11 kwietnia 2017

Od Zdrajcy - Walka z Dante Alighierim, w drodze do dna piekieł.

Zdrajca stanął niepewnie przed masywnymi wrotami.
"Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie."
Głosił napis nad nimi. 
  Jak to się stało, że czarnowłosy trafił w to właśnie miejsce? Wieści o jego sile rozeszły się w głąb piekieł zaraz po tym, jak pokonał Lucyfera. Ta wieść ugodziła najwyraźniej w honor Siedmiu Książąt Piekielnych, którzy zapragnęli zmierzyć się z tym, który pokonał tak potężnego demona, jakim jest Lucyfer.
  Oczywiście niemożliwym było odrzucenie wyzwania. Zostałoby to odebrane jako otwarte wypowiedzenie wojny piekłom, co oznaczałoby koniec małego, spokojnego azylu, który tak niedawno udało się ukończyć razem z Est i Miyashi. Człowiek chciał chronić go za wszelką cenę. Tak jak chciał chronić je.
  Wrota otworzyły się, gdy uczynił ku nim kolejny krok, pchane niewidzialną siłą. Zdrajca był oczekiwany. Człowiek poluzował Dkerna w pochwie i ruszył ku Przedsionkowi otchłani.
  Miejsce, w którym się znalazł było szare i wyblakłe. Na szarych równinach wylegiwali się ubrani na szaro ludzie. Była ich niezliczona ilość, praktycznie nie ruszająca się ze swoich miejsc. Nieruchoma. W tej krainie wszystko zdawało się nieruchome. Nawet powietrze i czas zdawały się trwać w błogim lenistwie. 
  Zdrajca czując, jak ciężka cisza zaczyna go przygniatać, ruszył przez szare pola w kierunku czarnej rzeki, płynącej przez ich środek. Gdy wreszcie tam dotarł, Charon już na niego czekał. Jego łódź, olbrzymia łódź, była kompletnie pusta, choć wiele dusz czekało na nadbrzeżu na swoją kolej. Człowiek bez słowa wkroczył na pokład i usiadł na samym dziobie, by znaleźć się możliwie jak najdalej przewoźnika. Ten odepchnął szalupę od brzegu długim, czarnym kijem i popłynął przez mętne wody Acheronu.
- Trzeba było być ostrożniejszym, dziecko. - Głos Charona przerwał zasłonę ciszy. - Nie wiem, czym podpadłeś, jednak los, który ci zgotują gorszy będzie od czegokolwiek, co cię w życiu spotkało. Uwierz mi, ja coś o tym wiem.
- Nie zamierzam im na to pozwolić - mruknął czarnowłosy, wpatrując się w wody rzeki. - Przyjąłem ich wyzwanie. Będę walczyć, póki z mojego ciała nie zostaną strzępy, a moja dusza nie rozpierzchnie się po całej ziemi. Nigdy mnie nie dostaną.
- Zuchwałe słowa, młodzieńce. - Drewniany kij skrzypnął głośniej.
- Niewiele, poza zuchwalstwem mi pozostało. Przynajmniej w tym momencie. - Ponownie zaległa cisza. Równie szary brzeg Limbo majaczył w milczeniu przed dziobem łodzi.
- Dam ci radę dziecko. Radę dla gladiatora, idącego na śmierć. Nie opuszczaj swojej głowy i nie zginaj kolan. Gdy to zrobisz, będziesz skończony. - Kij ponownie skrzypnął głośniej. Zdrajca nie odpowiedział nic, zastanawiając się nad sensem rady. - Jesteśmy na miejscu.
  Czarnowłosy nawet nie zauważył, kiedy przybili do brzegu. Wstał i bez słowa wysiadł, odprowadzany wzrokiem Charona. Powolnym krokiem ruszył przez Limbo - krainę tych, którzy mieli spędzić wieczność w samotności i rozpaczy. Krainę, w której cierpienie miało najgłębszy wymiar, w której ból wyrażany był cichymi łkaniami. Zdrajca czuł się coraz bardziej przygnębiony. Cały Pierwszy Krąg Piekielny robił na nim olbrzymie wrażenie. Wyglądał jak miejsce, w którym wszystkie dobre sny umarły, zastąpione przez niekończący się, ponury koszmar. A dalej, mogło być już tylko gorzej.
  Wkrótce dotarł do drugiej bramy, która również otworzyła się przed nim z cichym skrzypnięciem. Gospodarz Drugiego Kręgu już na niego tam czekał. W dłoniach trzymał parę zakrzywionych ostrzy. Ubrany był od stóp, po czubek głowy - szczelnie tak, że nie było prawie widać skóry. Stał nieruchomo w oczekiwaniu na przeciwnika.
  Zdrajca powoli wyciągnął nóż z pochwy, który w jego dłoni przybrał formę masywnego, mozolnie wykutego i wyszczerbionego miecza, z wyrytym na klindze ciężką ręką wizerunkiem węża.
- Przybyszu z Ziemi, witaj w Drugim Kręgu piekielny. To dla mnie prawdziwy zaszczyt, że mogę cię tutaj gościć - powiedział mężczyzna, kłaniając się niezbyt nisko z sztywną uprzejmością. - Nazywam się Dante Alighieri, jakież jest zatem twoje imię?
- Jestem Zdrajcą, moje imię nie zasługuje na wypowiedzenie - oznajmił czarnowłosy, również kłaniając się niezbyt nisko. 
  W oczach Dantego chyba przez chwilę zaiskrzyło się rozbawienie. Zapewne i on pomyślał o zabawnym fakcie - dotrzeć na dno przybysz mógł znacznie szybszą drogą, niż planował to uczynić. Bezpośrednio do Dziewiątego Kręgu.
  Uprzejmości zostały wymienione. W chwili ciszy obaj przeciwnicy ocieniali siebie nawzajem wzrokiem, słuchem, węchem, smakiem, instynktem. Ruszyli powoli ku sobie, nie zdradzając zamiaru walki. Nie zdradzając, choć przecież oboje wiedzieli, do czego ma dojść za chwilę.
  Pierwszy wykonał ruch Zdrajca, tnąc od góry masywnym ostrzem. Dante uchylił się od niego z łatwością i wirując niczym tancerz przeciął czarnowłosego na pół. Nie mógł wiedzieć, że w ciemności, panującej w piekle takie zagranie nie wyrządzi Zdrajcy najmniejszej szkody. Oba noże przeszły gładko przez ciało człowieka, wytrącając nieco z równowagi przeciwnika. Ten moment też Zdrajca wykorzystał do ataku. W jednej chwili przemienił miecz w młot, którym, podrywając go z ziemi, z olbrzymią siłą przywalił w szczękę Dantego, odrzucając jego głowę do tyłu. Demon zatoczył się raz, potem drugi i wykorzystując siłę obrotu powrócił do walki, wirując ostrzami dokoła własnej osi i zmuszając przeciwnika, do odskoczenia na znaczącą odległość. To był błąd. Zdrajca od początku nie zamierzał grać czysto. W jednej chwili młot przekształcił się w łuk. Wymierzył. Strzelił.
  Głowa Dantego rozprysnęła się na wiele kawałków, a tors upadł. Pierwszy z Książąt Piekielnych uległ przytłaczającej sile przywódcy małej watahy.

C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits