A
więc nadszedł ten dzień. Mym przeciwnikiem został nikt inny jak Zdrajca –
Alpha niedawno co powstałej watahy. Nie mam bladego pojęcia co mnie pchnęło
do brania w tym udział. Od samego początku mogłam się spodziewać
przegranej. W porównaniu z nim ja jestem laikiem w walce. To tyle z
popisywania się przed Tytanią... Szczęściarzem nazwę się jeżeli wrócę
do watahy żywa. Walka miała zaraz się rozpocząć. Spojrzałam w oczy
mego przeciwnika. Nie byłam wstanie wyczytać z nich nic a nic. Emocje?
Żadnych nie wyczułam. Nie wydawał się tym przejmować. Cóż... Wybacz mi
Tytanio za wstyd, który ci przyniosłam.
Start. Pędem puściłam się w bieg w stronę drzew. Sam Zdrajca chyba się tym
nie przejął. Nie spieszył się. Ledwo co przybrał czteronożną formę.
Zaczął wolno podążać za mną. Dalej już go nie widziałam. Biegłam ile
sił w nogach, przez co prawie nadepnęłam na węża. Mimo mej niezdarności
zgodził się on mi pomóc namówić resztę zwierząt do współpracy. I tak o
to cały las był monitorowany przez małe oczka mych nowych przyjaciół. Znów
biegłam. Co chwilę zawadzałam o kamienie to o korzenie. Na szczęście
przewróciłam się tylko raz gdy nie mogłam biec dalej. Nogi odmówiły mi
posłuszeństwa. Gdyby nie pomoc pobliskiego drzewa On znalazłby mnie znacznie
szybciej. Buk powiedział mi o norze pomiędzy gęstwiną jego kożeni. Tam też
się ukryłam. Próbowałam coś wymyślić. Daremnie. Przynajmniej trochę
odpoczęłam. Wtedy do nory wbiegła polna mysz. Zdrajca był już blisko.
Wyszłam z kryjówki i wspięłam się na buk. Z tamtąd miałam nadzieję że
go zestrzelę. Nikogo nie dostrzegłam. Słyszałam ostrzegawcze krzyki myszki,
popędzającą mnie jaskółkę oraz widziałam zdenerwowanego węża i
wiewiórkę lecz Zdrajcy nie byłam wstanie dostrzec. Wszyscy nagle
krzyknęli nawet sam buk. Zrozumiałam czemu. Z jego cienia wyłonił się
Zdrajca. Miałam wrażenie, że patrzy się prosto w moje oczy. Poczułam...
zimno? To jest to gdy po twojej skórze przebiega gęsia skórka? A może to
był strach? W panice naciągnęłam strzałę na cięciwę i strzeliłam.
Chybiłam. Znów naciągnęłam i znów chybiłam. Moje ręce tak mocno
drżały, że nie mogłam dobrze nacelować w dodtaku krzyki zwierząt mi nie
pomagały. Nagle Zdrajca znów zaczął znikać. Nim przepadł ostatni raz
strzeliłam, po czym zniknął. Rozglądałam się lecz nie byłam wstanie.
„Za tobą!” - zawołał kruk. Odwróciłam się a tam stał Zdrajca. W
łopatkę wbitą miał moją strzałę. Cofnęłam się o krok. „Uciekaj, już
dłużej nie dam rady.” - powiedział buk po czym usłyszałam
charakterystyczny trzask. Ledwo co zdążyłam przeskoczyć. Zdrajca spadł wraz
gałęzią. Nagle poczułam ból w prawym przedramieniu. Po skórze ciekło coś
ciepłego. Na widok czerwonej cieczy zwierzęta wpadły w panikę. Tylko
sowa była opanowana. Pomogła wyjąć nóż z mej ręki. Obserwujący to jeż w
końcu nie wytrzymał i rzucił się na niego. Za jego śladem poszły prawie
wszystkie zwierzęta. Idioci... On się tym nie przejął. Napięłam cięciwę
po czym zwolniłam strzałę. Ta wbiła się nie dalego wcześniejszego miejsca.
Zdrajca spokojnie ruszył. W powietrze wzbiło się kilka igieł. Znów
napięłam cięciwę i... Padł. Bynajmniej nie Zdrajca lecz jeden z moich
nowych przyjaciół. Za nim jeszcze paru. Wszyscy zabici igłami.
Poczułam gniew. Podobny do tego gdy znalazłam mamę martwą ze śladami
wilczych zębów.
- Uciekajcie! - rozkazałam. Sama, pomimo ostrzeżeń buka, zeskoczyłam z
drzewa. Przybrałam kocią formę. Na szczęście chociaż tym razem mnie
posłuchali. Musiałam wyglądać naprawdę strasznie. Puściłam się pędem w
stronę mordercy. Nawet jeśli miałam zginąć tanio nie chciałam tanio
sprzedać skóry. „Pożałuje, że położył na nich swe brudne łapy!” -
tak wtedy myślałam... Wybacz mi Tytanio. Naprawdę musiałam cię
zawieść.
< Zdrajca możesz nawet zadać stałe urazy ale zostaw Renę przy życiu,k?
>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!