Chciałam, by otrzymał zasłużoną karę. Ale w tamtej chwili
wolałam, aby po prostu ktoś ze mną był. Bałam się tego co we mnie kwitło.
Bardzo chciałam powiedzieć Alphie o tym problemie jednak gdy w końcu
zebrałam w sobie odwagę usłyszałam dzwonek telefonu Tytani, który skupił
jej uwagę. Zacisnęłam mocniej wargi. Nawet nie zauważyłam kiedy po moich
policzkach ściekły łzy... Ostatnio zdarza mi się to zdecydowanie za często.
Szybko uporała się z urządzeniem. Przyjęłam niepewnie chusteczkę od
Tytanii i wytarłam łzy. Moja twarz wykrzywiła się w histeryczny uśmiech.
- Tytanio... Muszę ci dużo problemów przynosić... Ciągle cię zawodzę...
Jestem beznadziejna. Nie zdziwię się jeśli mi powiesz, że przynoszę ci
wstyd i byłoby to całkowicie zrozumiałe ale proszę... Nie wy-ypędzaj nas.
Następnym r-razem... następnym... j-ja będę silniejsza. - pod koniec
zaczęłam się jąkać a mój głos łamać. Wadera wyglądała na zaskoczoną
tym co powiedziałam. Jakby usłyszała najbardziej nieprawdopodobną historię.
Szczególnie zareagowała na słowo „nas”. Położyła dłonie na moje
barki. Spojrzała prosto w moje oczy. Niby zachowywała się normalnie, ale
czuć było od niej mocno stępiony gniew.
- „Nas”? - zapytała z troską. Spuściłam tylko wzrok. Milczałam. - Rena,
muszę to potwierdzić... Czy ty jesteś z nim w ciąży? - zapytała spokojnie.
Na to słowo wzdrygnęłam się jakby ktoś wbił we mnie milion igieł. Nie
musiałam już nawet odpowiadać. Pochyliłam głowę tak, że włosy
zasłoniły mi szklące się oczy. Wcześniejszy stępiony gniew wadery był
teraz bliższy furii mimo to starała się tego nie okazywać. Poczułam jak jej
palce wbijają się coraz mocniej w moje ramiona. Po chwili Tytania
uniosła moją głowę i odsłoniła mi oczy. Z całą powagą w głosie
mówiła, że jej nie zawiodłam i żebym więcej nie myślała tak o sobie.
Łatwo mówić... Najpierw podczas walki na Arenie, teraz to... nawet
podczas takich łatwych czynnościach jak gotowanie potrafię zawalić. Jestem
prawdziwą niedorajdą.
- Przepraszam... - powtarzałam cicho niczym mantrę. Moje nogi stały się jak
z waty. Nawet nie wiem kiedy zsunęłam się na ziemię. Tytania
próbowała mnie uspokoić ale w tamtej chwili miałam zbyt wielki mętlik w
głowie. Nie kontrolowane łzy zaczęły kapać na podłogę jedna za drugą.
Gdy próbowałam tylko coś powiedzieć głos załamywał mi się, z trudem
łapałam kolejny oddech. Można powiedzieć, że się niemal dusiłam. Po
reakcji Tytanii jestem pewna, że było to słychać. Drżałam... Do tej pory
ciarki przechodzą po mnie gdy myślę o NIM, ale wtedy... Ja... Po prostu
wpadłam w histerię. Współczucie jakim próbowała mnie uraczyć wadera
sprawiało tylko więcej bólu. Z jednej strony chciałam się wygadać, poczuć
ulgę, wmówić sobie, że jednak nie jestem zerem natomiast z drugiej strony
pragnęłam uciec, rozpaść się, zapaść pod ziemię albo... umrzeć.
Zwyczajnie zniknąć. Było to dla mnie za wiele... Jestem taka słaba. Nawet
nie zdałam sobie sprawę kiedy Tytania odsunęła się ode mnie. W oddali
poczułam śmiertelne przerażenie pochodzące zapewne od jakiejś myszy
uciekającej przed drapieżnikiem. To uczucie, które często doświadczałam i
powód dla którego stworzyłam mój mały raj. Orzeźwiające niczym podmuch
lodowego wiatru. Miałam wrażenie, że niemal czuję je... Wtedy właśnie
powróciło moje trzeźwe myślenie. Byłam przerażona tym widokiem. Całe
pomieszczone było oszronione. Na moim podbródku wisiały sople lodu z łez a
ja sama siedziałam w zaspie śniegu. Spojrzałam na Tytanię. Wnioskując
po dreszczach musiało być jej zimno. Mimo to uśmiechnęła się lekko.
- W końcu przestałaś powtarzać jedno słowo. - powiedziała. Chciałam ją
przeprosić za to co zrobiłam ale gdy tylko otworzyłam usta spiorunowała mnie
wzrokiem w stylu „Jeszcze raz to powiesz zabiję!” więc zamknęłam usta i
spuściłam głowę. Czułam, że ostro sobie nagrabiłam i mi się dostanie
jednak nic takiego się nie stało. Wciąż nie rozumiem czemu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!