14 marca 2017

Trudne Sprawy (Evangeline Quest 5)

Siedziałam sobie w karczmie, w spókoju popijając jakiś mocny trunek, gdy poczułam się tak, jakby ktoś walnął mnie z całej siły w brzuch. Całe moje gardło piekło niemiłosiernie. Dokładniej przyjrzałam się trunkowi. Na jego dnie zobaczyłam coś, jakby przezroczyste kulki. Zaklęłam cicho. Od razu skojarzyły mi się z ikrą trującej ryby. No pięknie!!! Jak to w ogóle możliwe?! Przecież przez cały czas miałam go w ręce. Nikt nie mógł mi tego dosypać. Chyba że... Cholerny barman. Normalnie zabiję gnoja. Ale najpierw... muszę nie zabić siebie. Zgodnie z moimi kalkulacjami mam dokładnie dobę, aż stracę przytomność. Wtedy już nic mnie nie uratuje. Wybiegłam z karczmy. Co mam zrobić?! Myśl Ev, myśl! Gdzie są te ryby?! Może... Wiem! Dolina Brux! To teren watahy Zachodu, ale no nic, będą musieli mnie wpuścić. Moje przemyślenia przerwał atak bólu w okolicy brzucha. Zaczęłam kaszleć, a gdy po niecałej minucie odsunęłam dłoń od ust była na niej krew. Z moich ust wydarło się kolejne niecenzuralne słowo. Ruszyłam najszybciej jak mogłam w stronę doliny. Gdy tylko miałam przestąpić ich granicę, usłyszałam rozkaz zatrzymania, a zza drzew wysunął się lew. Z rogami i ogonem ze szkieletu, który mógłby należeć do dinozaura. Wstrząsnął mną kolejny atak kaszlu.
-Kim jesteś? - zapytał lew.
-Jestem Evangeline Nobody. Najemniczka.
-Ach tak... Słyszałem o tobie. Czego chcesz od naszej watahy?
-Muszę się przedostać do doliny Brux.
-Po co?
-Zapolować na ryby.
-Bez żartów proszę - lew wyglądał na lekko zirytowanego.
-Naprawdę! - zaczęłam - Ja po prostu... - kolejny atak zgiął mnie niemalże wpół, a na trawę skapnęła krew. Otarłam ją i podniosłam się, próbując zachować choćby resztki mojej godności. - Otruli mnie. Muszę się tam przedostać, by zdobyć ikrę jednej z ryb. To właśnie ta trucizna. Jeżeli uda mi się ją odpowiednio, to odejdę i dam wam spokój... Naprawdę! A jeśli nie, to... za niedługo będziecie mieli trupa do sprzątnięcia - lew spojrzał na przymrużonymi oczyma, po czym powiedział:
-Będę musiał cię nadzorować.
-Dziękuję! - uśmiechnęłam się, co w porównaniu ze strużką bordowej cieczy, która właśnie wypływała z moich ust, musiało wyglądać naprawdę przerażająco. -Mogłabym wiedzieć jak się nazywasz?
-Możesz mi mówić Anguis. Tyle ci wystarczy.
-W takim razie dziękuję Anguisie - ruszyliśmy przez ich tereny, nie zamieniając ze sobą ani słowa więcej. Lew obserwował każdy mój ruch, a ja starałam się nie robić nic, co mogłoby go zdenerwować. Co jakiś czas musieliśmy przystawać na moje ataki. Gdy dotarliśmy na miejsce, czułam się tak, jakby przebiegło po mnie całe stado przerażonych mustangów. Rozejrzałam się dokładnie na płyciznach. W końcu znalazłam to, czego szukałam. Wyjęłam z kieszeni fiolkę i zapełniłam ją ikrą. Anguis wciąż mnie obserwował. Znowu zaczęłam kaszleć, ale tym razem bolało o wiele bardziej. Piasek zabarwił się na czerwono. Zebrałam kilka gałązek i je zapaliłam. Ułożyłam nad nimi fiolkę. Muszę ją koniecznie ogrzać.Czekałam tak bardzo długo, a moje zatrucie wkroczyło na wyższy stopień. Przestałam czuć. Zupełnie nie czułam ciepła ogniska, ziemi pode mną. Dosłownie niczego. Potem odłączył mi się również węch. To było przerażające.
-Słuchaj - powiedziałam do Anguisa - Niedługo stracę pewni również wzrok. Poznasz to po kolorze moich oczu. Po prostu staną się całe białe. Jeżeli zauważysz, że wywar we fiolce zmieni  kolor na czarny, po prostu wlej mi to do gardła, dobrze? Błagam - lew kiwnął głową, a następnie zmienił się w mężczyznę. Właśnie wtedy opuściły mnie wzrok i słuch. Byłam w ciemności. Sama. Opuszczona. Zapomniana przez wszystkich. Nie wiem ile to trwało. I nagle... ból ustał. Wszystkie zmysły wróciły.
~Zaliczone

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits