Dolina
Krumsh w dolinie Lotharis. Powracają wspomnienia. Znów mam wyzwolić świat od
podstępnych kreatur.Ostatnio widziane były właśnie w tej okolicy, podobno
kierują się na południe. No cóż.... Myślę, że do celu, to one
raczej nie dotrą. Usłyszałam za sobą niski, gardłowy warkot. Kilkanaście
metrów za mną na swoim wilczym pokurczu siedział jeden z orków. Jest on,
więc zaraz powinna pojawić się reszta tej wesołej gromadki. Ork (a może
Orka?) powiedział coś tajemniczym językiem.
-Mnie też miło cię poznać- powiedziałam, chwytając moje miecze. Ruszyłam
w stronę przeciwnika, wiedząc, że jeśli nie załatwię go szybko, to
zostanę okrążona i moje szanse znacznie zmaleją. On także wyjął swój
wojenny toporek. Ciął nim tuż nad moją głową, a ja musiałam uniknąć nie
tylko jego ataku, ale także zębisk jego wierzchowca. Wbiłam miecz w bok
Warga, a drugim zablokowałam kolejny cios topora. Zwierzę padło na bok,
ledwie żywe, dzięki czemu Ork numer jeden stracił równowagę. Wykorzystałam
to i po prostu odcięłam mu głowę. W samą porę, jak widać bo
niemalże z każdej strony zbliżały się nowi Orkowie. Oczyściłam miecze o
futro konającego Warga i zaczęłam iść w stronę nowych przeciwników.
Cieszyłam się, że wreszcie mogę się rozerwać. I jeszcze mi za to płacą!
Na początku wbiłam miecz od dołu w pysk jednego z Wargów. Jego właściciel,
przygnieciony zwierzęciem, które przewróciło się na bok, przez jakiś czas
był unieruchomiony. Alle zbliżało się wielu następnych. Jednego
udało mi się zabić jednym ciosem. Drugi ciął mnie w prawe ramię, ale po
chwili także jego dusza (o ile takową posiadał) mogła cieszyć się
względnym spokojem. Usłyszałam charakterystyczny świst, po czym poczułam
pulsujący ból w tejże ręce. Spojrzałam na nią. Była w niej wbita
drewniana strzała; cały grot i część drzewca. Złamałam wystającą
część promienia i wbiłam miecz w ziemię. Raczej nie będę w stanie nim
walczyć.... Ale są inne sposoby. Wysłałam pierwszy lodowy pocisk, w stronę
jednego z atakujących Orków. W drugiego wbiłam mój miecz. Kolejny skończył
jako grzanka, a jeszcze kolejny jako żywy (a raczej już martwy) przykład
tego, że nie można się bawić prądem. Byłam nieco wyczerpana, czułam też,
że coraz więcej upływa ze mnie krwi. Byłam nieco słabsza niż wcześniej,
ale walczyłam jeszcze zacieklej, niż wcześniej. Po jakimś czasie ostatni z
Orków padł trupem. Niektórych musiałam dobić. Duża część doliny
wyglądała jak pole bitwy. Trawa zasłana była ciałami, a nawet jeśli było
ją widać, to miała kolor zakrzepniętej krwi. Wzięłam głowę ich dowódcy
i pokuśtykałam z powrotem do miasta. Nigdy więcej. Orkowym Wilkobójcom
mówimy stanowcze: Nie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!