17 sierpnia 2017

Od Darknessa "Walka z Lucyferem"

 Czarnowłosy powoli otworzył oczy i przeciągnął się leniwie na niezbyt miękkim podłożu. Jak to było? Co to było? Potrącenie przez samochód? Nie mógł umrzeć tą jakże.. prostacką śmiercią. Och, a skro nie żyje.. Dlaczego Bóg nie zechciał dać mu bardziej miękkiego podłoża do spania? Darkness w pełni rozumiał to, że nie był święty, jednak uważał, że aniołowie mogli się bardziej postarać. 
  No i po chwili - oślepiające światło. Wilkobójca, wściekły do reszty wstał z kamienia i spojrzał w stronę postaci, która miała czelność go obudzić. Był to wysoki, blond włosy mężczyzna. Ręce miał skrzyżowane na piersi, jakby wściekał się na Darknessa. Ubrany był w nieskazitelnie białą szatę, coś przypominającego damską, nocną piżamę. 
  — Mogłeś sobie darować tą jakże "zajebistą niebiańską aurę", Gabriellu. — warknął Darkoss, wpatrując się w archanioła. — A skrzydełka to gdzie? 
  — Daruj sobie te złośliwości, Możanie Riversie.  Nie po to cię tutaj wezwaliśmy, żebyś grał bezczelnego. Potrzebujemy twojej pomocy.
   — Ktoś ci aureolkę podpierdzielił? — zapytał złośliwie czarnowłosy.
  Zniecierpliwiony anioł przekręcił oczami i podszedł do niewiele niższego mężczyzny. Darkness uśmiechnął się złośliwie i oblizał wargi, czekając na dalszy ruch archanioła. Gabriell podniósł rękę, ale nie uderzył nią Wilkobójcy. Westchnął tylko ciężko. 
  — Sprawa jest poważna. Jeżeli ci się uda, Ojciec odda ci z powrotem życie. Albo choćby nagrodzi za próbę wydostania Samael z Netheru. Anioł śmierci został porwany przez Azazela, a żaden z aniołów nie może dostać się do piekła. W każdym razie nie do jego najgłębszej części. Ty zaś jesteś mężem..
  — Nie mam żony. — zaprzeczył Wilkobójca. Archanioł zmierzył go złowrogim wzrokiem. — Dobra, wiem o co ci chodzi. Kontynuuj.
  — Pomożemy ci, dostarczymy ci broń, zbroję.. co tylko zechcesz. Jedynie problem będzie z towarzyszami. I Lucyferem. Właśnie! — Gabriell klasnął w dłonie. — Wpierw musisz pokonać Księcia, abyś mógł przejść dalej. Ostatnio Jutrzenka* często włóczy się przy wejściu do podziemia. A dokładnie w pewnym domu rozpusty, na Manhattanie.
   Gabriell skrzywił się, kiedy wspomniał o jednym z domów publicznych. Darkness zmierzył go zboczonym wzrokiem, przez co archanioł jeszcze bardziej się zniesmaczył. 
   — Mógłbym pomóc ci w walce z..
   — To nie będzie konieczne. Sam świetnie dam sobie radę z Lucyferem.

*No i minęło te kilka nieszczęsnych godzin..*

  Czarnowłosy otrzymał od swoich "wielbicieli" oręż, aby móc godnie przywitać swojego wroga. Nie ma jak zasadzić komuś ostrze w zad na dobry początek dnia. W dodatku mężczyzna miał to zrobić w jednym ze swoich ulubionych domów publicznych. Darkoss stanął przed zniszczonym wejściem do rzekomego "klubu". 
  Przykrywka dla nielegalnego domu rozpusty. Co ciekawe - poza zwykłymi kobietami Wilkobójca był w stanie zauważyć również sukkuby oraz krukonki, zabawiające się z przypadkowymi gośćmi. Czekając, aż Lucyfer sam wpadnie w łapy alphy WKNu, Śmierćmistrz usiadł przy ladzie i poprosił o wódkę z colą. Gruba barmanka podała mu upragniony napój, a kiedy Wilkobójca miał zaczerpnąć życiodajnego płynu, usiadła obok niego piękna, blond włosa prostytutka. Poprawiła swoją koronkową bieliznę i przysunęła się do czarnowłosego, pokazując mu swoje dorodne piersi. 
  Pan podziemia z początku starał się ignorować młodą nierządnicę, jednak kiedy kobieta zaczęła delikatnie masować jego plecy, nie wytrzymał. Odwrócił się do niewiasty i uśmiechnął się beztrosko, jakby zobaczył swoją dobrą przyjaciółkę z czasów szkolnych. Kobieta zaczęła zachęcać go, by skorzystał z jej usług i chociaż na chwilkę udał się z nią do pokoju na małą zabawę. Darkoss przewrócił oczami i już miał się zgodzić, kiedy ktoś brutalnie pociągnął blondi za ramię, robiąc sobie miejsce na krześle, obok Wilkobójcy.
   — Laska jest już zajęta, znajdź sobie własną! — warknął przez zęby czarnowłosy, omal nie rzucając się na mężczyznę, który zamierzał zabrać jej zabawkę. 
   — Przecież nie przyszedłeś tu, by się pobawić, zgadłem? 
  Mężczyzna okazał przystojnym, niezbyt wysokim, czarnowłosym osobnikiem. Ubrany był w nienaganny, czarny garnitur, jakby szykował się na jakieś ważne spotkanie, a nie na noc w domu publicznym. Jego krwistoczerwone oczy uważnie przypatrywały się Darknessowi. 
  Wilkobójca właśnie teraz zdał sobie sprawę, z kim ma tak naprawdę do czynienia. Jego lewa ręka powędrowała w stronę kosy, którą bardzo łatwo mógłby w kilka sekund pokonać demona. Jednak Lucyfer był upadłym aniołem. Nie dałby się tak łatwo.
   — Ciebie też niemiło widzieć, Wisielcu.
   Zanim Darkoss zdążył zareagować, jego przeciwnik wyjął sztylet i skoczył na niego, wbijając mu ostrze w skórę. Zdenerwowany alpha wyjął broń Lucyfera ze swojej piersi i uderzył go na tyle mocno, że jego przeciwnik upadł na podłogę. Czarnowłosy wstał i otrzepał się z kurzu. Krew z dziury, w której powinno znajdować się serce, wypływała strumieniami.
   Jeden z inkubów widząc, że dwaj mężczyźni rzucili się sobie do gardeł, wrzasnął przerażony i zaczął biegać po pomieszczeniu, jakby coś go ugryzło. Napaleni klienci oderwali się od swoich prostytutek i spojrzeli zaciekawieni na walkę dwóch mężczyzn w średnim wieku. Jedni zaczęli kibicować Lucyferowi, drudzy Darkossowi, a inni umykali cichaczem przerażeni, nawet nie płacąc za usługi kobiet.
  Wilkobójca stanął na nogi po dezorientującym uderzeniu w głowę. Zaczął się lekko chwiać, ale jego przeciwnik również był zdezorientowany. Z trudem mężczyzna zdołał rzucić w Wisielca sztyletem, jednak w ostatniej chwili jego przeciwnik zrobił unik, a ostrze trafiło w obraz przedstawiający opustoszały dom. Zupełnie nie pasował do wnętrza budynku.
   Czarnowłosy zamienił się w wilka i skoczył na Lucyfera, przegryzając krtań upadłego anioła. Lucyfer po chwili upadł. Rzucał się wściekle po podłodze, próbując uwolnić się z morderczego uścisku, co jednak tylko pogarszało sprawę. Po chwili jego głowa znalazła się kilka metrów od ciała. A Wilkobójca, wycieńczony, upadł na ziemię. Zamknął oczy.
*No i znowu przewijamy, bo why not*
  — Żyjesz? 
  Wisielec powoli otworzył oczy. Był pewien, że właśnie znowu zakończył swój żywot. W dodatku nie wypełnij misji, a jedyne co zrobił, to nawalał się z Lucyferem. Wygrał, ale co z tego? Jak nie żyje, to nie ma się z czego cieszyć. 
  Zaraz.. skoro ktoś się go zapytał, czy żyje, a on usłyszał jego głos, to chyba mógł odpowiedzieć na spokojnie "tak, ale pierdole oddychanie, bo na co to komu?".
  — Nie, zdechłem w wypadku samochodowym. — westchnął pół żartem pół serio. — Gdzie mnie zawlokłeś, ścierwo niemyte? Bo raczej wątpię, że jesteśmy nadal w burdelu. 

Ktoś, kto mi zechce pomóc w misji?

*Lucyfer to inaczej Jutrzenka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits