15 kwietnia 2017

Kiedy celem jest opuszczenie celi, czyli o tym, jak niszczę pakt zawarty z diabłem (Od Evangeline)

Ocknęłam się w celi. Zimnej, obrzydliwej, wilgotnej i zgrzybiałej celi. Przypomniałam sobie co się wydarzyło. Wspominałam słowa Tyt: „Atak jest możliwy tylko z jednej strony”. Z jednej strony, tak?! Samo umieszczenie nas w wąwozie było bardzo złym pomysłem. Ale mnie oczywiście nikt nie słucha. Po chwili wzrok nieco mi się wyostrzył i w ciemności, byłam w stanie odróżnić podstawowe kształty. Drzwi były naprzeciwko mnie. Ja stałam mniej więcej na środku sali, a moje ręce były przyczepione do sufitu po przeciwległych stronach pokoju grubym metalowym łańcuchem, który zdecydowanie krępował ruchy. Zabrano mi moje rzeczy. Wyraźnie mogłam czuć ciepłą krew, spływającą po mojej twarzy. Wytarłam ją w ramię najlepiej jak mogłam. Choć niewiele to dało. Zdałam sobie sprawę, że nie jestem w stanie korzystać z żadnej z moich mocy. Wspaniale. W takim razie została mi tylko siła fizyczna, niewątpliwie zwiększona przez lata ćwiczeń i pracy w zawodzie profesjonalnego najemnika. Jednak co ja mogłam zrobić?! Jedynym uczuciem, które aktualnie we mnie dominowało, była wściekłość. Byłam wściekła na siebie, na Mroku, na strażników, którzy zapewne mnie pilnowali. Myśl Evangeline, ty tępa dzido!. Odetchnęłam głęboko, by oczyścić umysł. Po chwili już wiedziałam, co zrobię. Złapałam dłońmi metalowe sznury, tak by było mi możliwie jak najwygodniej. Ruszyłam kilka kroków w przód, potem w tył. Szybko w przód, potem znów w tył. Zrobiłam tak kilka(naście) razy, aż otrzymałam wystarczającą prędkość. Ostatnim razem wycelowałam mocny kopniak prosto w drewniane drzwi, które wypadły z zawiasów. Na szczęście równocześnie sznur urwał się przy samym suficie. Przed drzwiami zauważyłam dwóch strażników. Łańcuch krępował ruchy, ale równocześnie pomagał w walce, dopóki nie odzyskam broni. Za jego pomocą udusiłam jednego strażnika. Z drugim musiałam walczyć w bardziej „tradycyjny” sposób. Było ciężko, bo ona miał broń, a ja nie, ale jakoś się udało. Przeszukałam ich. Niestety nie mieli mojej broni, ale podsiadali klucze zarówno do moich „kajdanek” jak i do innych celi oraz mapę całego więzienia. Zdecydowanie było to pomocne. To jasne, że musiałam uwolnić moich towarzyszy. Podejrzewałam, że są uwięzieni gdzieś niedaleko, a mapa tylko potwierdziła moje przypuszczenia. Ruszyłam korytarzem w lewą stronę. Otworzyłam drzwi do sali jednym z kluczy. Tak jak się spodziewałam, były tam rzeczy i broń zarówno moje jak i moich towarzyszy. Wzięłam je i wyszłam z kamiennego pokoju. Wróciłam się nieco korytarzem, z którego przybyłam. Już wracając, wyraźnie słyszałam miotane  przez kogoś przekleństwa. Podeszłam do celi, z której się wydobywały i spojrzałam przez wizjer w drzwiach. W środku była Larota. Zresztą, można się było tego spodziewać. Udało mi się ją uwolnić i właśnie wtedy na końcu korytarza pojawili się kolejni strażnicy. Tym razem piątka. Uporałyśmy się z nimi dość sprawnie.
Spojrzałam na Larę. Na jej ustach znowu gościł ten podejrzany uśmiech.
-Słuchaj, Mallory – powiedziałam do niej – Musimy uwolnić resztę. Tutaj masz mapę i klucze do innych celi. Wszyscy powinni być gdzieś na tym korytarzu – podałam jej wcześniej wymienione przedmioty – Uwolnij ich, dobrze? Skierujcie się potem od razu do wyjścia. Ja was dogonię.
-Luzik. A ty? Co ty będziesz robić?
-Nie znalazłam wszystkich moich rzeczy, a to dla mnie bardzo ważne – skłamałam – Wykonasz mój rozkaz?
-Tak jest, szefowo – puściła do mnie oczko i bez ociągania ruszyła korytarzem w stronę kolejnych celi – Ja odwróciłam się w drugą stronę. Zagarnęłam od kolejnego strażnika jeszcze jedną mapę. Potrzebowałam jej. Na poprzedniej zauważyłam jakiś dziwny znaczek na jednej z sal. Była to zapisana na złoto litera „M” z różnymi ozdobnikami. Ruszyłam w stronę tamtego pomieszczenia. O dziwo drzwi były otwarte, co właściwie tylko zwiększyło moją ostrożność. Pokój był pusty. No, prawie pusty. Na samym środku znajdowało się kamienne podwyższenie. Padało na nie dziwne, białe światło. Zauważyłam, że coś tam leży. Podeszłam bliżej. Był to jakiś złoty świstek papieru. Wzięłam go do ręki. Mocno pachniał spalenizną, ale był zimny w dotyku. Wręcz lodowaty. Gdy przeczytałam to, co było w środku, zmroziło mi krew w żyłach. To wyglądało jak... cyrograf. Podpisany jasno i wyraźnie czerwonym atramentem (lub może krwią) „Tytania”. Cholera jasna. Po chwili zastanowienia, włożyłam go do kieszeni. Zdecydowałam, że nie może tam  zostać. Szybko wyszłam z pokoju. „Musimy się stąd wydostać, zanim ktoś nas wykończy na amen” pomyślałam. Biegiem ruszyłam w stronę celi, w której byłam uwięziona. Dotarłam tam, gdy Rota właśnie uwolniła Miyamae. Koło nich stali już Shadow i Berbaliox.
-Zmywamy się stąd. Natychmiast – rzuciłam tylko.
-Wszystko w porządku? - zapytał Shadow. Dopiero po chwili udało mi się zapanować nad wyrazem twarzy i głosem.
-Oczywiście – rzuciłam – ruszajcie się – Łatwo było powiedzieć. Nieco trudniej zrobić. Strażników było coraz więcej, ale w końcu udało nam się wydostać z tego przerażającego miejsca. Po chwili odpoczynku, postanowiliśmy wrócić do głównego obozu. Właściwie, to ja postanowiłam. Wiedziałam, że muszę porozmawiać z Tytanią. Gdy tam dotarliśmy, a ja upewniłam się, że nikomu z mojego oddziału nic nie jest, ruszyłam w stronę namioty alfy Sekty Cieni.
-Evangeline! - wykrzyknęła, gdy mnie zauważyła. - Myślałam, że już po was!
-Nie podczas mojej służby – rzuciłam tylko – Niech sobie giną później.
-Coś się stało? - zapytała Tyt, widząc moją powagę.
-A żebyś wiedziała, że się stało! - wybuchłam – Patrz i tłumacz się! - podałam jej cyrograf – Co to ma być, ja się pytam?! - Tiff zrobiła wielkie oczy na widok świstka.
-To jest... Znaczy się... - zaczęła się nieco jąkać. Chyba po raz pierwszy, odkąd ją znam. - To było dawno. Przez przypadek... Ale teraz.
-Dawaj mi to – wyrwałam jej świstek – Ale z was alfy – złorzeczyłam – Niby tacy świetni, odważni i wspaniali. Pffff. Jeszcze czego. - Wyciągnęłam drugą dłoń w stronę papieru i zaczęłam go palić. Gdy skończyłam, powiedziałam tylko:
-Nigdy więcej takich numerów – prychnęłam jeszcze na pożegnanie, po czym wyszłam z namioty. Z nimi to jest taka robota.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits