06 kwietnia 2017

Rudym cholerom mówimy stanowcze nie! (OD Evangeline Quest 29)

Zerknęłam na podejrzanie wyglądającą miksturkę.
-I ty naprawdę myślisz, że zamierzam to wypić? - zapytałam z obrzydzeniem, patrząc na mojego ześwirowanego znajomego. Jedno było pewne. Nigdy więcej się u niego nie zadłużę.
-Myślę, że będziesz musiała – odpowiedział.
-I co to mi zrobi? - szczerze mówiąc, czułam się coraz mniej pewnie w obecnej sytuacji.
-Zamieni cię z jakąś osobą. Ciałami. Ale spokojnie, to tylko na dwadzieścia cztery godziny.
-O nie, nie, nie, nie, nie! Nie ma mowy.
-Tak. Zrobisz to. Teraz.
-A niech cię szlag trafi. Wiesz, że cię nie znoszę? - to były moje ostatnie słowa przed wypiciem mikstury i, jak miałam nadzieję, nie ostatnie w życiu. To coś, ten płyn w środku było... co najmniej dziwne. Na początek ciecz zaczęła musować na moim języku, smakiem przypominając połączenie arbuza i maliny. Potem przypominała coś pomiędzy jabłkiem i porzeczką, następnie cynamon, a na samym końcu kwaśnego ananasa. Po połknięciu jej odczułam, jakby przez cały mój układ pokarmowy starały się przedostać równocześnie kostki lodu i żywy ogień. Zamknęłam oczy, a po otworzeniu ich byłam w innym miejscu. Co więcej byłam kimś innym. Jednak się udało. Siedziałam na krześle w łazience. Była ona dość małym pomieszczeniem, jednak ładnie urządzonym. Nad zlewem wisiało lustro, do którego bezzwłocznie podeszłam. I musiałam stłumić krzyk wściekłości, który próbował wyrwać się z mojego-nie-mojego gardła.  Byłam niską dziewczyną o różowo-rudych włosach, splecionych w wiele maleńkich warkoczy, opasanych czarno-białą arafatką. Miałam na sobie jeansy, glany i czarną koszulkę. W dłoni trzymałam klucz ślusarski. I wtedy zdałam sobie sprawę, skąd znam tę twarz. Nastąpiła katastrofa na skalę światową. Byłam Fox. Dlaczego?! W tym miejscu jest naprawdę wiele osób! Więc. Czemu. Akurat. Ona?! Zacisnęłam dłoń na kluczu, gotowa w każdej chwili do rozbicia lustra, ale po chwili opamiętałam się. Spokojnie Ev... Dasz radę. To tylko doba. Najgorszym problemem było to, że teraz prawdopodobnie ona zajmowała moje ciało. Miałam tylko nadzieję, że nie spróbuje mnie zabić. Ja to mam szczęście. Zaklęłam cicho. Jaki dzisiaj mamy dzień? Sobotę. W takim razie, mogę założyć, że Fox nie musi dzisiaj iść do swojej pracy Śmierci, czy co ona tam innego wyrabia. Zostaję w domu. Najmniejsze prawdopodobieństwo zepsucia czegokolwiek. Mam nadzieję, że dziewczyna nie zrobi mi tam po drugiej stronie przypału. Bo jak nie, to znajdę i zabiję. Chyba, że nas samym początku ona zabije mnie. Zaczęłam przechadzać się po niewielkim mieszkanku pomocnicy Śmierci, coraz bardziej zdenerwowana. Może spróbuję się trochę przespać? Czas minąłby mi znacznie szybciej. Poszłam do sypialni dziewczyny, po czym wzdrygnęłam się. Przecież nie będę spać w jej łóżku nawet jeśli nią jestem! Położyłam się na podłodze. Przewracałam się z boku na bok. Śpij ruda cholero! Krzyczałam sama na siebie w myślach. Gdy wreszcie zasnęłam, śniło mi się, że jestem Śmiercią. Ale nie taką normalną. Nowoczesnym Śmiercią w różowym autku z nożycami zamiast kosy. Wybudziły mnie czyjeś głosy. Otworzyłam oczy. Leżałam gdzieś na zewnątrz. Wszędzie było zimno. Ale gorsze było to, że dookoła mnie było pełno policjantów. Jeden z nich podszedł do mnie i powiedział:
-Zostaje pani zatrzymana pod zarzutem zamordowania czterdziestu osób. Proszę oswajać się z myślą, że zostanie pani skazana na śmierć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits