Jak otumaniony zrobiłem jeden krok naprzód, który wbrew pozorom w znacznym stopniu zmniejszył odległość między mną a meblem. W głowie pojawiła się mała, czerwona lampka, która wraz z następnym pokonanym metrem zaczęła jarzyć się ostrą poświatą mówiącą jakby "nie będzie odwrotu". Nie zwracałem jednak na to uwagi, ponownie zmniejszając dystans. Ów maskarada trwała jeszcze kolejne kilka sekund, które zakończyły się wraz z dotknięciem czubkiem buta jednej ze ścianek mebla. Spojrzałem wtedy praktycznie nic niewidzącym wzrokiem w tą czarno-szarą pustkę, starając zmusić się do kolejnego - ostatniego już - ruchu. Niby było to takie proste, lecz tak naprawdę przypominało to wspinanie się na Everest bez jakiegokolwiek przygotowania lub sprzętu. Zupełnie tak, jakby ktoś zabrał zwykłego człowieka niemalże z samej ulicy, zostawił u podnóża góry i powiedział: "Wchodź na szczyt". Ja jednak byłem tutaj, w jej domu. A raczej na poddaszu, szukając sam już nie wiem, czego. Właściwie nie tyle co szukając, a próbując zgubić, zostawić. Zapomnieć. Starałem się zmusić do tego, by w końcu ruszyć te swoje cztery litery i odejść stąd, nim Venus zdąży wrócić. Moje nogi jednak zachowywały się tak, jakby zespolone podeszwami butów z podłogą tworzyły całość. Dłonie po chwili zmieniły swoje ułożenie, przyjmując kształt pięści, które wraz z niezbyt ładnym słownictwem wkrótce spotkały się z najbliższą ścianą. A więc po raz pierwszy moje ego mnie zawiodło. Nie potrafię bowiem odejść od tej z pozoru oziębłej oraz niemogącej nie być kąśliwą dziewczyny, która tak naprawdę skrywa przeciwstawne do powierzchowności wnętrze. I może zabrzmi to teraz dziwnie, ale za to najbardziej ją cenię. Kontekst wolny do interpretacji.
11 czerwca 2017
Od Alex'a cd. Venus "A może lepiej pozwolić jej... zapomnieć?"
Dziewczyna
zniknęła kilka sekund później, pozostawiając po sobie swego rodzaju
zdziwienie oraz ból w okolicach potylicy. Próbowałem rozmasować lewą
dłonią wciąż dające o sobie znać miejsce spotkania skóry z naczyniem
kuchennym, które swoim pulsowaniem przypominało drugie serce. A tak poza
tym, co to za pomysł okładać kogoś patelnią?! Gdybym coś jej zrobił
albo powiedział nie tak, nie miałbym wtedy żadnych pretensji. Ale
przecież nic takiego nie miało miejsca, prawda? Dobra, może lepiej
zostawić ten temat na później, skupiając się na ważniejszych sprawach.
Wątpię bowiem, aby Venus żartowała. Co racja to racja, dziewczyna
potrafi łgać w żywe oczy. Wiem też jednak, iż nie jest w stanie wciskać
mi nawet najbardziej realnego kitu dłużej niż jeden dzień. Poza tym, jej
oczy nie ukazywały nawet chwili zawahania czy też zwątpienia, kiedy to
mówiła o rzeczywistości nieco innej niż ta prawdziwa. A jeśli to prawda?
Czy to w ogóle możliwe, żeby w przeciągu kilku godzin zapomnieć o
niemal całej przeszłości, chociaż... A może jednak nie całej? W myślach
szybko przeanalizowałem sobie ostatnie rozmowy z dziewczyną, poszukując
jakiś wskazówek na to, że ciągle pamięta o Delcie. W sumie sam fakt, iż
zna swoje imię oraz nie czuła się zagubiona po przebudzeniu świadczył o
resztkach wspomnień. Co więc zostało "usunięte"? Zdążyłem już
wywnioskować, że sama moja obecność w jej życiu czy też w szpitalu. Ba,
nawet nie zna imienia... A może to i lepiej? Sama zresztą przyznała się
do tego, że dla niej niemożliwy jest związek będący czymś więcej niż
przyjaźnią. Przypomniałem sobie nawet jej żartobliwy tekst, że kiedyś
miłość wyglądała dla niej jak druga bajka, przepełniona wróżkami i
elfikami. Ona natomiast żyła w tej pierwszej, przejętej przez reżysera
meksykańskiej masakry piłą mechaniczną. Czy więc warto po raz kolejny
wciągać ją w to bagno, jak sama to kiedyś nazwała? Może to też sygnał
dla mnie samego, że lepiej dać zarówno jej, jak i sobie z tym spokój? Ja
to przeżyję bez żadnego problemu, a przynajmniej tak twierdzi moje ego.
Ona natomiast i tak mnie nie pamięta, a więc nie zrobi jej to żadnej
różnicy. Wystarczy przecież tylko, że pomyślę o jakimkolwiek miejscu na
Ziemi, zniknę w cieniu, przy czym całkowicie usunę się z jej życia. To
przecież nic trudnego zrobić kilka kroków w stronę komody, a efekt
będzie pozytywny, przynajmniej z punktu widzenia Ven. Nie będzie musiała
mnie wyrzucać przez okno ani zastanawiać, czy następnym razem uderzyć
mnie patelnią w to samo miejsce, czy w inne, bardziej czułe.
Jak otumaniony zrobiłem jeden krok naprzód, który wbrew pozorom w znacznym stopniu zmniejszył odległość między mną a meblem. W głowie pojawiła się mała, czerwona lampka, która wraz z następnym pokonanym metrem zaczęła jarzyć się ostrą poświatą mówiącą jakby "nie będzie odwrotu". Nie zwracałem jednak na to uwagi, ponownie zmniejszając dystans. Ów maskarada trwała jeszcze kolejne kilka sekund, które zakończyły się wraz z dotknięciem czubkiem buta jednej ze ścianek mebla. Spojrzałem wtedy praktycznie nic niewidzącym wzrokiem w tą czarno-szarą pustkę, starając zmusić się do kolejnego - ostatniego już - ruchu. Niby było to takie proste, lecz tak naprawdę przypominało to wspinanie się na Everest bez jakiegokolwiek przygotowania lub sprzętu. Zupełnie tak, jakby ktoś zabrał zwykłego człowieka niemalże z samej ulicy, zostawił u podnóża góry i powiedział: "Wchodź na szczyt". Ja jednak byłem tutaj, w jej domu. A raczej na poddaszu, szukając sam już nie wiem, czego. Właściwie nie tyle co szukając, a próbując zgubić, zostawić. Zapomnieć. Starałem się zmusić do tego, by w końcu ruszyć te swoje cztery litery i odejść stąd, nim Venus zdąży wrócić. Moje nogi jednak zachowywały się tak, jakby zespolone podeszwami butów z podłogą tworzyły całość. Dłonie po chwili zmieniły swoje ułożenie, przyjmując kształt pięści, które wraz z niezbyt ładnym słownictwem wkrótce spotkały się z najbliższą ścianą. A więc po raz pierwszy moje ego mnie zawiodło. Nie potrafię bowiem odejść od tej z pozoru oziębłej oraz niemogącej nie być kąśliwą dziewczyny, która tak naprawdę skrywa przeciwstawne do powierzchowności wnętrze. I może zabrzmi to teraz dziwnie, ale za to najbardziej ją cenię. Kontekst wolny do interpretacji.
Jak otumaniony zrobiłem jeden krok naprzód, który wbrew pozorom w znacznym stopniu zmniejszył odległość między mną a meblem. W głowie pojawiła się mała, czerwona lampka, która wraz z następnym pokonanym metrem zaczęła jarzyć się ostrą poświatą mówiącą jakby "nie będzie odwrotu". Nie zwracałem jednak na to uwagi, ponownie zmniejszając dystans. Ów maskarada trwała jeszcze kolejne kilka sekund, które zakończyły się wraz z dotknięciem czubkiem buta jednej ze ścianek mebla. Spojrzałem wtedy praktycznie nic niewidzącym wzrokiem w tą czarno-szarą pustkę, starając zmusić się do kolejnego - ostatniego już - ruchu. Niby było to takie proste, lecz tak naprawdę przypominało to wspinanie się na Everest bez jakiegokolwiek przygotowania lub sprzętu. Zupełnie tak, jakby ktoś zabrał zwykłego człowieka niemalże z samej ulicy, zostawił u podnóża góry i powiedział: "Wchodź na szczyt". Ja jednak byłem tutaj, w jej domu. A raczej na poddaszu, szukając sam już nie wiem, czego. Właściwie nie tyle co szukając, a próbując zgubić, zostawić. Zapomnieć. Starałem się zmusić do tego, by w końcu ruszyć te swoje cztery litery i odejść stąd, nim Venus zdąży wrócić. Moje nogi jednak zachowywały się tak, jakby zespolone podeszwami butów z podłogą tworzyły całość. Dłonie po chwili zmieniły swoje ułożenie, przyjmując kształt pięści, które wraz z niezbyt ładnym słownictwem wkrótce spotkały się z najbliższą ścianą. A więc po raz pierwszy moje ego mnie zawiodło. Nie potrafię bowiem odejść od tej z pozoru oziębłej oraz niemogącej nie być kąśliwą dziewczyny, która tak naprawdę skrywa przeciwstawne do powierzchowności wnętrze. I może zabrzmi to teraz dziwnie, ale za to najbardziej ją cenię. Kontekst wolny do interpretacji.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!