22 czerwca 2017

Od Alex'a cd. Venus "Trochę o niezdecydowaniu, czyli ile tak naprawdę faceci mają wspólnego z kobietami"

Na usta cisnęło się w tamtym momencie wiele słów, z czego większość stanowiła łacinę lub jej tłumaczenie na niemiecki. Jak jednak inaczej zareagować na tą całą sytuację, gdzie każdy mój ruch jest odbierany jako coś złego, nie będącym po myśli Venus? O co mi teraz chodzi? Zacznijmy może od początku.
Przychodzę po nią do swojego byłego już domu, chcąc zabrać w inne miejsce. Co ona na to? Grozi mi moim własnym nożem, a właściwie to ostrzem kuchennym zwiniętym kiedyś z jakiegoś pchlego targu, ale to teraz mniej ważne. Następnie, bez większego powodu, nokautuje mnie patelnią, grożąc później dodatkowo, że istnieje możliwość powtórzenia owej czynności. I tak też się dzieje. Ze szkodą dla mojego nosa. Nie wspominając już o co niektórych zdaniach, po których powoli odechciewało mi się wszystkiego. A potem jedno wielkie bum. Zmiana o 180°. Nagle bowiem przebudza się w niej dobra część, oferująca posiłek, pranie ubrań, - które tajemniczo zniknęły podczas brania przeze mnie prysznica - a nawet ich wysuszenie i wyprasowanie. Potem ten incydent z rysunkiem, który najchętniej bym przemilczał gdyby nie to, żeby w swojej obronie wypowiedzieć jakże mizerne: "Gdybym wiedział, to bym jej na to nie pozwolił", a w myślach dodał coś, co jeszcze bardziej zadowoliłoby moje ego. No i teraz dochodzimy do chwili obecnej, w której siedzę w środku nocy na lekko pochyłym dachu, z dziewczyną uczepioną moich pleców i z wolna powodującą ponowne zwilgotnienie bluzy pomiędzy łopatkami. Nawet nie wiem, ile to już trwa. Piętnaście sekund? Minutę? Kwadrans? Straciłem poczucie czasu, wpatrując się szeroko otwartymi, praktycznie nic nie widzącymi oczami w poszczególne fragmenty starych dachówek oraz z lekka podniszczonej zaprawy, która miała za zadanie zapobiec przeciekom. Nie zwracałem uwagi na kolejne fale niestłumionego szlochu, które raz za razem były słyszalne za mną. Nie zrobiłem kompletnie nic, żeby ją uspokoić czy też pocieszyć - w tym ostatnim i tak jestem z resztą beznadziejny, więc różnicy pewnie by nie było. Jedyne, na co było mnie wówczas stać, to ponowny powrót do pozycji siedzącej, jednak dalej odwrócony tyłem do wciąż niemogącej się uspokoić dziewczyny. Pomimo tego zewnętrznego spokoju, w moim wnętrzu rozgrywała się wojna porównywalna do tej pojedynczej bitwy pod Grunwaldem. Widziałem przed sobą dwa wyjścia, jednak wciąż nie wiedziałem, które z nich jest odpowiednie. I pomimo tego, iż najprawdopodobniej jestem ateistą, zrobiłem coś jak najbardziej odpowiedniego dla ludzi wierzących, jednak w swoim indywidualnym tłumaczeniu.
Rachunek sumienia - czyli jakie są możliwe rozwiązania. Jednym z nich z pewnością jest opuszczenie dziewczyny, zacierając przy okazji fakt samego mojego istnienia. Drugim z kolei jest pozostanie przy niej, bez względu na wszystko. Po tym wstępie nadeszła pora na żal za grzechy. Jako iż kojarzy mi się to z czymś negatywnym, uwzględnię tutaj wszystkie wady obu planów. Pierwszy z nich - oprócz pozostawienia mnie ze świadomością, kogo i co straciłem - praktycznie ich nie ma. Drugi natomiast ma ich dość sporo. Jeden z przewidywanych skutków zostania tutaj mam za swoimi mokrymi już plecami, a znając życie nie raz i nie dwa znajdę się w podobnej sytuacji. Powodem znów będzie moja głupota oraz fakt, iż najpierw coś powiem, a dopiero później pomyślę, co. Takich zdarzeń nie sposób uniknąć, choćbym nie wiadomo jak bardzo się starał. Kolejnym efektem będą także nasze standardowe kłótnie, gdyż pod względem charakterów jesteśmy do siebie nieco podobni. A to nigdy nie wróży dobrze. Z pewnością nie zabraknie także kilku słów za dużo czy też innych zranień, których najszybciej ja przysporzę jej niż na odwrót. W dodatku przeze mnie zmuszona będzie przechodzić przez to wszystko jeszcze raz - nikt bowiem nieśmiertelny nie jest, a z pewnością wcześniej to ja dam się poszatkować i odwiedzić zakład pogrzebowy Darknessa jako ludzka mielonka niż pozwolić na to, by jej stała się krzywda. Zawaliłem już tyle razy: podczas sprzeczek, niemiłe spotkanie twarzą w zderzak z ciężarówką to też w sumie moja wina, omdlenie przed szpitalem również. I mimo tego, iż już jestem człowiekiem bez jakichkolwiek uczuć, - no może poza tymi sadystycznymi i paroma innymi - nie mam najmniejszego zamiaru sprowadzać tego samego na nią. Ani tego, ani żadnego innego nieszczęścia. Dobra, druga rzecz zrobiona. Teraz nadeszła pora na następną, trzecią: mocne postanowienia poprawy, czyli w moim wolnym tłumaczeniu - to, co dobre, czyli zalety. Teraz z kolei lepiej zacząć od tego drugiego rozwiązania, bowiem ma ono tylko jedną zaletę, a mianowicie że będę mógł ją widywać i z nią rozmawiać, kiedy tylko będę chciał. Ona za to nie walnie mnie patelnią, a przynajmniej taką mam nadzieję. Jakie zaś zalety miałoby pierwsze z wyjść? Jest ich dość sporo, jednak wymienię kilka z nich. Dziewczyna będzie mogła żyć swoim własnym życiem, bez zbędnego balastu w mojej osobie. Będzie mogła robić to samo co przed spotkaniem mnie, przy czym dalej będzie wierna temu kilkuletniemu zimnemu trupowi, debilowi będącemu autorem niektórych jej skaz na psychice, samoluba zostawiającego ją potem samą, którego imię zaczyna się na literę F jak inne czteroliterowe określenie podsuwane przez głowę, kiedy o nim myślę. I nie, wcale nie jestem zazdrosny. To tylko sarkazm przeze mnie przemawia. Dobra, wracając do tematu. Po zaletach przyszedł wreszcie czas na porównanie obu wyjść, biorąc pod uwagę wszelkie dobre i złe strony - czyli szczera spowiedź. Nie ma co ukrywać, że plan z pozostaniem przy dziewczynie prezentuje się zdecydowanie gorzej niż pomysł odejścia. Moja świadomość nie chciała się jednak z tym pogodzić, próbując znaleźć jakiekolwiek "ale" w tym wszystkim. Niestety, po bezowocnych poszukiwaniach, nic takiego nie wymyśliłem. Spojrzeniem zatem na wciąż obejmującą mój prawy nadgarstek dłoń Venus, próbując zmusić się do jej odepchnięcia i odejścia stąd, gdzie pieprz rośnie. I tak, kolejnych kilka minut później, wciąż wpatrywałem się z nienawiścią w swoją rękę, która nie chciała wykonać tego jakże prostego gestu. W czasie mojej walki z samym sobą płacz nieco ustał, jednak nadal słychać było gwałtowne pociągnięcia nosem lub próby złapania większej ilości tlenu do płuc. Mimo tego sądziłem, że najgorsze już minęło. Westchnąłem głęboko, ponownie próbując znaleźć w sobie motywację. W myślach powtarzałem te wszystkie wady i zalety, chcąc pomóc samemu sobie zrobić pierwszy krok do przodu. Kiedy jednak w końcu byłem gotowy to wszystko zakończyć, nieoczekiwanie druga ręka dziewczyny przybyła na pomoc tej pierwszej, dłonią dotykając mojego brzucha, a ramię opierając na żebrach. Po chwili w ślad tej drugiej poszła i pierwsza, zamykając mnie w tej jakże zmyślnej pułapce. Opuściłem nieco głowę, przyglądając się tym dwóm małym i wrednym zdrajczyniom, które utrudniły mi ponowne podjęcie decyzji... jednak dzięki nim zdałem sobie z czegoś sprawę. Od początku przecież wiedziałem, które z wyjść jest dobre, a które złe. Potem starałem się znaleźć same wady, skupiając się tylko i wyłącznie na dobrze dziewczyny. Podobnie było też z zaletami: wówczas liczyła się tylko ona. Zapomniałem jednak o dość ważnej rzeczy, a mianowicie o samolubności, której cząstka kryje się w każdym człowieku. Bo co z tego, że od niej odejdę, skoro sam potem będę jak ona - zamknięty na wszystkich, niedopuszczający do siebie nikogo, negatywnie nastawiony do wszystkiego, co związane z tym słowem na M. Poza tym, na niej też pewnie by się to odbiło. Dowód na to mam za swoimi plecami, które aktualnie nie są już podporą dla czoła, a (chyba) lewego policzka. Jak zatem w świetle bieżących faktów wygląda pomysł z pozostaniem? Co racja to racja, nie jestem w stanie zapewnić nikogo, że już nigdy więcej się nie pokłócimy, nie powiem niczego, po czym jedyne na co będzie miała ochotę to usiąść w kącie i zatonąć we własnych myślach. Nie mogę także zagwarantować tego, że w akcję nie wkroczy patelnia, niekoniecznie zimna. Jedyne, o czym mogę zapewnić to to, że się postaram. Postaram się, by nie doprowadzać jej do takiego stanu jak przed chwilą. Postaram się nie wszczynać zbędnych kłótni ani nie prowokować jej do korzystania z najskuteczniejszej broni ludzkości. Postaram się zrobić wszystko tylko i wyłącznie po to, by była szczęśliwa. A więc teraz, kiedy w końcu odbyłem sobie szczerą pogawędkę z samym sobą, ~ można mnie teraz zamknąć w psychiatryku ~ mogę przejść do ostatniego, piątego punktu. Zadośćuczynienie, czyli podjęcie decyzji. Uśmiechnąłem się mimo woli, gdyż tak właściwie zrobiłem to przed chwilą, postawiając sobie pewne wymagania, będące teraz niewypowiedzianą obietnicą złożoną dziewczynie siedzącej za moimi plecami.
Odchyliłem głowę do tyłu, cicho wymawiając jej imię, lecz pomimo dość długiego czasu wyczekiwania nie uzyskałem odpowiedzi. Odwróciłem się więc tak, aby nie poruszać za bardzo plecami, a żeby móc spojrzeć na Venus. Nie trzeba toteż opisywać mojego rozbawienia, kiedy ujrzałem pogrążoną w śnie twarz ciemnowłosej. Najwidoczniej tak długo oczekiwała na moją odpowiedź, aż w końcu zasnęła. A mówią, że to kobiety są niezdecydowane.
Po krótkim namyśle, porzuciłem perspektywy spania na dachu na rzecz pokoju chroniącego przed nadchodzącym, doskonale wyczuwalnym w powietrzu, deszczem. Powoli oderwałem od siebie dłonie dziewczyny i szybko odwróciłem się wokół własnej osi, nie pozwalając jej na zsunięcie się po pochyłej powierzchni wprost do śmietnika na dole, będącego domem szczuro-kanapki obmyślającej sposób na przejęcie kontroli nad światem. Zaledwie chwilę potem znajdowaliśmy się w jej pokoju, a otaczająca nasze ciała czarna mgła z wolna zanikała, odkrywając podłogę. Położyłem wciąż śpiącą dziewczynę na łóżku, przykrywając ją jednym z koców znalezionych w szafie. Dla siebie również zabrałem jeden, rzucając go po przeciwnej stronie pokoju, przy biurku. Nie chcę jej bowiem dawać powodów do domysłów po przebudzeniu, iż faktycznie jestem jakimś gwałcicielem albo nudystą. W owym postanowieniu wytrzymałem ledwo kilka minut, kiedy to nie mogąc już wytrzymać temperatury oferowanej nie tyle co przez pogodę, a i bluzę z kapturem, zmuszony byłem ją ściągnąć, pozostając w samym podkoszulku. Nim jednak zdążyłem się położyć, mój wzrok przykuł widok wciąż chroniących stóp dziewczyny butów, które nie wyglądały na zbyt cienkie. Dlatego po raz kolejny podszedłem do jej łóżka, powoli rozwiązując sznurowadła i ściągając tą jakże nieodpowiednią do snu garderobę. Moją uwagę zwróciła także twarz lokatorki, zakryta kilkoma kosmykami niesfornych włosów. Odgarnąłem je jednym ruchem ręki, a następnie pochylając się nad nią, powiedziałem szeptem:
- Venus... Jak na razie, to ja nigdzie się nie wybieram.
Czy jestem egoistą? Bardzo możliwe. Wolę jednak tłumaczyć swój wybór poprzez obustronne dobro, a wad starać się unikać jak ognia. Jest to również swego rodzaju obietnica, jaką złożyłem dziewczynie. Obietnica, której postaram się dotrzymać oraz spełnić najlepiej, jak będę mógł. Bo jeśli między nami są jakieś problemy, to głównym ich winowajcą jestem właśnie ja. A ona jest ważniejsza niż moje przyzwyczajenia.
Po delikatnym pocałunku złożonym na dziwnie rozgrzanym czole ciemnowłosej, wróciłem na swoje miejsce. Tam ułożyłem się na brzegu dywanu, za poduszkę biorąc sobie własne ramię. I pomimo wszechogarniającego zmęczenia, nie byłem w stanie zasnąć. Coś ciągle nie dawało mi spokoju, choć nie mam pojęcia, co to mogło być.
Tajemnica rozwiązała się sama kilkanaście minut później, kiedy to bardziej usłyszałem niż zobaczyłem niespokojne ruchy osoby leżącej na łóżku. Leniwie podniosłem się do pozycji półsiedzącej, patrząc w jej stronę. Twarz dziewczyny, pomimo zamkniętych oczu, wyrażała swoisty niepokój oraz coś na kształt napięcia, które ogarnęło całe jej ciało. Nieco zaniepokojony tym faktem po raz kolejny podszedłem do niej, dopiero z bliska dostrzegając małe dreszcze rozchodzące się po skórze. Wyglądało to tak, jakby Venus śnił się jakiś koszmar, z którym nie mogła sobie sama poradzić. Ja natomiast chciałem jej pomóc i tak też zrobiłem. Nie wiem jednak, czy przeżyję jutrzejszą pobudkę.



<Venus? A więc jednak wakacyjne zadanie mojego autorstwa ujrzałoby światło dzienne. Mam nadzieję, że nie zasnęłaś w połowie czytania xd I jeszcze ten uczuć, kiedy pod koniec opka już nie wiesz, co piszesz... Czekam na twoją reakcję ( ͡° ͜ʖ ͡°) >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits