30 grudnia 2016

Od Reny "Pierwsze spodkanie" do Alishy

Leżałam wygodnie na gałęzi drzewa oglądając ptasie zaloty. Po mimo dnia wolnego robiłam wszystko by nie zasnąć - obiecałam staremu dębowi, że porozmawiam z  parą sów o zbyt głośnym zachowaniu ich dzieci w nocy. Nie chciałam ich budzić. Musieli być zmęczeni po polowaniu, a poza tym nigdzie mi nie było spieszno. „Najwyżej wyśpię się, gdy pójdę do roboty.”  - pomyślałam. Kocham moją pracę! Nagle nowo zapoznana ptasia parka odleciała, wyraźnie czymś spłoszona. Usłyszałam szelest  roślin a potem trzask gałęzi.  Ktoś szedł.  Ale kto? Nie mógł ich przestraszyć stały mieszkaniec tego miejsca. Ze wszystkimi zwierzętami zawarłam ugodę – żadnych polowań na moim terenie, więc kto to?Pewnie znowu przypałętał się jakiś wilk. Zeskoczyłam zirytowana w pobliskie krzewy jeżyny.
- Mam nadzieję, że tym razem mnie nie wydacie wy figlarze. - szepnęłam. One tylko zachichotały. Naprawdę nie lubię jeżyn. Czujnie obserwowałam. W końcu po dłuższej chwili z gęstwiny wyłoniła się wilcza postać. Nie znałam jej. Wprawdzie słyszałam, że nasza wataha powiększyła się o jednego członka ale po ostatnim incydencie wolałam mieć pewność. Słyszałam, że może przeobrazić się w demona. To dobrze. Tytani będzie raźniej... Ja sama niestety nie mogę w tej sprawie być dla niej wsparciem. Nie mam nic do demonów a także nie rozumiem dlaczego gardzą Tytanią za to, że  została opętana. Przecież to nie jej wina.
Wadera jakby nigdy nic usiadła pod drzewem na którym wcześniej odpoczywałam. Nie zapowiadało się by szybko zechciała opuścić to miejsce.  Naprawdę irytujące. Chciałam wiedzieć chociaż czy mam do czynienia z wrogiem czy sojusznikiem. Czekałam i czekałam i... czekałam. A ona nic. Zaczęłam się nawet zastanawiać czy wadera przypadkiem nie zasnęła, gdy w ten usłyszałam wołanie o pomoc. W tej samej chwili poczułam na swej skórze  silny strach. Pędem pobiegłam w stronę skąd dochodził krzyk zapominając o świecie i o tym, że bite dwie godziny spędziłam na ukrywaniu się bezsensu. Moim oczom ukazał się pościg lisa za zającem. Biedak nie miał już sił uciekać. Krwawił. Gdy tylko mnie spostrzegł pobiegł w moim kierunku. Lis chciał już czmychać, gdy drogę ucieczki zagrodziły mu moje strzały. Podeszłam do skulonego lisa. Nie był stąd.
- Och, czyli nowy? W takim razie mogę ci wybaczyć jednak musisz obiecać, że nigdy nie będziesz tu polował jasne? To mój dom, mój azyl i nie życzę sobie rozlewu krwi pomiędzy moimi pomniejszymi braćmi, zrozumiano? - Powiedziałam wesołym ale i stanowczym głosem. Lisek pokiwał głową na znak, że zrozumiał. Gdy odwróciłam się w stronę zajączka prócz niego za nim zobaczyłam tamtą waderę. Czyżby obserwowała całe zajście?
- On tego raczej nie przeżyje. -  padło z jej ust takie zdanie. Zignorowałam ją po czym usiadła obok niej i wzięłam zajączka  na kolana. Palce położyłam na wciąż krwawiące ślady po ugryzieniach. Leczenie nie zajęło mi nie dłużej niż dwie minuty. Pod koniec czując nagły ból wykrzywiłam twarz w grymasie. Przy ranie, którą przejęłam od Haylee był niczym co jednak nie zmienia faktu, że mnie nie bolało. Biedny zajączek.  Rzuciłam okiem na waderę. Jeszcze mnie nie zaatakowała. Jak miło.
- Schowaj się – poleciłam cicho malcowi. Spytał się czy wszystko ze mną wpożądku. Pokiwałam twierdząco głową po czym posłałam mu promienny uśmiech. Miałam nadzieję, że ona tego nie widziała. Maluch zniknął w trawie.
- Zatem.. - zaczęłam odwracając się do wadery – Czego chcesz?
Nie wiedziałam czego po niej oczekiwać.
< I co Ali. No przyznaj się czego szukałaś w moi "domu" ;) >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits