Dzień mijał cudnie. Ptaszki śpiewały, króliki biegały po
okolicznych terenach, woda spływała ze szczytów gór, a my dochodziliśmy
do naszego celu. Gdy byliśmy prawie przy brzegu rzeki Krtań, Evangeline
spytała mnie, czym że jest pierścień zdobiący mój palec. Wytłumaczyłem
jej, że jest symbolem mojej rodziny. Mój pradziadek wykuł go w zboczu
rodzinnej góry, gdy funkcjonowała jako wulkan. Brat pradziadka był
czarodziejem, który poświęcił ten pierścień, by chronił jego właściciela
przed demonami. Niestety jego moc dawno znikła, a sam pierścień nie ma
już szczególnego zastosowania;
Powoli się ściemniało.
Evangeline nie chciała jeszcze wracać do domu, a mi się nie śmieszyło do
powitania reszty watahy, więc rozpaliliśmy ognisko nad rzeką, by
spokojnie przeczekać tę gwieździstą noc i rozstać się rano po śniadaniu.
Nudziłem się, więc wziąłem pierwszą wartę pilnowania ogniska.
Gdy
prawie usypiałem z nudów, usłyszałem czyjś głos z lasu Dragonwatch. Nic
się dookoła nie działo, więc przeszłem kilka metrów, by zbadać ten
głos. Las był ciemny, przez co nie było nic widać. Gdy już miałem wyjść z
lasu, kątem oka zauważyłem, że ktoś wpatruje się we mnie zza krzaków.
Zauważyłem tylko krwisto czerwone oczy i przerażający uśmiech tej
postaci. Miała ciemne futro, przez co nie mogłem dostrzec reszty ciała.
Wycofałem się z lasu i pobiegłem do ogniska. Białowłosa kobieta nadal
spała, a dookoła panowała głucha cisza. Nie byłem pewien czy to, co
widziałem, było prawdziwe, czy to tylko iluzja. Położyłem się obok
ogniska i nadal obserwowałem okolice.
~Evangeline?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!