Cóż,
sama się wkopałam. Jej reakcja nieco zbiła mnie z tropu. Poza tym wątpię,
by reszta watah wiedziała o nowym członku w naszych szeregach. Mimo to nie
ufałam jej. Jest takie przysłowie”trzymaj przyjaciół blisko a wrogów
jeszcze bliżej”. Tak też miałam zamiar zrobić. Jeśli faktycznie miała
być szpiegiem miałabym ją na oku, jeśli nie lepiej dla mnie. Tak więc
zwiedzanie czas zacząć! Pokazałam jej moje ulubione miejsca: polanę pełną
kwiatów, oczko wodne oraz klif na którego ścianie rosną cudowne, malinowe
kwiaty. Wyglądała na zadowoloną z wycieczki krajobrazowej. Moja twarz jak
zawsze pozostała niewzruszona jednak w głębi serca cieszyłam się jej
szczęściem. Chciałam jej pokazać coś jeszcze...
- Alisha, lubisz śnieg? - zaczęłam nieśmiało. Wadera zastanowiła się po
czym wzruszyła ramionami.
- Rozumiem... - odparłam. Spojrzawszy w zamyśle w górę spostrzegłam
szybującego nad nami orła. Zawołałam go. Musiałam nieco zaskoczyć
waderę tym krzykiem, gdyż strasznie się skrzywiła. Po chwili pierzasta duma
zleciała do nas. Usiadł na mojej ręce. Raniąc mnie nieco pazurami.
- Do wesela się zagoi! - wyprzedziłam jej pytanie po czym podsunęłam ptaka
Alishy. Była chyba zaskoczona. Orzeł ukłonił się wdzięcznie po czym
rozłożył skrzydła.
- Piękne... - ledwo co usłyszałam jej szept. Po chwili ptak odleciał. Nim
cokolwiek powiedziała ruszyłam do przodu.
- No chodź! - co chwilę popędzałam waderę. Droga była bardzo stroma i
męcząca. W końcu znalazłyśmy się przed wejście do jaskini. Machnęłam
ręką na znak by weszła za mną. W środku było strasznie ciemno.W dodatku
brodziłyśmy w wodzie. W końcu dotarłyśmy do wielkiego pomieszczenia, gdzie
woda się pogłębiła. Sądząc po zachowaniu wadery musiało być jej zimno.
Idealnie. Na ścianach rosły emanujące niebieską poświatą grzyby. W
pewnym miejscu wyrzeźbiona była przez kapiącą wodę „ławeczka” w
skale.
- Zatem siadaj i podziwiaj! - poleciłam.
Stanęłam na środku pomieszczenia. Mój oddech zwolnił. Słyszałam każdą
kroplę wody, czułam każde najmniejsze drżenie powietrza. Zaczęłam. Woda
powoli oziębiała się aż na jej powierzchni powstała cienka warstwa
lodu. Wtedy też mocno uderzyłam w taflę. Lód pękł. Wiele drobnych
odłamków poleciało w powietrze ścierając ze sobą w locie aż nie pozostał
same drobinki. Woda szalała. Zamarzała, pękała, a z kawałków powstawały
kolejne drobiny. W ty czasie zajęłam się ich tańcem w powietrzu. Wywijały
to w lewo, to w prawo, chaotycznie, składnie, szybko to znów mozolnie....
Część z nich osiadła na mnie to na waderze. Próbowała strzepać je z
siebie lecz było ich za dużo. W końcu same oderwały się i z impetem
wleciały do środka tańczącego koła. Zaczęły się łączyć tworząc
większe fragmenty. W tańcu zaczęły tworzyć kształt wilka i kota. Kręcąc
się wokół własnej osi coraz mocniej przypominały Alishę i mnie. Lodowe
stwory zaczęły poruszać się bez mojej woli. Wyglądały cudownie zwłaszcza
odbijając w każdą stronę grzybową poświatę. Niestety gdy pokaz miał
przejść do kulminacyjnego momentu zabrakło mi sił. Podknęłam się o
własną stopę i zanurkowałam w wodzie.
- Co to miało być?! - uniosła się wadera. Nie wiem czy jej się podobało
czy też ją wystraszyłam. Wzruszyłam więc ramionami po czym odparłam:
- Cóż, wszystko przemija. Chciałam mieć wspomnienia. Zapewne to nasze
pierwsze i ostatnie spotkanie. Jesteś trochę inna niż reszta wilków. -
powiedziałam starając trzymać swój głos w normalnym stanie. Nie wiem czy
ją to przypadkiem nie uraziło... Może to nawet lepiej dla niej? W końcu po
chwili ciszy dodałam – Czy możesz mi coś obiecać? Choćbym nieważne co
zrobiła nie jestem wstanie pomóc Tytanii, więc zastąp mnie w tym. Potrafisz
zmienić się w demona, nieprawdaż? Zapewne znasz jej historie. To
naprawdę okrutne... Ja nie jestem wstanie pojąć jej ból ale może ty tak...?
Nieważne, zapomnij o tym.
Po tym więcej się nie odezwałam przez drogę na zewnątrz. Dopiero przed
samym wyjściem postanowiłam przerwać ciszę.
-Tu musimy się rozstać. Obiecałam przyjacielowi, że rozwiążę jego
sąsiedzkie sprawy. A no i jeszcze jedno – z ciszyłam głos - Trzymaj się
ode mnie z daleka przy innych wilkach.
Wadera zatrzymała się lecz ja wyszłam z jaskini. Chyba coś do mnie mówiła
lecz nic z tego nie pamiętam. Gdy wyszłam z jaskini gwałtowna fala gorąca
uderzyła we mnie. W dodatku ten ból wciąż nie słabł. Słońce
musiało nieźle przygrzewać, gdy byłyśmy w środku. Obraz się rozmazał a
nogi stały się jak z waty. Upadłam na ziemię. Rozmyte kształty wirowały.
To niemożliwe, żeby to było od rany zająca. Coś takiego by mnie nie
powaliło. Cholerne słońce. Jakiś ciemny kształt zbliżył się do mnie.
Alisha? Oczy me zasłonił mrok.
<Alisha?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!