Chłopak podniósł się w końcu na równe nogi. Oddychał ciężko, jednak był z siebie zadowolony. Kilka metrów przed nim leżała postać. Trzydziestodwuletni mężczyzna nie podniósł się. Widocznie oberwał na tyle mocno, że stracił przytomność, co uradowało Syrka.
Wszyscy w knajpie wpatrywali się w niego mocno zdziwionym wzrokiem. Nikt nic nie powiedział, a mężczyźni, którzy się na niego rzucili nie mieli teraz odwagi, by choćby spojrzeć na młodego. Chłopak przegryzł wargę i warknął do najbliższego, kurduplowatego faceta:
- Co się tak lampisz?
Nieznajomy nie odpowiedział. Skinął tylko głową i oddalił się od Syriusza. Mężczyzna chociaż tak chciał zgrywać twardego. Nie miał, co tutaj już więcej szukać. Oddalił się więc od tłumu i wyszedł z karczmy, chwiejąc się. Spojrzał na swoją poranioną nogę. Z otwartej rany, poniżej kolana, nadal ciekła krew. Każdy krok sprawiał mężczyźnie piekielny ból. Z trudem udało mu się zachować resztki przytomności. Jedyne co mógł zrobić w tej sytuacji było zmienienie się w lwa. Dzięki temu mniej obciążał zranioną łapę.
Nie zamierzał pokazać się alphie Haylee w takim stanie, tym bardziej, że ostatnio znowu próbowała zaciągnąć go do łóżka. Zamknął oczy i wziął głęboki oddech. Kiedy chciał przekroczyć próg watahy karmazynowej nocy, nieźle oberwał od kociej wojowniczki. Pięknej wojowniczki, z pozoru delikatnej, jedna kiedy tylko spróbował z nią porozmawiać, wyczuła w nim wroga. Chciał wrócić, tym bardziej, że od dłuższego czasu Fragonia nie kontaktowała się z nim. Zajęła się swoim nowym.. partnerem. Na wspomnienie Fragonii całującej Darknessa, Syriusz wpadał w gniew. Pragnął rozszarpać dupka, który marnował życie jego przyjaciółce, jednak był to alpha. A z alphą nie warto było zadzierać, tym bardziej, że był to dobry wojownik i niezły przywódca.
Kolejny krok i kolejna fala bólu. Syriuszowi zrobiło się ciemno przed oczami i ledwo utrzymał się na wszystkich czterech łapach. Warknął, jednak ruszył dalej, kuśtykając. Postanowił skakać i mimo iż marnowało to jego energię, nie miał wyjścia. Inaczej po prostu mógłby zemdleć z bólu, czego sobie nie życzył.
Wszystko pięknie. Wszystko, do czasu kiedy nie dotarł do zamku Rivangoth. Stanął przed wrotami prowadzącymi do miasta. Zapukał. Odpowiedziała mu jedynie niepokojąca cisza. Zawsze wataha tętniła życiem, ale tym razem miasto było pogrążone w smutku. Po kilku minutach czekania otworzył mu stary basior, widocznie zmęczony przebywaniem już na tym świecie.
- Czy mógłbym zobaczyć się z alphą tej watahy? - zapytał Syriusz, wymuszając uśmiech.
Stary wilk nic nie powiedział. Skinął jedynie głową i wpuścił nieznajomego do miasteczka. Syriusz wszedł. Wszyscy ludzie i wszystkie wilki, które napotkał, były w fatalnym nastroju. Czyżby jakiś rodzaj żałoby?
Syriusz znowu naruszył swoją poranioną łapę. Pojawiła się ciemność i po chwili lew leżał już na ziemi.
- Potrzebujemy medyka! - krzyknął ktoś po chwili, wyrywając się z melancholii. Obok Syriusza pojawiła się piękna kobieta.
- Pomogę ci. - powiedziała i pogłaskała lwa.
<Taro? Wyrywam cię do pisania, bo czas ożywić to miasto!>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!