24 czerwca 2017

Od Mobiusa C.D Evie

Miałem czas na zbadanie labiryntu. Mnóstwo czasu. Co prawda spędziłem tutaj połowę życia, jednak nigdy nie poznałem go całego. Kiedy zamykają się drzwi i gasną światła, człowiek nie ma co robić. Wielu nowych mieszkańców z trudem przyzwyczajają się do panujących tu warunków, jednak te tereny są niezwykle bezpieczne. Łatwo dostać kręćka. Mimo że stałem daleko od jego centrum dostrzegałem wielkie drzewo, które było domem wielu stworzeń. Nieliczni samotnicy, oraz strażnicy zamieszkują zwykle ślepe uliczki, albo lasy otaczające te ogromne mury. Skoro miałem okazję poznać jeszcze lepiej to miejsce, to nie ma co marnować czasu
- Mobiusie.. - Dostrzegłem KTS'a, którego sierść była zlepiona błotem i krwią - Zaatakowali nas - Powiedział ciężko dysząc. Dostrzegłem ciemne chmury zbierające się nad Assyrio. Zareagowałem błyskawicznie biegiem w kierunku, z którego przybył mężczyzna. Mijałem wszelkie przeszkody, a za sobą słyszałem kroki zabójcy. Prędko doszły do mych uszu odgłosy walki i odór ludzi z imperium. Wiele stworzeń przemknęło obok mnie w popłochu. Są blisko ziem elfów, lecz czy one nam pomogą? Jeśli ludzie pokażą zainteresowanie labiryntem możemy o tym pomarzyć. Wszelcy mieszkańcy tak wychwalali jego potęgę, że elfy nie mogą już o tym słuchać, zapewne będą chciały ujrzeć moc labiryntu, a jeśli zginą jakiekolwiek stworzenia, stwierdzą, że myśleli, że jest tak bezpieczny jak mówiono. Ich arogancja i ego przerasta samego boga. Przede mną pojawił się mężczyzna z dziwną bronią, którą widziałem pierwszy raz na oczy, odbijając się od skały chwyciłem szczękami jego szyję i zmiażdżyłem kark
- Wszyscy kryć się w labiryncie! - Wrzasnąłem, patrząc na uciekające i wystraszone stworzenia, ktoś musiał je poprowadzić - Ci którzy mają zdrowe nogi i ręce walczcie! walczcie o swój dom! - Krzyczałem głośno i wyraźnie, lecz co chwilę padał jeden za drugim. Nie wiem co to za broń, jednak jej kule są niezwykle bolesne. Dostrzegłem wyjące się w plamach krwi wilki - Nie obawiajcie się, macie magię! Wykorzystajcie wasze dary! - Utworzyłem lustra, które zasłoniły rannych, rozkazałem zabrać ich do świętego drzewa, tam na pewno ktoś się nimi zajmie. Widząc jak wielu się wycofuje, by tylko się skryć w bezpiecznym miejscu, zacisnąłem szczęki - Jeśli macie zamiar uciekać, uciekajcie! - Poczułem na sobie liczne spojrzenia - Lecz, gdy ja polegnę na polu walki, wy powiedźcie rodzinom i całej Delcie, że baliście się walczyć o własny dom, by tylko wrócić pod ciepły kominek! Uciekajcie, jeśli chcecie niedługo widzieć śmierć waszych bliskich! - Odwróciłem się i przemieniłem w człowieka. Nabrałem dużo dymu z fajki i zacząłem go wypuszczać w ogromnych ilościach - Wszystkie wasze instynkty są sprawniejsze od ludzkich, tak więc wykorzystajcie moją umiejętność do pozbycia się wroga. Zamknijcie oczy i wysłuchujcie strzałów, oddechów, nawet samego bicia serca... zabijajcie - W dym wbiegła liczna armia, od zmiennokształtnych, po satyry, czy jednorożce. Sam tak postąpiłem, wykorzystałem fakt, że widziałem więcej niż inni. W ręku pojawił się mój dwuręczny miecz, który jednym zamachem ściął trzy głowy. Przeciwników było wyjątkowo wielu, to musiało być organizowane od miesięcy. Biorąc kolejny zamach, odpędziłem cały dym od mojej osoby, przez co się odsłoniłem
- Tam jest! - Usłyszałem krzyk i wystrzał. Po moim policzku zaczęła spływać krew, kule mnie zaledwie musnęła. Chciałem wrócić do osłony dymnej, jednak zaczął lać deszcz, który powoli zniwelował moją moc. Miałem już biec w stronę przeciwnika, gdy nagle poczułem silne trzęsienie ziemi, stworzenia zamieszkujące labirynt zdążyły się schować w jego wnętrzu, kiedy jego ściany zaczęły się przesuwać. Labirynt zmieniał kondygnacje. Teraz nie dorwą bezbronnych. Wielu ludzi nierozważnie zaczęło się wspinać po murach, ale nie minęło kilka sekund, kiedy ich spopielone zwłoki upadły na ziemię. Ich następcy wzięli dynamit, który zaczęli rozkładać wzdłuż ścian
- KTS, wprowadź ludzi do labiryntu, wiesz gdzie są zapadnie - Chłopak pokiwał głową i zaczął wykonywać rozkazy. Najpierw skupił na sobie sporą grupkę przeciwników, po czym wprowadził ich wprost do środka pułapki. Myśleli, że wilk zaprowadzi ich do reszty, jak mogą brać nas za takie prymitywne stworzenia, kiedy możemy żyć tysiące lat dłużej od nich? Z suchym trzaskiem uderzyłem prawą pięścią o dłoń. Pojawił się w nich wodny pejcz. Widząc jak ludzie chcą wysadzić mur, prędko przeciąłem wszystkie paski metalu, utrzymujące laski dynamitu. Kolejne uderzenie było skierowane w przeciwnika, który w mgnieniu oka stracił wszystkie palce i z okrzykiem bólu zsunął się na ziemię. Zamieszanie, które wywołałem przez ten czas wokół mojej osoby, przyniosło mi więcej przeciwników. Byłem otoczony, a każdy z nich trzymał tę dziwną broń
- Czemu to robicie? - Zapytałem marszcząc brwi
- Skoro zaraz zginiesz, to czemu by Ci nie powiedzieć? - Uśmiechnął się parszywie jeden z bardziej zbudowanych mężczyzn - Dla pieniędzy - Powiedział krótko
- Zniszczenie Assyrio ma przynieść wam korzyść? - Parsknąłem śmiechem, na co napastnik pokazał swoje niezadowolenie
- Przejmiemy labirynt i będziemy nietykalni, jeszcze go trochę podrasujemy i stworzymy tam naszą własną fabrykę - Uśmiechnął się szeroko - Pewnie pierwszy raz widzisz te cudeńka, powinieneś do nas dołączyć - Zaczął głaskać broń jak pupilka
- Ten szajs nazywasz cudeńkiem? - Fuknąłem, na co mężczyzna wycelował mi prosto między skronie
- Ten szajs zaraz odstrzeli Ci głowę - Charknął. Zamknąłem powieki, czekając na wystrzał, jednak nic się nie stało. Kiedy ponownie otworzyłem oczy, zobaczyłem jak ciało mężczyzny bezwładnie opada na ziemię
- Co to kurwa jest?! - Dostrzegłem cień jednej z głów Cerbera. Evie... Wszyscy otaczający mnie napastnicy zaczęli strzelać w ciemną powłokę co wykorzystałem, poprzez odcięcie im łbów. Zacząłem nerwowo się rozglądać za dziewczyną. Dostrzegłem ją w momencie, gdy zaczęła uciekać w las. Bez namysłu pobiegłem za nią, gdyż kilku innych uzbrojonych mężczyzn również ruszyło w pościg. Od razu zaniepokoiło mnie zachowanie dziewczyny, szamotała się, nie była skupiona na ucieczce, co się działo. Intuicja mnie nie zawiodła, chociaż wolałem już nie mieć racji widząc jak na jej ramionach tworzą się dwa czarne pyski. Miałem już kiedyś styczność z Cerberem, dawno temu, jednak potrzebowałem pomocy kilku bardzo silnych wilków. Widząc stopień zaawansowania, wiedziałem, że już nie powstrzymam przemiany. Dziewczyna może zasiać większy chaos od atakujących ludzi. Musiałem ją stąd zabrać. Jestem dużo bardziej wyszkolony niż za tamtych czasów, jednak równie dobrze Cerber może być silniejszy, mimo kilkusetletniego snu. Nie miałem czasu się zastanawiać. W pewnym momencie coś przemknęło obok mnie, gdy się odwróciłem ujrzałem upadającą ludzką głowę na ziemię. Wracając wzrokiem do Cerbera, zobaczyłem jak właśnie morduje kolejnego człowieka, przy tym wydając okropne, niskie dźwięki. Inna głowa wbiła natomiast ostre szczęki w kark mężczyzny. Zostało jeszcze dwóch, którzy szybko upadli w kałuże własnej krwi. Wielkie stworzenie, poruszało spazmatycznie dwoma bocznymi głowami, dając nieprzyjemne odczucie lęku. Cerber wybił ludzi w kilka sekund. Jedyną przewaga jaką w tej chwili posiadałem, była znajomość umiejętności stworzenia, lecz mimo to nie mogłem skrzywdzić stwora, jak nie patrząc tam w środku nadal jest Evie. Czułem dreszcze na samą myśl co może się stać z dziewczyną, ostatnim razem była krok od śmierci, przemiana w Cerbera niszczy jej organizm. Nabrałem dużo powietrza i skupiłem się na głowach, środkowa panuje nad mrokiem i iluzją, dlatego powinienem unikać kontaktu wzrokowego. Lewa wysysa duszę, za wszelką cenę nie mogę się dotknąć. Prawa, wysysa krew, także muszę unikać kontaktu, ja będę słabnąć, a Cerber rosnąć w siłę. Napiąłem jeszcze bardziej wszystkie mięśnie. Musiałem najpierw zabrać stąd stworzenie, ale by się upewnić, że będzie mnie gonić, musiałem doprowadzić je do jeszcze większej furii. Uderzyłem głuchym plasknięciem o ubranie i wytworzyłem dokoła Cerbera lustra. Stworzenie natychmiast zareagowało atakiem, zbijało jedno za drugim, gdyż w każdym był mój wizerunek, w ten sam sposób coraz bardziej się irytując i okaleczając. Wybacz Evie, jeszcze chwilę. Słysząc jak tłuką się kolejne lustra przestałem je wytwarzać i Cerber przebił się do mojej osoby. Uśmiechnąłem się nerwowo i zacząłem biec jak najdalej od labiryntu, czy jakichkolwiek żywych stworzeń. Trójgłowy demon jak na zawołanie zaczął za mną podążać, przy tym odzywając się głosem brzmiącym jak szorowanie ostrym mieczem o stal w mojej głowie. Doprowadzał do okropnego bólu, przy tym każąc mi się zatrzymać. Odwracając się zobaczyłem stojącego Cerbera, nie atakował. Obawiał się? A może jest mądrzejszy niż myślałem? Nie miałem zamiaru przełamywać pierwszych lodów. Tym razem nie mam pomocy, sztuczka, którą użyłem z towarzyszami za pierwszym razem teraz nie wypali. Co robić? Mobius myśl. Wiercący mi dziurę w głowie głos nie ułatwiał sprawy. Serce mi kołatało jak szalone. Wykonałem ruch, który pierwszy przyszedł mi do głowy, pokryłem całą ziemię szkłem, sprawiając, że powierzchnia stała się śliska, a Cerber zaczął tracić równowagę. Wiedziałem jednak, że niedługo się przyzwyczai. Ruszyłem biegiem w stronę stwora, chcąc czy nie chcąc musiałem go okaleczyć, by go osłabić. Zacząłem tworzyć sztyletem płytkie skaleczenia, by upewnić się, że Evie nie straci zbyt dużej ilości krwi, jakbym popełnił chociaż najmniejszy błąd, dziewczyna mogłaby umrzeć. Wycofałem się zaraz, gdy lewa głowa próbowała mnie chwycić w szczęki. Jestem przywiązany do swojej duszy, więc nie tym razem. Stworzenie wbiło pazury w szkło, tym samym doprowadzając do jego pęknięcia. Zadowolony, sprawiłem że wszystkie ułamki utkwiły w ciele stworzenia, które zaczęło wyć z bólu. Mam przewagę, zwróciłem uwagę, gdy nagle wszystkie kawałki szkła zwyczajnie zostały wypchnięte z ciała Cerbera. Zdziwiony patrzyłem, jak krew stworzenia zaczyna się unosić wokół jego osi. No tak Evie jeszcze tego nie opanowała, więc nie miałem okazji poznać jak to działa. Zmarszczyłem brwi i zobaczyłem jak z krwi kreuje się jakiś kształt, nie czekałem długo by dostrzec wielki dwuręczny miecz podobny do mojego. Czując drżenie rąk przywołałem swój oręż, który pojawił się w mojej dłoni. To tylko krew, powinienem z łatwością się przebić. Nie myśląc nad tym długo stwierdziłem, gdzie stworzenie ma mniejszą ilość ran i tam zaatakowałem. Zamachnąłem się i uderzyłem z całej siły w imaginację miecza. Mój atak został z łatwością powstrzymany, zszokowany odskoczyłem do tyłu na bezpieczną odległość, jednak Cerber korzystając w większej ilości krwi wydłużył broń i uderzył we mnie z ogromną mocą, gdyby nie mój oręż, już dawno byłbym martwy. Spojrzałem pod stopy, których ślad hamowania było widać na dobre kilka metrów. Mój oddech zaczynał być ciężki i to nie przez strach, a wysiłek fizyczny. Próbując stwierdzić jak długo zdołam walczyć z Cerberem dostałem z bicza krwi prosto w twarz. Utraciłem chwilowo wzrok, co bestia wykorzystała i zadała mi kolejne uderzenia, które wytworzyły liczne płytkie rany na moim ciele. Wszystko zaczęło piec, do czasu, gdy powstrzymałem bezlitosną serię. Uderzenie w twarz doprowadziło do silnej opuchlizny, na lewym oku. W tej chwili jak nigdy przydałby się mój wodny pejcz, jednak deszcz przestał już dawno padać, a nie utrzymał się na tyle długo, by powstały kałuże. Brak widoczności na lewe oko bardzo osłabiło moją sytuację. Nie mogłem już się powstrzymywać. Ruszyłem w stronę stworzenia zaczynając wymieniać się z nim ciosami. Walczył niczym wyszkolony szermierz, jednak ja dłużej czasu spędziłem przy broni dwuręcznej. Przebiłem się i pozbyłem Cerbera jednej głowy, który okropnym wrzaskiem określił wielkość jego straty. Zbyt późno robiąc unik dostrzegłem wielką łapę, która uderzyła w moją broń wyrzucając ją wysoko w powietrze. Odleciałem na kilkanaście metrów uderzając plecami o drzewo. Usłyszałem gruchot łamanych kości. Wyczuwając przeszywający ból w klatce piersiowej dostrzegłem, jak cała jest pokryta krwią. Czując jak szybko mi jej ubywa, wiedziałem, że muszę coś zrobić w tej chwili, albo zginę. Patrząc na stojące i nie wzruszone stworzenie z trzema łbami wycofałem się delikatnie, kiedy jedna z głów znowu się odrodziła? To cholerstwo było w pełni siły i do tego napawało się moim cierpieniem. Nie widziałem już na jedno oko, było na tyle spuchnięte, że nie byłem wstanie go otworzyć. Nie mam szans w walce wręcz. Spojrzałem w bok na leżący na ziemi dwuręczny miecz. Nie mam wyboru. Szybko wytworzyłem wielkie lustro przed Cerberem i złączyłem ręce jak na modlitwę skupiając uwagę w jednym miejscu. "Znowu ta słaba sztuczka z lustrem" Usłyszałem głos, który doprowadzał mnie do szaleństwa. Mobius skup się, nie daj się omotać. Zacisnąłem mocno powieki, a dłonie stały się białe od narzuconego na nie wysiłku. Trójgłowy pies zirytowany dziecinną zabawą zaczął biec na lustro, które rozbił, nie wiedział jednak, że za nim otworzyłem portal do innego wymiaru
- Żegnaj - Charknąłem, kiedy stworzenie wpadło do środka, a ja natychmiastowo je zamknąłem. Dyszałem ciężko. Nie miałem energii, cała magia mnie opuściła, jednak widziałem, że miejsce do którego wysłałem Cerbera, działało zabójczo, a czas tam płynął dużo szybciej. Jeśli zaraz nie otworzę ponownie portalu... Zachwiałem się i oparłem ramieniem o drzewo. Nigdy nie robiłem tego w tak krótkim odstępie czasowym. Zawsze musiałem czekać co najmniej kilka dni, a i tak miało to srogie skutki na moim organizmie. Nie zważając na konsekwencje, połączyłem dłonie i się skupiłem. Poczułem jak coś zaczyna rozrywać moją klatkę piersiową. W głowie dudnił odgłos dzwonów, a z nosa zaczęła cieknąć krew. Dobrze wiedziałem, że wykorzystuję w tej chwili maksimum swoich umiejętności. Widząc wytwarzający się mały porta, skupiałem się coraz bardziej, jeszcze tylko trochę, jeszcze trochę. Nigdy to słowo nie wydawało mi się tak motywujące. Ledwo mogłem unieść powiekę, wysiłek był tak silny. Tym ułamkiem wypatrywałem Evie. No dalej maleńka, wracaj do mnie. Poczułem jak jakaś ciecz napływa mi do gardła, po czym znajduje ujście w jamie ustnej. Próbując utrzymać się na nogach dostrzegłem, jak z ust cieknie mi coraz więcej krwi. Wszystko było rozmazane, dostrzegałem zaledwie plamy, kiedy coś czarnego pojawiło się w portalu, postawiłem wszystko. Rozłączyłem dłonie i schwytałem postać z dłoń mocno ciągnąc w moim kierunku. Upadłem na ziemię, a to coś obok mnie. Skuliłem się z bólu i przechyliłem twarz, by z ust wylać kolejne dawki krwi. Ostry ból brzucha doprowadzał do łez, w głowie miałem coś na rodzaj mieszkanki, która w każdej chwili może eksplodować. Leżąc tak kilkanaście minut mogłem już sensowniej poruszać kończynami. Podniosłem się powoli, przy tym przytrzymując drzewa i spojrzałem na posturę, którą wyjąłem z portalu. Zacisnąłem mocno pięści i zacisnąłem szczęki. Uderzyłem czołem o drzewo, po czym się odwróciłem i podszedłem do znanej mi sylwetki. Wziąłem resztką sił kobietę na ręce i otarłem dłonią jej twarz, jednak pokryłem ją jedynie większą ilością krwi. Przysunąłem wargi do jej ust i delikatnie ucałowałem. "Przepraszam" wyszeptałem powoli niosąc Evie przez morze zwłok
- Kilka godzin później -
Syknąłem z bólu czując jak igła kolejny raz wbija się w moją skórę
- Wiem, że boli, jednak rany zadane przez Cerbera są bardziej bolesne i dłużej się goją - Powiedział wujek zszywający moją ranę
- Zdziwiłbyś się z czym człowiek potrafi żyć - Westchnąłem patrząc na śpiącą Evie. Żyję z zakazaną miłością, to chyba jest najgorsze - Ile będzie nieprzytomna? - Zapytałem zatroskany
- Powinieneś bardziej martwić się o siebie -  A ja spojrzałem na wuja wyczekująco, który westchnął i dał mi upragnioną odpowiedź - Kilka dni, może dłużej - W tym momencie do pomieszczenia weszła ciotka, która niosła czystą wodę i szmatkę, którą zaczęła czyścić ciało dziewczyny
- Ty też powinieneś się umyć - Zwróciła uwagę na moje poplamione krwią ciało
- Zrobi to tylko skończę zszywać mu ranę - Fuknął wujek. Ciotka nie zostawiała na mnie suchej nitki, obwiniała mnie za nieszczęście, które spadło na Evie, natomiast jej mąż był mi wdzięczny za uratowanie jego córki. Mimo to nie czułem niczego. Przed oczami miałem liczne ciała leżące na ziemi skąpane w krwi zmieszanej z błotem. Zadawałem sobie pytania, czy mogłem to jakoś powstrzymać? Czy kiedy Evie mi mówiła, że musi ruszać, powinienem podjąć odpowiednie środki? Mój sen powinien wystarczająco dać mi do myślenia, a potem misja kuzynki, przecież to nie mógł być zwykły zbieg okoliczności. Kolejne ukłucie i kolejne, po tym na pewno pozostanie blizna, dobrze, że chociaż w niewidocznym miejscu, przez co dziewczyna nie będzie mogła go zobaczyć. Przez moją klatkę piersiową przechodziła ukośna linia, która już nie krwawiła tak intensywnie jak wcześniej. Pomimo mocnego zmęczenia nie potrafiłem zasnąć nawet na chwilę, gdyż przed oczami pojawiała się natychmiastowo prawdziwa masakra, która miała miejsce zaledwie kilka godzin temu. Czułem jak drżą mi dłonie, a oddech nadal jest niespokojny. Pokonaliśmy ich, myśl o tym, że zostali zabici. Bezskutecznie, dobrze wiedziałem, że Ci co to zaplanowali nadal są w Imperium, powiedział mi to jeden z mężczyzn, których bardziej przycisnąłem. Jeśli nic z tym nie zrobię znowu zbiorą armię chłopów pragnących wzbogacenia się za wszelką cenę. Widząc zszytą kompletnie ranę szybko wstałem z miejsca
- Nadal jesteś słaby, nie wstawaj - Wuj próbował mnie powstrzymać. Podszedłem do Evie, której delikatną dłoń ucałowałem z przeprosinami, że nie będzie mnie, gdy się ocknie
- Jestem Alphą, mam swoje obowiązki - Zacisnąłem szczęki i wyszedłem z budynku. Od razu skierowałem się w miejsce niedawno odbytej rzeźni. Patrzyłem na liczne zwłoki, niektóre były tak zmasakrowane, że trudno było zidentyfikować samą rasę. Poczułem niebywałe obrzydzenie
- Gotowy? - Obok mnie stanął KTS, a ja niepewnie pokiwałem głową. Musiałem to zrobić, mimo że to był nieprzyjemny widok i czułem okropny żal do siebie, że pozwoliłem tylu stworzeniom zginąć. Nie chciałem by KTS na to patrzył, jednak dobrze wiedziałem, że sam nie dałbym sobie rady. Zacząłem powoli identyfikować zwłoki, większość osób znałem. Niestety to nie było najgorsze zajęcie, najgorsze było przede mną. Poinformowanie rodzin o śmierci ich syna, córki, ojca, matki, narzeczonego... Jaka ilość dzieci została osierocona? Ilu rodziców dostanie zgryzoty przez tęsknotę za dzieckiem? Ale najważniejsze, jak im to przekazać? Umarli w chwale, broniąc swojego domu. To największy zaszczyt. Tak samo jak grób w postaci wbitej deski, na której wisi pamiątka po danej osobie, w miejscu stoczonej bitwy. Takich ludzi się nie zapomina, co innego tych przykrytych kilogramami betonu. Sprawdzając ilość poległych poczułem jak po policzku spływa mi łza. Kurwa. Zacisnąłem szczęki. Przepraszam was wszystkich. Szybko otarłem łzy, kiedy usłyszałem jak ktoś się zbliża
- Skończyliście? - Zapytał satyr, do którego stałem tyłem
- Tak.. wykopcie im groby, prywatne rzeczy, które przy nich znajdziecie powieście na deskach i wyryjcie ich imiona, macie je poznać za wszelką cenę. Niektórych jednak nie potrafiliśmy zidentyfikować - Podszedłem do satyra - U każdego połóż po jednym - Dałem mu do dłoni moje medaliony, które znaczą dla mnie więcej niż cokolwiek materialnego - Uśmiechnąłem się delikatnie przyjmując od KTS'a listę. Tak więc czas przekazać tę gorzką nowinę? Poczułem suchość w ustach i skręcenie w żołądku. Nie ma co tego odwlekać
- Kilka dni później -
Tak więc to tutaj. Spojrzałem na dzwonek, który po chwili nadusiłem palcem. Nie musiałem długo czekać na reakcję gospodarza. Drzwi otworzył mi masywny i dobrze zbudowany mężczyzna o kruczoczarnych włosach. Zdążyłem jeszcze stwierdzić iż mężczyzna ma jedną tęczówkę niebieską, a drugą czarną, gdy drzwi zatrzasnęły się przed moim nosem. Czyżbym nie był mile widziany? Po chwili znowu dostrzegłem gospodarza
- Powiedz swojemu alfonsowi, że za ten numer zgłoszę skargę - To pierwsze słowa, które zostały do mnie skierowane, tak więc to jest Pan Darkness, niczym trudnym było wyczucie jego nadludzkiej siły, która potrafiłaby niejednego wbić w ziemię - Czeg..? - Chciał już warknąć mężczyzna, gdy przeszkodziła mu młoda dama stojąca za jego plecami
- Alpha TiCoD? - Zapytała dziewczyna spokojnym głosem, jej zachowanie częściowo mnie zmyliło i gdyby nie wygląd wziąłbym ją za dorosłą osobę
- Miło mi - Zrobiłem delikatny ukłon
- Ktoś jeszcze w tych czasach się kłania? - Prychnął sarkastycznie mężczyzna
- Lubię zachowywać stare rodzinne zwyczaje - Uśmiechnąłem się przyjaźnie, tym samym trochę wyprowadzając z równowagi gospodarza
- Co cię tu sprowadza? - Zapytała dziewczyna, tym samym powstrzymując Pana Darknessa przed arogancką odpowiedzią
- Chciałbym porozmawiać, na dość ważny temat - W tym momencie za mną pojawiła się jakaś kobieta, blondynka z kręconymi włosami, w skąpym stroju i widocznymi, dużymi kobiecymi walorami. Kiedy wróciłem wzrokiem do moich rozmówców zobaczyłem szeroki uśmiech na twarzy mężczyzny
- Ja mam niestety ważniejsze sprawy - Wyszczerzył jeszcze bardziej zęby zapraszając kobietę do środka i znikając gdzieś w jednym z pokoi
- Najwyraźniej wybrałem nieodpowiedni moment - Powiedziałem, dziękując stojącej przy mnie panience i miałem już się zawrócić, gdy dziewczyna mnie powstrzymała
- Skoro to ważna sprawa, powinniśmy to w tej chwili przedyskutować zamiast zwlekać - Początkowo nie byłem pewny, czy rozmowa na taki temat z tak młodą osobą jest odpowiedni. Aczkolwiek widząc zachowanie Pana Darknessa, wiedziałem, że nie powiem nic co ją zszokuje
- W takim razie, powinniśmy wejść? - Zapytałem, a dziewczyna  zerknęła nerwowo za siebie
- Powinniśmy znaleźć odpowiednie miejsce - Czarnowłosa poprowadziła mnie po schodach i znaleźliśmy się w małym pokoju położonym daleko w głąb budynku - Przepraszam, że takie miejsce, ale tutaj nie będzie słychać.. wiadomo czego - Powiedziała ze stoickim spokojem i spojrzała na mnie wyczekująco
- Assyrio zostało zaatakowane, przez ludzi zamieszkujących Imperium - Dziewczyna nie ukrywała niemałego zdziwienia, że doszło to do jej uszu dopiero teraz - Chciałbym, jako iż tu zamieszkujecie wyrównali rachunki, a najlepiej sprawdzali wszelkie pogłoski, gdyż niestety iż tego nie robicie, jeden z moich ludzi, szpieg, ciężko ucierpiał podczas sprawdzania tych informacji i to nie tylko fizycznie - Tłumaczyłem nie próbując nikogo oskarżać, chciałem jedynie by byli bardziej czujni - A dziesiątki straciło życie - Dodałem z powagą
- Wojna to coś prostego, pozabijają się i minie, skoro tutaj jesteś pewnie ich wszystkich powybijaliście - Prychnęła dziewczyna, na co spojrzałem na nią wrogo. Nie spodziewałem się tak lekceważącego podejścia. Jednak rozmowa z tą młodą damą nie była dobrym pomysłem, oby Pan Darkness wykazał krztę rozumu, ta sytuacja musi być wyciszona, bo może się powtórzyć, a pokój o jaki wywalczyliśmy, może nagle przemienić się w wojnę między wszystkimi rasami
- A kiedykolwiek informowałaś rodziców o śmierci ich ukochanego dziecka? - Podniosłem głos, jednak szybko się opamiętałem, była młoda, powinienem bardziej nad sobą panować, tym bardziej w zaistniałej sytuacji - Przepraszam uniosłem się, będę już wracał, spieszę się, proszę o wybaczenie i poinformowanie Pana Darknessa o wszystkim, co dzisiaj panience przekazałem  - Ukłoniłem się delikatnie. Wyszedłem z domu Riversów, spieszyłem się na spotkanie z informatorem. Wszedłem w jedną z ciemnych uliczek i spojrzałem na zegarek, jeszcze dwie minuty. Nie musiałem długo czekać, wystarczyło by mój wzrok przyzwyczaił się do panującego tu mroku. Zobaczyłem niskiego mężczyznę, ciągnącego za sobą smugę smrodu. Śmierdział jak zjełczały tłuszcz, czy wnętrze śmieciarki w upalny dzień. Miał na sobie parę podartych, starych spodni, w równie ubogim stanie szarą koszulkę i wyblakłą, niebieską kurtkę od ocieplacza, z której naderwany zamek błyskawiczny wisiał jak naszyjnik zębów. Wierzchy butów miał połączone z podeszwami taśmą klejącą. Przy tym mężczyźnie nawet najprostsza czynność była trudna, oddychanie było prawie niemożliwe. Uśmiechnąłem się krzywo, by nie być niemiłym pokazując niezadowolenie z jego odoru. Najważniejsze jest to, że ta jego imaginacja bezdomnego działa przeciwko innym i bez problemów może szpiegować, a za dobrą opłatą wydać każdą informacje
- Dzień dobry - Uśmiechnąłem się miło i rzuciłem rulonik studolarówek w stronę mężczyzny - Tak więc gdzie ich znajdę? - Zapytałem wpijając mój wzrok w twarz bezdomnego
---
Wszedłem do starego mieszkania. Strasznie śmierdziało nawet gorzej od mężczyzny, z którym niedawno miałem styczność. Najwyraźniej do ścian budynku dostały się zwierzęta i tam zdechły, a teraz powoli się rozkładają. Zasłaniając koszulką usta i nos podszedłem do okna i je otworzyłem na całą szerokość. Wychyliłem się na zewnątrz i nabrałem powietrza. Chyba czas bardziej dbać o swoje domostwa. Nabrałem powietrza i zacząłem przeszukiwać pokoje. Nic pożytecznego. Przeszedłem dalej i otworzyłem powoli szafę, z której nagle wybiegła cała rodzinka rosomaków, czy innego podobnego zwierzęcia
- Kurwa.. - Warknąłem uderzając mocno nogą o podłogę. Westchnąłem głośno i przeczesałem dłonią włosy. Informowanie ludzi o śmierci ich bliskich sprawiło, że stałem się nerwowy. Uspokój się Mobius. Głęboki wdech i wydech. Przebadałem szafę, z której wyjąłem stary plecach. Znalazłem. Jak najszybciej opuściłem mieszkanie i wyjmując z kieszonki kluczyk skierowałem się w stronę garaży znajdujących się niedaleko. Nawet na chwilę nie przeszła mi przez głowę myśl, czy by nie odpuścić? Brak wahania, gdy zwykle przed chęcią zabicia kogoś mam natłok myśli. Otworzyłem garaż, z którego wziąłem wszystkie naboje, jakie miałem, ponad czterysta sztuk. Włożyłem je do starego plecaka i zarzuciłem go na ramię. Kiedy znowu wyszedłem na słońce, uśmiechnąłem się beztrosko. Tak uśmiechałem się za dziecka w moje urodziny, w Boże Narodzenie, gdy miałem okazję siedzieć przy stole z bliskimi. Bez jakichkolwiek zmartwień, tylko ja i oni, brak myśli o przyszłości, czy jakiekolwiek bolesnej przeszłości. A teraz czas kilku zmartwień się pozbyć, by więcej nie zaprzątały mi głowy. Załadowałem snajperkę i schowałem ją pod płaszcz, ruszyłem w kierunku miejsca nad autostradą, gdzie mogłem schować się w cieniu opuszczonego budynku, z którego niedługo ludzie usłyszą strzały.

< Evie? Końcówka delikatnie niezrozumiała, dlatego wyjaśniam, że Mobius idzie zabić tych co wymyślili ten atak na Assyrio, i to jest kilka dni przed twoim wybudzeniem xD Koniec ze słodkością>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits