-Potworem? Hahahaha, jeszcze mi podziękują.
Jechałem
do starego baru w dzielnicy Bushwick, by coś zjeść. Gdy wysiadłem z
samochodu i miałem łapać za klamkę, z baru wybiegł jakiś przestraszony
koleś. Wszedłem do środka obczaić sytuację. W środku przy jednym ze
stolików siedziało trzech kolesi w garniturach z pistoletami na stole.
Powoli domyślałem się, o co tamtemu chłopakowi chodziło, jednak nie
wydali mi się zagrożeniem. Podszedłem do baru i poprosiłem kelnera o
stek. Usiadłem przy stole i czekałem na obiad. Po chwili podszedł do
mnie jeden z ,,biznesmenów".
-Cześć! Słyszałeś coś o różnych
dziwnych stworzeniach w okolicy? Ludzie mówią, że to jakieś nowe gatunki
zwierząt lub boskie istoty. Wiesz coś o tym? -Zapytał mnie.
-A ch*j cię to obchodzi. Daj mi spokój i wypi****laj jak chcesz żyć. -Odpowiedziałem.
-Ejejej, nie tak agresywnie. Chciałem tylko złożyć propozycję. Popłynąłbyś z nami na...
-Zamknij ryj! -Powiedziałem, uderzając nożem o stół.
Mężczyzna chwilowo stał jak wryty, po czym wrócił do swojego stołu.
Po pewnym czasie podszedł do mnie kelner i podał mi zamówiony stek.
-Magiczne stworzenia, tak? Chyba nadszedł czas odwiedzić kuzynostwo. -Powiedziałem cicho sam do siebie.
Po
zjedzeniu posiłku pojechałem do portu. ,,Pożyczyłem" łódkę i powoli
wypłynąłem z miasta, zmierzając w stronę rodzinnej wyspy mojej dalszej
rodziny. Zajęło mi dużo czasu, ale dopłynąłem, niestety z tej gorszej
strony wyspy. Przyjąłem postać wilka i powoli zmierzałem w stronę
przełęczy Joahen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!