18 sierpnia 2017

Od Taigi C.D Mobius

Siedziałam na jakimś ptaku, nawet nie zastanawiając się, skąd się tutaj wziął, oraz czym, lub też kim jest. Oparłam się o ciepłe ciało Mobiusa, czując, że zaczęły przechodzić mnie ciarki. Zmęczenie i ból dawały się we znaki, kilka razy mówiłam sobie, że nie będę już się tak zachowywać. Obiecywałam sobie, że po każdej bójce, w której odniosę większe obrażenia, to pójdę gdzieś po pomoc, nawet jeśli miałabym zapłacić. Walczyłam o każdy oddech. Odchyliłam głowę, jakby w jakiś sposób miało mi to pomóc w unormowaniu oddechu.
- Zimno - Wymruczałam, zamykając oczy. Chciałam iść spać, po prostu położyć się na łóżku i usnąć. Przeczekać, aż wszystko ustanie. Nigdy nie byłam odporna na ból fizyczny. Może i umiałam zagryźć zęby, ale będąc w samotności, umiałam się popłakać, nie mogąc sobie poradzić z tym dziadostwem. Tyle lat, a zachowanie w pewnych momentach, jest gorsze niż u stulatki.
- Ej, tylko nie zamykaj oczu, słyszysz?! Musisz być przytomna! - Potrząsnął delikatnie moim ramieniem, przez co otworzyłam niechętnie oczy.
- Nie umieram, nie popadaj w paranoje - Wydusiłam z siebie, ba nie tylko miałam siły, aby mu odpyskować, ale nawet uśmiechnęłam się łobuzersko.
Nie wiedziałam, gdzie lecieliśmy, mogliby mnie w takim stanie wywieźć na inną planetę, a nawet bym tego nie spostrzegła. Ponownie zaczerpnęłam łapczywie powietrza. Lądowanie było delikatne, ledwo co odczuwalne. Rozejrzałam się po okolicy. Zdecydowanie byliśmy w Imperium, nie mogłam rozpoznać miasta, ale tylko tutaj wszystko jest tak bardzo rozbudowane. Mobius pomógł mi zejść z ptaszka. Dopiero gdy obydwoje znaleźliśmy się na ziemi, stworzenie zamieniło się w człowieka. Czarnowłosy, przystojny mężczyzna, z ciemnymi oczami, które zawiesiły się na mojej osobie. Najwyraźniej widząc, jak zginam się wpół, trzymając za miejsce owinięte bandażami, poczuł potrzebę niesienia pomocy. Złapał mnie za ramię, powoli unosząc, do prawidłowej pozycji.
- Co Ci się stało? - Odezwał się po chwili. Po głosie można było rozpoznać, że jest dorosły, ale jak bardzo, to już inny temat.
- Mała... Potyczka - Wydusiłam z siebie. Robiąc kilka kroków, miałam wrażenie, że wszystko w środku mi się przemieszcza. Ponownie zbliżyłam się do podłoża, zaciskając zęby, żeby nie wydobył się z mych ust, niechciany dźwięk. Poczułam obcą dłoń w talii, wiedziałam, co planuje Mobius, dlatego szybko go powstrzymałam.- Nie jestem kaleką... Dam radę - zapewniłam, powoli wchodząc po schodach przy małej pomocy, jak miewam jego przyjaciela.
- Uparta - Warknął na mnie, na co wytknęłam mu język. Na miejscu, mężczyzna zniknął nam z oczu. Szybko jednak pojawił się w polu widzenia, wraz z młodziutkim mężczyzną w fartuchu.
- Jeśli to praktykant, to lepiej mnie zabij - Mruknęłam cicho, co wywołało niewielki uśmiech u czarnowłosego.
Zostałam posadzona na wózku inwalidzkim i przewieziona do niewielkiego pokoiku. Był śnieżnobiały, wszędzie wszytko było idealnie wyczyszczone, poczułam się nieswojo, nie tylko dlatego, że przebywałam w takim pomieszczeniu, ale również dlatego, że za mną cały czas znajdował się alpha, tłumacząc coś lekarzowi.
- Pomogę się Pani położyć - Odezwał się, pomagając mi wstać z wózka. Usiadłam na kozetce, a on przeniósł moje nogi. - Odwiąże bandaż i zobaczę, jak to wygląda - Założył na swój nos okulary. Odwróciłam głowę w kierunku drugiego mężczyzny. Patrzyliśmy na siebie kilka sekund, po czym najwyraźniej zrozumiał, o co chodzi i usiadł na krześle za parawanem, który osłaniał całe moje ciało. Pozwoliłam sobie rozwiązać bandaże. Zaczął macać mnie po całych żebrach, najwyraźniej coś mu nie odpowiadało. - Umie się Pani zmieniać? - Zdanie stało się bardziej twierdzeniem, aniżeli pytaniem, niepewnie pokiwałam głową. Dobry jest, trzeba mu to przyznać. - Może się Pani zmienić? Pomogłoby to w ustawieniach połamanych kawałków, zdecydowanie mniej by bolało - Wyjaśnił z delikatnym uśmiechem.
- Chciałabym, ale niestety nie mogę. - Przymknęłam oczy.
- Nie możesz, bo? - Doszedł do mnie głos Mobiusa, na co westchnęłam. Nie mówiłam o mocy, którą ukrywałam przed całym światem.
- Przy przemianie, nie panuje nad sobą. Boję się tej mocy - Wyznałam powoli i ciężko - Wtedy staje się zupełnie inną osobą... Przy ostatniej przemianie, narobiłam więcej szkód niż pożytku.
- Rozumiem. Nastawimy ręcznie - Na te słowa, oblał mnie zimny pot. Przy pierwszym "kawałku", moje nerwy, a także wszelakie odruchy odezwały się i wręcz zaatakowałam lekarza. Niestety musiał cofnąć się o kilka kroków, żeby nie stracić równowagi i nie upaść. Wydusiłam z siebie ciche przeprosiny, wiedziałam, że tak nic nie wskóramy. Podjęłam się radykalnych środków, prosząc alphe, o przytrzymanie rąk. Nawet jeśli zobaczy moje ciało, to nie mam wyboru. Nie wytrzymam długo bez odmachnięcia się. Poczułam silny ucisk na nadgarstkach. Zamknęłam oczy, zaciskając zęby. Kolejny kawałek poszedł łatwo, ale przy następnych dwóch nie wytrzymałam. Otworzyłam usta, z których wydarł się stłumiony krzyk. - Już, już. Koniec- Uspokoił mnie lekarz. Oparłam z ulgą głowę, na poduszce. - Dam Ci znieczulenie i leki, które pomogą. Wszystko w kroplówce, dlatego zostaniesz na noc u nas - Mówił, jednocześnie bandażując całe żebra. Nie miałam siły mówić, tylko kiwałam głową. Kiedy ponownie otworzyłam oczy, byłam już na innej sali. Obok mnie wisiała kroplówka, z której powoli skapywały. Odetchnęłam z ulgą. Nareszcie mogłam normalnie nabrać powietrza, ból również powoli przestawał mi doskwierać.
- Ocknęłaś się. Potrzebujesz czegoś? - Spojrzałam w kierunku znajomego głosu. Skinęłam głową.
- Byłabym wdzięczna, jakbyś mi podrzucił moje ubrania.... I pod łóżkiem... Będzie niewielka torba, skórzana, będę jej potrzebować - Dodałam, ponownie zamykając oczy - Spać - Dodałam cichutko.
- Dobranoc, Tai... - Usłyszałam jeszcze, nim zupełnie zapadłam w głęboki sen.
Słysząc niepokojące dźwięki, moje dłonie odruchowo powędrowały pod łóżko, gdzie zastała mnie pustka. Podniosłam jedną powiekę, przypominając sobie, gdzie i dlaczego, aktualnie leże. Westchnęłam ciężko, przenosząc rękę na żebra. Zaczęłam się po nich dotykać, nie wyczuwając większego bólu.
Na spotkaniu z lekarzem, dowiedziałam się, że mam przyjść za dwa dni na kontrolę. Dodatkowo otrzymałam jakąś maść oraz małe zaklęcie, podobno działające cuda. Podziękowałam, odbierając dodatkowo swój wypis. Wyszłam ze szpitala obwiązana bandażem, zastanawiając się, gdzie wcięło Mobiusa z moimi rzeczami, o które wcześniej prosiłam. Nie musiałam go długo szukać, gdyż stał przed szpitalem z tym samym chłopakiem, dzięki któremu znalazłam się w szpitalu. Palił fajkę, rozmawiając o czymś zawzięcie.
- Hej - Podeszłam do nich, zabierając swoje rzeczy. Od razu owinęłam się peleryną, zaglądając do torby, czy zabrał odpowiednią. Kryształy zalśniły w moich oczach, a na twarzy pojawił się uśmiech. Przecież nie ominę okazji spędzenia tutaj kilku dni i niewybrania się do kasyna! Zawsze bardziej opłacało się teleportować na Ziemię, aniżeli wyruszać w podróż tutaj. - Dziękuje, za rzeczy, troskę no i transport - Ostatnie słowo wypowiedziałam, patrząc na czarnowłosego chłopaka.
- Nie ma sprawy. Tak w ogóle, jestem Charles, dowódca TICOD - Podał mi dłoń. Zarzuciłam torbę przez ramię i uścisnęłam ją.
- Taiga, zabójca z TICOD - Przedstawiłam się.
- Mogę zaproponować drogę powrotną - Uśmiechnął się.
- Skorzystałabym, ale zostaje w mieście kilka dni. Muszę się stawić do szpitala za dwa dni do kontroli, wynajmę mały pokoik na te kilka dni. Chyba nie muszę składać żadnego raportu, że mnie nie będzie? - Przechyliłam głowę.
- Tym razem to zrozumiem - Mobius pokręcił głową - Poza tym, wasze moce są dosyć podobne, moglibyście współpracować podczas walk.
- Latasz? - Chłopak zwrócił się do mnie z widocznym zaciekawieniem. Cóż, nie powiedziałabym, że nasze moce są podobne, ale przecież nie znam wszystkich jego asów w rękawie.
- Nie... Raczej... Biegam po niebie - Zaśmiałam się krótko - Kiedyś zaprezentuje. Teraz idę znaleźć pokój, cześć. Miło było poznać - Miałam zamiar się oddalić, gdy zatrzymało mnie złapanie za ramię. Mogłam się domyślić, że tak łatwo nie odejdę.
- Wiem, co masz w ten torbie. Za kilka dni będę w mieście, biada Ci, jeśli znajdę Cię w kasynie - Mobius zmarszczył brwi, karcąc mnie wzrokiem.
- Dobrze tatusiu - Przewróciłam rozbawiona oczami - Paaa! - Wyrwałam mu się i jak najszybciej uciekłam w jedną z uliczek. Przewrażliwiony staruszek. Mam tylko nadzieję, że to były tylko groźby słowne, nie mam zamiaru rezygnować z wizyty w kasynie! Po takiej akcji muszę mieć szczęście. Coś czuję, że jeszcze to wszystko wyjdzie mi na dobre.


Mobius,Charles?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits