28 marca 2017

Od Evangeline(Quest 17) "Książkowi szowiniści"

Zerknęłam jeszcze raz na list, który wysłała do mnie Tytania.

Droga Evangeline,
Przez wiele lat łączyły nas dobre stosunki. Tak, jak zapewne już się domyślasz, chcę Cię poprosić o pomoc. Darkness został porwany, a Mroku rośnie w siłę. Potrzebujemy pomocy. Zechcesz z nami walczyć? Cała nasza społeczność byłaby Ci niezmiernie wdzięczna. Jeżeli podejmiesz się tej walki, przyjdź proszę do mnie do końca tego tygodnia. Z góry dziękuję i mam nadzieję, że rozpatrzysz moją prośbę.
Z poważaniem, Tytania

Nie sądziłam, że alfa Sekty Cieni kiedykolwiek napisze do mnie taki oficjalny list. Ale jak widać jest taka potrzeba. Po krótkiej chwili zastanowienia, postanowiłam, że spełnię jej prośbę. Wzięłam tylko najpotrzebniejsze rzeczy, więc pakowanie nie zabrało mi wiele rzeczy. Broń, jedzenie, ubrania, lekarstwa, wszystko to upchnęłam do mojego niezastąpionego worka podróżnego. Wyszłam z mojego domu i zamknęłam drzwi na klucz. Rzadko to robię, bo nikt nie odważyłby się nawet spróbować wejść na moją posesję, ale z listu od Tyt jasno wynikało, że sytuacja jest wyjątkowa. Zerknęłam w stronę mojego konia, ale stwierdziłam, że nie będę go ze sobą ciągnąć. Nasypałam mu paszy, wystarczająco, by przez te kilka dni, gdy mnie tu nie będzie, nie umarł z głodu. Nalałam mu również wody i wreszcie mogłam spokojnie wyruszyć w drogę. Szłam dość szybkim marszem tak, żeby droga zajęła mi możliwe jak najmniej czasu. W ten sposób dotarłam do rozwidlenia, przy którym się zatrzymałam, po czym zmarszczyłam brwi w geście konsternacji. Tu nie było NIGDY żadnego rozwidlenia. Rozejrzałam się. Wszędzie pola i lasy i jak na złość żadnej żywej duszy. Jeszcze bardziej irytowały mnie napisy na drogowskazie. "Prawo" i "Lewo". Niezwykle to pomocne. No cóż, którąś drogę trzeba wybrać. Kierując się moją ulubioną zasadą ("Mens go left, because womens are always right") skręciłam w prawo. Przez chwilę czułam się jakbym szła przez gęstą, lepką i czarną mgłę, a potem... Znalazłam się gdzieś zupełnie indziej. Wtedy już wiedziałam, że mój wybór był błędem. Byłam na plaży, panował półmrok, wrony (kruki albo inne czarne i okropne kreatury) latały po niebie, wszystko jak wyjęte z horroru. Jeszcze żeby było ciekawiej, był tam jakiś domek, z oknami zabitymi deskami. Podeszłam do niego i otworzyłam drzwi i weszłam do niego. O dziwo, w środku było jasno i dość przyjaźnie, ale nie zmniejszało to mojej ostrożności, a wręcz przeciwnie. Wnętrze było... piękne. Całe było zapełnione książkami. Były na szafkach, na ziemi, na półkach, aż do samego sufitu. Dosłownie wszędzie. Część książek poznawałam, jako dzieła z Ziemi albo z Delty, a część była mi zupełnie nieznana. Dotknęłam jednej z nich. I to był mój kolejny błąd. Wszystko zaczęło się trząść. A potem kilka metrów ode mnie, na końcu korytarzyka pojawił się jakiś mężczyzna.
-Kim ty jesteś, człowieku?! - zapytałam głośno.
-Jam jest Zbyszko z Bogdańca i zamierzam zakończyć twoje życie poczwaro! - ja?! Poczwara?! Ja już dziadowi pieruńskiemu pokażę, gdzie raki zimują. Wjadę w niego jak Pazdan w Ronaldo i nic się nie ostanie! - Zaraz zawołam moich towarzyszy i zrobimy to razem - złożył palce i zanim zdążyłam go powstrzymać, usłyszałam charakterystyczny, wysoki gwizd. Ja go zaraz gwizdnę w tę płaską facjatę. Ruszyłam na niego z mieczem i niemalże przepołowiłam go moimi ostrzami. Do wesela się nie zagoi! Ale i tak było już za późno. Po chwili zaczęły się pojawiać kolejne postacie. William Herondale, James Cairstars, Halt, Breandan Walker (Ale przystojniejszy niż w książce), Edward Cullen(a tego to ja z chęcią rozkroję!), Harry Potter i jeszcze paru(nastu) innych. Nie za bardzo mogłam się skupiać na rozpoznawaniu ich, bo wszyscy rzucili się na mnie ze swoją bronią. Kto co miał, byle mnie dobić. Ale najbardziej ubodła mnie jedna rzecz. W ich gromadce nie było żadnej kobiety.
-Wy seksistowskie dziady! - wydarłam się na nich, z całą moją mocą tak, że zastygli w bezruchu. - Żadnej kobiety, tak?! Już ja wam pokażę! Spuszczę wam takie manto, że nie będziecie mogli się przez tydzień ruszać! Co to ma być?! Co to ma być, ja się pytam?!
-No bo tego, no... my - zaczął Harry, ale przerwałam mu:
-No co wy?! Nic! Wracać mi natychmiast do książek, żony przepraszać!!! - wydarłam się.
-Ale ja nie mam żony - odezwał się cichutki głosik, skądś z tyłu.
-Pora się zastanowić dlaczego! No już! Wracać mi do książek albo was spiorę! - po chwili nerwowego szemrania, postacie po kolei zaczęły znikać. I bardzo dobrze! Koniec z dyskryminacją. Uśmiechnęłam się triumfalnie i wyszłam z tego domu książkowych szowinistów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits