Zdrajca poczuł, jak palce Evangeline wbijają mu się w ramie. On również rozpoznał mężczyznę. Nie było wątpliwości, choć niewątpliwie był zdecydowanie starszy, przystojniejszy - co zauważył z pewnym zdziwieniem. Przez oblicze Zdrajcy przemknęła cała masa sprzecznych uczuć. Coś w jego wnętrzu pragnęło ujrzeć dyktatora, Szkarłatny Cierń, martwego, coś mówiło, że żywy będzie znacznie bardziej przydatny, coś... i to w tym momencie zdominowało jego myśli nie mogło przyjąć do wiadomości, że tak przystojny, spokojny młodzieniec, stojący w tym pomalowanym na różowo pokoju, w którego stóp siedzi mała dziewczynka, do której zresztą zwraca się "córeczko" może być tym samym człowiekiem, którego imię budzi postrach, a ręka - śmierć.
William podniósł wzrok na przybyłych. Jego oczy błysnęły czerwienią. W przeciągu pół sekundy wydarzyło się kilka rzeczy. Zdrajca popchnął Evangeline do przodu, w kierunku płaczącej na dywanie dziewczynki. William wyciągnął przed siebie dłoń, a z koniuszków jego palców wystrzelił czerwony piorun, który uderzył w pierś człowieka w momencie, w którym ten robił unik.
Dla każdego normalnego człowieka uderzenie piorunem tego typu byłoby śmiertelne, jednak dla Zdrajcy nie był on wystarczająco jasny, choć osmalił mu obranie i fragment klatki piersiowej, odsłaniając wijącą się maź. Korzystając z ułamków sekundy, potrzebnych przeciwnikowi do przygotowania kolejnego ataku skoczył w jego kierunku, dobywając Anioła w obie dłonie.
W połowie drogi upadł, co uratowało go przed kolejnym atakiem ze strony Willa, potknąwszy się o nogę Evangeline. Przelotnie spojrzał na dziewczynę, która patrzyła na niego ze wściekłością. Coś chyba krzyczała, jednak do świadomości Zdrajcy nie przenikało zbyt wiele informacji. Nad jego ciałem zawładnął instynkt. Instynkt, który w tym momencie podpowiadał mu, że bezpieczeństwo Evangeline i nieznanej dziewczynki zależy od śmierci Williama. Czarnowłosy wniknął w cień, by pojawić się tuż za plecami przeciwnika. Mężczyzna nie zdążył zareagować. Anioł ze złowrogą precyzją przemknął przez powietrze, by przejść na wylot...
...przez wyciągniętą, zaciśniętą jak do uchwycenia czegoś, dłoń Evangeline.
To była sekunda, jednak wystarczyła, by William dobył noża i wbił go na oślep za siebie. Prosto w brzuch Zdrajcy.
W pierwszej chwili człowiek nie poczuł bólu, jednak potem zaatakował go on ze zdwojoną siłą, rozrywającą wnętrzności i przenikającą do głębi jego ciemną esencję. Człowiek osunął się na kolana bezwładnie, wypuszczając z dłoni fragmenty Anioła i czując, jak nóż pochłania jego byt, redukując jego rozmiar.
(Evagneline? Hmmm... nie wiem, czy to jest dokładnie to, co chciałam napisać, jednak musi wystarczyć. #Still better niż pierwsze podejście)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!