29 czerwca 2017

Od Mobiusa C.D Rodzinka Rivers

Tak więc to tutaj. Spojrzałem na dzwonek, który po chwili nadusiłem palcem. Nie musiałem długo czekać na reakcję gospodarza. Drzwi otworzył mi masywny i dobrze zbudowany mężczyzna o kruczoczarnych włosach. Zdążyłem jeszcze stwierdzić iż mężczyzna ma jedną tęczówkę niebieską, a drugą czarną, gdy drzwi zatrzasnęły się przed moim nosem. Czyżbym nie był mile widziany? Po chwili znowu dostrzegłem gospodarza
- Powiedz swojemu alfonsowi, że za ten numer zgłoszę skargę - To pierwsze słowa, które zostały do mnie skierowane, tak więc to jest Pan Darkness, niczym trudnym było wyczucie jego nadludzkiej siły, która potrafiłaby niejednego wbić w ziemię - Czeg..? - Chciał już warknąć mężczyzna, gdy przeszkodziła mu młoda dama stojąca za jego plecami
- Alpha TiCoD? - Zapytała dziewczyna spokojnym głosem, jej zachowanie częściowo mnie zmyliło i gdyby nie wygląd wziąłbym ją za osobę dorosłą
- Miło mi - Zrobiłem delikatny ukłon
- Ktoś jeszcze w tych czasach się kłania? - Prychnął sarkastycznie mężczyzna
- Lubię zachowywać stare rodzinne zwyczaje - Uśmiechnąłem się przyjaźnie, tym samym trochę wyprowadzając z równowagi gospodarza
- Co cię tu sprowadza? - Zapytała dziewczyna, tym samym powstrzymując Pana Darknessa przed arogancką odpowiedzią
- Chciałbym porozmawiać, na dość ważny temat - W tym momencie za mną pojawiła się jakaś kobieta, blondynka z kręconymi włosami, w skąpym stroju i widocznymi, dużymi kobiecymi walorami. Kiedy wróciłem wzrokiem do moich rozmówców zobaczyłem szeroki uśmiech na twarzy mężczyzny
- Ja mam niestety ważniejsze sprawy - Wyszczerzył jeszcze bardziej zęby zapraszając kobietę do środka i znikając gdzieś w jednym z pokoi
- Najwyraźniej wybrałem nieodpowiedni moment - Powiedziałem, dziękując stojącej przy mnie panience i miałem już się zawrócić, gdy dziewczyna mnie powstrzymała
- Skoro to ważna sprawa, powinniśmy to w tej chwili przedyskutować zamiast zwlekać - Początkowo nie byłem pewny, czy rozmowa na taki temat z tak młodą osobą jest odpowiedni. Aczkolwiek widząc zachowanie Pana Darknessa, wiedziałem, że nie powiem nic co ją zszokuje
- W takim razie, powinniśmy wejść? - Zapytałem, a dziewczyna  zerknęła nerwowo za siebie
- Powinniśmy znaleźć odpowiednie miejsce - Czarnowłosa poprowadziła mnie po schodach i znaleźliśmy się w małym pokoju położonym daleko w głąb budynku - Przepraszam, że takie miejsce, ale tutaj nie będzie słychać.. wiadomo czego - Powiedziała ze stoickim spokojem i spojrzała na mnie wyczekująco
- Assyrio zostało zaatakowane, przez ludzi zamieszkujących Imperium - Dziewczyna nie ukrywała niemałego zdziwienia, że doszło to do jej uszu dopiero teraz - Chciałbym, jako iż tu zamieszkujecie wyrównali rachunki, a najlepiej sprawdzali wszelkie pogłoski, gdyż niestety iż tego nie robicie, jeden z moich ludzi, szpieg, ciężko ucierpiał podczas sprawdzania tych informacji i to nie tylko fizycznie - Tłumaczyłem nie próbując nikogo oskarżać, chciałem jedynie by byli bardziej czujni - A dziesiątki straciło życie - Dodałem z powagą
- Wojna to coś prostego, pozabijają się i minie, skoro tutaj jesteś pewnie ich wszystkich powybijaliście - Prychnęła dziewczyna, na co spojrzałem na nią wrogo. Nie spodziewałem się tak lekceważącego podejścia. Jednak rozmowa z tą młodą damą nie była dobrym pomysłem, oby Pan Darkness wykazał krztę rozumu, ta sytuacja musi być wyciszona, bo może się powtórzyć, a pokój o jaki wywalczyliśmy, może nagle przemienić się w wojnę między wszystkimi rasami
- A kiedykolwiek informowałaś rodziców o śmierci ich ukochanego dziecka? - Podniosłem głos, jednak szybko się opamiętałem, była młoda, powinienem bardziej nad sobą panować, tym bardziej w zaistniałej sytuacji - Przepraszam uniosłem się, będę już wracał, spieszę się, proszę o wybaczenie i poinformowanie Pana Darknessa o wszystkim, co dzisiaj panience przekazałem  - Ukłoniłem się delikatnie. Wyszedłem z domu Riversów, spieszyłem się na spotkanie z informatorem. Wszedłem w jedną z ciemnych uliczek i spojrzałem na zegarek, jeszcze dwie minuty. Nie musiałem długo czekać, wystarczyło by mój wzrok przyzwyczaił się do panującego tu mroku. Zobaczyłem niskiego mężczyznę, ciągnącego za sobą smugę smrodu. Śmierdział jak zjełczały tłuszcz, czy wnętrze śmieciarki w upalny dzień. Miał na sobie parę podartych, starych spodni, w równie ubogim stanie szarą koszulkę i wyblakłą, niebieską kurtkę od ocieplacza, z której naderwany zamek błyskawiczny wisiał jak naszyjnik zębów. Wierzchy butów miał połączone z podeszwami taśmą klejącą. Przy tym mężczyźnie nawet najprostsza czynność była trudna, oddychanie było prawie niemożliwe. Uśmiechnąłem się krzywo, by nie być niemiłym pokazując niezadowolenie z jego odoru. Najważniejsze jest to, że ta jego imaginacja bezdomnego działa przeciwko innym i bez problemów może szpiegować, a za dobrą opłatą wydać każdą informacje
- Dzień dobry - Uśmiechnąłem się miło i rzuciłem rulonik studolarówek w stronę mężczyzny - Tak więc gdzie ich znajdę? - Zapytałem wpijając mój wzrok w twarz bezdomnego, który powoli przeliczył pieniądze
- Brakuje tysiaka - Stwierdził ochrypłym i ciężkim głosem
- Umawialiśmy się na dwadzieścia tysięcy, ani grosza więcej - Uśmiechnąłem się, jednak we wnętrzu byłem trochę podirytowany
- W takim razie, nic ze mnie nie wyciśniesz - Charknął flegmą i plunął mi pod nogi. Kiedy się odwrócił zaczął nieostrożnie wracać stamtąd skąd przyszedł
- Jestem zwykle bardzo miły - Wyszeptałem z zadowoleniem przykładając mu pazury do pleców, mężczyzna był człowiekiem z ziemi, słysząc za sobą sapanie wilka i jego ostre szpony w okolicy tułowia przeszły go ciarki
- Czy... czym ty.. jesteś? - Wydukał po chwili
- Możesz mnie zwać, jak chcesz, ale jak nie dasz mi informacji, to będę nosić imię "śmierć" - Warknąłem i przemieniłem się w człowieka, mężczyzna wtedy się nagle odwrócił i dostrzegł oczy błyszczące krwistą czerwienią - To jak? - Zapytałem zaciągając się fajką i wypuszczając małą ilość czarnego dymu, który jeszcze bardziej go przeraził. W pewnym momencie mężczyzna popuścił, a wszystkie jego ubrania stały się mokre w okolicy krocza. Bezdomny, mimo przerażenia, zaczął palić się ze wstydu.
- M..mają spotkanie dzi..dzi...dzisiaj w hotelu Wellington - Wydusił ledwo. Jeden z najbardziej znanych, niedaleko stąd, a znalezienie miejsca by się zaczaić będzie trochę trudne
- Jak wyglądają? - Zapytałem i dostałem szczegółowy opis. Opuściłem mężczyznę jak najszybciej kierując się do centrum burzliwego miasta. Wszedłem do starego mieszkania. Strasznie śmierdziało nawet gorzej od mężczyzny, z którym niedawno miałem styczność. Najwyraźniej do ścian budynku dostały się zwierzęta i tam zdechły, a teraz powoli się rozkładają. Zasłaniając koszulką usta i nos podszedłem do okna i je otworzyłem na całą szerokość. Wychyliłem się na zewnątrz i nabrałem powietrza. Chyba czas bardziej dbać o swoje domostwa. Nabrałem powietrza i zacząłem przeszukiwać pokoje. Nic pożytecznego. Przeszedłem dalej i otworzyłem powoli szafę, z której nagle wybiegła cała rodzinka rosomaków, czy innego podobnego zwierzęcia
- Kurwa.. - Warknąłem uderzając mocno nogą o podłogę. Westchnąłem głośno i przeczesałem dłonią włosy. Informowanie ludzi o śmierci ich bliskich sprawiło, że stałem się nerwowy. Uspokój się Mobius. Głęboki wdech i wydech. Przebadałem szafę, z której wyjąłem stary plecach. Znalazłem. Jak najszybciej opuściłem mieszkanie i wyjmując z kieszonki kluczyk skierowałem się w stronę garaży znajdujących się niedaleko. Nawet na chwilę nie przeszła mi przez głowę myśl, czy by nie odpuścić? Brak wahania, gdy zwykle przed chęcią zabicia kogoś mam natłok myśli. Otworzyłem garaż, z którego wziąłem wszystkie naboje, jakie miałem, ponad czterysta sztuk. Włożyłem je do starego plecaka i zarzuciłem go na ramię. Kiedy znowu wyszedłem na słońce, uśmiechnąłem się beztrosko. Tak uśmiechałem się za dziecka w moje urodziny, w Boże Narodzenie, gdy miałem okazję siedzieć przy stole z bliskimi. Bez jakichkolwiek zmartwień, tylko ja i oni, brak myśli o przyszłości, czy jakiekolwiek bolesnej przeszłości. A teraz czas kilku zmartwień się pozbyć, by więcej nie zaprzątały mi głowy. Załadowałem snajperkę i schowałem ją pod płaszcz, ruszyłem w kierunku miejsca nad autostradą, gdzie mogłem schować się w cieniu opuszczonego budynku, z którego niedługo ludzie usłyszą strzały.
---
Przyłożyłem oko do lunety i po chwili błądzenia po oknach budynku, dostrzegłem kilku mężczyzn, idealnie pasujących do opisu, a dodatkowo popijali wykwintne whisky. Drogie kamienie na rękach, a na stole całe opakowanie marlboro i rolki grubej kasy. Jakaś mafia, ale który jest szefem? W pewnym momencie do pomieszczenia wszedł dobrze zbudowany straszy facet, z intensywnym zarostem na twarzy. Powiedział coś do swoich pachołków i jeden z nich zasłonił zasłonami okno.
- Cholera - Syknąłem i nagle wyczułem czyjąś obecność. Szybko odwróciłem się na plecy, przy tym wyjmując pistolet z kabury, wycelowałem w drzwi. Moim oczom ukazała się czarnowłosa dziewczyna. Westchnąłem głośno - Co Pani tutaj robi? - Zapytałem wracając do obserwacji

< Wybacz, ale nie znam charakteru twojej postaci, ponieważ link do forma nie działa, ale mam nadzieję, że za bardzo nie odstaje od rzeczywistości XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits