, przez co ciągle spoglądałem
na zegarek, w myślach obliczając, ile minut im zostało. Jeszcze jakiś
czas temu liczba 20 do chwili obecnej uległa drastycznemu zmniejszeniu,
aktualnie wynosząc równo 6 kół kreślonych przez wskazówkę na tarczy
zegara. Ponownie przebiegłem wzrokiem po kłębiących się dookoła
ludziach, którzy próbowali sprzedać swoje towary przypadkowym
przechodniom, wychwalając je i gwarantując ich niezawodność. Nigdzie nie
widziałem jednak Vipera czy też Tyks, co nielekko mnie wkurzyło. Zanim
po raz już chyba setny sprawdziłem, która jest godzina, moją uwagę —
podobnie zresztą jak 90% ludzi znajdujących się w porcie — zwróciło
niemałe zamieszanie. Z daleka nie widziałem dokładnie, kto był tym
debilem, który ciągnąc za sobą dość pokaźnych rozmiarów beczkę, potrącał
nią innych stojących bądź idących obok. Drugi idiota ciągnął natomiast
tego pierwszego, ręką odpychając od siebie ludzi, torując tym samym
drogę sobie i swojemu towarzyszowi. Mimowolnie uśmiechnąłem się widząc
ten rozgardiasz, dopóki nie zdałem sobie sprawy z tego, że ów dwójka
idzie w moją stronę. Dopiero wtedy dotarło do mnie, kim mogą być ci
cyrkowcy.
- Błagam. Niech to nie będą moi debile. — Niemal wyjęczałem sam do siebie.
Niestety, jak to w życiu bywa, nasze nawet najszczerszcze
marzenia się nie spełniają. Wciąż wierząc jednak, że jest to jakaś
nadzwyczaj realna iluzja, zakryłem twarz dłońmi, od czasu do czasu
rozsuwając palce i spoglądając na będącą co rusz bliżej parę. Nie, to
nie może się dziać naprawdę.
- Jaja sobie robicie, prawda? — zapytałem, gdy tylko podeszli bliżej mnie.
Mój głos stłumiony został przez ręce, toteż jak najszybciej
opuściłem je wzdłuż ciała, chwilę potem opierając się łokciami o kolana i
łącząc palce ze sobą, ze wzrokiem utkwionym w dwójce przede mną. Ci
również spojrzeli w moim kierunku, a wyraz twarzy chłopaka nie nasuwał
żadnych wątpliwości co do tego, że ta cała sytuacja wcale go nie
śmieszy. W przeciwieństwie do niego przysłowiowy banan widoczny na
ustach Tyks wydawał się nienaturalnie szeroki, a oczy nadzwyczaj
rozbiegane. To mogło oznaczać tylko jedno. Ja pi**dolę.
- Alex! — zawołała nadzwyczaj wesoła, wręcz wykrzykując moje
imię na cały głos, zwracając tym samym uwagę ludzi, którzy jeszcze w
naszą stronę nie spojrzeli — Zobacz, co dla ciebie mam! Prezent!
W tym momencie szarpnęła za uczepioną jej nadgarstka beczkę,
chyba mając na celu przysunięcie jej bliżej. Ta okazała się jednak
nadzwyczaj ciężka, co poskutkowało chwilową utratą równowagi. Przed
całkowitą glebą uratowało ją szybkie oparcie się o beczkę, która nawet
się nie poruszyła. Całą sytuację próbowała zakryć poprzez niby to
swobodne, w rzeczywistości zaś będące niczym innym jak ochroną przed
kolejnym zachwianiem się, wspieranie o brzeg swojego "bagażu". Ponownie
uśmiechnęła się w sposób, który nie mógł oznaczać niczego dobrego.
- Jeśli to pikle, to serdecznie podziękuję. Możesz je sobie
zjeść sama. — Rzuciłem, zdając sobie sprawę z tego, iż teraz to na mnie
przyszła kolej na zabranie głosu.
- O jakich piklach ty mi tu mówisz? — zapytała niemal
natychmiast, a ton jej głosu podawał w wątpliwość, iż w ogóle wie, co to
są pikle — Zabrałam ze sobą najlepsze z najlepszych deltońskich win!
Trzeba przecież jakoś znieść tę podróż, prawda?
Z czystą kpiną wymalowaną na twarzy spojrzałem to na nią, to
na beczkę za nią stojącą, a potem znów na nią. Ona chyba naprawdę mówiła
serio. W takim razie muszę wyprowadzić ją z błędu.
- Nie piję. — Krótkie, ale nieznoszące słowa sprzeciwu oświadczenie opuściło moje usta.
To, jak można się było spodziewać, wywołało niemałą kłótnię.
Zapewne ciągnęłaby się ona jeszcze przez dłuższą chwilę, ale mój wywód
na temat idiotyzmu w postaci upijania się na krótko przed podróżą lub w
czasie jej trwania przerwał jakże stanowczy wręcz rozkaz bruneta, abyśmy
skończyli tyle gadać i wreszcie weszli na statek. Dotąd się
zastanawiam, jakim cudem to właśnie mnie przypadł zaszczyt wtargania
beczki na pokład, a raczej wturlania jej. No tak, zapomniałem, że
możliwości człowieka zwiększają się wraz z krążącymi w żyłach promilami.
Niecały kwadrans później podziwiałem widoki rozciągające się
za prawą burtą pilnując jednocześnie, by wychylająca się obok mnie Tyks
nie wypadła, opróżniając zawartość żołądka. Tak to się kończy, gdy ktoś
bierze coś mocniejszego krótko przed podróżą statkiem.
Tyks? Nie bij...
Słowa: 807
Alex zdobywa punkty dla WKNu!
Słowa: 807
Alex zdobywa punkty dla WKNu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!