Dało się słyszeć lekkie skrzypnięcie od ciężaru Aarona. Chłopak, leniwie wstał z wersalki i przetarł zmęczone oczy. Było to tydzień przed udanym porwaniem Reny. Stanął przed popękanym lustrem i nałożył na szczotkę pastę do zębów. Wsadził przedmiot do ust i tym akcentem rozpoczął codzienną rutynę. Ubrany we wczorajsze ciuchy powoli zbliżył się do brązowej kanapy. Wyciągnął z kieszeni spodni 3-bita i pochłonął go w parę sekund.
- No... To czas zwiedzić, to co dzieje się poza tym pomieszczeniem. - mruknął i jeszcze raz potarł wykończone oczy.
Jednak zacznijmy od początku. Jak się tu znalazł?
***
- O cholera, mam problem! - syknął Aaron z lekkim uśmieszkiem na twarzy, biegnąc przed siebie.
Niewiele metrów za nim biegli policjanci z tymi pałkami w zgrzanych dłoniach. Wykorzystując swoją zwinność, zgrabnie skręcał w miastowe uliczki, unikając ślizgania się na śniegu. Milicjantom szło to o wiele gorzej, jeden z nich wywalił się na zakręcie, wpadając w kosz na śmieci, co dało chłopakowi szansę na ucieczkę. Aaron odwrócił się w kierunku odgłosu i nagle zamiast policjantów i śniegu, zauważył opustoszałe miasto. Budynki na pewno nie przypominały tych z Nowego Yorku, a zniszczone ulice nie były zatłoczone i gorące. Chłopak odwrócił się w kierunku odgłosu jęku. Za nim stała postać bez ręki, nogi i z dziurą w przełyku. Zdezorientowany osiemnastolatek wykonał parę kroków w tył. Wyciągnął pistolet i wycelował w kulejącą postać. "Zombie?" Taka odpowiedź nasuwała się chłopakowi na myśl. W końcu nie pierwszy raz widział to coś. Wspominając wszystkie filmy związane z pożeraczami mózgów, należy rozwalić im łeb. W jednej chwili dało się słyszeć huk.
- Trafiłem? - spytał sam siebie Aaron.
Zombie przestało się ruszać, ale zaraz po tym chłopakowi przypomniało się, że te potwory poruszają się w kierunku dźwięku. Zgryzł wargę i ruszył pędem do jakiegoś dobrze wyglądającego budynku. Zabarykadował wszystkie możliwe wejścia i rozejrzał się, czy jest ktoś w pół martwy oprócz niego. Pusto. Mieszkanko nie wyglądało tak źle, powiedziałby, że nawet przyzwoicie. Było gdzie spać. Łazienka, co prawda cudowna nie była, ale nie było czasu na narzekanie. Białowłosy poczuł nagle ogromne zmęczenie, co zmusiło go do zaśnięcia. Rozłożył się na wersalce i usnął.
***
Obarykadował okno, najciszej jak potrafił i ostrożnym krokiem wyszedł z domu na balkon. Rozejrzał się wokoło, szukając wzrokiem bestii. Pusto i spokojnie. Załadował pistolet i zeskoczył z budynku. Ścisnął w ręce kij bejsbolowy, który wcześniej zabrał z domu i pewnie ruszył przed siebie. Nie wiedział, gdzie jest i co ma ze sobą zrobić, ale logicznym pomysłem było poszukanie czegoś do jedzenia. Rozglądając się na każdym kroku, szukał wzrokiem spożywczego. W jednej z bardziej zagłębionych uliczek zobaczył w jednej trzeciej święcący baner sklepu. Jedyne co broniło wejścia do sklepu, to z dwadzieścia zombie obijających się o szybę witryny. W myśli Aarona zaświtało, iż mogą tam przebywać żywe osobniki. Misja „eskorta” rozpoczęta! Wyciągnął pistolet i na wejściu odstrzelił z osiem głów, zwracając uwagę na przyciąganie uwagi dzięki odgłosom.
- Czas zacząć zabawę! - kąciki ust chłopaka podniosły się do góry, a on naciągnął na twarz maskę. Wbiegł w tłum zombie, unikając ich koślawych ataków. Wziął głęboki wdech i jak najnaturalniej zaczął rozwalać łby potworów. Wspomagał się obecnością sztyletu i pistoletu. Muszę spróbować. Źrenice osiemnastolatka gwałtownie się zwiększyły, a on sam nie zdał sobie sprawy, kiedy zakończył krwawą rzeź. Skierował się do sklepu i powoli z gotową bronią w ręku wszedł do środka. Nie mylił się. Za ladą ukrywała się kobieta, mniej więcej w wieku Aarona.
- Wiesz jak się stąd wydostać? - bez przeciągania skierował pytanie do przerażonej dziewczyny.
- Wy-wydost..ać? Sk... Skąd? - odpowiedziała drżącym głosem.
Chłopak po raz setny zgryzł wargę i splótł ręce, rozciągając nadgarstki.
- Z tego miasta... Wymiaru? Kurde, nie wiem, jak powinienem to nazwać. - mruknął niecierpliwie.
- Jakim cudem możesz tak żywo rozmawiać, nie t-trząść się... I pytać mnie o coś, czego kompletnie nie wiem. - uniosła swoje fioletowe tęczówki na Aarona.
- Jakiekolwiek sugestie? Mógłbym zafundować ci ochronę, to ja wybiłem tę dwudziestkę na zewnątrz. - potarł oczy.
- Nie wiem, skąd pochodzisz i jakim cudem tu jesteś, ale moje przeczucie nigdy się nie myli. Chodź... Chodź za mną. - wstała, ocierając łzy z twarzy.
Dziewczyna zaprowadziła Aarona na dach sklepu.
- Stań na krańcu dachu i poczekaj moment. - wzięła głęboki wdech i podeszła do chłopaka.
Kobieta chwyciła Aarona za nadgarstek i skoczyła w dół, ciągnąc chłopaka za sobą. Aaron poczuł mocne uderzenie, a oczy zaszły mu czarną barwą.
***
Potarł oczy i powoli wstał z łóżka.
- Co to miało być? - wyjrzał przez okno.
Nowy York był taki sam jak przed wypadkiem z policją.
Orginalne sny Aarona
OdpowiedzUsuńHehehehehehe xdd/Tay
Usuń