02 sierpnia 2017

Od Evie - Konkurs #7 "Podróż do przeszłości"

Tego dnia nie miałam nic do roboty czyli w skrócie był spokój i nie musiałam zbierać informacji o danych osobach, które mogą stanowić zagrożenie dla Assyrio czy naszej watahy. Wykorzystałam ten dzień na spacerze po pobliskich lasach. Planowałam spędzić również spędzić go trochę z rodziną, również z Mobiusem. Jednak kiedy wracałam do domu, zatrzymał mnie nieznany mi mężczyzna. Po raz pierwszy go widziałam, ale on mnie najprawdopodobniej znał. Śledził mnie przez kilka minut i najwyraźniej był świadom tego, że ja wiedziałam o tym co robił. Zamiast iść dalej przed siebie, skręciłam w jakąś ciemną uliczkę. Gdy byłam pewna, że nieznajomy był wystarczająco blisko, chwaciłam jeden z noży kukri i rzuciłam w jego stronę. 
- Spokojnie, nie jestem wrogiem - powiedział spokojnie, zatrzymując ostrze w powietrzu.
- Co cię sprowadza? - zapytałam się zimnym głosem. 
- Pewnie jesteś zaciekawiona przeszłością swojego ojca, którego tak nienawidzisz - w jego głosie nie byłam w stanie znaleźć żadnych uczuć. Przez moje ciało przeszły delikatne dreszcze strachu.
- Owszem, jestem ciekawa - zaczęłam - ale to jest niemożliwe bym mogła poznać jego przeszłość - westchnęłam cicho.
- Dlatego przyszedłem do ciebie, mogę spowodować, że to się stanie możliwe - odparł spokojnie.
- Pewnie za wysoką cenę, co nie? - uśmiechnęłam się słabo.
- Owszem, będzie to dosyć wysoka cena, ale nie jakaś wymagająca - odpowiedział i podał mi fiolkę, wypełnioną do połowy dziwną cieczą.
- Co to za cena? - zapytałam się, nie wiedząc czy podejmować ryzyko.
- Wszystkie informacje na temat twojego ojca, która znasz i zdobędziesz. Jak wypijesz tę miksturę zostaniesz przeteleportowana w losowe miejsce w tamtych czasach. Automatycznie wrócisz po dwóch tygodniach, chyba że zostaniesz zabita. Samobójstwo się nie liczy - wytłumaczył wszystko bardzo dokładnie. 
- Zgoda - powiedziałam, ale nie byłam zbyt pewna tego co robiłam. Przyznaję byłam od zawsze ciekawa przeszłości mojego ojca, ale w życiu bym nie pomyślała, że takie małe marzenie się może kiedykolwiek spełnić. Nic już nie mówiąc, otworzyłam mały pojemnik i wypiłam całą zawartość. Skłamałabym jakbym powiedziała, że to było dobre. Smakowało to jak rzygi. Eh, no dobra. Raz się żyje. Zamknęłam na chwilę oczy i kiedy je otworzyłam, zobaczyłam szare, średniowieczne ulice. 
- Z drogi! - wrzasnął jakiś młodzieniec na galopującym koniu. Odsunęłam się i spojrzałam na zakapturzoną postać, która sekundę później spadła z wierzchowca... Można się bez problemu domyśleć jaką miałam minę. Do niego podeszło dwóch wysokich i uzbrojonych mężczyzn.
- Znowu masz ochotę na wybryki bachorze? - warknął jeden i chwycił go za ramię. Zdjął z niego kaptur, przez co mogłam zobaczyć jego twarz. Wyglądał jak mój ojciec, tylko w młodszej wersji i... bardziej bezużytecznej. Nagle jeden z nich odwrócił się do mnie. 

- Kim jesteś młoda damo? Jest to dzielnica dla biedaków, a na taką mi nie wyglądasz - zapytał się poważnym tonem.

- Evie... - zaczęłam, jednak zatrzymałam się w połowie - Biersack - skłamałam. Nie byłam pewna czy powinnam pokazywać swoją prawdziwą tożsamość, szczególnie że nie wiedziałam jakie są relacje między rodzinami.

- Hmmm - zaczął mi się przyglądać. Już myślałam, że wpadłam nie będąc nawet cały dzień w tym świecie. - Nie powinna pani tutaj przebywać. Odprowadzimy panią kawałek - dodał z zalotnym uśmieszkiem.

- I tak nie poruchasz - warknął John. 

- Zamknij ryj! - uderzył go z liścia strażnik. Zaczęli go ciągnąć w stronę pałacu królewskiego. Zapytałam się ich o zgodę bym tam trochę pochodziła, bo bardzo długo mnie tu już nie było. Zgodzili się bez wahania. Tak trochę beznadziejni ci strażnicy. Nagle usłyszałam krzyk dziecka, który biegł w moją stronę. Wpadł we mnie i spojrzał na mnie wściekłym wzrokiem.

- Uważaj! - krzyknął.

- Mobius, nie uciekaj tak! - zawołała jakaś kobieta, która pewnie miała niańczyć tego bachora. Kompletnie nie wyglądał jak Bisu, którego znam... Ten wyglądał na zbyt niewinnego i grzecznego. Próbowałam znaleźć jakiekolwiek podobieństwo... Jedynie kolor oczu się zgadzał, reszta tak dosyć bardzo różniła się od teraźniejszego mojego czasu. Pozwiedzałam trochę cały zamek, aż w końcu trafiłam do stajni. Zobaczyłam w niej tego mężczyznę, który w przyszłości będzie moim ojciem. Dopiero teraz zauważyłam, że wcale nie jest taki podobny. Był drobny i chudy. Miał jedynie delikatne zarysy mięśni i wyglądał na kogoś, kto cierpi na depresję. 

- Idź stąd, bo jeszcze cię król rozkaże zabić - burknął.

- Przychodzę w pewnej nietypowej sprawie, tylko nie zacznij panikować - zaczęłam a on tylko wywrócił oczami.

- Pewnie cię mąż wysłał by powiedzieć mi, że go wkurwiam? - warknął. Jezu, ale ten człowiek zaczyna mnie wkurzać.

- Zapewne nie jesteś zwykłym stajennym, widzę to po twojej posturze i wielu innych rzeczach - powiedziałam.

- Mhm - burknął.

- I słuchaj, jeśli wygadasz to co ci teraz powiem, komukolwiek to licz sie z tym, że raczej umrzesz - mój głos był zimny i poważny. Przyłożyłam do jego brzucha jeden z moich noży kukri. On otworzył szeroko oczy. A no tak, prawie zapomniałam. Te noże pojawiły się dopiero wiele lat później. 

- Kim jesteś? - spojrzał na mnie ze strachem w oczach. Na prawdę nie mogłam uwierzyć w to, że to mój ojciec. Wyobrażałam go jako osobę, która się niczego nie boi, a tu co? Boi się prawie wszystkiego. 

- Evie Frye, pochodzę w przyszłości. A najlepsze jest to, że jestem twoją córką - odpowiedziałam. Jego mina była bezcenna. 

- Zawsze zastanawiałem się jak to jest się przespać ze swoją córką... - przyciągnął mnie do siebie i zbliżył swoją twarz do mojej. 

- Nawet nie próbuj... - chciałam przywalić mu z liścia, jednak nagle do stajni wszedł jakiś rycerz. 

- John! Czy ty wyrywasz szlachcianki?! - wrzasnął wkurzony. - Czy ty masz jakiekolwiek poczucie wstydu? - dodał. Chwycił moje ramię i odciągnął od mojego ojca. Boże, jakie to dziwne uczucie kiedy jestem starsza od mojego ojca.

- Wszystko jest w porządku. Po prostu musiałam z nim porozmawiać, podoba się mojej przyjaciółce, więc chciałam mu kilka rzeczy uświadomić - skłamałam po raz kolejny.

- Masz głupią przyjaciółkę w takim razie - burknął i popchnął mnie w stronę wyjścia. Spojrzałam wzrokiem mordercy na tego nieznajomego. Kompletnie nic nie rozumiałam z tego wszystkiego co się wokół mnie działo. 

~ Spotkajmy się przed stajnią wtedy kiedy zajdzie słońce ~ usłyszałam jego głos. Byłam zdziwiona, że on potrafi używać telepatii. Kiedy byłam w niewoli, nie widziałam go używającego tej mocy. Nie powiem, co raz ciekawiej się robi. Opuściłam dwór królewski i pochodziłam sobie po mieście. Jednak nie czułam się zbyt swobodnie, miałam wrażenie, że byłam śledzona. Nagle poczułam jakąś rękę na ustach a potem uderzenie w tył głowy. Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam siebie w lochach. Przede mną stał wysoki, długowłosy mężczyzna. Obok mnie stało dwóch zakapturzonych ludzi a moje nadgarstki były skute kajdankami. Zauważyłam również, że zabrano mi wszystkie bronie. Nie podobało mi się to... 

- Śpiąca królewna się obudziła - uśmiechnął się wrednie nieznajomy. 

- Wypuść mnie, chyba że chcecie wszyscy umrzeć - syknęłam i spojrzałam na nich piorunującym wzrokiem.

 - Jak chcesz nas zabić? - zapytał się jeden z strażników.

- Tym - ze swojej prawej dłoni wyłonił się jeden z cieni łba Cerbera. Wgryzł się w szyję nieprzyjaciela i wyssał z niego łapczywie krew. Upadł na ziemię cały blady.

- Cerber... - spojrzał na mnie z niedowierzaniem przywódca tych skrytobójców. - Zupełnie jak mój syn, John Frye - gdy tylko wypowiedział imię mojego ojca, zaniemówiłam.

- O kurwa... To dziwne uczucie spotkać swojego ojca i dziadka - zaśmiałam się słabo.

- Co? Czekaj, czy ty powiedziałaś dziadek? Ja? - w jego oczach widziałam ekscytacje i niepewność.  

- W przyszłości oczywiście. Jestem z przyszłości, a dokładniej z roku 2017 - dodałam. Zaskoczony mężczyzna kazał mnie rozkuć i podał mi swoje ostrza. 

- Wybacz wnuczko! - na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Uniosłam jedną brew i chciałam się zapytać o to co się teraz dzieje w tym świecie, ale nagle do lochów wbiegł jakiś zdyszany mężczyzna.

- Ktoś zabił Draco! - wrzasnął spanikowany. Jego wzrok był skierowany od razu na mnie. Czyżby podejrzewał mnie o zabójstwo? 

- Chodź Evie, chodź ze mną. Zobaczymy co potrafisz - rozkazał mi. Poszłam za nim pewnym krokiem. Doszliśmy do ciemnego korytarza, który oświetlały tylko pochodnie. Na ziemi leżał martwy mężczyzna. Od razu auktywniłam swoją umiejętność Eagle Vision. Nagle mój wzrok uchwycił najświeższe kroki, które najprawdopodobniej należały do mordercy. Przemieniłam się w wielkiego wilka. Obwąchałam martwe ciało ofiary. Wyczułam na nim zapach nienależący do niego. Poszłam za śladem zapachu, który prowadził do stajni, która należała do skrytobójców. Konie na mój widok zaczęły panikować. Postanowiłam więc szybko się przemienić, by podejrzany przypadkiem nie spierdolił. 

- Kto tam jest? - usłyszałam głos mężczyzny, którego bardzo dobrze znałam.

- Evie, John co ty tu robisz? - zapytałam się niepewnie. 

 - Zajmuję się końmi, czy to nie jest oczywiste? - burknął poirytowany.

- Gdyby nie fakt, że zginął jeden z twoich braci, to byłoby to oczywiste. Zapach prowadzi do stajni a dokładniej do ciebie - wyjaśniłam wszystko spokojnie.

- Kto zginął?! - odwrócił się i spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami. 

- Nie znam imienia, ale jeden z ludzi twojego ojca został kilka minut temu zamordowany - powiedziałam.

- Pierdolisz... Przecież... Nie mamy zdrajców w szergach... - jego głos był załamany i drżał. Bał się, tylko nie wiem czego i dlaczego. 

- Co ci? Czyżbyś zaczął srać w gacie? - uśmiechnęłam się wrednie. Nie odpowiedział mi. Stał i gapił się na konia, który stał przed nim. Nagle do stajni wszedł jego ojciec. Na widok swojego syna i mnie, stojącego obok mnie, zmarszczył czoło.

- John czy ty zabiłeś jednego z naszych braci? - co prawda zachowywał spokój, ale widziałam w jego oczach gniew. 

- Nie ojcze, to nie byłem ja - odpowiedział przestraszony mężczyzna.

- To dlaczego ślady prowadzą do ciebie? - zapytał sie podejrzanie.

- Nie wiem ojcze, ale to nie byłem ja! - krzyknął i schował się za moimi plecami. Przez to co się chwilę temu stało, byłam bardziej wrażliwa na to, czy ktoś stał za moimi plecami. Odruchowo chwyciłam go za ramię i rzuciłam na ziemię. 

- Ała! - jęknął żałośnie.

- Co o tym sądzisz Evie? - starszy mężczyzna wlepił we mnie swoje oczy. Przez moje ciało przeszły dreszcze strachu. 

- To nie on. Jest zbyt pizdowaty by to zrobić - odpowiedziałam, starając nie pokazywać strachu w stosunku do mojego dziadka.

- Zmówiliście się czy co? Masz jakieś dowody, że to nie mój syn? - zapytał się surowym głosem.

- Nie i nie, jednak jest to przeczucie - odpowiedziałam i spojrzałam mu wprost w oczy.

- Ha przeczucie! A ja mam przeczucie, że mnie chcecie wychujać! A ty Evie, od początku byłaś jakaś podejrzana - warknął i zobaczyłam jak jego dłoń powędrowała do rękojeści miecza. 

- Daj nam trzy dni na udowodnienie ci, że żadne z nas nie jest mordercą - cofnęłam się i uniosłam obie ręce jako gest poddania. 

- Skąd mogę mieć pewność, że nagle mi nie spierdolicie? - uniósł jedną brew. Będę szczera, mój dziadek bardziej przypominał mi ojca, którego poznałam podczas swojej niewoli. Nie ufał nikomu, nawet swojemu synowi. 

- Nie jestem głupia, życie jeszcze mi miłe - warknęłam - Jestem świadoma tego, że jeśli ucieknę to i tak mnie złapiecie za dwa trzy dni - wzruszyłam ramionami. Mistrz skrytobójców musiał przez chwilę się zastanowić, czyli udało mi się go przekonać do tego by nas nie zabijał. 

- Trzy dni, ani trochę więcej - rzucił obojętnym głosem i wyszedł z budynku. Przyznam, trochę się przestraszyłam. Spojrzałam na spanikowanego Johna.

- Słyszałeś? Masz trzy dni by udowodnić im, że jesteś niewinny - powiedziałam a on tylko zmarszczył czoło.

- Dlaczego mi pomagasz?! A może to ty jesteś tym złym?! - wrzasnął i nagle z jego ramienia pojawił się czarny dym, który potem uformował się jako jeden z łbów Cerbera. Jednak jego kształt był inny od mojego, wyglądał jak głowa doberman'a. 

- Hej hej... Uspokój się - cofnęłam się nieco od niego - Połączmy siły, znajdź tego kto chce cię wrobić - oznajmiłam zachęcającym tonem, ale najwidoczniej John nie chciał współpracować. 

- A spierdalaj - machnął ręką i również opuścił stajnię. Niestety musiałam działać sama, żeby nie zginąć. Co prawda zaczęłam już tęsknić za teraźniejszością, ale obiecałam zapłatę nieznajomemu. Więc nie mogłam się już wycofać. Postanowiłam przez te trzy dni skupić się na szpiegowaniu podejrzanych osób.

~ Trzy dni później ~ 

Upatrzyłam sobie trzech mężczyzn, którzy wczoraj już się dziwnie zachowywali. Robili wszystko by się ze mną nie spotkać i umawiali się na różne spotkania. Jednak nazwy miejsc były jakieś z kosmosu. W życiu je nie słyszałam. Ostatniego dnia postanowiłam zaryzykować i pójść za nimi. Ku mojemu zaskoczeniu cała trójka poszła w stronę zamku. W dodatku nagle do nich dołączył jeszcze jeden, prawa ręka mistrza asasynów. Musiałam być bardziej ostrożna. Na szczęście nikt mnie nie zobaczył. Udało mi się wejść do zamku niezauważalna, ale to było ciężkie. Niestety musiałam zabić kilku wartowników by się przebić do głębszych części zamku. W końcu dotarłam do sali tronowej. Siedział tam król, królowa oraz... mały Mobius. Jednak on nie interesował się rozmowami rodziców, tylko rozglądał się dookoła. Nagle spojrzał mi prosto w oczy. Położyłam palec na ustach, chłopak naszczęście nic nie powiedział tylko uśmiechnął się. Przez chwilę zaczęłam się rozklejać, ale gdy tylko usłyszałam jak mężczyźni skończyli przedstawiać się zapomniałam o Mobiusie. Skupiłam się na podsłuchiwaniu ich rozmowy. 

- Do nas dołączyła jakaś laska... Jest bardzo niebezpieczna. Jest najprawdopodobniej zmiennokształtną - powiedział jeden z nich.

- Ciekawe... - odparł król.

- Słabością naszego mistrza jest jego syn. Więc jeśli król chce śmierci mistrza to zakładnikiem musi zostać jego syn - oznajmiła prawa ręka mojego dziadka. Zacisnęłam mocno pięści. Musiałam się jak najszybciej pospieszyć się do siedziby skrytobójców. Wbiegłam do pokoju Johna. Zastałam go w dosyć niezbyt ciekawej sytuacji... Właśnie posuwał jakąś dziwkę... 

- Co ty tu robisz?! - warknął.

- Ty i twój ojciec jesteście w niebezpieczeństwie! - krzyknęłam. 

- Co ty pierdolisz kobieto? - podniósł się i mogłam "podziwiać" nagie ciało mojego ojca. 

- To, że jest czterech ludzi od was, co pracuje dla króla i chcą zabić Twojego ojca a Ty będziesz jako zakładnik - wyjaśniłam spokojnym tonem. 

- Idziemy do mojego ojca! - krzyknął i szybko się ubrał. Pobiegliśmy w stronę pokoju, w którym zazwyczaj przebywał mistrz skrytobójców. Kiedy zbliżyliśmy się do wejścia usłyszałam groźby... Chwyciłam klamkę, jednak okazało się, że drzwi były zakluczone. Kopnęłam drzwi, które nawet nie drgnęły. 

- Kurwa mać - warknęłam. 

- Pomogę ci - powiedział John. Jego słowa mnie totalnie zaskoczyły. Myślałam, że go nic nie obchodzi to co się dzieje z jego ojcem. A jednak się myliłam. On martwił się o niego, ale tego nie okazywał. 

- Odsuń się - powiedział i kopnął z rozbiegu drzwi. Gdy tylko drzwi się otworzyły na oscież zobaczyliśmy jego ojca klęczącego na ziemi a w jego szyi malutką igłę. Obok niego leżał jeden z zdrajców z odciętą głową. 

- A przyjąłem cię do bractwa, traktowałem jak swojego syna a teraz się dowiaduję się, że jesteś zdrajcą... - powiedział słabo. Zaczęłam się domyślać, że to coś co zostało wstrzyknęte w ciało mistrza jest trucizną, która nie pozwalała aktywować magiczne zdolności. 

- Niech twój syn zobaczy jakiego ma żałosnego ojca - powiedział dowódca zdrajców. - Avery... Nie spodziewałbym się, że masz słabość do dzieci - dodał i uniósł wysoko miecz Avery'ego. 

- Nawet nie próbuj! - ryknął John, który zaczął się powoli przemieniać. Jednak była prawa ręka mistrza nic sobie z tego nie robiła. Na jego twarzy pojawił się jedynie szerszy uśmiech i w mgnieniu oka wbił ostrze w ciało mojego dziadka. W tej samej chwili również wyczułam coś niebezpiecznego w powietrzu. Obok mnie stał wielki czarny pies ze szpiczastymi uszami. A obok niego stały dwa cienie o podobnej sylwetce. 

- Karma wraca chłopie - usłyszałam ostatnie słowa Avery'ego Frye. Poczułam się źle z tym, że dopiero pod koniec życia mojego dziadka poznałam jego imię. Nieprzyjaciel wyciągnął z jego ciała ostrze i spojrzał na nas.

- Do zobaczenia - powiedział i wyskoczył przez okno. Chciałam ruszyć za nim, ale usłyszałam ciche warki i jęki za sobą. Gdy się odwróciłam zobaczyłam Cerbera, ale w nieco innej wersji. Otaczała go dziwna aura... Był o wiele silniejszy ode mnie. Dlaczego tak uważam? Jego Cerber był większy a jego cienie bardziej posłuszne. A co najważniejsze... Mógł powoli panować nad przemianą. Oraz wszystkie głowy Cerbera miały tą samą umiejętność nie to co u mnie. Przemieniłam się w wilka i spojrzałam mu prosto w oczy. 

~ To twoja wina! ~ przekazał mi tą wiadomość przez telepatię. Wiedziałam, że teraz mogę czekać na jedno, powrót do teraźniejszości. Trzygłowy pies się na mnie rzucił. Dziwne było to, że w formie wilka byłam szybsza od niego... Jestem ciekawa jakie są jego umiejętności w ludzkiej formie. Nie liczyłam na zbyt dużo po tym jak zobaczyłam jak spadł z konia, który wcale szybko nie galopował. Będę szczera, myślałam że on od zawsze był taki silny i panował nad swoją mocą. No i że zawsze ludzie go kochali itp, itd. Chociaż dowiedziałam się dzięki temu, po kim odzieczyłam zdolność przemiany w Cerbera. Nagle poczułam jak coś wgryza się w moje gardło. Zaskomlałam i próbowałam uciec, jednak przed sobą miałam tylko ciemność. Nagle wszystko pękło, zupełnie jakby została zdjęta iluzja. Owszem tak było, ale nie stałam na czterech łapach, ja leżałam z rozszarpanym gardłem na ziemi. Spojrzałam jeszcze raz na swojego ojca... Właściwie na bestię, w którą się przemienił. Już wiem jak ludzie musieli mnie widzieć kiedy przeszłam całą przemianę. To nic fajnego a tym bardziej przyjemnego. 

- Umieraj moja fałszywa córko - warknął nieludzkim głosem, bardziej to przypominał wark niż słowa. Przemieniłam się z formy wilczej w ludzką. 

- Hah, przyszła córko - uśmiechnęłam się wrednie. Najwyraźniej jemu się to nie spodobało, przez co rzucił się na mnie. Wgryzł się znowu w moje gardło. Zrobiło mi się słabo i przed oczami widziałam już tylko ciemność. Nagle otworzyłam oczy i nie byłam już dłużej w siedzibie skrytobójców. Wróciłam do rzeczywistości, ale nie byłam sama. Obok mnie stał mężczyzna, który podał mi wcześniej tą fiolkę.

- No i czego się dowiedziałaś? - zapytał się.

- W skrócie, mój ojciec bał się wszystkiego i nawet konno nie mógł poprawnie jeździć. Jego moc to cerber - powiedziałam a on uśmiechnął się do mnie i zniknął. Chciałam się jeszcze go zapytać na chuj mu te informacje, ale nie zdążyłam. Nadal przemyślałam to wszystko co przeżyłam. To dziwne uczucie przeżyć swoją własną śmierć... Oraz zobaczyć swojego kuzyna, który ma niecały roczek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits