10 czerwca 2017

Od Taigu C.D Mobiusa

Otwarłam oczy, słysząc oraz czując jak mój żołądek, domaga się jedzenia. Nie mogę uwierzyć, że byłam zdolna do tego, aby zgubić swoje jedzenie. Miało mi wystarczyć na kilka dni. Ułożyłam dłonie na brzuchu i jęknęłam cicho. Nie mogłam tam wrócić, jestem wręcz przekonana o tym, że pilnują telereportery, jak złota. Usiadłam na łóżku, krzyżując nogi i rozglądając się dookoła. Wszędzie panował chaos, a żebra wciąż bolały po wczorajszym upadku. Mój wzrok stanął na niewielkiej półce, gdzie zazwyczaj przechowywałam wszelkiego rodzaju jedzenie. Poczłapałam się w tym kierunku, otwierając gwałtownie szafkę. W środku leżała jedynie butelka wody i jakieś suche ciastka. Niechętnie złapałam za opakowanie, przyglądając im się dokładnie. Oparłam się o deskę, która imitowała moje krzesło. Przy otwieraniu małego pudełka doleciał do mnie zapach świeżych ciasteczek. Wyjęłam jednego i włożyłam do ust, aby poczuć słodki maślany smak. Po zjedzeniu aż pięciu oblizałam usta, które były już suche. Smętnie spojrzałam na drzwi, za które trzeba będzie niedługo wyjść, znaleźć coś do jedzenia i przeżyć kolejny dzień tutaj. Codziennie zastanawiam się, co ja właściwie tutaj robię, raz w tygodniu mówię sobie, że przeniosę się gdzieś, gdzie, chociaż jedzenie będzie łatwiejsze do zdobycia, a mimo to i tak tutaj siedzę. Po ogarnięciu się i nałożeniu na siebie płaszcza wyszłam na zewnątrz, aby na chwilę zaczerpnąć świeżego powietrza. Ledwo co wzięłam dwa głębokie wdechy, kiedy zza rogu wyłonił się wielki pajęczak. Znudzona spojrzałam, jak żwawo idzie w moim kierunku, gotowy do zaatakowania i skonsumowania, jak widać, nie tylko ja głodowałam i żyłam na samych ciastkach. Burknęłam pod nosem i rzuciłam w niego dwoma sztyletami, które wbiły się w jego oczodoły. Zataczał się jeszcze przez moment, po czym padł na plecy, odwłokiem ku górze, jego odnóża zawinęły się, co oznaczało, że był już martwy. Westchnęłam pod nosem, idąc do zwłok, które leżały na środku drogi.
- Może da się go zjeść - Powiedziałam sama do siebie. Dopiero gdy stanęłam obok trupa, a do mnie doleciał zapach, który odepchnął mnie na dobry metr. Założyłam na twarz maskę i dodatkowo zatkałam nos dłonią. Wyrwałam swoje sztylety, odsuwając się od cieczy, która zaczęła z niego wypływać. Jedno jest pewne, do zjedzenia to on się z pewnością nie nadaje. Zaczęłam się wycofywać, aby móc normalnie oddychać. Skrzywiłam się, wycierając swoje sztylety o stary kawałek materiału. Za pomocą mocy weszłam na dach chatki i rozejrzałam się dookoła. Wszędzie tylko pustka, cement i tylko co jakiś czas przeleciał jakiś ptak, który nawet nie spojrzał w dół. Schowałam ręce do kieszeni i wzrokiem szukałam miejsca, z którego wczoraj wróciłam. Małe są szanse, że nadal znajduje się tam moja torba, ale jeszcze mniejsze, że uda mi się przedostać na ziemię. Złapałam za kamienie, które wcześniej ułożyłam na niewielkiej kupce. Jeden po drugi był przeze mnie wyrzucany, gdzieś w dal, gdzie mój wzrok już nie mógł dotrzeć. Siedziałam na tym dachu, obserwując wszystko i denerwując się, aż nie zaczęło się ściemniać. Żołądek znowu zaczął o sobie przypominać oraz o tym, że nadszedł czas, aby coś zjeść. Ostatni raz spojrzałam na truchło pająka, ale na samą myśl, żeby go upiec przeszły mnie dreszcze. Decyzja jest prosta, trzeba iść w kierunku, gdzie znajduję się teleporter, odnaleźć torbę, bądź też przenieść się w miejsce, gdzie jedzenie jest na każdym kroku. Przeklęłam ostatni raz pod nosem i wskoczyłam na małą niewidzialną płytkę, następne zaczęły mnie prowadzić w kierunku, gdzie powinny być wilczki oraz mój posiłek. Stanęłam w bezpiecznej odległości, wytężając wzrok, aby wszystko dokładnie obejrzeć i spróbować zanalizować sytuację. Zauważyłam niewielki stolik, na którym znajdowały się dwie szklanki, a pod nim moja torba. Co najdziwniejsze nikogo nie było wokół, oznaczało to, że albo są tak głupi, że zostawiają wszystko na wierzchu, albo to zwyczajna pułapka. Bezszelestnie zeszłam na ziemię. Nie miałam nawet się gdzie ukryć, dookoła były jedynie mury, więc nie mogłam nawet użyć powielenia, żeby wysłać jednego ze swoich cieni, na małe rozeznanie. Ponownie odezwał się mój brzuch, za który się złapałam i rozejrzałam, czy ten dźwięk nie zwabił ludzi, którzy zapewne kręcili się w okolicy. Dookoła mnie wciąż panował spokój. Podeszłam do stołu i złapałam za opakowanie. Teoretycznie coś tam było, czy jedzenie to już inna sprawa. Chciałam już odejść i uciec do siebie, aby nie narażać się wilczkom, które w każdej chwili mogły wrócić. Zaciekawiła mnie jednak otwarta księga, w której były notatki. Zaciekawiona przewertowałam kartki.
Były tam dokładnie informację odnośnie tego, kto i kiedy przenosi się na ziemię. Zmarszczyłam brwi, widząc informację na swój temat. Chciałam już wyrwać kartkę, kiedy ktoś przewalił mnie na ziemię. Ręce miałam unieruchomione przez sporej wielkości łapy, a nad swoją twarzą ujrzałam pysk wilka. Zacisnęłam zęby i spojrzałam na niego piorunującym spojrzeniem.
- Puszczaj, wróciłam tylko po to, co moje! - Chciałam się wyrwać, ale bezskutecznie. Nawet nie mogłam użyć swojej mocy, gdyż dookoła nas znajdował się dopiero półmrok. Zszedł ze mnie i nim zdążyłam się podnieść, był już w ludzkiej formie. Stanęłam na równe nogi, trzymając się za pas, gdzie miałam sztylety. Przyjrzałam się czarnowłosemu mężczyźnie, który był ode mnie wyższy o głowę. - Możemy się wymienić - Zaczęłam, na co podniósł jedną brew - Dam Ci kilka kamieni szlachetnych, a Ty oddasz mi moje jedzenie i udasz, że mnie nie widziałeś, czysty układ - Oznajmiłam podnosząc kącik ust.
- Nie potrzebuje Twoich pieniędzy - Zaśmiał się krótko, na co cofnęłam się od niego, gotowa na atak. Skoro ktoś nie chce przyjąć pieniędzy to znak, iż zaraz zaatakuje, bo co mógłby chcieć innego?
- W takim razie... Na razie - Chciałam odejść, mogłam się jednak spodziewać, że nie będzie to takie proste. Wyciągnął rękę, dając mi do zrozumienia, że lepiej, jeśli zostanę na miejscu. Po zrobieniu dwóch kroków stanęłam bez słowa.
- Nie powiedziałem jednak, że pozwolę Ci ot, tak odejść - Poniósł kącik ust, na co przewróciłam oczami.
- Skoro nie chcesz "pieniędzy" to, czego ode mnie chcesz? - Skrzyżowałam dłonie na piersi ,wyczekując na odpowiedź. Nie ukrywam, że byłam ciekawa tego, co mi chciał powiedzieć, nie wyglądał, jakby zaraz miał zaatakować. Ciszę między nami przerwał mój żołądek, który chyba po raz setny tego dnia upominał się o, chociaż kawałek suche chleba.

Mobius?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits