01 marca 2017

Toksyczne Kwiaty (quest 5 od Reny)

<Tia... Pisząc to myślałam o UT>
Rena odzyskała dawną formę po potyczce z piekielnym posłannikiem i od kilku dni znów mogła pracować. Wracała właśnie do swojego małego zakątka. Była w wyjątkowo dobrym humorze. Udało jej się znaleźć tyle zimnozieli, że powinny one starczyć do następnej zimy.  Zamyślona kroczyła dumnie przez zaspy, głową jednak była w chmurach. Skończyło się to nieszczęśliwą kolizją z drzewem. W tej samej chwili rozbrzmiał głośny śmiech. Blond włosa spojrzała na źródło dźwięku. To był jej mały synek Apollo. Wilczek podbiegł szybko do matki wmiędzyczasie przybierając swą ludzką formę i uwiesił się na jej szyi.
- A z jakiej to okazji? - zapytała podejżliwie Rena jednocześnie łaskocząc swojego syna. Chłopiec tarzał się ze śmiechu nie mogąc złapać tchu przez co jeszcze bardziej się odsłonił. Młoda matka tylko na to czekała, toteż szybko wykorzystała okazję i zdwoiła siłę ataku. Gdy w końcu dała odpocząć maluchowi, ten padł zmęczony na ziemię.
- Urodzinki. - rzucił chłopiec.
- Hmm?
- Dziś są twoje urodziny mamusiu. - powiedział wesoło. Blond włosa zaczęła szukać pamięcią. Faktycznie to dziś - rocznica kiedy to jej kocia matka wzięła ją ze sobą.  To właśnie tą datę podaje jako osobiste święto. Już tak dawno ich nie świętowała. Uśmiechnąwszy się pod nosem poczochrała chłopca po czym powoli się podniosła. Malca wzięła na barana. Przez resztę drogi Apollo opowiadał o planach na rocznicę a także o niespodziance, którą razem z siostrą zrobili. Niedługo musiał trzymać Renę w niepewności. Gdy tylko znaleźli się w kryjówce, dziewczynka zapaliła ognisko rozświetlając norę. Dzieci wraz z pomocą Nel Tu przygotowały dla swej rodzicielki ucztę. Wprawdzie skromną ale jednak. Przez resztę dnia rodzinka spędziła wspólnie niezapomniane chwile.
Wieczorem blond włosa czuła się okropnie. Dokuczał jej pulsujący ból głowy oraz nudności, niekiedy kończące się wymiotami. Miała wrażenie jakby całe jej ciało płonęło. Nie była wstanie ustać na nogach o własnych siłach. Leżała na boku zlana potem. Miała gorączkę. W dodatku słychać było jak z trudem łapie oddech. Dzieci bardzo się zmartwiły. Artemida w końcu podeszła bliżej mamy. Ze łzami w oczach wtuliła się w matkę.
- Ni.. artw.. ..ę – wydyszała z trudem blond włosa. Uchyliła powieki, aby spojrzeć na córkę, a potem patrzącego w nią synka. Widziała strach w jego szklących się oczach. Uśmiechnęła się lekko starając się dodać w ten sposób otuchy swym pociechom. Przełknęła ślinę. Objawy wyglądały na truciznę. Miała nadzieję, że samo jej przejdzie tak jak w przypadku wielu jednak skoro jej zahartowany organizm nie dał rady się obronić musiała być to wysoko toksyczna trucizna. Cieszyła się, że żadne z jej potomków nie wykazywało objaw. W końcu wzięła głęboki wdech i resztkami sił poprosiła dzieci o pozostałości potrawki. Tak jak myślała – szkraby dodały trochę rosnących niedaleko jaskrów. Mama zaczęła tłumaczyć maluchom jak zrobić odtrutkę. Pod koniec maluchami dowodziła Nel Tu, gdyż Rena straciła przytomność. Na szczęście surowicę podano w idealnym czasie i wszystko skończyło się szczęśliwie. A morał z tego taki – dzieci nie powinny gotować bez obecności dorosłych.
<Ta wiem... To ssie>

~Zaliczone

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits