Leżałam wygodnie na gałęzi drzewa oglądając ptasie zaloty. Po
mimo dnia wolnego robiłam wszystko by nie zasnąć - obiecałam staremu
dębowi, że porozmawiam z parą sów o zbyt głośnym zachowaniu ich
dzieci w nocy. Nie chciałam ich budzić. Musieli być zmęczeni po polowaniu, a
poza tym nigdzie mi nie było spieszno. „Najwyżej wyśpię się, gdy pójdę
do roboty.” - pomyślałam. Kocham moją pracę! Nagle nowo zapoznana
ptasia parka odleciała, wyraźnie czymś spłoszona. Usłyszałam szelest
roślin a potem trzask gałęzi. Ktoś szedł. Ale kto? Nie
mógł ich przestraszyć stały mieszkaniec tego miejsca. Ze wszystkimi
zwierzętami zawarłam ugodę – żadnych polowań na moim terenie, więc kto
to?Pewnie znowu przypałętał się jakiś wilk. Zeskoczyłam zirytowana w
pobliskie krzewy jeżyny.
- Mam nadzieję, że tym razem mnie nie wydacie wy figlarze. - szepnęłam. One
tylko zachichotały. Naprawdę nie lubię jeżyn. Czujnie obserwowałam. W
końcu po dłuższej chwili z gęstwiny wyłoniła się wilcza postać. Nie
znałam jej. Wprawdzie słyszałam, że nasza wataha powiększyła się o
jednego członka ale po ostatnim incydencie wolałam mieć pewność.
Słyszałam, że może przeobrazić się w demona. To dobrze. Tytani będzie
raźniej... Ja sama niestety nie mogę w tej sprawie być dla niej wsparciem.
Nie mam nic do demonów a także nie rozumiem dlaczego gardzą Tytanią za to,
że została opętana. Przecież to nie jej wina.
Wadera jakby nigdy nic usiadła pod drzewem na którym wcześniej
odpoczywałam. Nie zapowiadało się by szybko zechciała opuścić to miejsce.
Naprawdę irytujące. Chciałam wiedzieć chociaż czy mam do czynienia z
wrogiem czy sojusznikiem. Czekałam i czekałam i... czekałam. A ona nic.
Zaczęłam się nawet zastanawiać czy wadera przypadkiem nie zasnęła, gdy w
ten usłyszałam wołanie o pomoc. W tej samej chwili poczułam na swej skórze
silny strach. Pędem pobiegłam w stronę skąd dochodził krzyk
zapominając o świecie i o tym, że bite dwie godziny spędziłam na ukrywaniu
się bezsensu. Moim oczom ukazał się pościg lisa za zającem. Biedak nie
miał już sił uciekać. Krwawił. Gdy tylko mnie spostrzegł pobiegł w moim
kierunku. Lis chciał już czmychać, gdy drogę ucieczki zagrodziły mu moje
strzały. Podeszłam do skulonego lisa. Nie był stąd.
- Och, czyli nowy? W takim razie mogę ci wybaczyć jednak musisz obiecać, że
nigdy nie będziesz tu polował jasne? To mój dom, mój azyl i nie życzę
sobie rozlewu krwi pomiędzy moimi pomniejszymi braćmi, zrozumiano? -
Powiedziałam wesołym ale i stanowczym głosem. Lisek pokiwał głową na znak,
że zrozumiał. Gdy odwróciłam się w stronę zajączka prócz niego za nim
zobaczyłam tamtą waderę. Czyżby obserwowała całe zajście?
- On tego raczej nie przeżyje. - padło z jej ust takie zdanie.
Zignorowałam ją po czym usiadła obok niej i wzięłam zajączka na
kolana. Palce położyłam na wciąż krwawiące ślady po ugryzieniach.
Leczenie nie zajęło mi nie dłużej niż dwie minuty. Pod koniec czując
nagły ból wykrzywiłam twarz w grymasie. Przy ranie, którą przejęłam od
Haylee był niczym co jednak nie zmienia faktu, że mnie nie bolało. Biedny
zajączek. Rzuciłam okiem na waderę. Jeszcze mnie nie zaatakowała. Jak
miło.
- Schowaj się – poleciłam cicho malcowi. Spytał się czy wszystko ze mną
wpożądku. Pokiwałam twierdząco głową po czym posłałam mu promienny
uśmiech. Miałam nadzieję, że ona tego nie widziała. Maluch zniknął w
trawie.
- Zatem.. - zaczęłam odwracając się do wadery – Czego chcesz?
Nie wiedziałam czego po niej oczekiwać.
< I co Ali. No przyznaj się czego szukałaś w moi "domu" ;)
>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!