31 maja 2017

Od Taigi

Promienie słoneczne, nieznośnie dawały o sobie znać, świecąc mi prosto w oczy. Odwróciłam się od okna, a raczej dziury, która tylko kształtem okno przypominała. Przykryłam się szarym kocem po sam czubek głowy i westchnęłam głęboko. Kolejny dzień w tym jeb.anym labiryncie. Codziennie powtarzam sobie, że zmienię miejsce zamieszkanie i za każdym razem kończy się tym samym. Leniwie podniosłam się do siadu, rozglądając się dookoła, wszystko było w nienaruszonym stanie, a więc żaden nieproszony gość nie rozgościł się w mym skromnym mieszkanku. Wstałam z materaca, poprawiając białe włosy, które nieznośnie odstawały w każdym możliwym kierunku. Przeczesałam je dłonią kilka razy, aby chociaż trochę wyglądały na ułożone. Obmyłam twarz, opierając się ramionami nad małą miską, do której skapywały krople wody z mej twarzy. Oblizałam usta i uniosłam głowę ku górze, jakbym chciała wynurzyć się z odmętów wodnych i zaczerpnąć odrobinę świeżego powietrza.
Tak jak spałam, tak wyszłam na ścieżkę, a więc w fioletowej bieliźnie z niewielkimi kokardkami. Nigdy jakoś specjalnie nie zwracałam na nią uwagi, miała jedynie przykrywać intymne miejsca, a to czy będzie czarna, różowa czy biała, nie miała dla mnie najmniejszego znaczenia. Przeciągnęłam się i zrobiłam kilka przysiadów oraz skłonów, żeby rozprostować swoje, już jakże stare kości. Przejechałam wzrokiem po ścianach, kiedy zauważyłam znajomą zwisającym sylwetkę. Trzeba przyznać, że gdy weszłam tutaj pierwszy raz, to pełna od razy zaczęłam atakować wisielca, w końcu mało kto spodziewałby się tego, że zacznie mnie on atakować i dusić. Teatralnie zakryłam się rękoma, udając wielce zaskoczoną i oburzoną.
- Znowu mnie podglądasz, jak Ci nie wstyd! Biedną, bezbronną dziewczynę, aj, aj i tak twą żoną nie zostanę - Odwróciłam się do niego plecami, przykładając rękę do czoła. Weszłam do "domu", gdzie zaczęłam szukać swych ubrań, oraz całego ekwipunku. Chyba naprawdę potrzeba mi znajomych, zaczynam gadać z trupem, a to chyba źle. Założyłam na usta szarą maskę, która stanowiła dopełnienie całego stroju. Dołożyłam jeszcze pelerynę, która osłaniała całą moją twarz. Na ziemi, lepiej nie rzucać się w oczy, a nie ma się co oszukiwać, tam u nich panuje zupełnie inny styl, już raz przeszłam się po ulicy bez peleryny i wywołałam niemałe zamieszanie. Ostatni raz spojrzałam na zdjęcie matki. Uśmiechnęłam się sama do siebie i schowałam je w odpowiednie miejsce za pasem, z którego nie miało szans wylecieć. Jeżeli nie mam już nikogo na tym świecie, to niech, chociaż ona na mnie patrzy, gdziekolwiek się teraz znajduję. Dynamicznie ruszyłam na mur, który stanowił jedną ze ścian labiryntu, aby zaraz znajdować się nad nią. Dzięki jednej z moich mocy mogłam wręcz chodzić w powietrzu, co ułatwiało mi życie, w wielu sytuacjach. Rozejrzałam się dookoła, podziwiając widoki. Człowiek to jednak jest głupi. Może widzieć coś po raz tysięczny, a pomimo to wciąż wzbudza to w nim zachwyt. Najlepiej byłoby iść do wielkiego drzewa, tam znajduje się telereporter, jest blisko i poszłoby to szybko, ale jest jeden maleńki problem. Drzewne istoty, które bacznie obserwują okolice, aby nikt nie przedostał się do innego świata. Kilka razy udało mi się obok nich przemknąć, ale po ostatniej podróży, chyba troszkę się na mnie zdenerwowały. Jednakże! Kto nie ryzykuje, ten nie zyskuje. Będąc kilka metrów od docelowego miejsca, przygryzłam dolną wargę, obmyślając plan, w jaki mogłabym się tam dostać. Nie mam zamiaru znowu stanąć z nimi oko w oko. Włożyłam niesforny kosmyk włosów za ucho i podbiegłam jeszcze bliżej oraz wyżej. Nigdy nie miałam miarki w oczach, dlatego miałam leciutkie obawy przez tym, że wyląduje w złym miejscu, co z takiej wysokości skutkowałoby złamaną kością, jak nie kośćmi. Ostatecznie wylądowałam idealnie na niewidzialnej płytce tuż przed teleportem. Nie oglądając się za siebie, wskoczyłam do niego. W mgnieniu oka znalazłam się w starym budynku, gdzie leżały puste butelki oraz odłamki cegieł, czy też desek. Wstałam z ziemi, strzepując z siebie niewidzialny kurz. Ulotniłam się z pomieszczenia, wychodząc na mało ruchliwą ulicę. Odetchnęłam pełną piersią i żwawo ruszyłam do baru, który znajdował się nieopodal, aby coś zjeść. Po ostatniej jakże udanej wizycie tutaj pozwoliłam sobie pożyczyć kilka groszy od nieznajomego. Wyciągnęłam z kieszeni jeden banknot i kilka monet.
Jedzenie w tym świecie było po trzykroć lepsze niż to u nas, sama nie wiem, czy to ze wzgląd na to, że są tak bardzo do przodu, czy może też przez to, że przywiązują do tego stanowczo większą wagę, aniżeli w naszym świecie. Spojrzałam na jajecznicę oraz dwa tosty, które właśnie stały przede mną, z zadowoleniem złapałam za widelcem i zaczęłam jeść. Dopijałam świeżą kawę, kiedy do mych uszu doleciały bardzo ciekawe słowa.
- Podobno możesz w tym kasynie wygrać nawet dziesięć racy więcej, niż włożysz, ogarniasz to?! - Podniosłam kącik ust, przysłuchując się ich rozmowie, jednak szybko zakończyli temat, który był dla mnie najistotniejszy. Westchnęłam pod nosem. Nienawidzę tego robić, ale tutaj działa to lepiej aniżeli używanie siły. Podeszłam do owych mężczyzn i nachyliłam się w taki sposób, aby było widać skrawek mego dekoltu. Uśmiechnęłam się zalotnie i starałam się wysilić na jak najmilszy ton głosu.
- Słyszałam panowie, jak mówicie o pewnym kasynie, może powiecie mi coś więcej?
- A co taka śliczna buźka chce szukać w kasynie? Nasze towarzystwo jest o wiele ciekawsze!
- Mimo wszystko lubię się dobrze zabawić - Zaśmiałam się krótko. Po krótkiej rozmowie dowiedziałam się wszystkiego, co chciałam. Dawno nie grałam... Może szczęście się teraz do mnie uśmiechnie? Co prawda nie zależy mi na pieniądzach, wolałabym grać o piękne kryształy, ale lepszy rydz niż nic.
~*~
Gra szła mi dobrze jak jeszcze nigdy. Byłam również zaskoczona tym, że pozwolili mi obstawić kilka klejnotów, zamiast gotówki, jak widać, warto je nosić cały czas przy sobie. Rozejrzałam się po sali, widząc, że większość zaczyna mieć wątpliwości. Może i ich mimika była nieugięta, ale wszystko zdarzają oczy. Obstawiłam wszystko, pomimo iż nie u każdego szło wyczytać zdenerwowanie. Połowa odpadła, usuwając się w cień, ale znaleźli się i tacy, którzy chętne przystanęli na mą propozycję. Zaczęło się wykładanie kart. Bez najmniejszego zdenerwowania wyłożyłam to, co miałam. Szybko przeleciałam wzrokiem po pozostałych kartach, tak jak przewidziałam, szczęście było dzisiaj po mojej stronie. Pomimo usilnych błagań o następną kolejkę, wolałam się wycofać. Dobrze wiem, na jakiej to działa zasadzie. Teraz wygrywam, ale to kwestia jednej lub też dwóch kolejek, a przegram wszystko, co teraz mam. Na tym to właśnie polega, aby wycofać się w odpowiednim momencie. Całą moją wygraną wypłacili mi w gotówce. Spojrzałam na papierową torbę, gdzie znajdowało się mnóstwo banknotów.
- Jest w okolicy jakaś wymiana? Interesują mnie kryształy - Podniosłam leniwie wzrok na dwóch mężczyzn, którzy w odpowiedzi dali mi jedynie wizytówkę. Skinęłam głową i wyszłam z kasyna. Gra na pieniądze przestała sprawiać mi taką frajdę jak kiedyś, ach, gdybym znalazła kogoś, kto chciałby zagrać o coś naprawdę wartościowego, jak chociażby ostatnia butelka wody, czy kromka chleba, to dopiero byłyby emocję.
Po odebraniu kilku cudownych niebieskich kryształów i jednego diamentu oraz jedzenia na wynos mogłam wrócić do swojego świata, aby kontynuować tam mą marną egzystencję.
Byłam przygotowana na atak stworów, a także na szybką ucieczkę od nich, jednak gdy znalazłam się już na Delcie, coś mi nie pasowało. Nie było drzewa... Wszędzie były mury, a więc musi być jeszcze jedno wyjście w tej dziurze zabitej betonem. Odwróciłam się wręcz z tryumfalnym uśmiechem, kiedy moje oczęta dostrzegły dwójkę mężczyzn.
- Wiedziałam, że przekroczyłam limit szczęścia - Mruknęłam pod nosem, wciąż wpatrując się w nieznane mi sylwetki - No cześć - Zaczęłam oddalać się w przeciwnym kierunku, jakby niewzruszona ich widokiem. Odliczyłam do trzech, kiedy usłyszałam wycie, a więc jednak wilkołaki. Zanim ten pies zdążył znaleźć się obok mnie, stałam już dwa metry nad nim, przechylając głowę i przyglądając mu się z uwagą. Miał lśniącą białą sierść i nie do końca miły wyraz pyska.
- Wybacz kundlu, tak łatwo się nie dam - Mrugnęłam do niego. Chciałam już uciec z tego miejsca, kiedy coś zaczęło mnie dusić w gardle. Opadłam na ziemię, uderzając o zimny beton i wydając z siebie syczenie. W miejscu, gdzie powinien być biały pies, stał teraz czarnowłosy mężczyzna, którego łatwo byłoby znaleźć wśród tłumu. Naciągnęłam na usta maskę i zmarszczyłam brwi, starając się nie oddychać. Dym... Jedyna słabość... Zaczął kierować się w moim kierunku, a wokół nas zerwał się wiatr, im bliżej mnie był, tym stawał się silniejszy, aż w końcu zaczęły się tworzyć tornada. Ponownie zmienił swoją postać w wilka, na co przeklęłam w duchu. Wstałam, czując ból w prawej części żeber, nie ma sensu walczyć, zaraz będzie tu jego kompan, a z dwójką na pewno nie dam sobie rady. Machnęłam ręką, dzięki czemu wszystkie wiry runęły na niego, dzięki czemu zyskałam kilka sekund. Tym razem nie przeceniałam swoich umiejętności. Używając mocy "schodów" ewakuowałam się jak najszybciej z tego miejsca. Dopiero w połowie drogi, zauważyłam, że zostawiłam torbę z jedzeniem, w miejscu, gdzie mnie zaatakował. Trudno, obejdzie się. Doczłapałam się do swojej małej chatki, wyjmując kilka ziół, które rozgniotłam i nałożyłam na obolały bok. Tak bardzo kocham swoje szczęście.

Mobius?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits