16 kwietnia 2017

Od Miyashi cd Haylee



Ten widok był straszny… Nie chciałam na to patrzeć, ale miałam świadomość, że mogłam widzieć Haylee po raz ostatni. W moich oczach pojawiły się łzy. Podbiegłam do dziewczyny, ale policjant mnie odepchnął. Wsadził ją na tylne siedzenie radiowozu i kucnął przy mnie, był bardzo wysoki.
- Słuchaj... Wiesz, że ona mogła ciebie skrzywdzić?
- J-jak…? – spytałam, mój głos się okropnie łamał. – Nic złego by nie zrobiła…
- To miejsce nie jest przeznaczone dla tak małych dziewczynek jak ty. Jesteś na to o wiele za młoda, nie powinnaś tu być. – na chwilę się odwrócił i wskazał Haylee palcem. – Tym bardziej z nią… W ogóle… Gdzie twoi rodzice? Wiedzą, że jesteś sama z nią?
- Rodzice…? – spytałam cicho.
- No, mama, tata… Na pewno kogoś masz.
Wtedy już całkiem się rozpłakałam. Przypomniałam sobie o wszystkich wydarzeniach, jakie mnie spotkały w dzieciństwie. Przy tym bicie to był wypoczynek… najprzyjemniejsze, co mogło być… W tej chwili czułam cały ten ból, jaki oni mi sprawiali. Zakręciło mi się od tego w głowie i się przewróciłam. Po chwili dopiero byłam w stanie wstać. A policjant zaprowadził mnie do radiowozu. Przerażona zatrzymałam się pod drzwiami… nie chciałam tam znowu trafić.
- Chodź Miya… - powiedziała dziewczyna. Dopiero na jej polecenie weszłam do środka. Policjant zamknął drzwi i wsiadł na miejsce kierowcy, ruszając swoim pojazdem. Przytuliłam ją jeszcze mocno i powstrzymywałam płacz. Nie chciałam, by była w tym okropnym miejscu… Nie mogłam pozwolić na to… Ale z drugiej strony nie mogłam nic zrobić… Chciałam jej chociaż rozkuć kajdanki, ale były na klucz, który miał policjant. Pozostało mi tylko przytulanie jej do ostatniej chwili.
Dojechałyśmy na miejsce, po czym inny policjant zabrał Haylee. Chciałam pójść z nią, ale ten co prowadził radiowóz odciągnął mnie.
- Dlaczego nie zapięłaś pasów? Wiesz, że to niebezpieczne?
Nie zwracałam na to uwagi, dla mnie liczyła się tylko ona. Chciałam ją jeszcze przytulić, ale nie widziałam jej już. Skuliłam się tylko.
- Dobra, chodź już… - westchnął i zaciągnął mnie na komendę policji.
W środku było dość jasno, kolory niebieskie i białe. Gdzieniegdzie byli policjanci i inne osoby ubrane tak zwyczajnie. Czasem też osoby skute kajdankami, prowadzone z miejsca do miejsca. Policjant zaprowadził mnie do niewielkiego pokoju, gdzie była ławka i niewielkie okno, za kratami. Policjant wyszedł zamykając drzwi, a ja się skuliłam znowu. To mnie przerażało… Było prawie jak wtedy… Znowu prędko się rozpłakałam. Nie chciałam tam znowu wylądować, ale nie chciałam też, by Haylee tam była. Nagle ujrzałam wysoką blondynkę.
- Nie! Zostaw mnie! – krzyknęłam skulona.
- Bardzo się stęskniłaś, co? – podchodząc mówiła. Po chwili lekko mnie dotknęła, a potem lekko pociągnęła. Przez to się przewróciłam na ziemię. Po chwili drzwi się otworzyły, a ona zniknęła.
- Co jest, co się stało? – wszedł inny funkcjonariusz policji. Następnie mnie podniósł, a ja mimo to nie odpowiadałam. Postawił mnie na ziemię i zaprowadził do innego pokoju. Tam była Haylee, chciałam ją natychmiast przytulić.
- Nie, zostaw ją… - powiedział znowu policjant. Jednak coś mnie do niej ciągnęło… tak bardzo, tak mocno, że nie chciałam przestać się wyrywać. Aż przyszedł drugi policjant i mnie siłą posadził na krześle.
- Co ty robisz?! – krzyknęła Haylee.
- A ty siedź cicho, pamiętaj że każde twoje słowo może być użyte przeciwko tobie… - warknął ten drugi. – Mała, nie wyrywaj się, bo ciebie też zakuję w kajdanki!
- Tylko spróbuj! – powiedziała znowu.
Policjant słysząc te słowa coś zapisał w swoim komputerze. W końcu udało mi się przytulić dziewczynę.
- Dobra, zostaw ją, może musi od niej oberwać – prychnął ten, co zapisywał.
- Ale ty będziesz się tłumaczył komendantowi, jasne? – ten odpowiedział.
- Trudno, i tak jej nic nie zrobi… - przewrócił oczami pierwszy. – Więc… znacie się, prawda? Skąd ją porwałaś? – policjant przy komputerze pisał.
- Nie porwałam jej… - westchnęła.
- Tak, jasne… - prychnął policjant.
- Ona nie kłamie… - cicho powiedziałam. – Ja sama chciałam…
- Jak możesz być taka lekkomyślna? Pójście z nieznajomym do miasta jest bardzo niebezpieczne, mogła ciebie skrzywdzić.
- Ale nie skrzywdziła…
- A to? – chwycił mnie za rękę, przez co pisnęłam. To bardzo bolało… Chciałam zabrać rękę, ale policjant był zbyt mocny.
- Też próbuję dojść do wniosku czyja to sprawka… - popatrzyła na mnie. Po chwili drugi policjant wykręcił mi rękę, przez co pisnęłam.
- EJ! TYLKO JEJ COŚ ZRÓB, A SKOŃCZYSZ NA CMENTARZU! – krzyknęła Haylee widząc to. Ten, co mnie trzymał, odciągnął mnie od dziewczyny, po czym zaprowadził do innej części komisariatu.
Ponownie się rozpłakałam, ale bardziej z tego powodu, że nie jestem przy Haylee. Już nawet zachowanie tego policjanta nie przerażało, tylko to, że nie będę z nią. A ona będzie w tamtym okropnym miejscu… Ale nagle usłyszałam odgłos tłuczonego kubka, a potem krzyk cierpień tego, co został z Haylee. Co się tam działo? W każdym razie ten policjant, co mnie gdzieś prowadził, pobiegł tam. Wbiegając do pokoju padł na ziemię krwawiąc obficie z gardła. Patrzyłam na niego ze strachem, ale nie przestałam płakać. Padłam na podłogę kuląc się, znowu bardzo bolało mnie serce. Na szczęście po minucie zobaczyłam swoją ukochaną. Jej widok mnie uspokoił, natychmiast się w nią wtuliłam.
- Już gwiazdeczko, jestem przy tobie. Chodźmy stąd… - podniosła mnie i zrobiła to samo co w mieście, czyli zasłoniła oczy, podniosła i zaczęła gdzieś nieść.
Lekko drżałam bojąc się, że ktoś nas zauważy. Nie chciałam mieć kłopotów z prawem… ale wolałam by Haylee była wolna, niż żeby niesprawiedliwie musiała być w tak okropnym miejscu. Była dla mnie bardzo ważna… Tak bardzo, że trudno to sobie wyobrazić. Chciałam być na zawsze przy niej… nigdy, przenigdy jej nie tracić z oczu…
Po kilkunastu minutach dziewczyna postawiła mnie na ziemię i odsłoniła oczy.
- Tu ciebie nie skrzywdzą - powiedziała następnie całując mój policzek. – I nie ma tłumów, jesteś tu bezpieczna.
Lekko się zarumieniłam i odwzajemniłam pocałunek.
- Możemy iść do domu…? – zapytałam cicho.
- Dobry pomysł… - odpowiedziała i poszłyśmy. Wchodząc przywitała nas Sadako.
- Hej, jak było? – spytała się nas. Wzięłam ją na rączki i przytuliłam, a ona mnie ucałowała w policzek. Położyłam ją z powrotem na ziemi, po czym zdjęłam wreszcie kapelusz. Bez niego było mi wygodniej, trochę bardzo naciskał mi na uszka.
- Nie najgorzej – uśmiechnęła się Haylee do lalki. – Przez chwilę trochę miałyśmy problem, ale udało nam się z nim uporać.
- To dobrze – laleczka uśmiechnęła się, po czym poszła do salonu.
- Mi, mam pytanie… - szepnęła mi Hay do uszka.
- Tak…? – popatrzyłam na nią.
- Czy chcesz ze mną chodzić?
- Chodzić…? Co to znaczy…?
Wtedy dziewczyna wyjaśniła mi na czym to polega. Nawet bez zastanowienia się zgodziłam wtulając w nią mocno i całując w policzek.

Haylee? Nie umiem ;w; 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits