Oboje znaleźli się wewnątrz. Zdrajca obrócił się, zdezorientowany, próbując ogarnąć świadomościom to, na co patrzył. Poskutkowało to jednak jedynie tym, że się potknął o niewidzialną skałę, przewracając na tyłek. Sala nie była monumentalna, nie była też mała. Kształtem przywodziła na myśl olbrzymiej kopuły, której ściany wyłożone były... wyłożone? To chyba złe słowo. One BYŁY tęczą. Bez pary wodnej, bez mgły. Żywą, falującą tęczą, niczym delikatna zasłona, okrywająca salę jak całun. Całun? Tak, w tym przepięknym widoku było coś strasznego. Być może wrażenie to tworzył wielki wir w środkowej części sufitu, jakby wciągający wszystkie barwy, pochłaniający je w idealnej ciemności. Jego ciemny blask odbijał się w idealnie wypolerowanej, obsydianowej posadzce.
Poza tym w komnacie nie było nic. Dosłownie. Stojący wewnątrz niej towarzysze nie czuli się, jakby "byli". To uczucie przyprawiało o dreszcze, chwytało za serca i zaszczepiało ból, gdzieś na granicy świadomości, kiełkując powoli obłędem.
Wszystko wirowało.
- Skąd przybyliśmy? Dokąd zmierzamy? - zapytał w przestrzeń Zdrajca, całkowicie pochłonięty mrocznym pięknem sali. Te słowa, jakby nieco obudziły Evangeline.
- Właśnie! Skąd przybyliśmy! - Białowłosa wyglądała, jakby ocknęła się właśnie po pijackiej zabawie i próbowała sobie przypomnieć kim jest i dlaczego na jej kolanach leży pochwa z bananem w środku.
- Oto jest pytanie - marzył dalej czarnowłosy. Dziewczyna spojrzała ponuro na siedzącego człowieka, po czym z dużą siłą trzasnęła go ręką w twarz.
- Ocknij się! Wyjście zniknęło! - warknęła, gdy Zdrajca poleciał do tyłu, uderzając w szklaną posadzkę. Powoli podniósł się i choć jego wzrok nadal był nieprzytomny, wydawał się trochę lepiej kontaktować, niż kilka sekund temu.
- Masz rację - przyznał, rozcierając bolącą głowę i wstając.
Salą wstrząsnął głuchy ryk i podłoga pod stopami poszukiwaczy zatrzęsła się. Oboje instynktownie spojrzeli w dół. Olbrzymi grzbiet, najeżony milionem światełek na chwilę rozproszył ciemność kamienia, by po chwili ponownie zanurzyć się w otchłani.
Gwałtownie iluzja prysła. To, co jeszcze przed chwilą wydawało się żywą tęczą stało się zwykłą parą wodną, a obsydianowa, szlifowana podłoga... gładką taflą jeziora. W ułamku sekundy Zdrajca zdążył spojrzeć na Evangeline, ona na niego, nim oboje zanurzyli się w niezbadanej głębi.
(Evangeline? Poniosło mnie. Odkopałam jakieś resztki czarnych tabletek i się nimi naćpała, więc musisz mi wybaczyć...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!