Spojrzałam na waderę, która chwiała się na nogach. Zmuszona byłam zabrać ją do medyka, pomimo protestu ze strony Lisowatej (tak czasem zdarzało mi się mówić na Kasai). To wszystko zaczynało mnie poważnie irytować.
- Nie będę tolerowała buntu u nas. - warknęłam pod nosem do samej siebie, przed wejściem do jaskini medyka. - Jeżeli nie chce mnie bronić - nie będzie musiała! Ale ja ją zmuszę! Nie! Zaczynasz gadać jak Mroku! Ona ma rację! To nie do pomyślenia! Nie! Ale zemsta..zemsta jest ważna! Bardzo ważna! Cholera, Tytania, co się z tobą dzieje?!
- Tytanio? - zza zasłony wyszła Tara. - Wszystko w porządku?
Zaprzeczyłam głośnym warknięciem w jej stronę. Wadera, nie chcąc mnie bardziej irytować, ustąpiła mi wejścia i mogłam spokojnie wkroczyć do jaskini medyka. Kasai leżała, ciężko oddychając. Mimo, iż była to jaskinia, postarałam się o najnowszy sprzęt szpitalny, aby nasza służba zdrowia działała jak należy.
Kasai oddychała spokojnie, wpatrując się w sufit, jakby myślała, że ten zaraz zawali się na jej głowę. Westchnęłam cicho i przemieniłam się w kobietę, po czym usiadłam obok małej wadery, szepcząc jej cicho do ucha:
- Przepraszam. Poniosło mnie. Niedługo muszę wybrać się na ziemię, a nie mam towarzysza. Moje stosunki z Razem..lekko się pogorszyły. Mogłabyś pójść ze mną? Oczywiście, jak się lepiej poczujesz.
Obwinięta bandażami Kasai nie zareagowała przez dłuższy czas na moje pytanie. Postanowiłam więc wyjść z jaskini. Nie miało to najmniejszego sensu. Musiałam więc sama wyruszyć.
< Kasai? Będę teraz szybciej odpisywać :P >
A mi odpiszesz? :3
OdpowiedzUsuńPewnie, może nawet dzisiaj. Staram się prześcignąć taki jeden blog w opowiadaniach, więc piszę do każdego jak najęta xP
Usuń