To naprawdę nieprzyjemne uczucie, kiedy ktoś budzi cię wrzaskiem prosto do ucha. Dźwięk był tak nagły i taki głośny, że nie zapamiętałem dobrze jego treści. Jak mam zacząć tę opowieść? Był sobie zwykły, śnieżny dzień, ptaki ćwierkały, a ja obudziłem się u boku Hikaru. Dzięki bogu - nie była naga, ale trzymała swoje łapy na moim zadzie, co sprawiło, że poczułem się niekomfortowo. Nieee...ona z pewnością wcale mnie nie molestowała. Najwyżej robiła mi masaż zadu.
Obudziła mnie Fire, która wyglądała na mocno rozbawioną. Na głowie nosiła rogi renifera, a nos miała przefarbowany na czerwono.
- No wstawaj! Niedługo moja pierwsza gwiazdka, a ty nadal nie znalazłeś świętego! - powiedziała z uśmiechem na ustach.
Przewróciłem oczami i odsunąłem się na metr od Hikaru. Dziewczyna smacznie spała, a ja nie zamierzałem jej budzić. Fire przyglądała się mi z zaciekawieniem, a po chwili ruszyła w stronę drzwi wyjściowych. Przebrałem się, aby nie zmuszać mojej smoczycy do czekania na dworze, a zanim bym coś zjadł, poprzeciągał się, umył, to trochę by trwało.
Podróż na Deltę nie była moim wyborem. Tym razem brązowowłosa postanowiła prowadzić mnie przez dzikie, nieznane wcześniej ostępy na tych ziemiach. Dopiero po dłuższej chwili udało nam się coś wytropić, jednak..czy ślad buta, rozmiar czterdzieści dwa, mógł być jakąś istotną poszlaką? Zwątpiłem w to. Niejeden wilk chodził w przebraniu ziemskim po Delcie, i pewnie nie jeden nosił ten rozmiar. Fire jednak przyklęknęła i zmieniła się w smoczysko. Obwąchiwała dokładnie ślad, aż w końcu wskazała łbem i powiedziała cicho "Tędy". Mimo iż starała się robić jak najmniej tego hałasu, nie za bardzo jej to wychodziło. Każdy ruch był wyczuwalny na kilometr. W końcu była smokiem, a przechodziliśmy przez gęsty las. Bałem się, że wkrótce w lesie nic nie zostanie.
Nagle usłyszałem huk i ryk:
- BIERZ ICH RUDOLF!
Zaskoczony spojrzałem w kierunku, z którego dochodził odgłos. Ku mojemu zdziwieniu: Ujrzałem krasnoluda, z białą, puchatą brodą, oraz w czerwonym kubraku, rzucającego w kogoś prezentami, które w powietrzu wybuchały. Obok Mikołaja siedział renifer, z czerwonym nosem i ostrymi jak brzytwa rogami. Nie wyglądał jak z kreskówek, a raczej jak po ugryzieniu wściekłego wilka. Warczał i wierzgał. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że istotą, którą atakował Mikołaj był...Lucas. I kilku krukonów. Ptaki widząc mnie, od razu wzbiły się w powietrze. A ja? Musiałem jakoś uspokoić rozszalałego świętego.
Obudziła mnie Fire, która wyglądała na mocno rozbawioną. Na głowie nosiła rogi renifera, a nos miała przefarbowany na czerwono.
- No wstawaj! Niedługo moja pierwsza gwiazdka, a ty nadal nie znalazłeś świętego! - powiedziała z uśmiechem na ustach.
Przewróciłem oczami i odsunąłem się na metr od Hikaru. Dziewczyna smacznie spała, a ja nie zamierzałem jej budzić. Fire przyglądała się mi z zaciekawieniem, a po chwili ruszyła w stronę drzwi wyjściowych. Przebrałem się, aby nie zmuszać mojej smoczycy do czekania na dworze, a zanim bym coś zjadł, poprzeciągał się, umył, to trochę by trwało.
Podróż na Deltę nie była moim wyborem. Tym razem brązowowłosa postanowiła prowadzić mnie przez dzikie, nieznane wcześniej ostępy na tych ziemiach. Dopiero po dłuższej chwili udało nam się coś wytropić, jednak..czy ślad buta, rozmiar czterdzieści dwa, mógł być jakąś istotną poszlaką? Zwątpiłem w to. Niejeden wilk chodził w przebraniu ziemskim po Delcie, i pewnie nie jeden nosił ten rozmiar. Fire jednak przyklęknęła i zmieniła się w smoczysko. Obwąchiwała dokładnie ślad, aż w końcu wskazała łbem i powiedziała cicho "Tędy". Mimo iż starała się robić jak najmniej tego hałasu, nie za bardzo jej to wychodziło. Każdy ruch był wyczuwalny na kilometr. W końcu była smokiem, a przechodziliśmy przez gęsty las. Bałem się, że wkrótce w lesie nic nie zostanie.
Nagle usłyszałem huk i ryk:
- BIERZ ICH RUDOLF!
Zaskoczony spojrzałem w kierunku, z którego dochodził odgłos. Ku mojemu zdziwieniu: Ujrzałem krasnoluda, z białą, puchatą brodą, oraz w czerwonym kubraku, rzucającego w kogoś prezentami, które w powietrzu wybuchały. Obok Mikołaja siedział renifer, z czerwonym nosem i ostrymi jak brzytwa rogami. Nie wyglądał jak z kreskówek, a raczej jak po ugryzieniu wściekłego wilka. Warczał i wierzgał. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że istotą, którą atakował Mikołaj był...Lucas. I kilku krukonów. Ptaki widząc mnie, od razu wzbiły się w powietrze. A ja? Musiałem jakoś uspokoić rozszalałego świętego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!