24 listopada 2017

Od Alexa C.D Tyks

Z niemal anielską cierpliwością czekałem, aż przesławetna pani Tyks zaszczyci mnie swoją obecnością, w duchu licząc na jej jak najszybsze pojawienie się wraz z synem Wilkobójcy, który to już ładne pół godziny temu poszedł jej szukać. Dobrze, że poszliśmy do portu o wiele wcześniej, chcąc załatwić wszystkie sprawy dotyczące podróży z wyprzedzeniem niż na ostatnią chwilę. W przeciwnym wypadku nie opuścilibyśmy wyspy dzisiaj, a najwcześniej jutro po południu. W sumie, jeśli dziewczyna dalej będzie się tak ociągać, być może nie znajdziemy się w labiryncie nawet przed gwiazdką albo i 4 lipca. Nie mam bowiem najmniejszego zamiaru robić z siebie durnia, prosząc o wstrzymanie z odbiciem od brzegu w celu poczekania na dwójkę pasażerów, którzy rzekomo mają zaraz się zjawić, w praktyce zaś mogący byś nawet gdzieś na drugim końcu wyspy. Ta myśl nie dawała mi spokoju, przez co ciągle spoglądałem na zegarek, w myślach obliczając, ile minut im zostało. Jeszcze jakiś czas temu liczba 20 do chwili obecnej uległa drastycznemu zmniejszeniu, aktualnie wynosząc równo 6 kół kreślonych przez wskazówkę na tarczy zegara. Ponownie przebiegłem wzrokiem po kłębiących się dookoła ludziach, którzy próbowali sprzedać swoje towary przypadkowym przechodniom, wychwalając je i gwarantując ich niezawodność. Nigdzie nie widziałem jednak Vipera czy też Tyks, co nielekko mnie wkurzyło. Zanim po raz już chyba setny sprawdziłem, która jest godzina, moją uwagę — podobnie zresztą jak 90% ludzi znajdujących się w porcie — zwróciło niemałe zamieszanie. Z daleka nie widziałem dokładnie, kto był tym debilem, który ciągnąc za sobą dość pokaźnych rozmiarów beczkę, potrącał nią innych stojących bądź idących obok. Drugi idiota ciągnął natomiast tego pierwszego, ręką odpychając od siebie ludzi, torując tym samym drogę sobie i swojemu towarzyszowi. Mimowolnie uśmiechnąłem się widząc ten rozgardiasz, dopóki nie zdałem sobie sprawy z tego, że ów dwójka idzie w moją stronę. Dopiero wtedy dotarło do mnie, kim mogą być ci cyrkowcy.
- Błagam. Niech to nie będą moi debile. — Niemal wyjęczałem sam do siebie.
Niestety, jak to w życiu bywa, nasze nawet najszczerszcze marzenia się nie spełniają. Wciąż wierząc jednak, że jest to jakaś nadzwyczaj realna iluzja, zakryłem twarz dłońmi, od czasu do czasu rozsuwając palce i spoglądając na będącą co rusz bliżej parę. Nie, to nie może się dziać naprawdę.
- Jaja sobie robicie, prawda? — zapytałem, gdy tylko podeszli bliżej mnie.
Mój głos stłumiony został przez ręce, toteż jak najszybciej opuściłem je wzdłuż ciała, chwilę potem opierając się łokciami o kolana i łącząc palce ze sobą, ze wzrokiem utkwionym w dwójce przede mną. Ci również spojrzeli w moim kierunku, a wyraz twarzy chłopaka nie nasuwał żadnych wątpliwości co do tego, że ta cała sytuacja wcale go nie śmieszy. W przeciwieństwie do niego przysłowiowy banan widoczny na ustach Tyks wydawał się nienaturalnie szeroki, a oczy nadzwyczaj rozbiegane. To mogło oznaczać tylko jedno. Ja pi**dolę.
- Alex! — zawołała nadzwyczaj wesoła, wręcz wykrzykując moje imię na cały głos, zwracając tym samym uwagę ludzi, którzy jeszcze w naszą stronę nie spojrzeli — Zobacz, co dla ciebie mam! Prezent!
W tym momencie szarpnęła za uczepioną jej nadgarstka beczkę, chyba mając na celu przysunięcie jej bliżej. Ta okazała się jednak nadzwyczaj ciężka, co poskutkowało chwilową utratą równowagi. Przed całkowitą glebą uratowało ją szybkie oparcie się o beczkę, która nawet się nie poruszyła. Całą sytuację próbowała zakryć poprzez niby to swobodne, w rzeczywistości zaś będące niczym innym jak ochroną przed kolejnym zachwianiem się, wspieranie o brzeg swojego "bagażu". Ponownie uśmiechnęła się w sposób, który nie mógł oznaczać niczego dobrego.
- Jeśli to pikle, to serdecznie podziękuję. Możesz je sobie zjeść sama. — Rzuciłem, zdając sobie sprawę z tego, iż teraz to na mnie przyszła kolej na zabranie głosu.
- O jakich piklach ty mi tu mówisz? — zapytała niemal natychmiast, a ton jej głosu podawał w wątpliwość, iż w ogóle wie, co to są pikle — Zabrałam ze sobą najlepsze z najlepszych deltońskich win! Trzeba przecież jakoś znieść tę podróż, prawda?
Z czystą kpiną wymalowaną na twarzy spojrzałem to na nią, to na beczkę za nią stojącą, a potem znów na nią. Ona chyba naprawdę mówiła serio. W takim razie muszę wyprowadzić ją z błędu.
- Nie piję. — Krótkie, ale nieznoszące słowa sprzeciwu oświadczenie opuściło moje usta.
To, jak można się było spodziewać, wywołało niemałą kłótnię. Zapewne ciągnęłaby się ona jeszcze przez dłuższą chwilę, ale mój wywód na temat idiotyzmu w postaci upijania się na krótko przed podróżą lub w czasie jej trwania przerwał jakże stanowczy wręcz rozkaz bruneta, abyśmy skończyli tyle gadać i wreszcie weszli na statek. Dotąd się zastanawiam, jakim cudem to właśnie mnie przypadł zaszczyt wtargania beczki na pokład, a raczej wturlania jej. No tak, zapomniałem, że możliwości człowieka zwiększają się wraz z krążącymi w żyłach promilami.
Niecały kwadrans później podziwiałem widoki rozciągające się za prawą burtą pilnując jednocześnie, by wychylająca się obok mnie Tyks nie wypadła, opróżniając zawartość żołądka. Tak to się kończy, gdy ktoś bierze coś mocniejszego krótko przed podróżą statkiem.
Tyks? Nie bij...
Słowa: 807
Alex zdobywa punkty dla WKNu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits