26 lutego 2017

Złoty wąż (Od Kida)

RETROSPEKCJA.
-Co czytasz? - zapytał czarnoksiężnik nachylając się nade mną.
-Podczas sprzątania biblioteki, przypadkiem znalazłem tę książkę - wskazałem.
-Pokaż mi - wyciągnął rękę.
-Złoty wąż? - zapytał.
-Czytałem o jego właściwościach… - nagle przerwał mistrz.
-Złote węże nie istnieją, to zaklęcia - zamknął księgę z trzaskiem rozchodzącym się na pół biblioteki.
-Naprawdę? - odparłem zdziwiony.
-Naprawdę. Jad tkwi w twojej krwii do czasu, aż nie stracisz całej energii życiowej - usiadł obok mnie.
-Nie można go usunąć za pomocą magii?
-Niestety nie. Trucizna neutralizuje twoje umiejętności magiczne, stajesz się wtedy zupełnie bezbronny.
-Kto zna takie zaklęcia?
Wsłuchiwałem się w jego słowa z coraz większą ciekawością.
-Złoty wąż jest już zapomnianym zaklęciem, raczej mało stosowanym. Używali go starożytni czarnoksiężnicy.
-Mistrzu, a ty miałeś styczność ze złotym wężem?
-Bezpośrednio nie, dlatego nadal żyje - zaśmiał się.
-Czyli to wyłącznie plotki?
-Dokładnie. Tego typu zaklęcia nigdy tobie się nie przydadzą.
-Masz rację, mistrzu.
-Jak już o tym mowa… Słyszałem legendy, że ugryzienie ma wpływ na duszę.
-Na duszę?
-Kiedy umierasz, dusza opuszcza twoje ciało, prawda?
-Tak.
-Ugryzienie złotego węża zatrzymuje duszę. Pozwala opuścić ciało, ale tylko dlatego, żeby znalazła inne. Najbliższe ciało, najlepiej takie w zasięgu wzroku, bez duszy.
-A jak już połączy się z tym ciałem, to powstaje nowa osoba?
-Nie, podobno wspomnienia z poprzedniego ciała są zachowane.
TERAŹNIEJSZOŚĆ.
Złoty wąż, co? - spoglądałem na swoje odbicie, zastanawiając się, jak od teraz będzie wyglądać moje życie. Wszystko się zmieniło w jednej chwili.
Postanowiłem ukryć się w pobliskim lesie i przeczekać aż strażnicy opuszczą wieżę.
-Zgubiłeś się? - zapytał nieznajomy.
-Ja... Nie jestem stąd -  odwróciłem się w kierunku głosu.
-Nazywam się Felix, jesteś może głodny? - zobaczyłem naprzeciwko mnie szopa, który potrafił mówić.
-Ty mnie rozumiesz? -  podniosłem oczy i przypomniałem sobie, że również jestem szopem.
-Oczywiście, przecież mówimy w tym samym języku.
-Czuję się jakbym spał bardzo długo...
-Dopiero co się przebudziłeś?
-Można tak powiedzieć - podrapałem się po grzbiecie.
-Według mnie wyglądasz na głodnego.
-Nie mylisz się.
-Zatem chodź ze mną, niedaleko stąd znajduje się nasza kryjówka.
-Nasza?
-Poznasz całą rodzinę szopów - powiedział z entuzjazmem, jakby moja obecność w ich gronie miała coś zmienić.
-Nie chcę się narzucać… - próbowałam się wykręcić.
-Przestań! Masz szczęście, że cię znalazłem. - ostatecznie poszedłem z Felixem, bo umierałem z głodu.
-Co tutaj robiłeś? - nie mogę uwierzyć, że rozmawiam z szopem.
-Jestem zwiadowcą, ostatnio zauważyłem, że królewscy strażnicy urządzili sobie obóz w pobliżu lasu.
-Nie da się ukryć - miałem nadzieję, że czarnoksiężnik był bezpieczny.
-Wszędzie układają te swoje straszne pułapki. Podobno szukają zaginionego księcia - nawet zwierzęta wiedzą o poszukiwaniach mojej osoby.
-Kida - powiedziałem cicho.
-Co tam szepczesz?
-Moje imię.
-Kida? Brzmi podobnie jak imię tego księcia, którego tak wszyscy szukają.
-Zbieg okoliczności - odparłem po chwili zastanowienia.
-Nie twierdzę przecież, że ty nim jesteś - całe szczęście.
W końcu dotarliśmy na miejsce, do fortecy szopów - mały otwór w gigantycznym drzewie, które dookoła otaczała tama. W oddali widać było już robotników, którzy zajmowali się tamą. Duże zaskoczenie, drzewo wydawało się większe od mojego królestwa.
Nie spodziewałem się, że szopy mogą być aż tak zaradne. Kiedy weszliśmy do środka, ponownie zaniemówiłem. Ujrzałem wiele pomieszczeń, które były utrzymane w najwyższym porządku. Na gałęziach znajdowały się pokoje mieszkańców. Felix oprowadził mnie niemal wszędzie, w dodatku przedstawiłem się chyba wszystkim szopom. Nie sądziłem, że będą tak przyjaźnie do mnie nastawieni. Dopiero w nocy przypomniało mi się o czarnoksiężniku, który pewnie na mnie czeka. Nie mogłem od razu się wymknąć, musiałem wymyślić odpowiedni plan ucieczki. Dlatego zdecydowałem się zostać jeszcze kilka dni. Każdy szop miał swoje stanowisko, ja miałem je dopiero otrzymać. Po naradzie i z pomocą Felixa została mi przydzielona rola zwiadowcy. Felix obiecał, że pomoże w moich nowych obowiązkach.
Od razu zaczęliśmy szkolenie. Pokazał mi jak wtopić się w cień, tak by nie zostać zauważonym oraz jak wytropić przeciwnika. Zastanawiałem się, dlaczego nie mają do mnie zastrzeżeń.
Moje spostrzeżenia były trafne, podsłuchałem rozmowę Felixa z innymi szopami. Okazało się, że Felix ręczy za mnie. Nie do końca rozumiałem dlaczego, w końcu prawie mnie nie zna. Nie chciałem mówić mu o ucieczce, ale tracąc jego zaufanie, nie będę mógł tam więcej wrócić. Wtedy przypomniałem sobie, że przecież jestem księciem. Muszę się od tego uwolnić, nie tak wyobrażam sobie resztę swojego życia. Byłem już obeznany jako zwiadowca, więc wymknąłem się po północy. Za późno, żeby zawrócić. Czarnoksiężnik się martwi, na pewno mnie odczaruje. Znałem drogę, więc szybko zlokalizowałem wieżę mojego mistrza. Nigdzie nie było strażników.
-Co ty próbujesz ukryć? - usłyszałem znajomy głos za moimi plecami.

1 komentarz:

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits